55. Mały przyjaciel
Kasjan i Idalina przeszli korytarzem, ignorując spojrzenia innych uczniów. Widok Puchonki w towarzystwie przystojnego aurora i to w sobotę, czyli poza zajęciami, mógł wydawać się nietypowy. Auror poprowadził Idalinę w tylko sobie znanym kierunku, poruszał się w szkole dość swobodnie. Wiedział już, gdzie znajdują się jakie klasy, pomieszczenia, wejścia do poszczególnych domów. Jego obszerna wiedza wydawała się niekiedy pociągająca, a czasem niepokojąca. Zapewne znał rozkład korytarzy znacznie lepiej niż niejeden uczeń. Mimo to pozwoliła, aby wprowadził ją na Wieżę Astronomiczną, najwyższą wieżę w Hogwarcie. Na szczęście był weekend, więc profesor Shah nie prowadziła nocnych zajęć. Amita Thakkara z Ravenclaw też nie było w pobliżu, dzięki temu mogli liczyć na odrobinę prywatności.
Oczywiście Ida nie planowała żadnych nieprzyzwoitych rzeczy. Uczciwie chciała wysłuchać Kasjana, a potem grzecznie dać mu do zrozumienia, aby trzymał się od niej z daleka i jej przyjaciół. Kasjan wkroczył, jako pierwszy, upewniając się, że są sami. Marcowa pogoda była zmienna, gdzieniegdzie górskie sczyty w oddali otaczały obłoki białej mgły, a jednak świeciło blade słońce. W innych okolicznościach Ida zachwycałaby się tymi widokami, chociaż Wieża Astronomiczna była przeznaczona tylko do lekcji z astronomii, wielu uczniów lubiało się tu zakradać. O ile kogoś nie odstraszał Krwawy Baron, duch Slytheriny, uwielbiający upiornie tu zawodzić i dzwonić łańcuchami.
— Wreszcie... od czego by tu — zaczął, ale od razu zamknął się, gdy zarejestrował szybki ruch przed sobą, po czym poczuł piekący ból policzka. Uderzenie nie było mocne, przynajmniej dla niego, ale element zaskoczenia sprawił, że przekręcił głowę w bok. Kątem oka spojrzał na pochmurną twarz Idy. — Zasłużyłem sobie, okej.
— Na o wiele więcej — odparła dziewczyna.
— Twoja złość jest nieuzasadniona — powiedział Kasjan.
Idalina uniosła wysoko brwi, patrząc na niego, jakby miała przed sobą profesora Sharpa w obcisłej, różowej sukience.
— Nieuzasadniona? NIEUZASADNIONA?! Ty draniu! A uzasadnione jest wykorzystywanie niewinnej dziewczyny, by dostać to, czego chciałeś? Próbowałeś wykorzystać mnie, aby znaleźć coś na Sebastiana Sallowa, ale wiesz co? Gówno się ode mnie dowiesz! Sebastian Sallow, owszem, może ma listę kar i szlabanów dłuższą niż cokolwiek innego na świecie, ego większe niż boisko do quidditcha, ambicje wręcz niewybrażalne i jest uparty jak osioł, ale NIE JEST złym człowiekiem! Nie wiem, o co chcesz go oskarżyć. Ale nie pozwolę zrobić z niego złoczyńcy!
Kasjan wpatrywał się w Idę, jak oczarowany. Przechylił głowę na bok, by patrzeć jak energicznie gestykuluje, podkreślając każde swoje słowo. Jej jasnobrązowe włosy falowały w rytm jej ruchów, co sprawiło, że zaschło mu w ustach. W jednym momencie zapomniał, co chciał jej powiedzieć, jakie argumenty przemawiały za jego czynami. W obliczu Norden cały racjonalizm poszedł w krzaki. Jak dziewczyna od niego młodsza miała nad nim taką władzę. I od kiedy? Na początku była to tylko gra, jako środek do celu, a teraz? Zamierzał błagać ją o przebaczenie.
— Schrzaniłem to, okej? Zadowolona? Przyznaję się, że schrzaniłem naszą relację, ale miałem powód. Naprawdę żałuję, że tak to się potoczyło, nigdy nie chciałem cię wykorzystać, nie, kiedy mnie zainteresowałaś, nie, kiedy zaczęło mi zależeć i... — mówił, aż nie dojrzał w cieniu czegoś małego i nietypowego. Wyminął zdezorientowaną Puchonkę, wyciągając różdżkę i celując w stworzenie z białymi łuskami. — Co my tu mamy?
Dopiero gdy Ida zmrużyła oczy, dostrzegła małego, białego wężyka. Dla niej nie było to czymś wyjątkowymi — Poppy non stop sprowadzała jakieś stworzenia, a te niemagiczne zwierzęta lubiły okolice Czarnego Jeziora przy Hogwarcie. Mimo to Kasjan nie zamierzał opuścić różdżki, celując w bezbronne zwierzę. Idalina chwyciła go za łokieć, chcąc odciągnąć od białego węża.
— Co ty wyprawiasz? — syknęła.
— Pozbywam się szkodnika.
— Tym on dla ciebie jest? Szkodnikiem? — Odepchnęła go na bok, by zaraz znaleźć się przy wężu. — Nie bój się, chodź tu do mnie. — Wystawiła rękę, zapraszając zwierzę, by wpełzło na nią. Nie spodziewała się, aby wąż był świadomy, że była dla niego jedynym ratunkiem w tej sytuacji. — Jest wiele kwestii, których nie rozumiem w życiu, ale wiem, że rozmiar nie ma znaczenia. To, co dla ciebie może być niedogodnością czy szkodnikiem, dla kogoś może znaczyć więcej niż życie. Czy miano aurora polega na byciu sędzią? Ocenianiu czyje życie jest więcej warte? Komu je odebrać, komu je zniszczyć? — Kasjan milczał, a wąż odważył się wpełznąć na rękę Puchonki, ciasno oplatając ją aż do łokcia. Czerwone bystre oczka spoglądały na nią, gdy poruszał krótkim językiem. — Zgodziłam się z tobą porozmawiać, bo nie chcę cię sądzić bez wysłuchania, ale nie dajesz mi powodu, bym jeszcze kiedykolwiek ci zaufała.
— Ido...
— Idalina dla ciebie — weszła mu w słowo. — Proszę, abyś traktował mnie jak zwykłą uczennicę, i nie zbliżał się do mnie i moich przyjaciół. Jeśli spróbujesz skrzywdzić kogoś z nich, chociażby Sebastiana, pokażę ci, dlaczego tiara przydziału miała dylemat.
Dylemat? Jaki dylemat? Tiara nigdy nie waha się przed przydzieleniem kogoś do domu, odczytuje jego uczucia, myśli, zagląda do najczarniejszych czeluści umysłu. Do jakiego innego domu mogłaby zostać przydzielona słodka Idalina Norden? I dlaczego wyczuwalna groźba w jej słowach tak go zaniepokoiła? Nie powiedział nic z tego, co zamierzał. Kiedy odwróciła się do niego plecami, chcąc opuścić wieżę, biały łeb węża wysunął się ponad jej ramię. Kasjan dałby sobie głowę uciąć, że to podłe wężysko pokazało mu język!
*
*
/*
Co za pyszałek! Myślała Idalina, chadzają krętymi korytarzami, celowo obierając dłuższą drogę do pokoju wspólnego Hufflepuffu. Biały wąż wciąż mocno otaczał jej ramię, najwidoczniej nie mając zamiaru się z nią tak szybko żegnać. O ile dla niej i Poppy kolejny lokator nie byłby problemem, tak jej pozostałe współlokatorki mogłyby mieć problem. Adelaide ledwo tolerowała niuchacza zwanego przez Sweeting ,,Złodziejem z Irondale", ze względu, że uwielbiał wykradać jej ulubiony naszyjnik od wujka, a Charlotte Morrison miała na niego straszną alergię.
Wąż nie miał sierści, futra, włosów, tylko białe, połyskujące łuski. Może nikogo by nie uczulał, ale na pewno zasiałby ziarenko strachu w Morrison i Oakes. Idalina wkradła się do dormitorium, upewniwszy się, że nikogo w środku nie ma. Odetchnęła z ulgą, widząc pusty pokój. Podreptała do swojego łóżka, na które upadła z głośnym westchnieniem. Wąż spoczął u boku jej twarzy, długo przyglądając się Idalinie. Drzwi zaskrzypiały przy otwieraniu, przez co Ida poderwała się gwałtownie do siadu, a od tego zakręciło jej się w głowie. Biały wąż ukrył się w jej włosach.
— Norden? Co ty tu robisz? — W drzwiach stanęła postać Charlotte.
— Mieszkam tu od siedmiu lat, jakbyś zapomniała — odparła Ida.
Morrison popatrzyła na nią, jakby się czegoś doszukiwać.
— Wyszczekana się ostatnio zrobiłaś, to pewnie wpływ Sallowa, co? — Idalina zamrugała oczami, nie rozumiejąc, do czego zmierza koleżanka. — Dziwne, że nie leżysz płasko obok niego, wychwalając jego cudowność po wygraniu meczu.
— Rozumiem, że twoje plucie jadem jest spowodowane tym, że dostałaś niejednokrotnie kosza od mojego kuzyna, hm? — Uśmiech spełzł z twarzy Morrison. — Czyżbym trafiła?
— Zaczynasz się bardzo panoszyć, Norden — ostrzegła ciemnoskóra Puchonka, czerwieniąc się ze złości. — To się na tobie zemści!
Krzyknęła i wybiegła z pokoju. Najwidoczniej wspomnienie Foresta podziałało na tyle, że Charlotte straciła cały rezon i pewność siebie. Forest Lestrenge, owszem przystojny młodzieniec, ale miał paskudną ukrytą naturę, nie każdy o niej wiedział. Wąż wysunął się spod włosów, stoczył po ramieniu i wylądował na kolanach Idy.
— Sam widzisz jak to jest, nie każdy Puchon jest przyjazny. — Wąż liznął dłoń Norden. — Chyba cię zatrzymam. Trzeba tylko wymyślić ci jakieś imię...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro