Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Wyprawa do Zakazanego Lasu

Sebastian siedział z ponurą miną w sali, obawiając się pytań, jakie mogli mu zadać aurorzy. Zwykle bogin nie przybiera postaci czyjegoś wujka, wyklinającego cię po wsze czacy. Z pewnością zainteresowało to aurorów. Zwłaszcza, że okoliczności śmierci Salomona pozostawały tajemnicą. Anne rozpowiadała sąsiadom, że wuj zmarł we śnie, nie zdradzając czy na coś chorował, czy może nagła akcja zatrzymania serca. Zgodnie z obietnicą złożoną Ominisowi i Fionie, nie wyda brata. Nigdy.

Choć czasem miewała wątpliwości, co do tej decyzji, to minęły dwa lata i tragedia miała pozostać tylko szpetną blizną na ich sercu i duszy. Dlaczego więc Sebastian siedział teraz samotnie otoczony przez trzech aurorów? W głowie kalkulował swoje szanse, i cóż, wypadał dość marnie. 

Donovan stanął przed nim z nieodgadnioną miną. Przy nim nawet Sharp wydawał się potulny jak baranek, a również miał bliznę i zarost. Najwidoczniej była to jakaś cecha aurorów. 

— Zatem ty jesteś Sebastian Sallow, czy tak? — przemówił lodowatym głosem Donovan, a krew w żyłach Sebastiana zamarzła. On nie brzmiał jak ten sam człowiek podczas lekcji, tak rozmawiał ze swoimi ludźmi lub wrogami. Ślizgon przytaknął, szukając w sobie tej swojej pewności siebie. — Zawsze byłem ciebie ciekaw, młodzieńcze. Znałem twego wujka, Salomona, doprawdy przykro mi z powodu tej straty.

— Ta, mnie też — mruknął cicho, rozluźniając się powoli. Nic mu z ich strony nie groziło, prawda? — Ta sytuacja z boginem... nie do końca się pogodziłem ze śmiercią wujka — wyznał, wbijając wzrok w swoje buty. Po części to była prawda. Zabójstwo wujka przez pewien czas śniło mu się po nocach. I tak jak bogin, Salomon go oskarżał. — Zwłaszcza, że... nie rozstaliśmy się w dobrych stosunkach.

— Co to znaczy? — zapytał nagle Kasjan. 

Sebastian popatrzył z dystansem na kasztanowowłosego aurora. Na jego twarzy pojawiła się emocja, a nawet całkiem pokaźna ich mieszanka: ból, ciekawość, napięcie. Czy możliwym było, że ten Kasjan też znał jego wujka? Najmłodszy auror, ale Salomon odszedł z pracy już dawno. Musiałby mieć wtedy... no być gówniakiem, w każdym razie.

— Moja siostra Anne została dotknięta klątwą — powiedział. Weźmie ich na litość, pomiesza prawdę z kłamstwem i nikt mu niczego nie udowodni. Grunt, by samego się nie podkopać. — Chciałem wierzyć, że istnieje lekarstwo, a wuj... — zawahał sie, jakby przypomniał sobie coś strasznego. Wymusił, aby łzy błysnęły w jego oczach, ale ,,dzielnie'' je zwalczył. — Pokłóciliśmy się. Nazwał mnie synem swego ojca, uznając za głupca, że nadal wierzę w to, jak dziecko. Po tym wróciłem do Hogwartu, nie kontaktowałem się z wujem, a Anne napisała, że zmarł we śnie. Nie pogodziliśmy się. 

— Jakie to wzruszające — sapnął, stojący za Sallowem Ellis. — Aż mnie ciarki przeszły. 

Kupili to? Czy nie?

— Zostaw go, Ellis — warknął na niego Kasjan. Bane popatrzył z niekrytą urazą na swego towarzysza, ale uniósł lekko ręce w geście poddania. — Twój wujek był wielkim człowiekiem.

Wielkim, nie dobrym, pomyślał Sebastian. To nie przypadek, że użył akurat tego określenia w stosunku do zmarłego Sallowa. O to im wszystko chodziło? Po prostu chcieli zobaczyć bratanka byłego aurora i nic? Żadnych więcej pytań, wywiadów? Może to i dobrze, bo pozwolili mu w końcu opuścić klasę. Donovan odczekał moment, aż chłopak wyjdzie, po czym obejrzał się na pozostałych mężczyzn.

— Obserwujcie uważnie Sebastiana Sallowa.

*
            *
/*

— Ale jak to mi nie pomożesz? — spytała zaskoczona Idalina, zamykając podręcznik do Transmutacji. Specjalnie nie podnosiła głos, ponieważ o tej porze poza nią w pokoju wspólnym Hufflepuffu wciąż przebywała masa uczniów. — Przecież zawsze robiłyśmy to razem.

Poppy zakłopotana wpatrywała się w swoją przyjaciółkę, czując wyrzuty sumienia, że musi jej tym razem odmówić. Zawsze razem chodziły po składniki dostępne głównie w Zakazanym Lesie. Świeżo zerwane miały silniejsze właściwości i powstawały z nich lepsze jakościowo eliksiry. Tym razem Sweeting wymigała się od tej tradycji, zasłaniając się różnymi wymówkami. Z jej słowotoku Idalina wyłapała jedno słowo.

Fiona.

Od kiedy Ashford pojawiła się w szkole i wspomogła Poppy w jej walce z kłusownikami i niedolą zwierząt, a także przeżyły razem kilka przygód, Idalina nie mogła pozbyć się wrażenie, że traci powoli swoją jedyną prawdziwą przyjaciółkę. Chociaż było to głupie, to gdzieś z tyłu głowy ten złośliwy, zazdrosny głosił szeptał to niej, że jest stopniowo zastępowana przez Gryfonkę. Co się dziwić, piękna, otwarta i chętna do pomocy ucieśnionym. Wręcz idealny człowiek. Idalina na chwilę obecną posiadała tylko swoją pasję i rodzinne nazwisko, a to było za mało, by zatrzymać przy sobie kotów dłużej.

Nie zamierzała wtrącać się w przyjaźń Poppy z Fioną. Cieszyła się, że Sweeting poza nią i zwierzętami ma jeszcze kogoś, na kim może polegać. Tylko czemu to uczucie pustki tak mocno ją od środka pożerało? Przecież to nie tak, że dziewczyna zaraz całkowicie odwróci się od Idy i ich przyjaźń pozostanie tylko wspomnieniem, prawda?

Prawda?

Idalina odłożyła podręcznik obok, wciąż świdrując przyjaciółkę spojrzeniem błękitnych oczu. Starała się, aby Sweeting nie dostrzegła ukłucia zazdrości i cienia smutku, który odczuwała głęboko w sercu. Było jej przykro, że Poppy wolała udać się na małą przygodę z Fioną, zamiast z nią zerwać czyrakobulwy. Może to nie było tak samo emocjonujące jak ratowanie smoka... Czy Idalina była nudna dla Poppy?

— Obiecuję, że odbijemy to sobie następnym razem, zgoda? — Poppy wyciągnęła do Idy dłoń z małym palcem. To był ich taki mały gest od pierwszej klasy.

— Zgoda. — Objęła jej mały palec swoim własnym, siląc się na serdeczny uśmiech, nie chcąc pokazać Poppy, jak bardzo ją zraniło wystawienie dla Fiony.

Uśmiechała się jak idiotka do momentu, aż dziewczyna wyszła z pokoju wspólnego. Idalina oparła się o oparcie kanapy, ciężko wzdychając. Może życie Idaliny było za mało emocjonujące i porywcze. Jedyną jej przygodą były te durne zaręczyny, nie licząc pojedynczych oznak buntu wobec... wszystkiego. Jednak nie mogła siedzieć bezczynnie, kiedy Poppy świetnie bawiła się z Fioną, potrzebowała składników do eliksiru, zwłaszcza, że wieczorem umówiła się na uwarzenie eliksiru pieprzowego z Weasley'em.

Poszła do dormitorium przebrać się w odpowiedni strój i zabrała ze sobą torbę do zbierania nasion i roślin. Skoro Poppy woli spędzać czas z Fioną, niech i tak będzie. Spakowała prowiant, nie będąc pewną, o której wróciłaby do zamku i wyszła. Co ciekawscy Puchoni obejrzeli się za nią, ale zaraz wrócili do rozmów między sobą.

Dawno nie podróżowała do Zakazanego Lasu samotnie, w sumie właśnie tak się zapoznała z Poppy. Czystym przypadkiem ich dwie odmienne pasje połączyły je w silną przyjaźń, przynajmniej tak sądziła Ida, lecz gdy na horyzoncie pojawiał się chociażby cień Fiony Ashford, Sweeting od razu robiła taktyczny odwrót i podążała za Gryfonką. Nie dało się ukryć, że dziewczyna ta potrafiła sobie mistrzowsko zjednywać ludzi, nawet ten Ominis Gaunt ślepo za nią podążał.

Wychodząc przez południowe wyjście, zatrzymała się, mocno zaciskając słoń na pasku torby. Dlaczego właściwie ją obchodziło to, że jej narzeczony oglądał się za inną? To chyba był dobry znak. Jeśli Idalina odwoła zaręczyny, gniew jego rodziny będzie niczym, kiedy będzie go wspierać tak zdolna wiedźma. Zwłaszcza, że były całkowicie od siebie różne. Naturalnie oczy Idaliny przypominały wiosenny deszcz, przez który przebijał się błękit nieba, podczas gdy oczy Ashford przypominały roztopioną czekoladę, co ciekawe sama roztaczała woń tej słodyczy, z nutą orzechów. Dość intensywny zapach. Długie włosy Idy w kolorze jasnego brązu kontrastowały z ciemnymi, wręcz czarnymi krótkimi włosami nastolatki. Urodę Idy dało się określić jako delikatną, ale niezbyt wyróżniającą na tle innych uczennic, kiedy Fiona od razu zwracała na siebie uwagę, bladą cerą, z dwoma pieprzykami obok oka, odcinającą się znacznie od ciemnych oczu i włosów.

Ale przecież Ominis nie mógł być świadomy tych różnic między nimi, chyba że ktoś już opisał Ślizgonowi jak wygląda w porównaniu do Fiony. Westchnęła ciężko, nie będzie się nad tym teraz rozwodzić. Zbliżając się do Zakazanego Lasu czuła ciężar na żołądku. Żadna teraz krnąbrna dziewczynka nie wpadnie na nią, goniąc samotną lunaballe, kiedy ona sama uciekała przed czymś, co ją wystraszyło zanim zerwała czyrakobulwę.

— Zakwitł już wrzos lali lali... Zakwitł już brzos, ja kocham cię lali lali... Kochaj mnie też — nuciła pod nosem ulubioną pieśń, jaką dane jej było kiedyś usłyszeć, kiedy dziadek zabrał ją na pierwszą w jej życiu operę. — Kto rzekł mi to lali lali, kto zdradził to... To serce me lali lali zabrało głos.

,,Cinderella" było historią o dziewczynie, która młodo straciła rodziców i wychowywała ją macocha wraz z dwiema przyrodnimi siostrami, ale dziewczyna miała paskudny charakter, często udając ofiarę swych głupich i leniwych sióstr. Kiedy te zawzięcie ją ignorowały, Cinderella pozorowała wypadek, obarczając je winą. Została zaproszona na bal, gdzie poznała księcia. Ukradła go siostrze, z którą dobrze mu się rozmawiało, a po ślubie go otruła i zawładnęła królestwem, wyganiając z niego swą macochę i siostry. A że czarodzieje mieli tendencję czasem do dramaturgii, nie zabrakło postaci Dobrej Wróżki, wierzącej w dobro w sercu dziewczyny. Oszukana i zwiedziona została uwięziona w klatce, musząc spełniać rozkazy okrutnej Cinderelli. Choć ta historia wydawała jej się wtedy przerażająca, teraz zaczynała ją rozumieć. W każdym może kryć się zło, nawet wśród tych wiecznie uśmiechających się. Pięknie ukazane prawdziwe oblicze ludzi z dodatkiem eleganckich strojów, nastrojowej muzyki oraz... oczywiście magii. Historia o paskudnej Cinderelli choć dziś mogła być niczym znaczącym, kiedyś mogła stać się sławną na całą świat historią, o ile na przestrzeni lat nikt nie wmiesza się w tę opowieść.

— La la la... — Nucenie pomagało Idalinie zwalczyć narastający niepokój. Czuła się obserwowana. — Nic się nie dzieje, wszystko jest okej.

Im dalej szła w las, tym bardziej światło zanikało, sprowadzając na okolicę gęsty mrok. Ida użyła różdżki do rozświetlenia sobie drogi. Tylko kilka składników i znika stąd. Kamień z serca jej spadł, gdy zauważyła pierwszą czyrakobulwę. Podeszła do niej, aby ją zerwać, z zachowaniem szczególnej ostrożności.

— Nie wierzę, że to mówię, ale mogłam przynajmniej zabrać ze sobą Garretha, dostałby fioła na punkcie tylu świeżych składników. — Pacnęła się w głowę za tak niedorzeczne myśli. Dlaczego miałaby z nim spędzać więcej czasu niż powinna? — Chodź tu do mnie...

Sięgnęła po roślinę, a za jej plecami rozległ się groźny warkot. Przerażona odwróciła się w stronę hałasu, chcąc tylko raz rzucić okiem na to, przed czym będzie uciekała, ale to był błąd, bo ktoś wytrącił jej różdżkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro