Betty
Potterowie mieli swój zwyczajowy rytuał, odbywany co sobotę i niedzielę o poranku.
O ósmej wstawali, a po porannym przywitaniu szli do kuchni i przygotowywali zdrowe śniadanie, które zwykle składało się z resztek wczorajszej kolacji. Rzadziej z tego, co Harry zdołał wtedy przyrządzić w ciągu dziesięciu minut (Draco był zbyt głodny, by czekać dłużej).
Po śniadaniu następował czas na przygotowanie kawy Harry'ego i herbaty Dracona. Podczas parzenia ich, przylatywały sowy z pocztą, która po przejrzeniu lądowała na stoliku i czekała na swoją kolej.
W końcu siadali w fotelach w salonie, każdy z pełnym kubkiem w dłoni. Draco sięgał po książkę, a Harry po Proroka Codziennego.
Dziś jednak tak nie było.
Harry stanął jak wryty w drzwiach do salonu i przetarł oczy, sądząc, że ma zwidy.
Nie miał ich.
- Draco? - zawołał niepewnie, nie spuszczając oka ze swojego fotela. Usłyszał kroki za sobą i zaspane ziewnięcie.
- Coś nie tak? - zapytał blondyn, opierając brodę o ramię męża. Ten wskazał na swój fotel.
- Możesz to wytłumaczyć?
Draco spojrzał w tamtym kierunku i uśmiechnął się.
- Ach, o to ci chodzi. Przybłąkała się - powiedział i poszedł do swojego fotela, jakby to wszystko tłumaczyło. - I odpowiadając na twoje nie zadane pytanie... Zostaje.
Harry patrzył na swojego męża z mieszanymi uczuciami. W końcu ponownie zerknął na fotel.
- Ale... - zająknął się, patrząc jak kulka jasnego futra zaczyna drapać skórę na podłokietniku. Jego podłokietniku. Niemal natychmiast znalazł się przy meblu i uniósł sierściucha, zanim ten zdążył wyrządzić więcej krzywd jego ulubionemu fotelu. - Kot? - zapytał z wyraźną urazą w głosie. - Namawiałem cię na psa przez miesiące, a ty przyprowadzasz...
-Betty - przerwał mu Draco, sięgając po książkę. Uśmiechnął się, zagłębiając w lekturze. - Wabi się Betty i jest naszą nową współlokatorką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro