39. Motywacja Sebastiana
— Potrzebuję paru składników z Zakazanego Lasu, według mapy danej mi przez zaufanego przyjaciela jeden jest... — Sebastian przesunął palcem po mapie — tutaj.
— To jaskinia trolla — odparła Fiona, stojąc obok.
Oboje przebywali w Krypcie, poza zasięgiem ciekawskich uszu innych uczniów. Fiona nie potrafiła odmówić, kiedy w piątkowy poranek zaczepił ją przed Wielką Salą, korzystając z okazji, że nigdzie nie było w pobliżu Ominisa. Dziwnie mu się patrzyło na Gryfonkę, kiedy jeszcze niedawno podglądał ją, gdy ta była w samej halce. Te jej nogi... Ten dzień zostanie mu długo w pamięci.
Także dlatego, że swoją epicką gadką zgasił Gaunta, kiedy oświadczył, że będzie chronił Idalinę przed niebezpieczeństwem. Ominis nawet nie wiedział, z jak wspaniałą osobą był zaręczony. Cofnijmy się na moment do chwili, kiedy Ominis przyłapał Garretha i Sebastiana skrytych w krzakach. Obaj szukali składników dla Idy. Teraz, cofnijmy się do dnia, kiedy Idalina rozmawiała z Sebastianem o Marvolo i balu...
— Co ma do tego Ominis? — bąknęła, wciąż drżąc.
— To jego brat, czy wiedział, że Marvolo tu był? Że próbuje cię skrzywdzić?
— Co go to niby miałoby obchodzić, co robi jego brat? — spytała go wtedy Idalina.
— Bo dotyczy to jego narzeczonej.
Idalina próbowała się tłumaczyć, wykręcać się. Wciąż powtarzała, że Weasley pomagał jej uciec z tego zaaranżowanego małżeństwa, ale niestety, nie chciała stawać na drodze miłości przyjaciółki. Marzyła o podróżach, odkrywaniu nowych odmian roślin, własnym odkryciu, dlatego chciała zerwać zaręczyny. W końcu poprowadziła Sebastiana do Pokoju Życzeń, do cieplarni, do której sam pomagał jej się przeprowadzić. Od tego czasu przybyło tu mnóstwo nowych roślin. Zrobiło się znacznie przytulniej. Wokół pustej doniczki stało kilka kościołków. To na nie zwróciła uwagę Ida.
— Nie wiedziałem, że Weasley zaraził cię swoim bzikiem na punkcie eliksirów — sapnął rozbawiony, zaglądając do pierwszego kociołka z różową zawartością.
— Powiedzmy, że... Nie tylko małżeństwo nas połączyło. Garreth pomaga mi osiągnąć cel. — Ida ujęła w dłonie pustą doniczkę, wpatrując się w nią z nadzieją.
Zabawne... To była zwykła doniczka, a Ida wpatrywała się w nią z taką intensywnością, nadzieją, jakby był to najcenniejszy skarb. Dziwne, Sebastian to samo spojrzenie oglądał przez wiele miesięcy w lustrze — kiedy myślał o Anne, jej klątwie, lekarstwie, a potem także o Fionie.
— Chcę stworzyć nową roślinę — oświadczyła, wciąż trzymając tę doniczkę. — Sztucznie wyhodowaną. Garreth eksperymentuje z Eliksirem Wielosokowym — tu wskazała podbródkiem na kociołki — chcemy zmienić jego właściwości, aby stał się trwały i podziałał na roślinę, nadając jej nowego wyglądu i właściwości, takich, jakie chcemy.
— Czyli? — Sebastian przełknął ślinę, za bardzo ciekawy odpowiedzi.
— Roślina ma być ostatecznym lekarstwem, leczyć z każdej choroby, dolegliwości i...
— Łamać klątwy? — wymsknęło mu się, ale Ida go nie skarciła jak jego przyjaciele, by porzucił nadzieję. Wręcz przeciwnie. — Czy mogłaby złamać każdą klątwę?
Idalina uśmiechnęła się ciepło w stronę Ślizgona, odkładając doniczkę z powrotem na stół, dopiero teraz Sebastian dostrzegł zieloną, małą gałązkę wystającą z ziemi.
— I złamać każdą klątwę — przytaknęła mu.
Coś w sercu Sebastiana poruszyło się, nie wiedział czy się tego bać czy nie. Wiele osób w szkole wiedziało, że Anne Sallow dosięgła jakaś tajemnicza choroba, wyniszczająca młodą czarownicę z każdym dniem. Magomedycy, Salomon, nawet Ominis i Fiona, wszyscy postawili na Anne krzyżyk. Sebastian, liczący już prawie siedemnaście lat, także zamierzał się z tym pogodzić, że niebawem przyjdzie mu pochować siostrę bliźniaczkę. Aż nagle zjawiła się Idalina Norden z ambitnym planem idealnego lekarstwa, co lepiej... bez użycia czarnej magii.
Patrzył teraz na Puchonkę jak boginię, jak na odpowiedź, której długi czas poszukiwał. Figa abisyńska nie zadziałała, Eliksir Wiggenowy nie pomógł. Nic nie działało! Jaką szansę miała więc Ida? Jednak ona była zbyt pewna siebie.
— Czego zatem potrzebujesz? — Cokolwiek by od niego chciała, padłby przed nią na kolana i zgodził się na wszystko. Oddałby jej teraz nawet duszę. — Pomogę ci.
— Świetnie się składa... bo potrzebuję pomocy, by wejść do Działu Ksiąg Zakazanych.
Tak, zdecydowanie Sebastian będzie chronił Idalinę przed takim maniakiem jak Marvolo Gaunt. Wierzył w jej ideę, obiecał, że pomoże. Kolejnej nocy razem zakradli się do zakazanej sekcji w bibliotece, a tam po długich poszukiwaniach, znaleźli pewną księgę z różnymi recepturami. Cokolwiek w niej było, rodziło w nich nadzieję, że się uda. Że roślina zakiełkuje. Idalina zaciskała palce na księdze aż do zniknięcia w pokoju wspólnym Hufflepuffu, by następnego dnia dać jemu i Weasley'owi listę składników potrzebnych do eliksiru. Co prawda wyprawa do Działu Ksiąg Zakazanych była... ciekawa.
Spotkali się nieopodal wejścia do biblioteki, ledwo się rozpoznając, będąc ukrytym pod zaklęciem Kameleona. Oczywiście, wokół fontanny kręcili się prefekci, ale udało im się przekraść do środka. O mały włos. Dla pewności, że nie zgubią się gdzieś, Sebastian wciąż trzymał Idalinę za dłoń. Zaskoczony zauważył, że Puchonka ma znacznie delikatniejszą dłoń niż Fiona, aczkolwiek wciąż wyczuwał małe otarcia i odciski od ciężkiej pracy, zapewne przy roślinach. Norden wolała zajmować się swoimi roślinami w prosty i niemagiczny sposób. A jednak nadal czuł, że skóra dziewczyny jest gładka jak jedwab.
Lata przemykania do tej sekcji sprawiły, że Sebastian otworzył drzwi z łatwością, zdobywając klucz. Mimo że Scribner za każdym razem chowała go gdzieś indziej, Sallow odnajdował go z dziecięcą łatwością. Pchnął cicho bramę, zapraszając Idę do środka.
— Panie przodem — rzekł, przepuszczając Puchonkę do przodu. Słyszała jej powolne kroki, ale nie mógł dostrzec lekkiego uśmiechu, który wkradł jej się na usta.
Dopiero, kiedy znaleźli się poza zasięgiem duchów, prefektów i każdego, kto mógłby ich przyłapać, zdjęli z siebie zaklęcie Kameleona. Sebastian szybko uciekł wzrokiem, zakrywając usta dłonią. W życiu nie spodziewał się zobaczyć Idaliny w piżamie! Dziewczyna nie czuła się w żaden sposób skrępowana. Przecież przy obcym mężczyźnie nie powinna być tak rozebrana! Jeszcze było jej widać obojczyki w nieco głębszym dekolcie. Miała na sobie długą, białą koszulę nocną, na którą narzuciła satynowy szlafrok. Wyglądała niemal jak kolejny duch, ale naprawdę ładny...
— Czemu jesteś w piżamie? — spytał cicho.
— Ponieważ jest pierwsza w nocy i spałam? Myślisz, że miałam czas się ubrać? O ile Poppy by zrozumiała moje wymykanie się, tak moje pozostałe lokatorki tylko czyhają, aby znaleźć pretekst do wywalenia mnie z dormitorium.
Sebastian uniósł wysoko brwi, nie spodziewając się takiej odpowiedzi. Ona po prostu spała?
— Niby czemu?
— Ach, bo czasem ja albo Poppy przynosiłyśmy coś do dormitorium, co zdarzało się być jadowite lub niebezpieczne. — Ida wzruszyła ramionami, na co Sebastian parsknął śmiechem.
— Brzmi ciekawie — stwierdził.
Oboje spojrzeli sobie w oczy, milcząc. Ślizgon pierwszy odwrócił wzrok, zaczynając szukać czegokolwiek o transmutacji, eliksirach i zastosowaniach ziół. Idalina również zajęła się szukaniem. Sallow nie potrafił się jednak skupić. Idalina była ładna, ale miała też naprawdę miły charakter, zawsze pomocna, czuła. Trochę inaczej wyobrażał sobie panny z rodzin szlacheckich, bardziej próżne i zadufane w sobie. Kompletnie nie rozumiał niechęci Ominisa względem narzeczonej.
— Jak to w ogóle jest z tobą i Ominisem? — zagaił, choć wiedział, że powinien trzymać język za zębami.
Ida nie odwróciła wzroku od przeglądanej księgi.
— Mimo woli — odparła. — Oboje chyba marzyliśmy o ślubie z miłości, a nie z przymusu. Staram się, naprawdę, robię wszystko, by unieważnić małżeństwo, ale nasze rodziny się uparły. Albo Ominis albo Marvolo. Po prostu to musi być Gaunt.
— Dlaczego? Jest jeszcze wielu kawalerów, chociażby... Em... Carrow? Nott?
Idalina zamknęła z trzaskiem książkę, patrząc na Sebastiana jak na idiotę. Postukała się palcem w czoło.
— Czy ty zamieniłeś się z gumochłonem na mózgi? Carrow ma jakiś kompleks siostry, która zaginęła, a Nott to babiarz i kurwiarz, proszę cię, szanujmy się.
— Nie chcesz wyjść za Ominisa, prawda?
— Różne plotki chodzą o rodzinie Gauntów. Zapewne większość to prawda. Jednak widzę, że Ominis nie jest wcale zły, choć kreuje się na buca i ofiarę. Po części to fakt, jest skrzywdzonym dzieckiem. Dziadek mi kiedyś opowiadał, jak niektóre rody przestrzegają dyscypliny wśród potomstwa. Choć oczy Ominisa zasnuwa mgła, czasem widzę w nich ból. Jest mi go szkoda. Jeśli mielibyśmy być małżeństwem, nie chciałabym, aby uważał mnie za okropną kobietę, wymuszoną żonę. Jakby zapomniał, że jestem do ślubu zmuszona tak samo jak on. Przecież moglibyśmy sobie wzajemnie pomóc, a traktuje mnie jak zło ostateczne.
Sebastian wpatrywał się w jej postać słabo oświetloną przez świece umieszczone w kinkietach. Z pewnością były zaczarowane, bo wciąż płonęły, jakby dopiero przed chwilą ktoś je zapalił. Małżeństwo z przymusu... Choć takie były obecne realia, uważał to za coś okrutnego. Szlacheckie rody traktowały swoje dzieci jak towar, którym handlują za domy, ziemie, klejnoty i ogólne powiększanie majątków.
— Kochasz go.
— Słucham?
— Mam na myśli Ominisa...
— Ewidentnie jesteś idiotą — skwitowała, posyłając mu wściekłe spojrzenie. — Nie słuchasz mnie, mówię, że chcę zerwać zaręczyny, nie lubimy się, a ty wyskakujesz z miłością? Słuchaj, może co druga panna dyskretnie czyta erotyki, gdzie idealizuje się red flagi, toksyczne zachowania, ale ja nie zamierzam romantyzować narzeczonego, który zachowuje się często jak kompletny dupek. Nie jestem masochistką!
Zdecydowanie coś było na rzeczy, skoro Gauntowie i Nordenowie tak napierali na ten ślub. Sebastian był już gotowy do drogi, aby sprawdzić zaznaczone na mapie Idaliny miejsce. Fiona szła tuż za nim, kiedy drzwi do Krypty otworzyły się i stanął w nich niezadowolony Ominis. Jego różdżka wciąż emanowała czerwonym światłem.
— Nawet nie waż się brać jej ze sobą, Sebastian — ostrzegł go Ominis, złowrogim głosem.
Sallow zatrzymał się gwałtownie, a Fiona zbyt późno zareagowała, więc wpadła w jego plecy, od których się odbiła. Zaklęła pod nosem, łapiąc się za obolałe miejsce.
— Nie zamierzam dłużej stać i tolerować tego, jak ciągasz ją za sobą i ciągle pakujesz w kłopoty. Narażasz ją na niebezpieczeństwo — mówił zirytowany Ominis.
— Obawiam się, że nie masz prawa podejmować za nią takich decyzji. — Sebastian wzruszył ramionami. — Fiona idzie ze mną z własnej woli.
— Nie, nie idzie — wysyczał Gaunt. — Znów ją zmanipulowałeś? Czym tym razem? Co jej powiedziałeś?
— Prawdę — przyznał Ślizgon. Połowiczną prawdę, ale jednak. — Potrzebuję zdobyć pare składników do eliksiru, a Fiona po prostu mi chce pomóc.
— Wyprawa do Zakazanego Lasu nie może skończyć się dobrze.
— Ominis — odezwała się w końcu Fiona, wyłaniając się zza pleców Sebastiana. Nie zważając na Sallowa podeszła do swojego chłopaka i chwyciła go za dłonie, uważając przy tym na różdżkę Ominisa. — Chodź w takim razie z nami. Nic się nie powinno stać, jeśli byś nas pilnował, prawda?
— Nie proś mnie o to... — zniżył ton głosu — nie mogę znieść tego, że o co on cię tylko nie poprosi, robisz to bez mrugnięcia okiem. — Z bólem wyrwał się z jej uścisku. — Myśl, że możesz zostać ranna, skrzywdzona, doprowadza mnie do szaleństwa, a on cię jeszcze na to świadomie naraża.
— Ominis, nie jestem lalką, którą możesz zamknąć w gablotce! Jestem żywą istotą. Potrafię walczyć. Możesz iść z nami lub po prostu na nas poczekać. — Cmoknęła go w policzek. — Niedługo wrócę.
Wyszła pierwsza z Krypty, kiedy Sebastian ruszył jej śladem, poczuł na przedramieniu silny uścisk. Spojrzał znudzony na Ominisa.
— Nie pozwól, aby coś jej się stało.
— Zaopiekuję się nią. Masz moje słowo.
— Tego się właśnie obawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro