56. Moja/twoja wina
Zostały niecałe dwa tygodnie do siedemnastych urodzin Idaliny. Ominis pół godziny siedział w dormitorium, mieląc między palcami gładki pergamin, będący zaproszeniem na tę uroczystość. On sam miał pełnić tam ważną rolę, narzeczonego dziewczyny stającej się kobietą. Od prawie czterech miesięcy wiedział, że musi ją poślubić zaraz po skończeniu szkoły i pomimo kilku prób zerwania oświadczyn (głównie ze strony Norden) wciąż tkwił w tym sekretnym związku, spotykając się przy tym z Fioną. Należałoby też wspomnieć o tajemniczej partnerce z balu, która do tej pory ukrywała swoją tożsamość.
Ominis podniósł wzrok na otwierane drzwi, po krokach rozpoznając Carrowa. Chłopak snuł się niczym cień po korytarzach Hogwartu, przestając już nawet dokuczać młodszym rocznikom. Zaginięcie jego siostry odbiło się na nim, co nieraz przy śniadaniu podkreślał Sebastian, widząc coraz większy obłęd w oczach Ślizgona. Sallow akurat doskonale rozumiał udręczenie współlokatora, samemu tracąc bliźniaczkę. Gaunt słyszał kroki, a potem ciało opadające na materac łóżka i ciche westchnienie. To był znak dla Ominisa, by wyjść z pokoju i pozwolić Carrowowi użalać się nad sobą. On z kolei nie potrafił zrozumieć chłopaka, bo sam nie miałby nic przeciwko, gdyby któryś z jego braci zaginął.
Głośno się mówiło, że młoda Bethany Carrow jest poszukiwana i do tej pory pozostawała nieodnaleziona. Pokój wspólny powoli pustoszał, kilka osób wyszło już na kolację, niektórzy jeszcze odrabiali lekcje przy kominku. Ominis wyciągnął przed siebie różdżkę, której koniec rozbłysnął czerwonym światłem. Dwa tygodnie do urodzin Idaliny, trzy do urodzin jego ojca. Zapowiadał się intensywny koniec miesiąca.
Gaunt pozwolił, aby różdżka prowadziła go do wyjścia z pokoju wspólnego. Przed wyjściem zdążył wysłać krótki liścik do Fiony. Musiał uporządkować swoje sprawy oraz obrać w końcu jeden kierunek w życiu, nawet tym podyktowanym przez rodzinę. Z Ashford miał się spotkać za kwadrans przed wyjściem z zamku w Wieży Zegarowej. I tam też ją spotkał. Opierała się o ścianę, nieco zmarznięta, bo nie założyła nic poza grubym swetrem z herbem domu.
— Prosiłeś o spotkanie — powiedziała, wychodząc mu na przeciw i krótko całując w policzek. — Coś się stało?
— Tak, chciałbym z tobą porozmawiać, ale nie tutaj. — Udawał, że się rozgląda, choć tak naprawdę tylko nasłuchiwał dodatkowych kroków.
Chwycił Fionę za chłodną dłoń i poprowadził przez dziedziniec. Uznał, że dobrym miejscem na rozmowę o tej porze będzie hangar na łodzie. Nikogo nie powinno tu być, jedynym świadkiem ich rozmowy byłby wtedy tylko potwór z Czarnego Jeziora. Fiona cały czas drżała, najwidoczniej nie spodziewała się spaceru poza zamek, więc Ominis w dżentelmeńskim stylu oddał jej swój płaszcz. Żałował, że nie mógł zobaczyć Gryfonki w płaszczu z herbem Węża.
— Dziękuję — odparła na ten gest, a potem przycupnęła na pomoście, zapraszając Ominisa, by zrobił to samo. — Chciałeś żebyśmy zostali sami, więc o to jesteśmy...
Ominis wziął głęboki oddech, wiedząc, że to, co zaraz powie może zmienić między tą dwójką wszystko. Mógł stracić nie tylko ukochaną, ale i serdeczną przyjaciółkę. Próbował kilkakrotnie ułożyć przemowę, w której przekaże wszystko, co czuje i myśli, bez krzywdzenia przy tym dziewczyny.
— Fiona, posłuchaj, naprawdę bardzo cię kocham, jesteś dla mnie ważna, darzę cię szacunkiem i... Cóż, to trochę skomplikowane, ale chcę...
Gryfonka przysłuchiwała się tym nieudolnym próbom wyjaśnienia czegokolwiek. Sama zamierzała skorzystać z tej okazji ich spotkania i wyznać prawdę, przyznać się do zdrady i tego, że darzy Ominisa uczuciem, ale nie takim jak Sebastiana. Obawiała się tylko, że Ślizgon pomyśli, iż był zastępstwem za swego przyjaciela, a nigdy nie chciałaby go skrzywdzić. Ani dać mu odczuć, że jest w czymś gorszy od Sebastiana, być może zacząłby czuć wyrzuty i sądzić, że przyczyną zachowania Fiony była jego niepełnosprawność.
Szukała odpowiednich słów, ale jak można było oświadczyć chłopakowi, że straciło się dziewictwo z jego najlepszym przyjacielem? Bała się, że straci przyjaciela, a Sebastian prawie brata. Wsunęła dłonie do kieszeni płaszcza chłopaka, chcąc je trochę ogrzać. Musnęła palcami kawałek papieru. Z ciekawości wyjęła go z kieszeni, spodziewając się, że Ominis ją usłyszy i skarci za grzebanie mu w kieszeniach. Przed oczami miała różowy pergamin, jak się okazało... była to walentynka.
Ktoś deklarował swoje uczucia wobec Ominisa Gaunta i ten, z jakiegoś powodu, wciąż trzymał tę kartkę. I to wcale nie było tak, że odczytał ją po balu, schował do kieszeni, całkowicie o nie zapominając. Ominis dbał o czystość swych ubrań, a płaszcz wydawał się niedawno prany, więc musiał włożyć walentynkę z powrotem do kieszeni. W głowie Fiony zaświtała niewygodna myśl, że Ślizgon chciał mieć tę kartkę blisko siebie i specjalnie nosił ją w kieszeni.
— Ominis — przerwała chłopakowi niezdarną wypowiedź, odczytując w myślach zawartość listu raz po raz. Gaunt zamilkł nagle. — Nie mówiłeś, że dostałeś walentynkę.
Chłopak odwrócił twarz w kierunku Gryfonki, wyczuwając szczere niezadowolenie w jej głosie. Teraz wyraźnie słyszał szelest kartki, ale zwalczył ochotę wyrwania walentynki z rąk Fiony. Aczkolwiek nie chciał, aby jej dotykała, aby ktokolwiek dotykał tej przeklętej walentynki. To był jego sekret. Już dawno porzucił myśl, że to Fiona była autorką, wolał myśleć, iż wysłała ją dziewczyna z balu.
— To... To nic ważnego.
— Nic ważnego? To, czemu nosisz ją przy sobie?
— Czy to naprawdę istotne? Nie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
— Tak. Jest istotne — warknęła. — Ominis, wciąż mnie oszukujesz, ciągle kłamiesz, a teraz to? Czyżbyś mnie zdradzał? — Oskarżenie Ashford wstrząsnęło Ominisem, chciał stanowczo zaprzeczyć, ale nie dała mu szansy na wyjaśnienia. — Ominis, bądź ze mną szczery, chociaż raz. I powiedz mi wszystko.
Wszystko? Oczekiwała od niego absolutnej szczerości? Sama kłamała i pozostawała nieszczera w wielu kwestiach, nawet nie zdając sobie sprawy, że Ominis odkrył kilka jej sekretów.
— Ja... Tak, zasługujesz na to. Gdy uciekłaś z balu i zostawiłaś mnie samego, chciałem wrócić do dormitorium, ale przypadkiem wpadłem na jakąś dziewczynę. Dobrze nam się rozmawiało, zatańczyliśmy raz, potem kolejny, a na końcu przyjęcia pocałowała mnie, odwzajemniłem pocałunek. — Fiona zgniotła walentynkę, mając ochotę ją spalić na popiół. — Po zdjęciu masek, uciekła, najwidoczniej przerażona faktu jakiejkolwiek bliskości z Gauntem. To po pierwsze.
Fiona drżała ze złości. Pocałował inną w walentynki? Zdradził ją? Oszukiwał i zapewniał, że ja kocha?!
— Ale to nie wszystko — kontynuował chłopak — okłamałem cię z narzeczoną Marvolo. Tak naprawdę... Idalina Norden... — jakoś jej imię przestało parzyć go w język, gdy je wymawiał, wręcz wyczuwał wtedy słodycz na duszy — jest moją narzeczoną.
We Fionie aż się zagotowało. Idalina Norden. Zawsze to była Ida. Ta niezausadniona wrogość wobec tej dziewczyny w chwili ich spotkania, na wyjściu, nagle nabierała sensu. Ida została mu wybrana przez rodzinę, a on po prostu pogodził się z tą odpowiedzialnością. Dlaczego więc brnął w ten związek?
— Więc to tak? Chciałeś zabawić się moim kosztem? — wysyczała coraz bardziej wściekła. — Pobawić się mną, a potem zostawić, by wypełnić wolę rodziny? Po prostu mnie chciałeś porzucić?
— Nigdy nie zamierzałem bawić się twoim kosztem — odpowiedział spokojnie. — Razem z Idą próbowaliśmy zmienić decyzję naszych rodzin, bezskutecznie... Zawsze miałem o tobie jak najlepsze mniemanie, przykro mi, że ty masz o mnie takie okropne. — Jego głos ociekał bólem, zawodem i czymś jeszcze, czego Fiona nie rozpoznała od razu. — Dlatego chciałem z tobą porozmawiać, powiedzieć jak jesteś dla mnie ważna, pozostać przyjaciółmi, ale...
— Ale...?
Ominis wstał, zdając sobie sprawę, że ich rozmowa się tu kończy. Woda uderzała o drewniane bele pomostu, ona również wydawała się niespokojna jak dwójka uczniów rozmawiających ze sobą.
— Ale wolałaś rozłożyć nogi przed Sebastianem, zamiast być również szczerą wobec mnie — powiedział, a całe ciało Fiony napięło się. Otworzyła szerzej oczy, niemal od razu podnosząc się z pomostu. Chwyciła Ominisa za ramię. — Myślałaś, że moja ślepota pozwoli ci robić ze mnie idiotę? Że ja nie będę widział, co robisz z nim za moimi plecami? Nie zapominaj, że Hogwart jest dużym miejscem, i mam oczy w różnych jego zakamarkach.
— Ominis, chcieliśmy ci powiedzieć już wtedy po powrocie z domu rodzinnego, ale wyglądałeś tak tragicznie...
Chciał wierzyć, że Fiona i Sebastian mieli na uwadze jego dobro, naprawdę martwili się o niego i nie chcieli go skrzywdzić. Jednak doskonale znał Sebastiana — nigdy nie wiedział, kiedy sobie odpuścić. Uparł się na Fionę i po prostu musiał ją zdobyć, wyrywając ją chociażby z ramion niby najlepszego przyjaciela. Z kolei po Fionie spodziewał się więcej rozsądku. Oboje zdradzili go i zranili do żywego. Jednym mocnym szarpnięciem wyrwał ramię z uścisku Gryfonki.
— Źle to rozegraliśmy, ale Ominis... — próbowała się dalej tłumaczyć.
— Zabawne jest to, że planowałaś obarczyć mnie winą za pocałowanie nieznajomej, za narzeczeństwo z Idą, zrobić ze mnie to zło ostateczne, byleby wybielić swoje własne czyny, a prawda jest taka, że nie zawiniłem bardziej od ciebie, moje uczucia wobec ciebie były szczere, ufałem ci, ufałem Sebastianowi, a jednak spodziewałem się, że w chwili twojego wyznania, chciałaś mną tylko zastąpić Sebastiana, wzbudzić w nim zazdrość, by zaczął działać. Jak widać oboje jesteśmy zgnici do szpiku kości.
Ominis postąpił kilka kroków, nasłuchując czy Fiona idzie za nim. Stała w miejscu, nie poruszyła się, więc chłopak pozwolił sobie wytoczyć jeszcze jeden pocisk, ostatnie uderzenie w dziewczynę, chcąc ukazać jej, że straciła w jego oczach wiarygodność i była jeszcze większą kłamczuchą niż on.
— Mam nadzieję, że chociaż Sebastianowi powiedziałaś, po co chodzisz do Komnaty Mapy. — Serce Fiony niemal na chwilę się zatrzymało, już nie zaczerwieniona ze zbierającymi się w oczach łzami, lecz blada jak duchy Hogwartu. — Twoja moc również zyskała chyba na sile, co? Dziwny zbieg okoliczności.
Ominis wiedział. Kurwa, wiedział! O jej wędrówkach do Komnaty Mapy, o tym, że zabrała moc z rezerwuaru.
A czy wiedział też o...?
Pokręciła głową, musiała odnaleźć Sebastiana, powiedzieć mu o przebiegu rozmowy, a potem we trójkę dogadać się. Plan wydawał się prostu.
Właśnie wydawał.
Gdyby Ominis nie zniknął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro