Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Blizny


Wszyscy wiedzieli o sławnej bliźnie Harry'ego w kształcie błyskawicy.

Jedynie parę osób wiedziało, że miał inne, mniejsze blizny, które zdobył w różnych okolicznościach, niekoniecznie tak sławnych i rozpoznawalnych.

Tylko Draco wiedział, ile dokładnie ich było i znał kryjące się za nimi historie.

Wieczorem, gdy Harry wsuwał się pod pościel, Draco miał nawyk przyciągania go do siebie i muskania palcami każdą z plamek jasnej skóry. Jedna na udzie o paskudnym, poszarpanym kształcie, druga, długa jak nitka na plecach, trzecia w postaci kropek na piersi, czwarta wyraźna na palcu, piąta, chyba najzwyczajniej wyglądająca, bo krótka i podłużna na boku (szósta na dłoni, ale tę Draco starannie unikał).

Harry nie musiał nigdy o nich opowiadać, bo Malfoy doskonale wiedział skąd każda się wzięła. Niech to Merlin, sam pomagał Harry'emu w leczeniu ran, po których zostały. Co nie znaczy, że widok uśmiechającego się blado Harry'ego z rozharataną nogą i zmartwienia na twarzach Uzdrowicieli sprawiał Draco jakąkolwiek przyjemność. Przeciwnie, gdy pierwszy raz zobaczył to zwątpienie na twarzy Uzdrowicieli i usłyszał ich wyjaśnienia, że nie wiedzą, co trafiło Pottera i czy rana się wyleczy, Draco strzelił Uzdrowiciela w nos i po raz pierwszy od dawna ponownie sięgnął po książki o czarnej magii.

To głównie przez nieumiejętne leczenie blizna na udzie jest tak widoczna i poszarpana.

Innym razem Harry wrócił prosto do domu i z nonszalancją zderzył się ze ścianą obok drzwi, by zaraz z gracją wyłożyć się na podłodze, odsłaniając czerwono-zieloną ranę na plecach, ciągnącą się od prawej łopatki do lewego biodra. Z wdziękiem trzepnął niechcący ręką w ścianę i wyjaśniająco wychrypiał coś, co zaskakująco było podobne do gulgotania indyka.

Harry utrzymywał, że nie zrobił żadnej z tych rzeczy, ale z drugiej strony to od gdakał na podłodze, podczas gdy Draco przytomnie wahał się pomiędzy histerycznym chichotem a strzeleniem Harry'ego w twarz, by się w końcu uspokoił.

Dla własnego zdrowia (i satysfakcji) zrobił obie rzeczy, po czym aportował się wraz z Harrym do Munga, gdzie po skonsultowaniu się z uzdrowicielami, powiedzeniu im paru niecenzuralnych rzeczy na temat ich pojęcia o klątwach i właściwego wyleczeniu Harry'ego, Potter wysłuchał wykładu na temat debilizmu, jakim się wykazał, idąc na misję bez wsparcia innych aurorów. Oczywiście, gdy padło dobitne "kretynie", które zwiastowało koniec monologu i jeszcze parę dobijających "idiotów" i "zakutych łbów" Harry taktownie przeprosił i obiecał, że więcej się to nie powtórzy.

Draco jednak miał więcej rozumu, niż by zwyczajnie mu uwierzyć, więc gdy następnym razem Harry wpadł do ich domu z podziurawioną koszulą i "nie panikuj, ale chyba mam przedziurawione płuco" na ustach, Draco jedynie pokręcił głową zirytowany i zabrał go do Uzdrowicieli, którzy chyba w tamtym momencie zaczęli pałać do niego czystą nienawiścią. Tym razem monolog był krótszy, jednak najeżony wystarczającą ilością "cymbałów", "tępych młotów" i "durniów", by Harry zrozumiał powagę sytuacji.

Poniewczasie, bo śmiertelne zagrożenie minęło, ale Draco nie chciał, by cokolwiek ze strachu, jaki czuł, ominęło jego nieokiełznanego kochanka.

Potter tym razem był wystarczająco grzeczny i nie wychylał się na misjach w terenie. Ale Harry nie byłby Harrym, gdyby raz na jakiś czas czegoś sobie nie zrobił, co w końcu nastąpiło.

Wielu myśli, że Potter swoją bliznę na palcu zdobył w heroicznej walce między dobrem a złem, albo innej bzdecie, o której opowiadają w gazetach, typu rzucaniu się na Śmierciożercę i łapaniu jego różdżkę gołą ręką, prawie nie tracąc przy tym palca (co jest głupotą, ale Harry, gdyby mógł, to by to zrobił, bo to Harry).

Prawdziwa historia jest jednak inna i dość niespodziewana. Bo kto by pomyślał, że sławny Gryfon nie potrafi pokroić zwyczajnie ogórka?

Draco nie pomyślał.

Więc kiedy podczas czytania ekscytującej książki z kuchni dobiegł go syk, przekleństwo i brzęk noża, Draco jedynie westchnął męczeńsko. Zamknął oczy, zastanawiając się, czy ze szczęściem Pottera ich nóż nie miał na sobie jakiejś klątwy lub trucizny i zaczął obmyślać plan, jak na stałe umieścić Harry'ego w Mungu pod stałą obserwacją.

Najlepiej w kaftanie bezpieczeństwa.

Wstając, przerwał potok przekleństw znaczącym "imbecyl" i machnięciem różdżki rzucił na obficie krwawiący palec Episkey. Harry posłał mu wdzięczne spojrzenie i zaczął tłumaczyć, że to wcale nie była jego wina i nóż zwyczajnie poleciał nie w tę stronę co trzeba. Draco nie skomentował tego, bo, doprawdy, przecież każdy nóż czasem ma zły dzień i zwraca się przeciwko swojemu właścicielowi, prawda?

Na jego usta wpłynął uśmiech, gdy przypomniał sobie inną historyjkę.

- Mam się bać?

Draco spojrzał na Harry'ego i objął go mocniej, wsuwając nos w czarne włosy. Wolną dłonią gładził bliznę na boku Harry'ego.

- Nie ma czego. Wspominam.

Harry poruszył się, nakrywając palce Dracona swoimi.

- To nie jest dobry pomysł.

Draco uśmiechnął się.

- Ja tam myślę, że to jak na razie najlepsza sytuacja, przez którą masz bliznę - powiedział, nie zważając na słowa Pottera.

Harry jęknął cicho i kopnął blondyna w łydkę, doskonale wiedząc, o czym mówi.

- Nienawidzę cię. To nie było zabawne, raczej śmiertelnie niebezpieczne, a ty to wszystko obracasz w żart.

Malfoy złożył na czubku głowy Harry'ego krótki pocałunek.

- Tak, dawanie drapaka przed pawiem albinosem na dworze moich rodziców to bardzo niebezpieczna rzecz. Bo kto wie, czy skrzaty nie ostrzą im dziobów?

~

Przepraszam za tak długą nieobecność. Od teraz postaram się jak najczęściej wstawiać miniaturki, a sądząc po ilości zaczętych przeze mnie fanfików pewnie trochę ich jeszcze będzie. Mam nadzieję, że przerwa Was nie zniechęciła, a tym, którzy wysłali do mnie swoje pomysły chciałam powiedzieć, że o nich pamiętam i obiecuję napisać je jak najszybciej się da ♥


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro