Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Zaklęcia i Uroki

Zajęcia z Zaklęć i Uroków nigdy nie napawały Idy optymizmem. Zawsze coś musiała pokręcić, o ironio, potrafiła rzucić dwa zaklęcia bez różdżki, co było trudne, więc nie do końca była takim beztalenciem, a jednak pod okiem nauczyciela niesamowicie się stresowała. Dzisiejsze zajęcia już w ogóle ją przerażały. Nie posiadała różdżki, nawet zapasowej. Jeśli profesor Ronen nakaże jej zademonstrować jakieś zaklęcie, wszystko się wyda.

Dwie ławki dalej siedziała Poppy, świdrująca ją nieodgadnionym spojrzeniem. Wciąż się mijały, o co Idalina zadbała. Wróciła, gdy Sweeting spała i wyszła zanim się obudziła. Może to była mała zemsta za to, jak ja Poppy odstawiła w kąt dla Fiony? Idalina nie była zawistną osobą, ale takie zachowanie mocno ją bolało. Z Arturem wymknęła się na śniadanie, ale na Zaklęcia i Urokach to Garreth okazał się rycerzem w lśniącej zbroi, zapraszając Idę do jednego stolika. A dziś po zajęciach mieli kolejną sesję wspólnej nauki. Perfekcyjnie. Aż do wieczora nie miała sposobności porozmawiać z Poppy. Czy to było infantylne z jej strony? Być może.

Profesor Ronen obrał sobie najgorszy z możliwych tematów, mianowicie powtórzenie klątwy Reducto, niszczącej wszelkie przeszkody całe. Oczywiście bez różdżki nie mogło się obejść. Każdy na początku miał ćwiczyć na kamiennych bloczkach wielkości grubej księgi, a zaraz potem naprawiać ją zaklęciem Reparo. Większość uczniów nie miała z tym problemu, szczątki bloczków latały po całej sali. Ida wpatrywała się tępo w Garretha próbującego roztrzaskać swój kamienny bloczek.

— Pamiętajcie, że jest to zaklęcie niezwykle potężne, ale i niebezpieczne. Musicie zachować należytą ostrożność — powiedział nauczyciel, z uśmiechem przechadzając się po sali, podpatrując postępy uczniów. — Sami widzicie, że ćwiczenia są niezwykle ważne! Poznaliśmy to zaklęcie w zeszłym roku, a już niektórzy zapomnieli jak się go używa, prawda panie Weasley? — Mrugnął porozumiewawczo do rudzielca.

Ten tylko uśmiechnął się głupkowato, dalej próbując zniszczyć swój bloczek.

— Profesor da mi szansę, zaraz to wysadzę, że aż polecą łzy — wymamrotał podekscytowany Garreth.

— Jak wtedy, kiedy Krukonka w zeszłym roku dała ci kosza?— prychnął Prewett, siedzący naprzeciwko nich. — Ależ się wtedy zbeczał.

Idalina posłała wściekłe spojrzenie Leandrowi, mając ochotę rzucić go na pożarcie swojej jadowitej tentakuli, ale z drugiej strony bała się, że ta się otruje czymś tak parszywym jak ten nadenty Gryfon. Chłopak od razu wyłapał złowrogie spojrzenie Puchonki, bo tylkp wzruszył ramionami i bez problemu wysadził swój bloczek.

— Ty... — warknęła Ida, powoli się podnosząc, ale usiadła z powrotem, czując na ramieniu rękę Garretha.

— Nie warto.

I nim mu odpowiedziała, potężne Reducto rozsadziło kamienny bloczek po drugiej stronie sali... włącznie ze stołem i podłogą. Wszyscy obejrzeli się na sprawczynię. Fiona przyłożyła dłoń do ust, wpatrując się z wyraźnym szokiem w podłogę. A przynajmniej tam, gdzie powinna być. Ronen od razu podszedł do uczennicy. Niektórzy zaczęli szeptać o niezwykłych zdolnościach Ashford, a Idę znów zaczęło od tego mdlić. Była kiedyś sensacją na piątym roku, ale jak widać sensacją, która nie przemija. Z każdym dniem zyskiwała więcej pochwał.

— Cóż za siła — pochwalił Gryfonkę nauczyciel, od razu naprawiając szkody — dziesięć punktów dla Gryffindoru

Niebywałe. Po prostu niebywałe. Zamiast się zdenerwować, nagrodził ją punktami... Sebastian i Ominis siedzący nieopodal niej, szczerzyli się szeroko, będąc chyba z niej dumnym.

— Wszystko gra? — zapytał Weasley, zwracając na siebie jej uwagę. Ida przytaknęła. — Wiesz... Nie rozwaliłaś swojego bloczka ani razu, nawet nie wyciągnęłaś różdżki.

— Akurat jesteś ostatnią osobą, która może wytykać mi mój durny bloczek! — Ida nie wytrzymała i wydarła się na niego.

Stanowczo za głośno. I za ostro. Blask w ciepłych oczach Gryfona na moment przygasł, a w nią uderzyły wyrzuty sumienia. Sprawiła mu przykrość, choć on chciał tylko jej pomóc. Zazdrość względem Panny Idealnej Fiony wzięła górę, przez co z tych emocji krzyknęła na pierwszą osobę, która się napatoczyła. Niestety tym kimś był Garreth.

Co gorsza, wszyscy to usłyszeli. Profesor Ronen podszedł ponownie do nich, zauważając, że Ida nie czaruje.

— Panno Norden czy jest jakiś problem? — spytał, unosząc srebrzyste brwi.

— Nie, panie profesorze.

Czuła jak cała klasa im się przysłuchuje.

— Dlaczegóż więc nie ćwiczysz jak cała klasa? Może jesteś tak uzdolniona, że nie potrzebujesz praktyki? — spytał zdziwiony.

Idalina zaczerwieniła się, a rumieniec objął nie tylko jej twarz, ale także szyję i uszy. Merlinie, co za wstys. Wszyscy słyszeli, że uważa się za lepszych od nich. Tyle, że ona po prostu nie mogła ćwiczyć, bo wymknęła się do Zakazanego Lasu, mimo wyraźnej zasady regulaminu szkolnego, że nie wolno tego robić. Ból w boku odezwał się ponownie, a ona zwalczyła ochotę rozpłakania się i ukrycia pod stołem.

— Nie, panie profesorze — odpowiedziała drżącym głosem. Starała się nie rozpłakać.

— W takim razie proszę wyciągnąć różdżkę i wykonać polecenie — nakazał nauczyciel, niecierpliwiąc się coraz bardziej.

Oddech Idy gwałtownie przyspieszył, ścigając się z szalonym dudnieniem w klatce piersiowej. Pomocy, myślała gorączkowo, ktokolwiek. Prewett już otwierał usta do kąśliwej uwagi, będącej ostatnim gwoździem do trumny, gdy nagle drzwi od klasy otworzyły się z łoskotem, że aż Ominis podskoczył na swoim miejscu. Nikt nie spodziewał się przybycia aurora.

Kasjan stanął w wejściu, ale nie dyszał, czyli przyszedł tu całkiem spokojnym krokiem. Tylko czego szukał w klasie Zaklęć i Uroków? Mężczyzna popatrzył po uczniach, zatrzymując swoje bursztynowe spojrzenie na twarzy Idy. I mógł badać jej twarz z tej odległości, doszukując się jakichś obrażeń, ale wtrącił się nauczyciel.

— Co ma oznaczać to wtargnięcie?! — oburzył się Abraham Ronen, podchodząc do aurora. — Przebywanie na terenie szkoły nie upoważnia was do przeszkadzania w zajęciach!

— Proszę o wybaczenie, panie profesorze — przyznał ugodowo Kasjan. Jego głos był taki łagodny, wręcz przyjemny dla ucha. — Szukam uczennicy, Idaliny Norden.

Jasna cholera.

Teraz naprawdę chciała zapaść się pod ziemię. Dlaczego on to tak powiedział bezpardonowo? Mógł wymyślić jakieś kłamstwo, że inny nauczyciel ją szukał, ale nie on wypalił kolejną głupotę.

— A o co chodzi?

— O nasze wczorajsze spotkanie.

Sebastian parsknął głośno, mówiąc coś do Ominisa w stylu ,,a nie mówiłem?!", ale Ida się w to nie zagłębiała. Mordowała wzrokiem tego przeklętego człowieka. Tego przystojnego, czarującego człowieka. Ronen nie bardzo chciał się bawić w te podchody.

— Czy naprawdę randki to powód do przerwania lekcji?

Kasjan spojrzał na niego jak na idiotę, marszcząc słodko czoło.

— Co? Ach, profesor to opacznie zrozumiał! — Mężczyzna wyprostował się, znów przyjmując swój obojętny wyraz twarzy oraz opanowanie. — Mam jej coś do przekazania od profesor Hecate. — Ronen nie poruszył się. — Przeznaczone tylko dla jej uszu.

Profesor westchnął i pozwolił uczennicy wyjść z klasy, odprowadzona wzrokiem zawistnych koleżanek oraz zdezorientowanej Poppy, Fiony i tych dwóch Ślizgońskich dupków. Garreth mruknął ciche ,,powodzenia" i wyszła na korytarz. Kasjan zmierzył ją od stóp po czubek głowy.

— Jak... — zaczął, ale odchrząknął — jak się czujesz?

Och. Nawiązywał do wczorajszego ataku w lesie. Jak uroczo, chociaż to Ida powinna zadać to pytanie. Rzucił się wtedy w głębię Zakazanego Lasu, ryzykując najwięcej.

— Dobrze — skłamała. Ostatnimi czasy wyrobiła się w tym, powoli tracąc wszelkie wyrzuty sumienia. Merlinie... — To znaczy, trochę ziół leczniczych i jestem jak nowa.

— Tego można się spodziewać po córce Nordenów. Uzdolniona botaniczka. Proszę. — Wyciągnął zza płaszcza znajomy kształt. W błękitnych oczach Idy błysnęły łzy wzruszenia. Odnalazł jej różdżkę.

— Dziękuję. Matko, dziękuję. Jesteś niesamowity — powiedziała Ida, odbierając różdżkę. Och. W pełni zgadzała się ze stwierdzeniem, że różdżka jest przedłużeniem ręki czarodzieja. Ta zdecydowanie ją uzupełniała, bez niej Ida czuła się pusta. — Jak ja ci się odwdzięczę?

— Po prostu nie szwendaj się już sama po zakazanych miejscach, okej? — Zawstydzona Puchonka skinęła głową, znów się rumieniąc. — No i... Może dasz się zaprosić do Trzech Mioteł w sobotę?

O cholera.

Nie. Nie. To za słabe określenie tego, co odczuwała Idalina.

O JA PIERDOLE.

To też nie ukazuje dokładnych uczuć Idy, ale najwidoczniej w ludzkim języku nie istniały odpowiednie słowa mogące wyrazić to jak jego słowa poruszyły sercem i duszą Idy. Kasjan Eastwood właśnie oddał jej różdżkę i zaprosił ją na randkę?! Ida nigdy nie była na żadnej randce. Chyba że szlaban na trzecim roku z Cloptonem od profesora Sharpa to była randka? Siedzieli razem w zamknięciu. Głównie w ciszy, czasem rozmawiając, ale rozmowa się nie kleiła.

— Um... To zaskakująca prośba. Zwykle jak ktoś zleca komuś jakieś zlecenie to płaci się... No wiesz, złotem. — Ida wzruszyła ramionami, czując jak jej szata zaczyna jej ciążyć i ściąga w dół. A może tak działało jego spojrzenie. O cholera. Na jego odsłoniętej szyi drgnął naprawdę gruby mięsień. Kasjan był mężczyzną, kiedy chłopcy z siódmego roku w większości wciąż uchodzili za chłopczyków, no może nie wszyscy.

— Jestem aurorem, Norden — skwitował, krzyżując ręce na piersi. — Poluję na czarnoksiężników, to moja praca, a nie bieganie od wioski do wioski, pytając, czy nie trzeba komuś złapać niuchacza albo pogonić błotoryja z pobliskiej sadzawki.

Cóż, najwyraźniej chyba go uraziła swoim komentarzem. Świetnie Idalino, właśnie dlatego nie masz przyjaciół. I raczej to grono się już nie poszerzy.

— Mam coś jeszcze dla ciebie... W cieplarni zostawiłem tę tentakulę, którą poszczułaś ich. Dobra robota. Jesteś naprawdę bystrą czarownicą, jesteś pewna, że Tiara właściwie cię przydzieliła do... — zerknął raz jeszcze na symbol wyszyty na jej szacie — Hufflepuffu? Ja tu widzę błyskotliwą Krukonkę.

Dostać komplet, do zniesienia — mama często wychwalała jej długie bujne włosy. Ale dostać komplement od takiego przystojniaka?! Ten komplement wybił poza skalę. Jeśli któraś z dziewczyn wielbiąca Kasjana jak bóstwo, dowiedziałaby się o tym, stałaby się wrogiem publicznym numer jeden.

I co? Powinna coś mu odpowiedzieć? Dziękuję wydawało się kuriozalne, kompletnie nie na miejscu. Połechtał jej ego, porównując do Krukonki. Z jakiegoś powodu ludzie zawsze szykanowali dom Helgi Hufflepuff, z niewiadomego powodu. Na podium zainteresowania rywalizował Gryffindor i Slytherin, czasem Ravenclaw się dobijał do nich, ale nie Hufflepuff.

Zawsze najgorsi. Niezdarni. Nieutalentowani. Tchórzliwi. Naiwni. Obżartuchy, fanatycy zwierząt lub roślin. Leniwi. Dom Borsuka zawsze zbierał najgorsze opinie, a czym sobie na to zasłużyli? Będąc przyjaznymi i lojalnymi wobec siebie nawzajem? Wolą oni żyć w zgodzie z samym sobą niż wykazywać się głupią i nieodpowiedzialną odwagą godną Gryfona. Po co dążyć do realizacji jakichś tam ambicji, kiedy oni rozwijali się w swoim tempie, padając innym. Idalina nie cierpiała określeń jej domu jako zbędnego. Helga Hufflepuff czy to się komuś podoba czy nie, założyła Hogwart! Cała kuchnia była jej! Skrzaty przygotowują potrawy z jej księgi kucharskiej, a ta banda hipokrytów żre to, że aż ślina cieknie. I to dzięki założycielce domu Hufflepuff!

Ale Kasjan Eastwood zdawał sobie sprawę tylko z tej połowy wiedzy o Heldze Hufflepuff.

— Tiara... Się nie pomyliła — wymruczała Idalina, a Kasjan zaczął jej uważnie się przysłuchiwać. — Umieściła mnie tu, bo ją o to poprosiłam.

— Mało kto prosi o Hufflepuff, bo wiesz oni są... Nijacy. Ślizgoni są sprytni i ambitni. Gryfoni szlachetni i odważni. Krukoni inteligentny i mądrzy, a Puchoni.... Niemal na szarym końcu wybierani. Są przyjaźni to trochę bezużyteczna zdolność... Jeśli chciałaś być wielka to Slytherin...

Idalina kręci głową, przerywając mu. Schowała różdżkę do pazuchy przy boku. Dzisiaj Ida na białą koszulę narzuciła sweter Gryffindoru i paraduje w czarnej szacie. Choć za oknem wciąż panoszyła się zima, a mróz złośliwie barwił okna szkoły swoimi misternymi wzorami, tak w szkole było całkiem znośno. Za wyjątkiem zajęć z Astronomii. Przebywanie w takie mrozy na wieży Astronomicznej kręciło tylko Amita z Ravenclawu.
Jednak dzięki takiej warstwie ubrań nikt nie dostrzeże jak szwy założone jej przez Smyka popuszczają przy większym wysiłku i barwią jej koszulę. Sweter i peleryna powinny to skutecznie maskować.

Szkoda, że Idalina nie potrafiła tak maskować furii wypisanej na swej twarzy. Kasjan śledził uważnie każdy jej ruch, oddech, krok, a ona spojrzała na niego ze łzami w oczach, pokazała mu język.

— Dziękuję za różdżkę, naprawdę doceniam, że mi ją oddałeś. — Posłała mu smutny uśmiech, tracąc niestety zainteresowanie rozmową z nim na ten temat. — Niestety taka bezużyteczna Puchonka jak ja wróci tylko na lekcje, więc nie. Nie wyjdziemy razem do Trzech Mioteł, Eastwood.

Mężczyzna wpatrywał się w nią, aż nie wejdzie do klasy. A ta chwilę się zawahała. Miała swój głos, więc lepiej teraz niż później.

— Do twojej wiadomości Tiara chciała mnie umieścić w Slytherinie jak moją rodzinę od pokoleń — wyznała, nie czując już się źle z myślą, że to ona stanowi czarną owcę rodziny. Podobnie jak kiedyś jej matka, Puchonka zakochana w Ślizgonie, jak romantycznie. — Slytherin zapewnia wielkość, ale nie da mi tego, czego najbardziej pragnę.

Kasjan zdębiał, czekając na kolejne jej słowa. Wręcz w myślach błagał ją, aby zdradziła mu więcej, bo się naprawdę zainteresował.

— A czego tak najbardziej pragniesz? — Połknął haczyk. Postąpił krok w stronę dziewczyny.

— Myśl za myśl.

— Że co kurwa?

— Stara dziecięca zabawa, nie znasz? — Kasjan pokręcił głową, stając tuż nad Idaliną, a ta, gdy to wyczuła musiała zadzierać głowę. —Jeśli chcesz poznać czyjąś myśl najpierw musisz, powiedzieć swoją.

— Mam zacząć? — Szerszy uśmiech dziewczyny mu odpowiedział. — Em... No muszę się zastanowić.

— Meh, źle! — skarciła go Idalina. — Masz nad tym nie myśleć, tylko łapiesz krótką myśl i się dzielisz nią. Ja zacznę: myślę, że w Hufflepuffie czeka mnie wymarzona wolność.

Mężczyzna zamrugał kilkakrotnie, zaczynając łapać te durne regułki opracowane przez bandę dzieciaków. Schodzi swa schodzi niżej by być na wysokości twarzy Idy. Patrzył jej prosto w oczy. Kiedy on widział u niek morski sztorm, zmieniający się także w piękny ocena oświetlony blaskiem słońca, tak ona wpatrywała się w istne piekło. Jego oczy zionęły żarem tak mocnym, że Idzie natychmiastowo zrobiło się gorąco. To tylko oczy, idiotko. Piekielne, jakby ukrył tam dwa słońca. Albo inne gwiazdy.

— Ja myślę... — podjął tę grę — ... że sukces zapewni ci tylko wybitny dom.

— Myślę, że każdy dom jest wybitny, Hufflepuff daje wiele możliwości.

— Ja myślę... Że poza jedzeniem innych możliwości nie ma — skrytykował ją jawnie w jej własnej grze, ale nie zraziła się, tylko dalej grała.

— Myślę, żeś ślepy. — Burknął coś pod nosem wyraźnie niezadowolony. — A mam już na roku ślepca. — Narzeczonego. Ale to słowo nie przejdzie przez moje usta, a nie zwłaszcza jego imię.

Niewybaczalne.

— Myślę, że mnie oświecisz.

— Do Hufflepuffu nie trafiają wielkie sławy, czasem dobre rody, ale z góry się zakłada, że są tylko zapchaj dziurom w szkole. Naiwni i bezużyteczni, jak ja.

— Nie to miałem na myśli...

Ida przekrzywia głowę, a jej burza jasnobrązowych włosów opada na lewe ramię. Teraz wyglądała słodko, dziewczęco.

— Myślę, że się zdziwisz, kiedy odkryjesz, że kolejny eliksir pomagający ci w misjach został uwarzony przez ucznia znającego rośliny, eliksiry i jest Puchonem. Nikt na nas nie zerka tak pilnie, więc mamy swoją przestrzeń. Rozwijamy się tu tak jak my chcemy, a nie tak jak chcą tego nasze rodzimy.

Idalina stanęła przed drzwiami do klasy, a to dopiero czubek góry lodowej.

— Podoba mi się ta gra. Zagrajmy w nią kiedyś raz jeszcze — szepnął auror.

Może kiedyś. Ale nie teraz. Z ostatnimi resztkami gracji i opanowania zajęła swoje miejsce przy Weasley'u. Zacisnęła mocniej palce na różdżce, już ignorując słowa Ronena. Koniec różdżki wycelowała w kamienny bloczek, ale ostrym spojrzeniem sztyletowała Prewetta. Gryfon to wyczuł, bo pokazał jej środkowy palec. Mugolska zagrywka, tak nisko upadł.

Wtedy w głosie Idy coś chrapnęło i powiedziała zaklęcie, znacznie głośniej i wyraźniej, chociaż czasem miała problem z wymówieniem literki ,,r''.

— REDUCTO.

W klasie zapadła grobowa cisza. Ronen od razu dobiega do Idy i Garretha. Ciężko ich dostrzec, bo wybuch doszczętnie zniszczył ich ławkę i cztery najbliższe, przez co obok utknęli pod gruzem.

— Czy pozostali są cali? — dopytuje nauczyciel. — Norden! Weasley! Wytrzymajcie pomoc zaraz nadejdzie.

Do klasy ponownie wbiegł Kasjan, który stanął teraz blisko stolika Sebastiana i Ominisa. Za nim stanęła madame Blainey. Czyli zakładali, że są ciężko ranni. To czemu do cholery nikt nic nie mówił?! Krzyki? Płacze?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro