Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Nie dam rady"

Draco potarł skronie, czując się, jakby jego głowa była rozbijana od wewnątrz wielkim młotem. Ból pojawił się w środku nieprzespanej nocy i nie ustawał, zmuszając Dracona do ominięcia śniadania. Pierwsza lekcja, Transfiguracja, była katastrofą, jedną z poważniejszych, ze względu na odjęte punkty i zirytowane spojrzenia reszty uczniów ze Slytherinu. Mimo że Draco starał się to ignorować, każdy szept, nienawistne spojrzenie czy nagły ruch powodował u niego niezauważalne wzdrygnięcie i potrzebę znalezienia spokojnego miejsca. Korytarze, a co za tym idzie, tłumy uczniów i głośne rozmowy wywoływały u Draco coś, co wolał pozostawić nienazwane.

W przerażający sposób przypominało to jednak lęk.

Reszta lekcji do obiadu zamieniła się w oczach Dracona w ciąg przytłumionych głosów, ledwie słyszalnych przez ból głowy i odrętwienie, jakie czuł. Dłoń na zajęciach praktycznych ledwo unosiła różdżkę, a zaklęcia jeszcze nigdy nie były tak mizerne jak teraz. Z rosnącym zdenerwowaniem patrzył, jak kolejny czar ledwie świeci na końcu różdżki, po czym gaśnie, co nie powinno się nigdy zdarzyć. Spróbował uspokoić swój oddech, skupiając swoje myśli na kontrolowaniu trzęsących się coraz mocniej dłoni. Zignorował zdziwione spojrzenie Flitwicka i odłożył różdżkę na stół, zaciskając już puste dłonie w pięści. Czuł jak strach zakleszcza się w jego klatce piersiowej, a serce bije mocniej, niż powinno. Wiedział, że powinien być teraz w najlepszej formie. Musiał być, a jednak jego palce nie chciały przestać się trząść, oddech wiązł mu w gardle, a płuca nie uzyskiwały wystarczającej ilości tlenu.

Pansy szturchnęła go w ramię i powiedziała coś, jednak jej słowa zagłuszył szum w jego uszach, jakby ktoś rzucił na niego wyjątkowo potężne Muffialto. Draco odetchnął głęboko, po skroni spłynęła mu kropelka potu.

Nie dam rady.

Zacisnął powieki i uniósł drżącą się dłoń do twarzy, by stłumić odgłos urywanego oddechu. Ta myśl prześladowała go w snach i na jawie, odnosząc się jednocześnie i do najzwyczajniejszych lekcji, i do ciążącej mu misji, od której miała zależeć przyszłość jego rodziców. Cień zadania (morderstwa - podpowiedział cichy głos z zakamarków jego umysłu) czaił się w podświadomości, odbierając dech i przytłaczając go swoją wagą, przypominając o sobie w najgorszych możliwych chwilach. Ręce mimo wszelkich jego starań zaczęły się mocniej trząść, jego ramiona niemal odruchowo zgarbiły się, próbując zatrzymać resztki uciekającego z niego ciepła.

Kolejny urywany oddech, nieprzerwany szum w uszach i głos Pansy, dobywający się jakby z oddali. Po chwili uścisk na jego przedramieniu, zbyt nagły, zbyt mocny. Wyrwał rękę i z przestrachem zerwał się z krzesła, wywołując tym nagły zawrót głowy. Oparł się ciężko o ławkę, gdy przed oczami mignęły mu ciemne plamy, oślepiając go. Odruchowo chciał sięgnąć po różdżkę, jednak muśnięcie drewna o zdrętwiałe palce jedynie przypomniałoby mu o jego porażce (porażkach).

Z sercem coraz szybciej bijącym niemal wyszeptał "Muszę wyjść" jako usprawiedliwienie do profesora i ruszył biegiem przez klasę, uderzając biodrem o jedną z ławek. Poczuł tępy ból, jednak nie mógł się on równać z miażdżącym uczuciem w jego klatce piersiowej, który powoli wyciskał z niego oddech i odbierał umiejętność rozsądnego myślenia.

Wypadł na korytarz, dobiegł do następnej, pustej klasy i wszedł do niej. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa już na progu, gdy tylko poczuł, że był tu sam, przez co padł bezwładnie na podłogę. Przycisnął kolana do piersi i zacisnął dłoń we włosach, modląc się, by ból przywrócił mu jasność myślenia. Jednak strach tylko się podwoił, a świadomość, co za chwilę po raz kolejny będzie przeżywał, sparaliżowała go. Nie chciał znów pogrążać się w tej spirali paniki. Nie chciał ponownie przeżywać wszystkich porażek od początku.

Zamknął oczy i spróbował uspokoić oddech, ale duszące uczucie nie pozwoliło mu kontynuować. W uszach nadal szumiała mu krew, zimne ręce trzęsły się od nadmiaru strachu. W głowie rozbrzmiewały mu wciąż te same słowa: "Nie dam rady, nie dam rady, nie dam rady..."

Nie wiedział, ile tak leżał. Kiedy jednak przez jego mantrę przebił się kojący, znajomy głos, powtarzający w kółko dwa, jak dobrze znane mu słowa, Draco na oślep wysunął rękę w poszukiwaniu ciepła drugiej osoby. Gdy jego zdrętwiałe palce zacisnęły się na ciepłym nadgarstku, a wokół siebie poczuł powolny ruch, z jego gardła wydarł się szloch ulgi. Głos umilkł, zastąpiony cichymi, choć wyraźnymi wdechami i wydechami, do których Draco spróbował się dostosować. Mając większą kontrolę nad sobą, rozluźnił palce i nadal trzęsącą się rękę wsunął w tę znaną, ciepłą dłoń.

- Harry - powiedział na wydechu, a głos uwiązł mu w gardle.

- Jestem - odparł zwyczajnie Harry i uśmiechnął się pokrzepiająco, kontynuując przeczesywanie włosów Draco palcami. (Kiedy on zaczął to robić? Draco nie wiedział, ale nagle uświadomił sobie, że jego wcześniej niemal spazmatycznie zaciśnięta na kosmykach dłoń rozluźniła się za sprawą delikatnych muśnięć Gryfona). -Nigdzie nie idę, mamy cały czas na świecie. Wszystko w porządku.

I, o Merlinie, Draco zrobiłby by wszystko, żeby tak było. Przełknął ślinę na myśl o strachu jaki czuł i o jego powodzie. Nic nie było w porządku, ale w uścisku Harry'ego przynajmniej czuł się bezpiecznie. Rozluźnił kurczowo zaciśnięte dłonie i wtulił się w Pottera na ile ich pozycja pozwoliła. Ponownie skupił się na oddychaniu, przy każdym wdechu czując znajomy zapach Gryfona.

Gdy jego serce przestało tak szybko bić, a ból w większości minął, Draco przesunął się i usiadł obok Harry'ego, zdając sobie sprawę, że wcześniejsza pozycja mogła być dla Harry'ego niewygodna.

Ich dłonie nadal pozostały złączone, ale żaden z nich się nie odezwał. Draco skrzętnie unikał wzrokiem zielonych oczu, nie chcąc wiedzieć, co tam zobaczy. Nie chciał, by ktokolwiek go widział w takim stanie, ale jednocześnie obecność chłopaka była kojąca, mimo że Draco nigdy by tego na głos nie przyznał (nie musiał - Harry i tak wiedział).

W końcu ciszę przerwał głos Harry'ego:

- Chcesz o tym porozmawiać?

Draco zacisnął zęby. Nie, zdecydowanie nie chciał znów się w tym pogrążać, nie teraz, nie przy nim, a najlepiej już nigdy więcej. Pokręcił głową, ale w tym samym momencie poczuł jak Harry nachyla się do niego z troską w oczach (Draco nie musiał patrzeć, by to wiedzieć. To nie był pierwszy raz, gdy odmówił Harry'emu i zapewne nie ostatni. To w pewnym sensie pewnik, ale Harry będzie pytać i po każdej odmowie będzie się martwić).

- Wiesz, że prędzej czy później musisz mi o tym powiedzieć. Wybiegasz z klasy, masz ataki paniki, omijasz posiłki. Coś się dzieje, nie jestem głupi. Jeśli mi powiesz, może będę w stanie pomóc. Nie chcę patrzeć jak męczysz się z tym sam - nalegał Harry z nutką przygany, ale i desperacji w głosie.

Draco zamknął ponownie oczy, próbując odciąć się od tego, co Harry chciał mu przekazać. Nie mógł powiedzieć, nie chciał go w to wmieszać, Harry nie zasługiwał na obarczanie go jego problemami.

- Draco...

Malfoy popatrzył na niego, gdy wypełniło go poczucie winy, frustracji i czystego strachu.

- Nie chcesz wiedzieć, co się dzieje – syknął przez zęby, a wypowiadane słowa kłuły go w serce. - Powinieneś się trzymać od tego z daleka. Powinieneś się trzymać ode mnie z daleka. Jak myślisz, łatwo jest utrzymać to wszystko w tajemnicy? Za każdym razem, gdy prosisz mnie bym ci powiedział, odmawiam ci, bo doskonale wiem, że będziesz w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Czy ty nie rozumiesz - jego głos się złamał, gdy chwycił go desperacko za ramiona - że nie mówię ci tego, bo mi na tobie zależy? Bo próbuję cię chronić? - Jego oddech ponownie stał się krótki, nierównomierny, a oczy napełniły się gorzkimi łzami, których nie miał sił powstrzymać przed spływaniem na policzki. - Nie chcę, żebyś był częścią misji. Nie chcę, byś mnie znienawidził. Nie chcę, byś miał krew na rękach tak samo jak... - nagły szloch uniemożliwił mu mówienie. Draco nienawidził się za to, że był tak słaby. Nienawidził się za to, że chciał odepchnąć Harry'ego, ale nie miał tyle siły, by móc pozwolić mu rzeczywiście odejść. Że nie potrafił trzymać go z dala od całego chaosu w jego życiu.

Gdy ciepłe ręce zaczęły głaskać go po plecach, a on ponownie znalazł się w objęciach Harry'ego, Draco pozwolił sobie płakać, czego odmawiał sobie od dłuższego czasu. Przynosiło to małą ulgę, jednak ta szybko została stłumiona przez niepokój. Harry nie odezwał się ani słowem, a Draco obawiał się, że powiedział parę słów za dużo i rzeczywiście odepchnął go od siebie. Myśl była na tyle nieprzyjemna, że Malfoy miał ochotę odsunąć się, by choćby zerknąć na twarz Harry'ego w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak niepewności, odrzucenia (wstrętu). Przekraczało to jednak jego siły, więc pozwolił sobie jedynie złapać szatę Gryfona, trzymając się jej jak ostatniej deski ratunku.

- Draco - zaczął po jakimś czasie Harry i poruszył się, co Malfoyowi wydawało się jeszcze gorsze niż wcześniejsza cisza. Zacisnął powieki, jego klatką piersiową wstrząsnął gwałtowny szloch.

- Kocham cię, nie odchodź, Harry, proszę, nie odchodź - wyszeptał, dotykając czołem obojczyka Pottera. - Harry, proszę, ja... - "nie dam rady" nie przeszło mu przez gardło. - Proszę...

- Draco, zostaję. Nie opuściłbym cię za nic na świecie - przerwał mu Harry. Złożył na blond włosach krótki pocałunek i pochylił głowę, muskając ustami ucho Draco. - Kocham cię. Kocham cię zbyt mocno, by jakkolwiek to wyrazić w słowach. - Malfoy mógł poczuć na uchu lekki, choć zapewne wymuszony uśmiech. Spróbował stłumić swój szloch, jednak wiedział, że nie za wiele to da. - Najważniejsze jednak jest to, że jestem tu z tobą. I nigdzie nie idę.

Draco pokiwał niezauważalnie głową, ale nie odezwał się, mimo że ciężar jaki spadł mu z serca był ogromny. Harry odetchnął głęboko i przesunął dłonie po plecach chłopaka.

- Chciałem jedynie powiedzieć, że jeśli chcesz, to możemy zejść do kuchni, by znaleźć coś do jedzenia dla ciebie - zaproponował Harry, a Draco mógłby przysiąc, że chciał powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymał. - Masz ochotę na ciasto dyniowe?

Malfoy pokręcił głową, odsuwając się trochę od Harry'ego, jednak nie na tyle, by nie czuć bijącego od niego ciepła.

- Nie wiem, czy dam radę... - przerwał, by wziąć drżący oddech i wypuścić powietrze, próbując się uspokoić. - Nie wiem, czy dam radę coś zjeść.

Harry przejechał dłonią po włosach Draco.

- Możesz przynajmniej mi powiedzieć, kiedy ostatnio jadłeś? - zapytał i w tym samym momencie uniósł palcami podbródek blondyna, by móc patrzeć mu prosto w oczy. - Tylko nie kłam.

Draco przez jakiś czas próbował odwrócić wzrok, jednak w końcu skapitulował. Kłamstwa nie wyparowały z jego głowy, tak jak pewnie Potter chciał, jednak zmartwione spojrzenie skutecznie pozbawiło go chęci do łgania. Dopiero po chwili przeszukiwania pamięci i próbowania nie pogrążać się w lęku, jaki czuł przez ostatnie dni, Draco zorientował się, że nie zna odpowiedzi.

- Ja... nie pamiętam - przyznał cicho, niemal natychmiast odwracając wzrok. Zdążył jednak zauważyć zmartwienie i niepewność na twarzy Harry'ego.

Gryfon jednak pozbierał się szybko i uścisnął jego rękę.

- Nie ma problemu. Może poprosimy Skrzaty o herbatę? Obiad w większości powinien już być przygotowany, także nie powinny mieć z tym większego problemu. - Zwilżył wargi językiem. - Jeśli oczywiście chcesz i czujesz się na siłach, by wstać.

Draco potrząsnął delikatnie głową, a ból sprzed kilkunastu minut powrócił, jednak ze znaczną mniejszą siłą.

- Jeszcze nie. Daj mi chwilę - poprosił cicho i odetchnął głęboko. - Dziękuję.

Harry widocznie speszył się, bo odwrócił wzrok, a na jego policzkach pojawił się cień rumieńca, co, mimo całej zaistniałej sytuacji, było urocze.

- Nie ma za co. Naprawdę, nic nie zrobiłem - powiedział, przejeżdżając palcami po włosach. - Potrzebujesz teraz czegoś? Może powinienem jednak skoczyć do kuchni?

Draco nie odpowiedział, a jedynie objął Harry'ego, kładąc podbródek za jego ramieniu.

- Kocham cię. Dziękuję.

Harry przyłożył dłoń do potylicy blondyna.

- Też cię kocham. I może nie powinienem ci tego mówić, ale okropnie mnie wystraszyłeś, gdy wybiegłeś z klasy.

Draco poczuł ukłucie winy, ale szybko przeistoczyło się to w niepokój.

- Profesor nie chciał wiedzieć, dlaczego wyszedłem? - spytał i poczuł, że Harry spiął się, co zadziałało jak kubeł zimnej wody. Ze strachem w oczach oderwał się od niego i popatrzył mu w oczy. - Co się stało po moim wyjściu?

Tym razem to Harry odwrócił wzrok.

- Całkiem przypadkowo i niechcący mogłem powiedzieć Hermionie, że... ekhm... Jestem twoim chłopakiem? I poprosiłem ją, żeby jakoś wyjaśniła to profesorowi?

Draco poczuł, jak lęk zaciska się wokół jego płuc, wyciskając z nich powietrze. Jego oddech przyspieszył.

- Oni wiedzą o...? - nie dokończył, bo Harry szybko potrząsnął głową.

- Wszystko w porządku, naprawdę, Hermiona im nie powie - zapewnił, jednak Draco zacisnął dłoń na jego szacie. Harry stanowczym ruchem położył dłonie na jego policzkach i dotknął czołem czoła Malfoya. - Nie powie im, wszystko będzie w porządku. Weź głęboki oddech... świetnie... i wypuść. Wdech.... I wydech. - Harry przeczekał chwilę, aż w końcu powiedział: - Hermiona będzie wiedziała co powiedzieć. Ratowała mnie z przeróżnych sytuacji odkąd się poznaliśmy.

Draco miał ochotę wyrazić na głos, swoje obawy o to, że teraz to nie tylko los Harry'ego Hermiona trzymała w dłoniach, jednak Harry powstrzymał go, nachylając się i muskając jego wargi swoimi.

Draco był zbyt zaskoczony, by zareagować, więc Harry przejął kontrolę nad sytuacją. Pocałunek pogłębił się, a on po raz pierwszy od dawna poczuł jak z głowy ulatują mu wszystkie myśli, pozostawiając po sobie jedynie uczucie ulgi. Nieśmiały uśmiech sam pojawił mu się na ustach, gdy odwzajemnił pocałunek, delikatnie kładąc dłonie na karku Gryfona i głaszcząc znajdujące się tam krótkie włosy. Dopiero teraz z całą mocą uświadomił sobie, jak bardzo brakowało mu dotyku Harry'ego, jego ust na swoich, cichego śmiechu i zielonych oczu wypełnionych miłością. Nie chciał pamiętać, jak cierpiał bez nich.

- Tęskniłem za tobą - wyszeptał między pocałunkami w usta Harry'ego, na co temu rozbłysły oczy.

- Ja za tobą też - odparł cicho Harry, odsuwając się trochę.

- Przepraszam, że cię unikałem, ale... - Draco starał się znaleźć odpowiednie słowa, jednak Harry go uprzedził:

- W porządku. Rozumiem, że potrzebowałeś... przerwy - powiedział po krótkim namyśle. Obaj wiedzieli, że to znaczne niedomówienie, ale żadne z nich tego nie skomentowało. - Kuchnia? Ciasto?

Draco westchnął.

- Zmiana tematu subtelna jak zawsze - powiedział słabo i spuścił wzrok. Zwykła rozmowa wydawała się teraz zdecydowanie nie na miejscu. Nie zasługiwał na ten luksus.

Harry za to roześmiał się głośno, a Draco pomyślał, że nawet jeśli on nie zasługiwał, tak Harry'emu zdecydowanie to się przyda, sądząc po ulatującym z niego napięciu.

- Cieszę się, że znów wraca Draco, którego znam. - Pocałował go w nos, a na jego ustach pojawił się pokrzepiający uśmiech. - Zanim jednak zejdziemy do kuchni, mam do ciebie prośbę.

Draco naprawdę bardzo się starał, jednak nie zdołał powstrzymać ukłucia strachu i przyspieszonego bicia serca.

- Tak?

Harry przeczesał palcami włosy i spojrzał mu prosto w oczy.

- Chodzi o to, że... Jeśli kiedykolwiek będziesz miał problem, który cię przerasta, proszę, powiedz mi o tym. Nie musisz sam przez to przechodzić. Jestem tu, bo cię kocham i będę cię wspierać, nie bacząc na to, w jak duże bagno nas wpakujesz. - Jego kąciki ust drgnęły. - Mam doświadczenie w wypełzaniu z problemów. Po prostu przyjdź do mnie. Wymyślimy coś.

Draco objął Harry'ego.

- Wiem.

Potter odwzajemnił uścisk, trącając podbródkiem obojczyk blondyna.

- Obiecujesz, że powiesz mi, gdy będziesz gotowy?

Draco wahał się przez chwilę, mimo że wiedział, jak jego odpowiedź będzie.

- Obiecuję.

~♥~

Miniaturka napisana dla drogiej Kathyy978, która była jej pomysłodawczynią. Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten poślizg, a fanfik będzie wystarczającą rekompensatą za Twoje czekanie ♥
(Plus, dzięki Tobie napisałam prawdopodobnie najbardziej zbliżonego do swojego kanonicznego siebie Draco - to naprawdę orzeźwiające doświadczenie)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro