Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Wczesnym rankiem usłyszała dźwięk SMS w telefonie. Przetarła oczy, wzięła go do ręki i otworzyła wiadomość.

Blaid:

„Witaj Słońce :*"

Mikeyla:

„Dzień dobry"

Blaid:

„Mogę wpaść po Ciebie za piętnaście minut?"

Mikeyla:

„Jest dopiero szósta..."

Blaid:

„Mnie taka pora nie przeszkadza. Bardzo chciałbym się z Tobą spotkać :*"

Mikeyla:

„No dobrze, ale za pół godziny... Dopiero się obudziłam, muszę się ogarnąć."

Blaid:

„Skarbie wyglądasz pięknie taka zaspana ;)"

„Wyglądasz pięknie? Skąd on..." Zerknęła w okno, które wyglądało na podwórze i zamarła. Spoglądał na nią siedząc wyluzowany na parapecie z tym swoim słodkim uśmiechem, który całkowicie ją rozbrajał. Miała na sobie przewiewną krótką koszulkę nocną na ramiączkach, bordowy satynowy materiał mocno przylegał do jej skóry, więc szybko chwyciła szlafrok i zasłoniła ciało. Nie spała w staniku więc obcisła koszulka odkrywała trochę za dużo. Momentalnie się rozbudziła.

– Co Ty tu robisz? Tata się wścieknie jeśli Cię tu zobaczy – krzyczała szeptem.

– Chciałem Cię zobaczyć Słońce. – Podszedł do niej i pocałował w czoło.

Minimalnie się zaczerwieniła, cieszyła się że go widzi.

– Miałeś być za pół godziny – powiedziała z udawaną złością.

– Tak właściwie jestem tu od pół godziny, więc wszystko się zgadza. – Uśmiechnął się podnosząc dumnie jedną brew. – Wyglądasz pięknie jak śpisz, nie mogłem się napatrzeć – powiedział i cmoknął w usta.

– Ej. – Uderzyła go lekko w ramię. – Daj mi chwilę, chociaż się przebiorę.

– Jak dla mnie to możesz się rozebrać. – Rozłożył się na jej łóżku.

– Tak. Chciałbyś – prychnęła.

Zabrała rzeczy z szafy i poszła do łazienki. Założyła krótkie dżinsowe spodenki z poszarpanymi nogawkami i top bez ramiączek. Włosy związała w luźnego wysokiego kucyka i podkreśliła tylko rzęsy czarnym tuszem. Kiedy wróciła do pokoju zastała Blaida rozglądającego się po pomieszczeniu. Wziął jakąś losową książkę z nowego regału i obejrzał z każdej strony.

– Lubisz czytać co? – spytał retorycznie.

– Jak widać. – Włożyła ręce do tylnych kieszeni. – A Ty?

– Zdarza się.

– To co masz zamiar robić o tak wczesnej porze? – spytała.

Objął ją i założył jej za ucho pasmo włosów, które nie było związane. Trzymał ją ściśle w talii przez co wygięła się lekko do tyłu. Musnął delikatnie jej szyję i jej ciało ogarnął dreszcz.

– Po prostu się przejdziemy, powietrze z rana jest cudowne.

Nie chciała niepokoić rodziców, więc oboje wyskoczyli przez okno. Przeszli rozmawiając do końca osiedla i skierowali się na obrzeża. Kiedy już tam dotarli mogli przyspieszyć. Jako wilkołak nawet w ludzkiej postaci nie miał problemu, żeby ją dogonić i błyskawicznie znaleźli się w głębi lasu.

– Nie wolisz przypadkiem rozwijać takich prędkości motorem? – spytała kiedy zwolnili.

– Gdybym przyjechał motorem Kochanie to od razu obudziłabyś się i nie mógłbym na Ciebie patrzeć. – Puścił jej oczko.

– Czyli wolisz mnie prześladować? – droczyła się.

– No pewnie. – Wziął ją za rękę i powoli splótł ich palce.

Cieszyła się, że jest z nim, że trzyma jego nadzwyczaj ciepłą dłoń i w każdym momencie może pocałować jego słodkie usta. Rozpraszał ją i wprawiał w lekkie zakłopotanie. Przy nim nie była w stanie jasno myśleć i nic prócz niego się nie liczyło. Dlaczego właśnie on tak na nią działał? Nie miała pojęcia, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Blaid ją akceptował, a co ważniejsze był podobny do niej i choć niebezpieczny nie miała zamiaru się tym martwić. Nie wierzyła, że kiedykolwiek może ją skrzywdzić i była pewna, że ona nie skrzywdzi jego.

Po kilku godzinach wspólnych wędrówek wróciła do domu. W międzyczasie dała znać mamie, że wyszła wcześnie zaczerpnąć świeżego powietrza. Dotarli do jej domu i pożegnali się przed furtką całując delikatnie.

– Do zobaczenia moja Piękna. – Pogładził jej policzek kciukiem i odszedł.

– Do zobaczenia – odpowiedziała za nim.

Kilka dni upłynęło jej na spotkaniach z Blaidem, przy nim czuła się jakby cały świat wokół niej znikał. Marie nie odzywała się, miała jakieś swoje sprawy, a Mikeyli nawet do głowy nie przyszło aby ją powiadomić co się teraz u niej dzieje. Zresztą tak samo było z Adrienem, który z jakiegoś powodu nie dawał znaku życia. Wiedziała doskonale, że prędzej czy później będzie musiała mu wszystko wyjaśnić i będzie to dla niej niesamowicie trudne. Ledwo co wyznał jej miłość, zaakceptował to jaka jest naprawdę, a ona pomimo nieopisanych uczuć względem niego wybrała innego.

***

Wygrzewała się nad jeziorem, leżąc obok Blaida. Na nosie miała ciemne okulary, a pod nimi przymknięte powieki. Trzymał ją za rękę i wspierając się na łokciu patrzył na nią, jak na dzieło sztuki zachwycając się jej pięknem. W czarnym monokini wyglądała nadzwyczaj seksownie.

Mikeyla zaczęła się nad wszystkim zastanawiać i ogarnął ją smutek. Nie chciała ranić przyjaciela, ale czy była szansa, że przyjmie to bez zastrzeżeń? Wiedziała, że to niemożliwe.

– Co Cię dręczy moja Piękna? – spytał wyczuwając zmianę humoru.

– Nic – odparła niezbyt przekonująco.

– Adrien?

Zdjęła okulary nadal leżąc na kocu i spojrzała na niego pytająco.

– Nie musisz nic ukrywać. Rozumiem. – Powiedział kiedy milczała.

Westchnęła i podniosła się.

– Boję się, że on nie zrozumie. Mało powiedziane, ja wiem na pewno, że nie zrozumie – stwierdziła.

– Zdziwiłbym się jeśli by było inaczej.

Spojrzała na niego, zadziwiał ją tym bardziej im bardziej go poznawała. Był nadzwyczaj opanowany i wyrozumiały. Zdawał sobie sprawę, że Adrien jest dla niej kimś ważnym i nie jest w stanie nic na to poradzić, po prostu się z tym pogodził.

– Powiesz mu jak będziesz gotowa. – Ucałował ją delikatnie.

Za plecami usłyszała westchnięcie z oddali. Do jej nosa dotarł zapach, który znała i momentalnie jej serce zaczęło walić jak oszalałe. Chłopak podszedł szybkim krokiem, a Mikeyla wstała odwracając się do niego.

– Adrien – szepnęła.

– O co tu chodzi? – mówił zranionym głosem.

– Przepraszam, chciałam Ci powiedzieć wcześniej – tłumaczyła się.

– I co by to zmieniło? Myślisz, że przyjąłbym to spokojniej? – Patrzył na nią szklanymi oczami.

– Na prawdę nie chciałam Cię ranić. Porozmawiajmy na spokojnie.

– O czym, co? – spytał pretensjonalnie. – Jest jeszcze o czym rozmawiać? Zastanawiałaś się co do mnie czujesz, całując... jego? – Wskazał ręką na Blaida.

– Nie wiem co mam Ci odpowiedzieć. – Rozłożyła ręce i spojrzała na chłopaka. – Uwielbiam Cię, szczerze, ale nie mogłam udawać, że nie czuję nic do niego.

Adrien zacisnął nerwowo wargi i zamknął oczy powstrzymując się od jakiejkolwiek innej reakcji. Mikeyla podeszła do niego i chciała uspokoić, ale odsunął się i tylko wziął głęboki oddech nic nie mówiąc.

– Przepraszam. – Tylko tyle była w stanie mu w tej chwili powiedzieć.

Spojrzał jej głęboko w oczy i pogładził po policzku, po czym po prostu odszedł. Blaid wstał i przysunął delikatnie Mikeylę do siebie trzymając jej ramiona.

– Daj mu czas – powiedział spokojnie i pocałował ją w policzek.

– Nigdy mi nie wybaczy. – Odwróciła się i schowała w jego ramionach.

– Kocha Cię, na pewno Ci wybaczy.

Podniosła twarz i spoglądając w ciemne oczy musnęła wargami jego usta.

***

Kiedy wrócili do domu, zaparkował motor na jej podjeździe. Zeszła z motoru i zdjęła kask, Blaid także go zdjął ale nie schodził z maszyny.

– Wszystko w porządku Słońce? – spytał widząc jej przygnębioną minę.

– Jakoś sobie poradzę.

– To do zobaczenia jutro?

– Pewnie. – Uśmiechnęła się i pocałowała delikatnie. W tej samej chwili za plecami usłyszała chrząknięcie przyjaciółki.

– Marie? Cześć – przywitała się speszona.

– No cześć – odpowiedziała ze zdziwioną miną.

Mikeyla stała nie wiedząc co powiedzieć.

– Może przedstawisz mi kolegę?

– Sorki. – Otrząsnęła się. – To jest Blaid, Blaid to moja przyjaciółka Marie.

– A więc w końcu mogę Cię poznać – podał jej rękę, a ona momentalnie oblała się rumieńcem.

Mikeyla zaśmiała się pod nosem mając nadzieję, że nikt nie zauważył. „Widocznie nie tylko na mnie tak działa."

– A ja Ciebie. Szkoda tylko, że Mikie nie wprowadziła mnie w szczegóły waszej znajomości. – Spojrzała posępnie na przyjaciółkę.

– Nie jesteś pierwszą osobą, która dziś dowiaduje się o tym w ten sposób – powiedział Blaid, po czym cmoknął Mikeylę w policzek. – Pa, moja Piękna. – Ruszył z piskiem pozostawiając na podjeździe ślad czarnego półkola po spalonej oponie.

– O... mój... Boże... – powiedziała Marie kiedy chłopak się oddalił. – Na żywo wygląda jeszcze lepiej niż na zdjęciach.

– Taaak – potwierdziła Mikie.

– Ale co do Ciebie. – Skierowała palec wskazujący w jej stronę. – Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć, że jesteście razem! – uniosła się.

– Kiedy tylko miałabyś czas się ze mną spotkać. Więc... oto się właśnie dowiedziałaś. – Uśmiechnęła się w geście obrony.

– A kogo on jeszcze miał na myśli?

– Adriena.

Marie rozszerzyła oczy jak to tylko było możliwe, a Mikeyla posmutniała. Kiedy przypomniała sobie wyraz jego twarzy serce ją ściskało. Zaprosiła przyjaciółkę do środka i zrobiła jej gorącą czekoladę, wzięły kubki i poszły do pokoju Mikie. Wampirzyca włączyła cicho muzykę w laptopie.

– Kochana może nie miałam czasu zbytnio ostatnio, ale jeśli byś chciała mi powiedzieć, że masz faceta na pewno bym go dla Ciebie znalazła – stwierdziła Marie.

– Przepraszam, trochę głupio wyszło, że tak się dowiedziałaś, ale w sumie to nie trwa długo – tłumaczyła się.

– Dobra, dobra. Ale muszę Ci przyznać, że dopiero teraz zrozumiałam co miałaś na myśli mówiąc, że przy nim tracisz głowę. Rozpłynęłabym się przy nim. – Rozmarzona rzuciła się na łóżko. – I taki facet wybrał właśnie Mikeylę, ale z Ciebie szczęściara. – Spojrzała na nią.

Ta położyła się obok Marie i poczuła dumę, bo tak naprawdę Blaid mógł mieć każdą. Swoim urokiem osobistym i pewnością siebie działał na pewno na wszystkie dziewczyny.

– A jak Adrien? – spytała Marie.

– Nie za dobrze. Widział jak go całowałam – powiedziała smutna. – Gdybyś tylko go wtedy widziała. Wyglądał jak zbity pies.

– Nie ma się czemu dziwić, wyznaje Ci miłość, Ty przyznajesz że też coś do niego czujesz, ale nie potrafisz powiedzieć co a przy następnym spotkaniu widzi jak ściskasz tego, co do którego prawdziwych uczuć nie potrafiłaś się przyznać – powiedziała nie owijając w bawełnę.

– Jestem potworem. I dosłownie, i w przenośni. – Schowała twarz w poduszkę.

– Pogadaj z nim, wytłumacz mu jakoś – poradziła jej.

– Nie miał zamiaru mnie słuchać, a już na pewno nie chce mnie widzieć.

– Chce, ale się do tego nie przyzna.

– A co jeśli tylko pogorszę sprawę?

– No gorzej to już być nie może – stwierdziła i zaciągnęła przyjaciółkę do drzwi.

***

– Teraz tylko powiedz mi, który to jego pokój? – Stanęły przed wielkim domem z dużą ilością okien. Przed drzwiami wejściowymi rozciągał się ganek na całą szerokość jasnego budynku, szerokie drewniane schody były pomalowane na biało, taki sam kolor miały drzwi. W niemal każdym oknie widać było przeróżne kwiaty we wszystkich kolorach tęczy.

– Nie możesz go tutaj poprosić? Albo niech jego rodzice Cię do niego zaprowadzą.

– I myślisz, że im na to pozwoli, albo tym bardziej wyjdzie? Jeśli mam z nim porozmawiać, muszę się tam po prostu dostać.

– To może użyj swoich zdolności i go wytrop. – Parsknęła śmiechem jak tylko usłyszała co właśnie powiedziała.

– Właśnie – przytaknęła Mikeyla.

– Co? – spytała zaskoczona.

Mikeyla zamknęła oczy, skupiła się i zaczęła selekcjonować zapachy, które do niej docierały. Wśród nich odnalazła ten, należący do Adriena i zobrazowała ten zapach w jego postać. Zarejestrowała go w pokoju od podwórka na piętrze. Upewniła się, że nie ma tam nikogo kto mógłby ją zobaczyć i weszła przez furtkę na tyły domu. Uprzednio poleciła Marie wrócić do siebie i czekać w swoim pokoju. Cokolwiek się stanie po prostu się tam przeniesie.

Mama Adriena spała właśnie w salonie, Mikeyla wyczuła jej zwolniony oddech. Bezgłośnie wskoczyła na balkon prowadzący do pokoju chłopaka. Był zabezpieczony drewnianą balustradą, taką samą jak ta na ganku. Przyłożyła ręce do szyby i obejrzała cały pokój, żeby móc się tam znaleźć nie otwierając drzwi, których on i tak by pewnie nie otworzył. Ujrzała go leżącego na łóżku z rękami założonymi za głową i słuchawkami w uszach. Minę miał pozbawioną emocji i do jej oczu mimowolnie dotarły słone łzy sprawiające, że złoto w jej oczach błyszczało.

Kiedy zdała sobie sprawę ze swojego zachowania zastanawiała się czy ma w ogóle prawo tam wejść? Czy ma prawo tłumaczyć mu cokolwiek, skoro tak właściwie to nic nie zmieni? Nie chciała żeby ją znienawidził. Wcześniej tłumaczyła sobie że jego przyjaźń pomaga jej przetrwać brak Marie, ale nie mogła zaprzeczyć że rozwinęło się w niej jakieś uczucie względem niego. Nie chciała go stracić.

Wreszcie zdobyła się na odwagę i przeniosła przed jego łóżko. Patrzył na nią zdziwiony i wyjął słuchawki z uszu.

– Co Ty tutaj robisz? – spytał.

– Musimy porozmawiać – powiedziała siadając na jego łóżku.

– Mówiłem, nie mamy już o czym rozmawiać. – Stwierdził przybity i usiadł obok niej.

– Wręcz przeciwnie, jest o czym. Zraniłam Cię choć naprawdę tego nie chciałam.

– Przyszłaś, żeby mi o tym przypomnieć? – Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.

– Chcę po prostu żebyś zrozumiał?

– Co mam zrozumieć? Że mnie nie kochasz? Że kochasz jego, chociaż twierdziłaś, że nie jest nikim ważnym? Jeśli o to właśnie chodzi to dzięki, ale to już zauważyłem, kiedy go całowałaś – mówił podniesionym tonem.

Fala łez chciała wydostać się z jej oczu, ale starała się na to nie pozwolić. Przymknęła oczy i spuściła wzrok.

– Twierdziłam, ale zaprzeczałam sama sobie. Nie potrafię tego wytłumaczyć ale od pierwszej chwili kiedy go poznałam wiedziałam, że coś między nami jest. Nie chciałam się do tego przyznać przed sobą.

– Takie samo zdanie miałem o Tobie. – Patrzył w ziemię nieobecnym wzrokiem. – Ale chyba się pomyliłem.

Złapała jego złożone dłonie.

– Na prawdę Cię przepraszam, że pozwoliłam żeby zaszło to w tę stronę. Nie chcę Ciebie stracić. – Spojrzała w jego skrzywdzone oczy odwracając jego twarz w swoją stronę.

Chwilę patrzył na nią i przypominał ich pierwszy pocałunek. Był pewien, że nawet jeśli się wtedy odsunęła przez jakiś krótki moment tego chciała. Wiedział to. Odwrócił się i powstrzymywał wzbierające łzy.

– Odejdź. Proszę – szepnął złamanym głosem.

– Nie chcę Cię teraz zostawiać. Chcę żebyś zrozumiał.

– A Ty? – Odwrócił się nagle.

– Co ja? – Zdziwiła się.

– Czy Ty rozumiesz? Powiedz mi tu i teraz, czy skoro jesteś teraz z nim to zrozumiałaś co tak naprawdę czujesz do mnie? Mogę wiedzieć chociaż tyle? – Patrzył na nią oskarżycielsko ze łzami w oczach oczekując odpowiedzi.

Zamilkła i myślała co mu odpowiedzieć.

– Nie wiem – wypłynęło z jej ust mimo woli.

– Nadal nie wiesz? – Uniósł się. – To po co przyszłaś, po co siedzisz tak blisko mnie chociaż nie mogę Cię pocałować. – Zbliżył swoją twarz do jej twarzy. – Dlaczego mi to robisz?

– Bo Cię lubię. Bardziej niż mogę sobie pozwolić i bardziej niż bym tego chciała. – Odparła prawie krzycząc mu w twarz.

– To dlaczego wybrałaś jego, a nie mnie? – Chwycił jej chłodny policzek.

– Bo nie czuję do Ciebie tego samego – odpowiedziała patrząc prosto w oczy. Jak inaczej mogła mu to wytłumaczyć?

– A wtedy nad jeziorem? Wiem, że wtedy coś się wydarzyło między nami, nie zaprzeczaj.

Teraz ona odwróciła twarz, nie mogła powiedzieć że wtedy jej serce było zimne, że jej ciało nie zareagowało na jego pocałunek, bo skłamałaby. Ale wtedy też zrozumiała, że będąc z nim tak blisko naraża go na ogromne niebezpieczeństwo.

– Mikeylo z jakiegoś powodu tutaj jesteś. Nie wiem dlaczego, ale wiem że to co do mnie czujesz jest silniejsze niż jesteś się w stanie przyznać.

– Narażam Twoje życie będąc tutaj. Nie masz pojęcia jak bardzo pragnęłam wtedy Twojej krwi. – Spojrzała mu w oczy i objęła twarz obiema rękoma. – Może właśnie dlatego bronię się przed tym uczuciem, bo chcę żebyś żył. Jeśli tylko bym chciała, mogłabym wbić swoje kły w Twoją szyję – jej oczy zmieniły się i wróciły sińce pod oczami – i wyssałabym całą Twoją krew. – Jej kły wysunęły się spod warg.

– To zmień mnie, spraw żebym był taki jak Ty. – Wyrwał ją nagle z tego stanu.

– Nie wiesz co mówisz. – Oburzyła się. – Myślisz, że chodzi tu tylko o wieczne życie i siłę. Wiesz jak bardzo się powstrzymuję żeby nie zrobić Ci krzywdy? Każde spotkanie z człowiekiem jest dla mnie trudne – tłumaczyła mu.

– To dlaczego spotykasz się z Blaidem? – spytał nagle.

– Bo on jest – zawahała się przez moment – inny.

– Jak to inny?

– Jest wilkołakiem.

Nie spodziewał się takiej odpowiedzi i całkiem go zamurowało. Złapał się za głowę i przeczesał włosy palcami. Powoli przetwarzał wszystko w głowie starając się dojść do jakiegokolwiek wniosku.

– On jest taki jak ja i przynajmniej nie pragnę jego krwi.

– Przecież on powinien być Twoim wrogiem. – Nie potrafił tego zrozumieć.

– Powinien, ale nie jest. Z jakiegoś powodu nie chcemy się wzajemnie zabić. – Sama zastanawiała się co to znaczy.

– Wiesz co lepiej już wyjdź, mam na dziś dość wrażeń. – Wstał z łóżka.

– Chcę wiedzieć, że rozumiesz. – Stanęła przed nim.

– Nie, nie rozumiem i nie chcę zrozumieć. Kocham Cię i to się nie zmieni czy tego chcesz czy nie. Więc jeśli tego nie akceptujesz to po prostu wyjdź. – Odwrócił się od niej.

Skupiła się i patrząc na niego teleportowała się do pokoju Marie. Przyjaciółka zobaczyła zaczerwienioną pod oczami dziewczynę z udręczoną miną. Domyśliła się, że nie poszło zbyt dobrze więc bez wahania pobiegła do kuchni po pudełko lodów i dwie łyżki.

– Lody są dobre na wszystko – powiedziała chcąc pocieszyć Mikeylę. – Bo chyba możesz jeść lody?

– Tak, wszystko mogę jeść. Jestem w połowie wampirem. – Uśmiechnęła się mimo bólu w sercu.

– Mam pytać, czy lepiej nie? – spytała siadając w wiszący na suficie fotel.

Mikeyla usiadła naprzeciwko na jej łóżko i oparła się o ścianę. Jej głowa bezsilnie opadła na klatkę piersiową i krople skapnęły na czarną bokserkę, westchnęła.

– Wszystko się popieprzyło – stwierdziła.

– Aż tak źle?

– No a jak by mogło być? On mnie kocha, a ja nawet teraz nie potrafię mu powiedzieć co czuję. Powiedział, że nawet nie chce rozumieć dlaczego z nim nie jestem.

– Coś mi się wydaje, że tu same lody nie pomogą. Może wino? – Wyjęła kieliszki i butelkę z nowoczesnej witryny.

– A wiesz co? Daj, chyba muszę się faktycznie napić. – Wzięła napełnione do połowy naczynie i jednym haustem wypiła zawartość.

– Może zostaniesz na noc?

– To nie jest dobry pomysł. Mogę Ci zrobić krzywdę. – Podała szkło Marie, która nalała jej tym razem do pełna.

Mikeyla sączyła czerwone wino i rozmawiała z przyjaciółką, szybko opróżniły jedną butelkę i wzięły z witryny następną, tym razem z białym winem. Wampirzyca była smutna, ale promile słabo rozchodzące się w jej krwi sprawiały, że na jej twarz wracał powoli uśmiech. Jej przyjaciółkę szybciej ogarnął szum w głowie i zaczynała pleść trzy po trzy.

– Powiem Ci jedno, nie do końca Cię ogarniam – mruczała pod nosem.

– Dlaczego? – zdziwiła się.

– Masz dwóch kochających Cię na zabój chłopaków, praktycznie ryzykujących życiem żeby tylko się z Tobą spotkać... – przerwała i upiła kolejny łyk białego płynu.

– No i co w związku z tym? – zdumiała się jeszcze bardziej nie wiedząc o co chodzi koleżance.

– Czemu nie weźmiesz sobie obu? – mówiła pewna swoich słów.

– Chyba trochę za dużo wypiłaś, daj to wino. – Schowała butelkę z powrotem.

– No co? Gdybyś tylko jakoś jednego przed drugim ukryła miałabyś dwóch zajebistych facetów i nie musiałabyś wybierać. – Opadła na łóżko bezwładnie chichocząc.

– Tak się składa, że już wybrałam. Poza tym nie kocham Adriena i nie chcę zrobić mu krzywdy.

– No właśnie. – Podniosła się na łokcie. – Nie kochasz go, czy nie chcesz mu zrobić krzywdy? – Patrzyła pijanym wzrokiem.

– Jedno i drugie, a teraz moja droga wracam do domu, a Ty śpij bo alkohol odebrał Ci trochę rozumu.

– Czyżby? Jak on ma zrozumieć Ciebie skoro sama siebie nie rozumiesz? – nie dawała za wygraną.

– Na razie i dobranoc. – Nie mając zamiaru odpowiadać na pytania położyła Marie i okryła kołdrą kiedy jej powieki zaczęły się same zamykać, po czym przeniosła się do swojego pokoju.

„A może ona ma właśnie rację? Może tylko zależy mi na jego bezpieczeństwie? Ale przecież to właśnie Blaida kocham. Zależy mi na Adrienie, chcę go widywać, chcę z nim rozmawiać, ale... ale go nie kocham" myślała nad słowami przyjaciółki, która choć pijana miała trochę racji. Mikeyla nie potrafiła opisać swoich uczuć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro