21. Czarujące spotkanie
— Wygraliśmy! Przegrać nie mogliśmy! — wrzeszczeli wesoło Gryfoni, wpadając do Wielkiej Sali, niosąc na rękach Fionę jak jakaś boginię.
Owszem, jej strategia doprowadziła do zwycięstwa całej drużyny, choć talentu i świetnej gry nie można było odmówić także gryfońskiemu obrońcy. Pochwały należały się także Nellie Oggspire, szukającej, która złapała znicza, zapewniając Gryffindorowi zwycięstwo. A przecież warunki do gry były iście ekstremalne.
Fiona rozejrzała się po Wielkiej Sali, gdy już została postawiona na podłodze i uśmiechnęła się szeroko, widząc swojego ślizgońskiego przyjaciela, nasłuchującego wiwatów uczniów z domu Lwa. Wiedziała, że na trybunach nie powinna się go spodziewać, bo nie lubił tłumów, a hałas wokół wcale nie pomógłby mu się skupić. Wyminęła swoich kolegów z drużyny z przepraszającym uśmiechem i podeszła do stołu Slytherinu. Z pewnością chłopak rozpoznał jej chód, z jakiegoś powodu zawsze potrafił ją rozpoznać, co w sumie ją cieszyło. Musnęła palcami jego ramię, dając mu znak, że jest obok, a on pokiwał głową, zwracając twarz w jej stronę.
— Gratulacje — powiedział zadowolony, podpierając podbródek na dłoni. — Słyszę ciągle te wiwaty — wyjaśnił, czując, że się w niego wpatruje. — Z pewnością byłaś najlepsza. Z chęcią wysłucham twojej relacji.
Przesunął się nieco w lewo, robiąc miejsce obok siebie dla Gryfonki, a ta wdzięcznie usiadła. Od razu zaczęła opowiadać o przebiegu meczu, wychwalając swoich przeciwników i kolegów z drużyny. Jej zdaniem był to naprawdę udany mecz i choć wygrali, to Krukoni zasłużyli również na pochwałę. Stanowili nielada wyzwanie. Ominis zamknął oczy, wsłuchując się w przyjemny głos Fiony. Mógł go słuchać godzinami, nie mając nigdy dość. Nie podejrzewałby, że mogłaby być tak okrutna dla wrogów, podczas gdy dla najbliższych była łagodna jak spokojna rzeka. Urzekająca. Wspaniała. Kochana.
— I zamierzam to uczcić dziś w Hogsmeade — podsumowała swoją opowieść. — Wiem, że to nie twoje klimaty, ale może chciałbyś dołączyć?
— Masz racje, to nie moje klimaty — przyznał, uchylając powieki. — Ale ty, proszę, baw się dobrze. Może Sebastian będzie chciał dołączyć?
Fiona nie odpowiadała mu przez chwilę, ale słyszał jej cichy oddech, potrafiła przy nim wyciszać się niemal od razu. Nie był w stanie zliczyć, ile razy siedzieli tak razem w ciszy, po prostu napawając się swoim towarzystwem... jako przyjaciele. Tyle, że Ominosowi to nie wystarczało, był w tej sprawie egoistą.
— Ja... muszę porozmawiać z profesor Weasley — rzekł nagle, przypominając sobie, co go od ponad godziny męczyło. W głowie odbijały mu się słowa Idaliny.
Był Gauntem.
Ale chciał czegoś tak bardzo... Wstyd się przyznać, ale o tym marzył nawet bardziej niż o tym, by Fiona spojrzała na niego inaczej niż na przyjaciela. Dlatego chciał zapytać wicedyrektorki, co ona sądziła o jego planie. O pomyśle, który zalęgł się dawno temu w umyśle płacącego w kącie mrocznej posiadłości chłopca, który dopiero co przeżywał katusze zaklęciem Cruciatus. Po prostu przypadkiem rozgniewał ojca, obraził Morfina.
— Jesteś pewny, że nie chcesz dołączyć do nas? Pytałam już Sebastiana, będzie on, ja. Garretha i Idę też znasz, oni też będą... — próbowała go przekonać, ale Ominis pozostawał nieugięty. Jak zawsze nie potrafił jej odmawiać, tak teraz myślał tylko o rozmowie z profesor Weasley. — To... może spotkamy się później w Krypcie i wypijemy razem piwo kremowe za mój sukces?
— Brzmi wspaniale — zgodził się, unosząc lekko kąciki ust.
Uśmiechał się do momentu aż oddaliła się poza zasięg jego innych zmysłów. Gdzieś wyłapał irytujący chichot Weasley'a, zapewne wróciła do stołu swojego domu. Ale miejsce obok Gaunta długo nie było puste, bo ławka skrzypnęła pod ciężarem Sallowa. On niemal za każdym razem opadał na ławkę, jakby miał co najmniej osiemdziesiąt lat i dość życia. Może było to spowodowane tym, że Sebastian nadal nie mógł pogodzić się z tym, jak skończyła jego rodzina. On sam zabił wujka a jego siostrze zostały tygodnie i nie mógł jej nawet odwiedzić, bo Anne choć przyznała, że nadal kocha brata, nie jest w stanie nu wybaczyć i nie chce go oglądać już do końca swoich dni. Ominisowi w pewnym sensie było szkoda przyjaciela, wszystko, czego się dopuścił robił dla Anne... Ale dał się ponieść i tylko Fiona zaradziła temu, by nie wydawać go aurorom. O ironio, Sebastian sam chciał nim zostać. Najwidoczniej zrozumiał swoje błędy, skoro chciał walczyć z tym, czym omal sam się nie stał.
Ominis zebrał się na odwagę, by spojrzeć na twarz przyjaciela. Wyobrażał sobie, jak Sebastian wpatruje się w zaczarowany sufit szkoły, rozmyślając.
— Wygrała — odezwał się w końcu Ominis.
— Ta, to było do przewidzenia. Jest jak strzała, aż się trochę boję spotkania z nią na boisku — zażartował Sebastian.— Ale serio tylko trochę. Naprawdę nie dasz się namówić na ten jeden wypad w szerszym gronie?
— Naprawdę. Towarzystwo Gryfonów, poza Fioną, nie jest czymś o czym marzę.
— Będzie jedna Puchonka. — Poruszył sugestywnie brwiami, zdając sobie sprawę, że przy przyjacielu wszelkie zmiany mimiki twarzy są bez sensu, a jednak nadal to robił. — Zabawne, to niedawna nikt nie wiedział, kim jest Idalina Norden, a teraz jest na ustach całej szkoły, bo chodzi z Weasley'em. Ty wiesz, że nikt nie wie, jaki ona ma kolor oczu? Jedni mówią zielone, inni niebieskie, a ktoś ponoć widział, że ma brązowe. Może pije jakieś eliksiry, by zmieniać kolor oczu? Słabsza odmiana Eliksiru Wielosokowego?
— Słabsza odmiana... Zaczynasz gadać jaj Weasley, Sebastian, ogarnij się, bo wstyd mi za ciebie. Wystarczy już jeden maniak eliksirów — sapnął rozbawiony. — Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić w Hogsmeade, ja... muszę coś załatwić.
— Związanego z twoją rodziną? — spytał szeptem, a Ominis zacisnął usta w wąską linię, delikatnie kiwając głową. — Potrzebujesz pomocy albo coś? W Feldcroft zawsze jest dla ciebie miejsce.
— Dziękuję. Poradzę sobie.
Ominis wstał od stołu, odprowadzony wzrokiem przez przyjaciela. Może powinien mu zdradzić swoje zamiary? Ale wtedy też musiałby przyznać, że słowa Idaliny uderzyły w niego jak grom, nakazując mu wątpić we wszystko, w co do tej pory wierzył.
Wierzył, że nie ma wyboru.
Wierzył, że musi robić to, co rodzina nakazywała, tylko po to, by przetrwać.
Ale dlaczego by nie spróbować?
Nogi poniosły go w kierunku, w którym uczniowie rzadko się udawali, zwłaszcza w trakcie weekendu. Głos Idy, choć nie tak dźwięczny jak ten Fiony, dzwonił mu w uszach, niczym oskarżenie, do którego pragnął się przyznać. Posłuszny synalek swego ojca, tak go określiła. Chciał zaśmiać się jej wtedy w twarz — nigdy nie był mu posłuszny, a przynajmniej nie wtedy, kiedy odmówił rzucenia klątwy Cruciatus na nieświadomych nadchodzącego cierpienia mugoli. Byli niewinni. On był niewinny, a zbrukał się czarną magią. Nie chcąc więcej czuć tego bólu tego zaklęcia zgadzał się na wiele, ale wciąż pozostawał wierny swym ideałom — za wyjatkiem swej przyszłości. Żonę i pracę wybrał mu ojciec, a on jako syn z defektem zaakceptował swój los.
Idalina się zbuntowała.
,,Jesteś szczęśliwy, spełniając cudze pragnienia? A czego ty pragniesz? Czego pragnie Ominis Gaunt?''
— Kurwa... — zaklął pod nosem, wchodząc w skrzydło z pokojami nauczycieli. — Jak mogłaś sprawić, że zwątpiłem, Ido... — westchnął cicho, wiedząc, że już nie ma odwrotu.
Stanął przed pokojem profesor Weasley z sercem, które waliło jak młot, a on słyszał je doskonale i obawiał się, że każdy mógł to usłyszeć. Zapukał ostrożnie w drzwi nauczycielki, a ta zjawiła się przed nim dość szybko. Kobieta uniosła wysoko brwi, nie spodziewając się ucznia, zwłaszcza Ominisa Gaunta u swych drzwi w sobotę.
— Pan Gaunt? — zdziwiła się.
— Przepraszam za najście... zwłaszcza w sobotę — wybełkotał, ledwo przypominając sobie słowa, które układał przez ostatnie dwie godziny. Tyle zajęło Idalinie, by jego spokój szlag trafił. Trafiła w punkt. — Chciałem porozmawiać o moim wyborze kariery w Ministerstwie...
— Rozumiem, że chcesz wiedzieć...
— Nie chcę tego robić — przerwał nauczycielce, patrząc hardo przed siebie. Choć był ślepy, Mathilda czuła, jakby wpatrywał się właśnie w nią, z nadzieją. — Nie chcę pracować jako urzędnik w Ministerstwie. Nie chcę robić tego, co mi narzucają. Chcę... — zawahał się. To było szaleństwo! Głupota! Ojciec go zabije! ZABIJE GO! — Chcę...
— Tak? — dopytywała nauczycielka, widząc, że chłopak walczy sam ze sobą. Domyślała się, że wybór kariery był mu narzucony przez rodzinę, ale nie mogła się w to mieszać. Nie, kiedy Ominis nie przyszedł do niej. A teraz stał przed nią wyprostowany jak struna harfy. — Kim chcesz być, panie Gaunt?
*
*
/*
Idalina siedziała od godziny w pubie Pod Trzema Miotłami. Źle wspominała to miejsce z ostatniej wizyty, gdzie została potraktowana gorzej niż śmieć, że aż zdecydowała się uciec. Siedziała teraz przy stole z obcymi ludźmi, uśmiechając się i kiwając głową, kiedy ktoś do niej coś mówił. Nellie Oggspire, Hectora Jenkinsa i Eric Notrhcotta kojarzyła z zajęć u profesor Hecate, choć zapewne chodzili nie więcej wspólnych zajęć, ale Ida nie zwracała na nich uwagi. Nawet Natty dołączyła do nich, chcąc cieszyć się zwycięstwem swego domu — dlatego poza członkami drużyny w pubie przebywało mnóstwo Gryfonów, Sebastian oraz Poppy, która spoglądała na Idę bez wyrazu, ale ciągle towarzyszyła Fionie.
Garreth, na całe szczęście, zadbał o Idę jak o prawdziwą dziewczynę. Siedział obok niej z ramieniem narzuconym na oparcie jej krzesła, często zagadując ją i pytając, czy na pewno nie chce niczego do picia. Idalina wolała wrócić do dormitorium o własnych siłach, źle znosiła alkohol i upijała się naprawdę szybko. Uczniowie szybko przeszli z rozmów o Quidditchu i meczu na tematy znacznie luźniejsze i odważniejsze.
— Zagrajmy w ,,nigdy nie'' — zaproponował Lucan z Gryffindoru. — Jeśli tego nie robiłeś, nie pijesz, a jeśli robiłeś to pijesz.
— Podoba mi się ten pomysł — zgodził się Eric. — Z chęcią poznam wasze mroczne sekrety. — Tu spojrzał sugestywnie na Idalinę, jakby chciał wiedzieć, czy tylko udaje taką porządną. — Ale wszyscy muszą pić, bo wtedy nie ma zabawy! Norden, wyjmij na chwilę kija z dupy i zabaw się z nami.
Ida zaczerwieniła się, chcąc odpowiedzieć, ale uprzedził ją Garreth.
— Ej, Eric, stul pysk. Zachowuj się — warknął Weasley, mierząc w kolegę palcem. — Mówisz do mojej dziewczyny.
— No weź, Garreth, to tylko zabawa...
— Jeśli Ida nie chce pić, szanuję to i nie zmuszam. — Puścił do niej oczko, zabierając rękę z oparcia jej krzesła, by obją ją ramieniem. Emanował takim bezpiecznym ciepłem, że omal się nie rozpuściła. — Więc jak z tą grą?
— Ech... no ten, nigdy nie...
Idalina nie słuchała tych wstydliwych wyznań, choć przy stole znajdowała się zaledwie ich dziewiątka. Nellie, Lucan, Garreth, Fiona, Sebastian, Poppy, Eric i Ida wraz z Natty. Pytania były coraz bardziej intymne, ale wraz z alkoholem otwierali się jeszcze bardziej. Na przykład Natty przyznała się, że całowała się z dziewczyną, o co nikt by jej nie posądzał. Bawili się naprawdę świetnie, aż idzie zaczęło brakować powietrza. Przeprosiła Garretha, chcąc zażyć odrobinę świeżego powietrza, i wyszła samotnie przez pub, dając buziaka na krótkie rozstanie Garrethowi, wszystko pod publikę. Alkohol na szczęście sprawił, że całus między nimi nie był aż tak niezręczny, bo Weasley zaraz uśmiechał się jak głupek.
Na zewnątrz lampy oświetlały nocne ulice, a mieszkańcy powoli znikali z widoku, dając Idzie upragnioną samotność. Odetchnęła głęboko, jakby dopiero teraz mogła naprawdę oddychać. Poczuła na ramieniu zimną dłoń, więc odskoczyła przerażona, otwierając szeroko oczy na widok osoby, której najmniej się tu spodziewała. Nie dziś. Nigdy.
— Witaj, kochana szwagierko... Cóż za czarujące spotkanie — sapnął zadowolony z siebie młody mężczyzna.
— Marvolo... — szepnęła, czując, że jego imię w jej ustach samo w sobie jest trucizną, która ją zatruwa.
— Stęskniłem się za tobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro