38. Kąpiel w Czarnym Jeziorze
— Ida, myślę, że to jest fatalny pomysł! — mówiła Poppy, chcąc przekonać przyjaciółkę do zmiany decyzji.
Ale Idalina jej nie słuchała, pakując do torby ręcznik. Obserwowała od kilku dni niebo i pogodę za oknem. Lodowate powietrze szczypało ją w policzki, gdy tylko wyszła na błonia szkoły. Poppy podążyła za nią, uśmiechając się lekko. To już była tradycja Idaliny, uwielbiała czasem popływać w Czarnym Jeziorze, gorzej, bo zwykle robiła to, gdy śnieg nie do końca jeszcze stopniał.
— Może tym razem też spróbujesz? — zasugerowała Ida, ale Poppy od razu odmówiła. — Twoja strata.
— No jasne, ominie mnie zapalenie płuc albo gorączka.
— To przypadłości mugoli. — Machnęła lekceważąco ręką Ida. — Czarodzieje nie chorują, chyba że na smoczą ospę na przykład.
Poppy zmrużyła oczy, uśmiechając się złośliwie, co w jej przypadku zdarzało się nieczęsto.
— Chorujesz częściej niż niuchacze coś ukradną — skwitowała, za co oberwała łokciem w bok.
Przeszły obok kamiennych ławek, zatrzymując się na widok znajomej twarzy. Poppy chwyciła za ramię Idę, zmuszając ją, aby podejść do Fiony. Gryfonka wpatrywała się w niebo, wydawała się nie zdawać sobie sprawy z tego, co się wokół niej dzieje. Spojrzała na nie, gdy stanęły obok. Idalina od razu zauważyła, że dziewczyna była przybita. Czyżby kłopoty w raju z Ominisem? To nie była jej sprawa, więc nie pytała. Poppy była bardziej bezpośrednia.
— Pokłóciłaś się z Ominisem? — spytała, a Fiona posłała jej słaby uśmiech. Bardziej przypominało to wymuszony grymas. Niezbyt ładny.
— Nie do końca... Jeśli chłopak odmawia ci spaceru, a potem decyduje się iść sam... Jest się czym martwić?
Może to kwestia ekscytacji na myśl o zanurzeniu się w lodowatej wodzie, a może to fakt, że za cierpienie Fiony odpowiadał Ominis... W każdym razie, Idalina wyszła naprzeciw samej sobie i wyciągnęła rękę do Gryfonki, patrząc hardo jej w oczy. A może były to tylko wyrzuty sumienia, że całowała jej chłopaka na balu, CHOCIAŻ nie wiedziała wtedy, kim on był.
Ale tylko może.
— Cokolwiek się wydarzyło, nie warto - powiedziała, zadzierając podbródek. — Ominis Gaunt to nie jest osoba, przez którą warto się przejmować. Po prostu kopnij go w dupę. Potrzebujesz ochłonąć, chodź zatem z nami. — Fiona otworzyła szeroko oczy, nie spodziewając się takiej reakcji ze strony zwykle spokojnej Puchonki. Dopiero teraz zauważyła na jej ramieniu skórzaną torbę. — Idę kąpać się w Czarnym Jeziorze.
A Fiona przyjęła tę dłoń, z jej pomocą wstając. Kąpiel w Czarnym Jeziorze? Ze wszystkich dotychczasowych przygód, ta wydawała się najbardziej szalona, a przecież eksplorowała jaskinie z Sebastianem, zabijała pająki, Popiełki, pokonała Rookwooda i Ranroka, a poczuła ścisk w żołądku na myśl o zanurzeniu się w jeziorze? Chyba się starzała. Poszła razem z Idą i Poppy w ich ulubione miejsce, gdzie była najmniejsza szansa spotkać innych uczniów.
Początkowo spodziewała się, że po prostu Ida zamoczy stopy, podciągając spódnicę, ale ona odrzuciła torbę na bok i zaczęła zdejmować ubrania, zostając w bieliźnie. Zdjęła nawet halkę! Fiona zwalczyła ochotę zasłonięcia oczu. Gdyby ktoś je zobaczył! Idalina, niczym nie zrażona wbiegła do wody, od razu zanurzając się po sam czubek głowy. Długo się nie wynurzała, ale kiedy wyłoniła się ponad taflę wody, pisnęła przeciągle z tak szerokim uśmiechem, że zachęciła Fionę do działania. Gryfonka również zdjęła z siebie ubranie,ale zostając w koszuli od mundurku, nie była zwolenniczką ujemnych temperatur.
Podeszła nad skraj jeziora, mocząc jedynie stopy i podskoczyła, krzycząc.
— Na brodę Merlina, jak zimno! - wrzasnęła z pretensją. — Jak ty możesz tak... Od tak?
Poppy pozbierała rzeczy Idy i ułożyła je w kostkę na torbie przyjaciółki.
— Ida zawsze była słabego zdrowia, często chorowała — powiedziała Sweeting. — W jakiejś starej książce wyczytała o tym sposobie. Praktykuje to od lat.
— To się nazywa morsowanie! — zawołała Ida, wesoło rozchlapując wodę na wszystkie strony. — Hartuje ciało i wzmacnia odporność. Dawno nie byłam chora, więc to chyba działa! — zachichotała.
A dobry nastrój udzielił się także Fionie.
*
*
/*
Ominis dziwił się sam sobie, od kiedy tylko wyszedł na zewnątrz, prawie zapominając płaszcza. Wrócił do dormitorium tylko po ciepłe okrycie i szalik, nim poszedł na spacer. Co w niego wstąpiło? Fiona chciała mu się oddać w sposób, o którym mu się nawet nie śniło, doprowadził się do orgazmu, a ona sama posmakowała jego. Przerwał ich igraszki, nim sam zaszczytował. Obudziło się w nim sumienie, nie pozwalające tak upodlić Fiony. Kochała go i była gotowa na to poświęcenie, ale on...? Nie mógł jej na chwilę obecną zapewnić, że będą razem na zawsze, póki nad nim unosiło się widmo małżeństwa z Idaliną. Gdyby nie ta durna Puchonka... Nie marzyłby o niczym więcej.
Tracił powoli orientację w terenie, nie do końca będąc pewnym, którędy wróciłby do Hogwartu. Nieopodal miejsca, w którym przystanął usłyszał znajome głosy.
— Nie tutaj! CICHO! Ktoś usłyszy! Ach! Oo dokładnie tak, musisz to zrobić mocniej!
Ominis zmarszczył brwi, podchodząc bliżej większego krzewu, zza którego wyłaniały się te dziwne dźwięki. Podszedł bliżej, a potem upewnił się, że to właśnie tę osobę słyszał.
— Weasley? — sapnął, po czym usłyszał nerwowy szelest.
— O, Gaunt — odparł rudy Gryfon, stając przed nim. — Co ty tu robisz?
— Mógłbym zapytać o to samo... — Ominis zmarszczył czoło, rozpoznając, że razem z Gryfonem wcale nie jest Poppy. I co Idalina widziała w tym osobniku? — Cholera... Sebastian, ty szczurze, wyłaź z tych krzaków!
Sallow posłusznie wyłonił się z zarośli, stając u boku Garretha, krzyżując ręce. Czy Ominis naprawdę chciał wiedzieć, co ta dwójka wyprawiała? Sebastian i Garreth? Przecież oni się nienawidzili. A może Ominis był tak zapatrzony w Fionę, że nie zauważył zmian relacji między innymi znajomymi? A przecież Sallow miał mieć trening Quidditcha, dlatego on i Ashford... Nie, wróć. Nie chciał do tego wracać.
— Masz te liście? — zapytał Garreth, na chwilę ignorując ślepego Ślizgona.
— Ominis.
— Sebastian.
— I Garreth — dopowiedział Weasley. — Świetnie, powtórzyliśmy imiona, mogę dostać te cholerne liście zanim zrobicie scenę?
Sebastian chciał odpowiedzieć coś, ale dostrzegł coś swoim czujnym wzrokiem. Coś, czego wolał nie widzieć. Ponad wygniecionym i źle poprawionym kołnierzykiem koszuli wystawała czerwona... malinka. Ominis i Fiona? On położył na niej swoje łapy, a ona go oznaczyła? Sebastian pokręcił głową z niedowierzaniem.
— Gaunt.
— Sallow.
— I Weasley — dodał Garreth. — Kurwa, czy naprawdę mogę dostać te liście? To nie jest scena, na którą liczyłem. Sebby Webby, dawaj te liście!
— Pieprze twoje liście! — warknął Sebastian, wciąż wbijając wściekły wzrok w przyjaciela. I o dziwo, nie z powodu jego zbliżenia z Fioną.
Garreth uniósł ręce w geście poddania, po czym sam zebrał liście rozrzucone przez Sebastiana i ponaglił chłopaków, aby wrócili na zamek i tam dokończyli swoje męskie sprawy. Pomimo niechęci, zgodzili się. Nie zaszli jednak daleko, kiedy dobiegły ich dziewczęce chichoty. Jak przystało na dojrzałych chłopców skryli się w krzakach. Ominis po tym śmiechu rozpoznał od razu Poppy i Fionę.
O nie.
Na spotkanie z dziewczyną po wydarzeniu w Krypcie nie miał ochoty. Nie przygotował żadnych wyjaśnień. Chciał iść dalej, ale zatrzymał go trzeci chichot, który znał.
I najmniej się tu spodziewał.
Idalina Norden.
Niby przypadkiem całą trójka zamilkła, nasłuchując chichotów i rozmów dziewczyn, nieświadomych, że mają słuchaczy. Sebastian zaczerwienił się, gdy dostrzegł nagie ramiona i nogi Fiony, ubranej w halkę. Ominis żałował, że nie mógł widzieć, choć sam w Krypcie mógł tego dotknąć i poczuć. Jednak nie budziło w nim to takiej ekscytacji jak powinno.
— O ja pierdolę.... — Sebastian nabrał gwałtownie powietrza, niemal się krztusząc.
— Kurwa — zawtórował mu Weasley.
Tylko Ominis nie był świadomy, co tak poruszyło chłopakami. Popatrzył na jednego, to na drugiego. Nawet jego różdżka nie mogła objąć całego terenu, więc była nieprzydatna w tej sytuacji.
— Co... Co się dzieje? — zapytał ciekawy.
— Fiona w halce, ale... Idalina, kurwa...
— Czy to jest koronkowa bielizna? — spytał Garreth, zakrywając usta i szczerze się zastanawiając.
W tym momencie Ominis zapragnął zawrócić i pociągnąć tych gamoni za sobą. Nie powinno ich tu być. Dziewczyny miały swój wolny czas, w dodatku niemal w negliżu, a oni beczelnie je podglądali. No, Ominis tylko podsłuchiwał. Ale było to niewłaściwe. Przeszedł go dziwny dreszcz na myśl o Idalinie wynurzającej się z Czarnego Jeziora w samej, seksownej bieliźnie. W sumie mówiła kiedyś, że to robiła.
— A co z twoimi urodzinami? — Usłyszeli głos Poppy.
— Co z nimi? - Zdziwiła się Ida, ponownie wskakując do wody. — To co zawsze.
— Czyli? — spytała Fiona.
— Idalina urodziła się pierwszego dnia wiosny — wyjaśniła Poppy. — Nie jest zwolenniczką dnia, kiedy wszyscy wokół niej skaczą, jak to jest w zamożnych rodzinach, ale mamy tradycję. Od pierwszego roku w Hogwarcie, co roku w urodziny Idy sadzimy gdzieś drzewo.
Fiona klasnęła w dłonie, pełna podziwu. Zawsze wiedziała, że Idalina kocha rośliny, ale taki piękny gest? Wręcz zaczynała ją podziwiać. Ona, aby zostać nazwaną bohaterką musiała stracić profesora Figa, zabić Rookwooda, pokonać Ranroka - tak wielkie czyny, pełne niebezpieczeństwa zyskały uznanie. O tym było głośno. Ale...
Zdaniem Fiony to ludzie tacy jak Ida zasługiwali na miano bohaterów. Ba, aniołów. Dziewczyna od siedmiu lat sądziła drzewa, zajmowała się fauną i florą świata, nic dla sławy, nic dla oklasku. Niby czym było posadzenie drzewa a pokonanie przywódcy goblinów? Dla Fiony różnicy nie było. To nadal był sposób ratowania świata.
— Czy... — przełknęła ślinę, nieco się stresując, bo zauważyła już dawno, że z jakiegoś powodu Norden utrzymuje między nimi dystans — czy w tym roku... mogę posadzić drzewo z wami?
Ominis zmarszczył czoło. Nie znał tego tonu głosu u Gryfonki. Nigdy przedtem go nie słyszał. Zaiste, Idalina wyciągała z ludzi ich ukryte prawdziwe ja. Była do porzygu miła, dlatego zgodziła się. Urodziła się pierwszego dnia wiosny? Prawdopodobnie gdzieś w jego rodzinnym domu zalega zaproszenie na bankiet z tej okazji.
Dla niego to wystarczyło, zamierzał odejść, gdy rozmowa zmieniła swoje tory na bardziej... prywatne.
— W ogóle jak to się stało, że Poppy spotyka się z Garrethem? Myślałam, że między wami jest prawdziwe uczucie.
Poppy i Ida wymieniły krótkie spojrzenia, a potem Norden wyszła znów z wody, sięgając po swój ręcznik i owinęła się nim, wyciskając wodę ze swoich włosów. Z każdym dniem przypominały tamten stary jasnobrązowy kolor. Dobrze, bo kłamstwo o używaniu specyfików nabierało wtedy sensu.
— Widzisz... — wydukała Ida. — Ja i Garreth to było zaaranżowane małżeństwo, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Naprawdę cieszę się z jego szczęścia z Poppy. Prawdziwa miłość to w tych czasach prawdziwa rzadkość. Nasze zaręczyny są już nieważne.
Weasley'a przeszły dreszcze, wyczuwając za sobą czyjąś obecność. Odwrócił wzrok od swojej ukochanej Poppy, by spojrzeć na ponurą twarz Ominisa.
— Co to znaczy ,,zaaranżowane małżeństwo"? — wysyczał, na co Garreth jedynie wzruszył ramionami. — Weasley ty...
— Zaczekaj, Ominis, twoja złość jest nieuzasadniona — bronił się Gryfon.
Nieuzasadniona? Idalina opowiadała Ominisowi, że z miłości do Gryfona związała się z nim i zapragnęła zerwać zaręczyny z Gauntem. A tu teraz wynikało, że było to kłamstwo? Po reakcji Sebastiana czuł, że ten od dłuższego czasu wiedział. Ominis zmarszczył czoło, niezadowolony z takiego obrotu sprawy.
— Naprawdę żałosna gra. Nie wiem, co chcieliście osiągnąć kłamstwem o wielkiej miłości nagle zakończonej, ale nic mnie to nie obchodzi.
— Ominis, nie zachowuj się jak gbur! — prychnął Sebastian. — Zająłeś się Fioną i stałeś się jeszcze bardziej ślepy niż byłeś. Nie zauważyłeś, że Weasley, aż nie wierzę, że staję po jego stronie, zrobił to z troski o Idalinę?
— Jestem tym zmęczony.Czy to zazdrość, przyjacielu? — parsknął Gaunt, zwracając się do Sebastiana. — Że Fiona wybrała mnie a nie ciebie?
— Może i wybrała, ale czy jesteś w stanie ją ochronić? — dopytywał Sallow.
A Ominis wpadł w jego pułapkę.
— Oczywiście. Zrobię wszystko, aby ją chronić. Wszystko. — Położył dosadny nacisk na ostatnie słowo.
— A kto ochroni Idę? — sapnął Ślizgon, zaskakując tym samym Ominisa. — To powinien być twój obowiązek! Jako jej narzeczony! — Gaunt już chciał spytać, skąd jego przyjaciel to wiedział.
Ach, no tak. Najlepiej pytać u źródła.
— Idalina ci się pochwaliła?
— Nie musiała. Jest dość skryta — przyznał Sallow. — Nie poznałeś jej już na tyle? A może byłeś zajęty pieprzeniem Fiony!
— Nie pieprzyłem jej! Nie powinno obchodzić cię, co robię z moją dziewczyną. Nasze zaręczyny niedługo zostaną odwołane i nasze ścieżki się rozdzielą — odpowiadał Ominis, jeszcze bardziej wzniecając złość w Sebastianie, bo ten zacisnął mocno pięści. — Zresztą, Idalina nie potrzebuje ochrony.
— Chuja prawda! Nie poskarżyła ci się, co nie? — Sallow zniżył nieco głos, brzmiąc już naprawdę groźnie. — Oczywiście, że nie! Wystarczyły mi dwa pieprzone dni, by odczytać ją jak otwartą księgę z działu ksiąg zakazanych! Nigdy nie powie, co ją boli, czego się boi. Twój pierdolnięty brat, Marvolo ją prześladuje! — Ominis uniósł wysoko brwi, ale Sallow nie pozwolił mu przerwać. — Był tu. Był, kurwa, w Hogwarcie w trakcie balu! Lestrenge mi wszystko wyśpiewał!
— Sebastian, co ty zro...
— Odczarowali maskę Idy! Żeby mogli ją rozpoznać i wyprowadzić. Gdybym nie podsłuchał rozmowy ich z Poppy i nie zamienił masek, Marvolo, by ją skrzywdził. Pogodziłem się z tym, że Fiona wybrała ciebie. Nie jestem tym samym szczeniakiem, co jeszcze dwa lata temu i choć rozpierdala mnie od środka, że miłość mojego życia wybrała mojego najlepszego przyjaciela, nie poddam się. Ale ochrona Idy jest twoim pieprzonym obowiązkiem! Jeśli ty jej nie zapewnisz ochrony to... Ja to zrobię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro