53. Kim jest Idalina Norden?
Donovan wpuścił uczennicę do swojej prywatnej komnaty, zdając sobie sprawę, że ma przed sobą niemal dorosłą czarownicę i nie wypadałoby im być we dwójkę bez żadnej przyzwoitki. Mężczyzna usadził dziewczynę w wystawnym starym fotelu przy rozpalonym kominku i uraczył ją gorącą herbatą w porcelanowej zastawie. Idalina nie spodziewała się takiej elegancji po surowej osobie aurora. Ułożyła dłonie na kolanach, nerwowo mieląc materiał peleryny. Liczyła, że Flinth nie dostrzeże pod jej peleryną Gryffindoru za dużych spodni i koszuli, w której pokazała się przed Kasjanem. Nie mógł dowiedzieć się o jej wizycie u aurorów.
— Czy odzyskałaś wspomnienia? — spytał mimowolnie, choć znał odpowiedź, inaczej by jej tu nie było. — Zaklęcie miało trwać już zawsze, czy ktoś pomógł ci je zdjąć?
— To nie ważne, panie — skwitowała, nie zamierzając zdradzić nic obcemu mężczyźnie. — Po prostu chcę odpowiedzi. Wspomnienia są mgliste, ale jestem pewna, że w nich widzę postać byłego aurora, Solomona Sallowa.
Donovan zajął miejsce w sąsiednim fotelu, uważnie lustrując twarz dziewczyny, rozjaśnioną blaskiem rzucanym przez płomień w kominku. Pamiętał te oczy, te same patrzyły na niego dziesięć lat temu, gdy stał u boku Sallowa w starej posiadłości jednej z rodzin szlacheckich. Pamiętał skuloną postać siedmiolatki otuloną starym, dziurawym kocem. Wokół kostek i nadgarstków otaczały ją łańcuchy, które tak mocno otarły delikatną skórę dziecka, że poraniły ją. Dziewczynka drżała z zimna i strachu, błagała o ratunek. Solomon wówczas mu powiedział, że Obliviate będzie jej wybawieniem, nie chciał, aby dziecko miało traumę i bało się dotyku innych ludzi.
Jak miał rozpocząć tę historię? To nie była bajka na dobranoc Baśni Barda Beedle'a, to był koszmar. Do dziś pamiętał ten odór krwi i ludzkich odchodów w pomieszczeniu. Dziewczynka załatwiała się pod siebie lub po kątach. Trzymano ją w nieludzkich warunkach.
Szef aurorów podrapał się po karku, blizna na jego twarzy pociemniała złowrogo.
— Ta misja pozostała w mojej pamięci. Spędziłem całe życie na tropieniu czarnoksiężników i ratowaniu niewinnych czarodziejów. Zostaliśmy wezwani do zbadania miejsca zbrodni. Odkryliśmy tam dwa ciała, kobiety i mężczyzny. — Mężczyzna popatrzył dłużej na dziewczynę, a ona od razu przypomniała sobie słowa Kasjana o rodzicach... Czy to możliwe? Ale jak? — Przykro mi, byli to Finnian i Rebecca Norden, twoi rodzice.
Ida zachłysnęła się śliną. Finnian i Rebecca? Dlaczego te imiona były jej obce? Nie słyszała ich nigdy przedtem? Skoro oni byli jej prawdziwymi rodzicami i zostali zamordowani... to kim byli ludzie, których nazywała matką i ojcem? Kim oni byli? Kim był Henry? Popatrzyła z niekrytym przerażeniem na Flintha, przykładając dłoń do klatki piersiowej. Jej serce zabiło mocniej.
— Tego też nigdy miałaś się nie dowiedzieć — podjął mężczyzna, spokojnie. — Myślę, że powinnaś porozmawiać ze swoimi rodzicami.
— Nie są nimi — podsumowała — więc kim są ludzie, którzy mnie wychowywali?
— Fergus Norden jest twoim wujkiem, który przyjął cię wraz z żoną i wychowali jako swoją córkę. Walczył o prawa opieki nad tobą. Także spokojnie, nie wychowywali się obcy ludzie. Nadal jesteś wśród rodziny... — odchrząknął głośno — po odnalezieniu... ciał, odkryliśmy, że w domu brakuje jeszcze jednej osoby, dziecka, ciebie, panno Norden. Szukano cię w całej Anglii przez dwa miesiące, aż dostaliśmy anonimowy list, gdzie powinniśmy zwrócić swoją uwagę. Odnaleźliśmy cię, Solomon powstrzymał stworzenia pilnujące cię i ocalił. Martwił go twój stan, samo wyleczenie ran nie mogło uleczyć twego serca, więc rzucił zaklęcie zapomnienia, abyś nie musiała trwać w tym koszmarze i mogła żyć spokojnie. Niestety nie złapaliśmy nigdy porywaczy.
*
*
/*
— Bombarda! — wrzasnął Solomon, pokonując ostatnie infernusy na swojej drodze. Gardził tymi potworami powstałymi za pomocą czarnej magii, liczył, że nigdy więcej nie będzie musiał zwalczać tyvh stworzeń.
Otarł czoło z brudu i potu, a potem popatrzył na swojego partnera. Donovan skinął mu głowa, następnie wskazując podbródkiem następne drzwi. Ostatnie w zachodnim skrzydle na piętrze. Cisza panująca w opuszczonej rezydencji nadawała mrocznego charakteru temu miejscu, już bez tego złowrogiego spokoju, unosząca się powietrzu czarna magia, dusiła ich. Solomon rozjaśnił ciasny korytarz światłem z różdżki. Przeszedł cicho kilka kroków i popchnął drzwi od razu wpadając do środka.
Smród moczu, krwi i stęchlizny uderzył w Sallowa jak potężny cios. Cofnął się o krok, ale zmrużył oczy, by dostrzec skuloną drobną postać. Jej oczy zaświeciły, gdy spojrzała na błysk różdżki. Poruszyła się, a ciszę przeszył brzdęk metalowych łańcuchów.
— Już jesteś bezpieczna — powiedział spokojnym, ciepłym głosem, jakby chciał rozproszyć całą ciemność i strach, które otaczały dziewczynkę. Niezręcznie spróbował ją objąć, ale cofnął dłonie, gdy wzdrygnęła się pod jego dotykiem. — Nikt cię już nie skrzywdzi.
— Powiadomię Ministerstwo Magii. Idalina Norden została odnaleziona, trzeba teraz...
— Rzucę na nią Obliviate — oznajmił starszy auror, na co Flinth zmarszczył czoło.
— Spójrz na nią. Jak została skrzywdzona. Przecież to ją zmieni, będzie żyła w wiecznym strachu, to tylko dziecko, do cholery!
— Nie możemy...
— Poniosę za to odpowiedzialność, choćby zrezygnuję ze stanowiska aurora. — Wyciągnął przed siebie różdżkę i przyłożył ją do głowy dziewczynki. — Mimo wszystko, wciąż będziesz Idaliną Norden. Obliviate.
Gdy inni aurorzy się zjawili, Solomon wynosił nieprzytomną Idę na rękach. Donovan musiał przytrzymać Fergusa, gdy ten rwał się do bratanicy, wykrzykując jej imię.
— Puśćcie mnie! To moja rodzina! Jedyna, jaka mi została!
— Proszę pana, proszę...
— Zamknij się! — Wyrwał się Fergus, dobiegając do Solomona. — Czy ona... Co oni jej zrobili? — Jego głos drżał, z trudem powstrzymywał łzy.
— Wymazałem jej wspomnienia odnośnie porwania i całego cierpienia — wyznał Solomon, na co pan Norden poderwał głowę do góry z nadzieją w oczach.
— Wymażcie wszystko — odparł nagle, zaskakując tym Sallowa i Donovana, stojącego dwa kroki za nimi. — Niech zapomni o Finie i Rebece, niech nie wie, co straciła. Ja zostanę jej ojcem. Jest wszystkim, co mi zostało po bracie i będę ją chronić.
*
*
/*
Idalina nie powstrzymywała łez, strumieniami spływające po policzkach. Samotne łzy skapywały na jej dłonie i materiał peleryny. Nawet nie wiedziała, jak istotny fragment życia jej odebrano — straciła biologicznych rodziców, a ich pamięć podeptano. Pozwolono jedynej córce Finniana i Rebeki zapomnieć o nich, myśląc, że nie istnieli, nazywając wujka i ciotkę rodzicami. Miała prawo opłakiwać rodziców, zanosić kwiaty na ich grób, pamiętać imiona. Obdarto ją z tego, nie dano jej wyboru.
Ale z drugiej strony, czy siedmiolatka podjęłaby właściwą decyzję? Pewnie prosiłaby o zapomnienie, biorąc pod uwagę, jakie okropności zapewne przeszła. Na ciele nie miała żadnych blizn, co wskazywało na to, że magomedycy długo na nią pracowali. Już pamiętała swoich rodziców, okrawki wspomnień, ale próbowała przypomnieć sobie ich twarze, głos.
Jeszcze jedna sprawa zaprzątała głowę Puchonki. Spojrzała na wyczekującego jej dalszych pytań aurora.
— Dostaliście anonim, dlatego mnie znaleźliście, ale kto mnie porwał? Kto wysłał anonim?
— Pewne sprawy po prostu lepiej puścić w zapomnienie.
— Nie! — uniosła się. — Wszyscy od zawsze decydujecie o moim życiu, co byłoby lepsze dla mnie. A myślicie, że moi rodzice zginęli na marne? Na pewno nie siedzieli w fotelach, pozwalając się zabić. Na pewno mnie kochali tak bardzo, że oddali życie, chroniąc mnie, a wy podeptaliście ich poświęcenie, usuwając wspomnienia o nich. Pytam ostatni raz, Donovanie Flinth, kto za to odpowiada?
Nigdy nie słyszał w jej głosie takiej stanowczości. Mijał ją na korytarzach, widział na zajęciach z profesor Hecate, wydawała się taka cicha i spokojna, ale teraz, gdy na nią patrzył widział prawdziwą następczynię tytułu Norden.
— Nie odkryliśmy, kto za to odpowiadał. Ale po odejściu Solomona ze służby, odkryłem, kto wysłał nam anonim. Postaram się umówić wam spotkanie — obiecał, a potem odprowadził dziewczynę do drzwi.
Idalina późno wróciła, ale nie do dormitorium. Zaszyła się w Pokoju Życzeń wśród swoich roślin. Położyła się na podłodze obok stolika z donicami trujących tentakul, największa z nich — Oscar— wyciągnęła łodygę poza stolik, osłaniając Idalinę podczas snu, niczym matka. W nocy miewała złe sny, wręcz koszmary, przez co z rana była niewyspana, a na śniadanie nie zdążyła.
O poranku podniosła się z zimnej posadzki, skutecznie jej rozbudzającej i poczłapała do, wyczarowanej przez Fionę, kanapy. Usiadła z głośnym westchnieniem. Niedługo potem pojawił się obok niej Smyk.
— Czy chciałaby panienka zjeść śniadanie? Smyk zaparzył herbatę, a Mańka zostawiła talerz w kuchni z ciepłymi placuszkami dyniowymi, ponoć zostawiła je dla ciebie, bo nie widziała cię w Wielkiej Sali.
Troska skrzatów domowych była wręcz rozczulająca. Przyjęła z wdzięcznością filiżankę herbaty jaśminowej i ze smakiem zjadła placuszki dyniowe. Za dwie godziny dziś zaczynała zajęcia, więc pozwoliła sobie oprzeć głowę o podłokietnik kanapy i przysnąć na chwilę.
Drzwi do Pokoju Życzeń otworzyły się i do środka pospiesznie weszli Sebastian i Ominis, ale widząc bladą jak pergamin, mająca nierówny oddech podczas snu, przystanęli w miejscu. Nie zmieniła za dużych męskich ubrań, co tylko wskazywało, że od razu po ,,misji" przyszła tutaj, zmęczona, wręcz wykończona. A oni czekali na nią do północy w Krypcie. Jej wygląd nie wskazywał, by nocna eskapada się udała.
— Obudzić ją? — spytał niepewnie Sebastian.
— Świszczy przez nos — odparł Ominis. — Płakała.
— To jest niepokojące, przyjacielu — parsknął Sallow. — Niedługo pewnie będziesz wiedział, kiedy ma te dni. — Ominis pacnął go w ramię. — Żartowałem. Po prostu jestem pod wrażeniem twojej spostrzegawczości.
— Niestety na pewne ślady byłem ślepy — mruknął cicho Ominis. — Nie wiedziałem, że Marvolo był w Hogwarcie ani... znowu zacząłeś się kręcić przy Fionie. — Uśmiech spełzł z twarzy Sebastiana, wbił wzrok w swoje buty. — Nigdy nie wiesz, kiedy odpuścić, czyż nie? Nie potrafisz się pogodzić z tym, że wybrała mnie?
— Ominis, co do tego... — zaczął Sebastian, w środku niemal duszony wyrzutami sumienia. Z jakiegoś jednak powodu czuł, że Gaunta nie poruszyłoby to tak jak powinno, jakby jego uczucia straciły na mocy. — Muszę ci o czymś powiedzieć.
Teraz albo nigdy. Niestety nie zdołał, bo przerwał mu dźwięk budzenia się Idy. Przeciągnęła się powoli na kanapie, jeszcze wolniej oswajając się z otoczeniem. Gdy przypomniała sobie, że jest w Pokoju Życzeń, jej niebieskie oczy spoczęły na postaciach chłopców, obserwując ich uważnie.
— Ida...
— Czy wszystko w porządku? — dopytywali obaj.
Dziewczyna usiadła sztywno na kanapie, uciekając wzrokiem po obrazach w Pokoju Życzeń, po figurach, które porozstawiała tu Fiona czy na parawanie, za którym znajdował się jej kącik krawiecki.
— Rozmawiałam z aurorami.
— Dzięki, Morganie, że nic ci nie jest — kontynuował Sallow, ale Ida pokręciła głową. — Boli cię coś? Przyłapali cię? Kurwa, Ida, powiedz no coś!
— Przestań się na nią wydzierać! — warknął Ominis, zaskakując tym Sebastiana, Idalinę i najbardziej chyba siebie samego. — Chcesz się napić wody? — spytał, gdy przyklęknął przy niej.
Sebastian uniósł wysoko brwi, nie wierząc, że patrzy na swojego przyjaciela. Z tej strony nie znał Ominis, wydawał się taki troskliwy, czy potrafił być taki łagodny także wobec Fiony?
— Nie, dziękuję. Kasjan wie. Wie, że Solomon nie zmarł śmiercią naturalną, a w tobie wyczuwa ślady czarnej magii.
— Ja pierdole — wymskło się chłopakowi, wplatając palce w ciemne włosy. — Kurwa, no po prostu... kurwa.
— Ale na razie to wszystko. Nie ma dowodów, pewnie będzie cię obserwował na kursie.
— Ale to nie jest rzecz, która doprowadziła cię do płaczu, co? — odezwał się Gaunt, zwracając na siebie uwagę Idy. Ta wpatrywała się w jego jasnobłękitne oczy zasnute mgłą, doceniając po raz kolejny ich piękno.
— Ja... Rozmawiałam z Kasjanem, potem nawet z Donovanem. — Czy powinna im zdradzić przebieg rozmowy z szefem aurorów? — Po prostu... Ach! Czuję się taka zagubiona! — Załkała głośno, zeskakując z kanapy, prosto w ramiona Ominisa. Ten zatoczył się do tyłu, ale nie wypuścił z objęć dziewczyny, czując jak drży. — Jestem taka głupia, naiwna... Kim ja w ogóle jestem?
Gdy się uspokoiła — opowiedziała im wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro