Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Z lękiem oko w oko

Minęło kilka dni, od kiedy Idalina ,,wprowadziła się" do Pokoju Życzeń. Zaglądała tam codziennie przed zajęciami i po kolacji, czasem odwiedzając to miejsce między lekcjami. Smyk bardzo polubił jej obecność i za każdym razem chciał towarzyszyć Idzie, kiedy ta opiekowała się swoimi roślinami lub zwierzętami uratowanymi przez Fionę.

Ida dzięki pomocy Garretha ocaliła się przed trolllem od profesora Sharpa, ale nadal uważnie przyglądał się jej postępom, przez co para uczniów musiała ciągle ze sobą współpracować, tak jak do tej pory. Dla Poppy było to co najmniej dziwne, że Ida, do tej pory stroniąca od innych ludzi, tak często spotyka się z Gryfonem. Na wszelkie pytania nie uzyskała odpowiedzi, bo Norden ją zwinnie spławiała. Pozostawała także kwestia jej narzeczeństwa. Jeśli chodziło o Ominisa, wszystko wróciło do normy, nadal ją uparcie ignorował, a jej ojciec pozostawał nieugięty. Chyba nawet zaczął od razu spalać listy od córki, bo nie odpisał jej na żaden z nich, od kiedy poprosiła go anulowanie propozycji Gauntów. Dziadek czasem pisał, zapewniając ją, że nad tym pracuje, ale nigdy nie zdradzał, co dokładnie ma na myśli.

Kierując się na zajęcia Obrony przed Czarną Magią, czuła swego rodzaju stres. Do tej pory udawało jej się unikać aurora, któremu zafundowała nieudolny podryw, spowodowany nerwami. Na korytarzach i błoniach szkoły mijała obcych czarodziejów, ale na szczęście żaden z nich nie miał kasztanowych włosów i ognistych oczy. Na dzisiejszej lekcji nie było mowy o uniknięciu konfrontacji.

I tak też się stało.

Dziękowała Merlinowi, że Garreth zgodził się, aby siedzieli razem na lekcji, dzięki temu siedziała na samym końcu, z dala od biurka nauczyciela i... aurorów. Nowym dodatkiem w sali była ogromna szafa. Dziwnie znajoma.

— Czarodziej w obliczu niebezpieczeństwa musi być gotowy stawić czoła własnym lękom — przemówił szorstkim głosem Donovan, towarzyscy mu Ellis wydawał się bardzo rozbawiony. — Kluczem do przetrwania jest kontrola uczuć. Zapewne nie jest wam obca istota nazywana boginem. Czy ktoś przypomni, czy to coś jest? — Powiódł wzrokiem po klasie, a rękę podniósł Andrew Larson z Ravenclawu.

— Bogin to zjawa, która przybiera postać tego, czego najbardziej boi się osoba stojąca przed nią — wyjaśnił, czym wywołał u szefa aurorów zadowolony uśmiech, zachęcający go, by mówił dalej. — Nikt nie wie, jak wygląda bogin, kiedy jest sam.

— Bardzo dobrze, panie Larson, dziesięć punktów dla Ravenclawu — odezwała się dumna profesor Hecate, przysłuchująca się uważnie przebiegowi ,,jej lekcji".

Donovan stał wyprostowany, dalej przyglądając się każdemu z uczniów, których miał przed sobą. Z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji, nawet cienia. Co mu chodziło po tej głowie? Nikt nie był w stanie powiedzieć. Nakazał uczniom ustawić się w kolejce. Każdy z nich znał bogina tylko w teorii, ale właśnie teraz mieli stanąć przed nim w praktyce. Znali zaklęcie, ale użyć go przeciwko największemu lękowi? 

— To może pan mądry Krukon pierwszy? — zaproponował Kasjan, a serce Idy zabiło mocniej, słysząc go. Planowała wpatrywać się tępo w blat biurka, ale kiedy mieli się ustawić... Plany szlag trafił.

— Pamiętacie zaklęcie? — spytała podekscytowana Hecate. Dla niej te zajęcia były naprawdę ekscytujące. Cieszyła się z nich bardziej niż uczniowie. Cóż, nie codziennie grupa aurorów gości na twoich zajęciach. Z pewnością nauczycielka odczuwa względem nich nostalgię, kiedy to ona była niewymowną. — Zwróćcie uwagę na mój ruch nadgarstka i wymowę Riddiculus.

Aurorzy pozwolili poprowadzić Hecate jej część zajęć, polegającą na powtórzenie zaklęcia. A potem zaczęła się prawdziwa zabawa. Niektórzy ciekawsko zerkali, co okaże się największym lękiem Larsona. Chłopak był dość popularny i lubiany, a także był utalentowanym graczem Quidditcha, zawsze idealne oceny i spora wiedza.

Kasjan rzucił zaklęcie odbezpieczające, a zamek szafy szczęknął. Klamka poruszyła się w dół, pozwalając drzwiom się otworzyć. Każdy w sali wstrzymał powietrze. Idalina na chwilę zapomniała o wstydzie i wpatrywała się w szafę, z której wyłonił się... troll górski. Cóż, te stworzenia były naprawdę niebezpieczne, więc nic dziwnego, że były boginem Larsona.

— Słyszałem, że boi się ich od tego ataku w Hogsmeade — szepnął do Idy Garreth. — Był tam wtedy.

Krukon blady jak ściana wpatrywał się w trolla, zaciskającego pulchną łapę na maczudze. Z boku mówiła do niego profesor Hecate. Kontroluj strach, powtarzał także Donovan. Larson uniósł różdżkę na wysokości twarzy i machnął nią.

— Riddiculus!

Troll górski zmienił się w zwykłego gnoma, biegającego między nogami uczniów, kiedy uczniowie parsknęli śmiechem, gnom wrócił pod szafę, wygrażając im małą rączką. Idalina zastanowiła się, kto pojawiłby się przed nią? Czego lub kogo się bała? Pozostałym ukazywały się akromantule, podłe ciotki, raz nawet profesor Sharp. Poppy zwalczyła stworzonego przez bogina kłusownika chwytającego Wzniosłoskrzydłą.

— Duncan Hobhouse.

— Biedny bogin, zsika się ze śmiechu — parsknął śmiechem Ominis, stojący nieopodal Idaliny. Puchonka wbiła zdegustowane spojrzenie w Gaunta. — Bać się puffków...

— Każdy może bać się wszystkiego — syknęła Ida, stając obok niego. Chłopak zesztywniał, wyczuwając ją obok siebie. Zacisnął usta w wąską linię. — Ciekawe, czego boi się wiecznie krytyczny Ominis Gaunt.

— Na pewno nie puffków — zachichotał, a ten dźwięk przeszył Idę aż do kości. — Zresztą bać się czegoś to jedno, ale kłamać, że jest się bardziej odważnym niż jest się w rzeczywistości? Tchórze się nie zmieniają, wystarczy zapytać Duncana Hobhouse'a. — Wzruszył ramionami, nasłuchując chichotów całej klasy, gdy przed tchórzliwym Krukonem faktycznie pojawił się puffek z długim językiem. — Żałosne.

— Hobhouse, boisz się puffków? — Usłyszała pytanie Kasjan, więc popatrzyła w jego kierunku. Czy auror też będzie pastwił się nad tym biedakiem? Czarnowłosy pokręcił głową, drżąc, a po jego nogawce coś spłynęło.

—No nie! Znowu! — krzyknął Prewett stojąc w kałuży szczyn, która zrobiła się wokół Duncana i ponownie sięgnęła butów Gryfona. — Hobhouse, ty idioto!

Wszyscy śmiali się jak opętani, Idalinie zrobiło się go szkoda. Fiona również nie była rozbawiona i nawet skarciła stojącego obok Sebastiana. Kasjan westchnął, od razu ich uciszając. Położył rękę na ramieniu Krukona, nie przejmując się czy stoi w jego moczu, czy nie. Krótki Chłoszczyć  załatwiło sprawę.

— Posłuchaj — mruknął do niego Kasjan. — Boję się chochlików kornwalijskich — przyznał nieco głośniej.

Nikt nie wydał z siebie nawet cichego chichotu, oczekując, czy coś za tym wyznaniem kryło się więcej. I faktycznie kryło. Bogin, będący puffkiem, spojrzał w oczy Kasjana i rzeczywiśćie przybrał postać chochlika kornwalijskiego. Auror bał się... czegoś tak małego? Owszem bywały złośliwe i potrafiły utrudnić życie, ale żeby tak ,,uzdolniony'' auror bał się chochlika?! Hobhouse otworzył szeroko oczy, kiedy Ridiculus dodał chochlikowi różową sukienkę i wróżkowe skrzydełka, a rączce trzymał magiczną różdżkę, tym samym przypominając wróżkę z bajek dla dziewczynek. Ellis parsknął śmiechem, a bogin znów się usunął w cień.

— Wszystko idzie zwalczyć — powiedział Kasjan twardym głosem. — Pierwszym krokiem do pokonaniu strachu, jego jego zaakceptowanie, a nie udawanie, że go nie ma. Zapamiętaj to.

— Wow! Gościu jest super — sapnął Garreth, będący szczerze pod wrażeniem. Jego obecność tuż obok Idaliny zirytowała Ominisa. Sebastian miał rację, chodził za nią jak posłuszny piesek.

— Jest... niezwykły — przyznała Idalina, lekko się rumieniąc. Kiedy ich spojrzenia się przecięły, tym razem nie odwróciła głowy.

Kolejne lęki były pokonywane salwą śmiechów, aż przed boginem nie stanął szczerze rozbawiony Sebastian. Zarzekał się, że nie ma czegoś, co by go przerażało, chyba, że Prewett w sukience. Naprawdę nie chciał oglądać Gryfona w takim wydaniu. Ku jego zdziwieniu, bogin przybrał postać... dorosłego mężczyzny. Kasjan i Donovan otworzyli szeroko oczy, kiedy w sali stanął jak żywy Salomon Sallow. Mężczyzna kierował różdżkę, jego twarz wykrzywiała istna furia.

— Nie ma lekarstwa! — wrzasnął głosem podobnym do Salomona. Cała pewność siebie Sebastiana odpłynęła z niego, a on zamarł w bezruchu z lekko otwartymi ustami. — Co żeś uczynił?! Co zrobiłeś!

Bogin-Salomon postąpił krok ku niemu, ale Ślizgon ani drgnął. Za to Fiona i Ominis nieznacznie zbliżyli się do przyjaciela, mówiąc do niego. Nikt się nie poruszył  poza boginem. Powtarzał te same słowa jak mantre, ale dało się w nich wyczuć prawdziwą nienawiść, przez co Sebastian na moment zapomniał, że to tylko bogin przybrał postać jego zmarłego wujka. Wierzył, że to naprawdę jego wujek stoi przed nim i oskarża go. Wyrzuty sumienia nigdy nie opuściły go na dobre. Nie wiedział, kiedy odpuścić, popadł w obsesję na punkcie znalezienia lekarstwa dla przeklętej siostry i nie słuchał ostrzeżeń wujka, co doprowadziło do tragedii.

— Seb, rzuć zaklęcie — szepnęła do niego Fiona. — Sebastianie...

— Co żeś uczynił?!

Riddiculus! — zawołał wyrwany, jakby z letargu Sallow, a Salomon przywdział ostro różową suknię balową, siedząc na krześle i popijając herbatę. Chłopak osunął się na podłogę, ale nim Fiona do niego dobiegła, Kasjan chwycił po pod ramię i posadził na krześle.

— To na dziś koniec zajęć, świetnie się spisaliście. 

Z mieszanymi uczuciami uczniowie opuścili klasę. W sali został tylko Sebastian i aurorzy z profesor Hecate. Pod klasą czekali na niego Fiona z Ominisem, który tylko raz popatrzył w stronę Idaliny, ale nie mówiąc do niej żadnego słowa. Skrzyżował ręce na piersi, opierając się o ścianę i czekając na przyjaciela. Do jego uszu dotarły ledwo słyszalne słowa Norden.

— To, co Garreth? Dzisiaj tam, gdzie ostatnio?

Gryfon zaśmiał się wesoło, niemal jak idiota zdaniem Ominisa, krocząc za Puchonką. O co chodziło z tą nagłą ich przyjaźnią? I co znaczyło tam, gdzie ostatnio?  Zresztą, co go to interesowało. Bardziej martwiło go, co się stało Sebastianowi. Pojawienie się Salomona było co najmniej nieoczekiwane, co jeśli aurorzy odkryją prawdę sprzed dwóch lat, Sallow zostanie osadzony w Azkabanie, a on, Fiona i Anne pożałują, że go nie wydali? Nie. Nie mógł tak myśleć. Cokolwiek się stanie, będzie stał po stronie Sebastiana. 

Jak zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro