Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Mikeyla zawiodła się na Adrienie i nie mogło to opuścić jej głowy przez następny tydzień. Na początku dzwonił do niej kilka razy ale kiedy za którymś razem nie odebrała dał spokój. Czy będzie w stanie mu wybaczyć? Szukała przyjaciela, a on nie dość że ją pocałował to jeszcze urządził scenę jakby była jego własnością. Sam nie mógł sobie wybaczyć.

Była zła na niego, a właściwie zawiedziona jego zachowaniem. Owszem wiedziała, że ją lubi i to bardziej niż by w tamtym momencie chciała, ale naskakiwać na kogoś kto się o nią zwyczajnie martwił? Musiała ochłonąć i dać mu czas na zastanowienie się nad swoim postępowaniem.

Połowa wakacji minęła szybko. Mikeyla spacerowała po mieście, skierowała się w stronę swojej szkoły. Zbliżając się zauważyła rozległe budynki placówki, od przodu mieścił się szeroki parking. Uczęszczała do jednego z największych liceów w Lake Charles. Należała do mniejszości, która naprawdę lubiła swoją szkołę i uważała, że ma świetnych nauczycieli.

Powolnym krokiem ruszyła w stronę głównego wejścia. Przyłożyła rękę do szyby drzwi i zajrzała do środka. Jak się spodziewała nic niezwykłego się nie działo. Postanowiła dostać się na dziedziniec, ale wejść tam można było tylko przechodząc przez szkołę więc upewniła się, że w pobliżu nikogo nie ma i jednym susem wskoczyła na dach.

Wcześniej nie zwracała uwagi czy na dziedzińcu są kamery, ale gdy się rozejrzała zauważyła, że wszystkie były wyłączone. Zaglądała w kolejne okna sal nie wiedząc co chciałaby tam zobaczyć.

W pewnym momencie znalazła się obok sali od biologii. Zerknęła do okna jak do każdego innego, ale to co zobaczyła ją zamurowało.

– Mówię wam, że zaczyna się robić niebezpiecznie. – Spencer krążył po sali wyraźnie zdenerwowany.

– Na razie nie było żadnych ostrzeżeń. Ale kiedy zbiorą siły możemy zacząć się bać. – Kobieta stała tyłem do okna.

Miała krótką fryzurę i szczupłą sylwetkę podkreśloną dopasowaną białą koszulą i obcisłą ołówkową spódnicą. Kiedy się obróciła Mikeyla rozpoznała w niej swoją nauczycielkę od biologii, Samanthę Ruth. Zasłoniła usta z przerażenia, wyczuła w niej wampira. Przy tablicy stali jeszcze dwaj mężczyźni, których kiedyś widziała z ojcem. Też byli wampirami.

Dotarło do niej, że chyba wcale tak dobrze nie zna swojego taty ale i własnego otoczenia. Ile jeszcze krwiopijców żyło w Lake Charles? Wyglądała znad parapetu i starała się nie ruszać, żeby jej nie zauważyli. Wytężyła tylko słuch.

– Twoja córka na pewno nic nie podejrzewa? - Spytał jeden z mężczyzn.

– Dopiero co się przemieniła i na razie próbuje sobie z tym poradzić. Nigdy za dużo nie mówiłem jej o wilkołakach więc raczej nie ma szans żeby coś więcej wiedziała.

– Właściwie mogłaby się nam przydać, jej teleportacja może okazać się pomocna. – Drugi z mężczyzn był najniższy ze wszystkich.

– Nie będę jej w to mieszać, poza tym ma dość swoich problemów. A nawet jeśli miałaby pomóc to jak ma się przenieść w miejsce, którego nie zna? – Spencerowi wyraźnie nie podobał się pomysł kolegi.

– Może wystarczyłoby zdjęcie? – wtrąciła Samantha.

Otworzyła zamykaną na klucz szufladę swojego biurka i wyciągnęła bardzo starą czarno białą fotografię. Mikeyla nie dostrzegła co przedstawia.

– Nawet nie wiemy czy jest prawdziwa. – Ojciec Mikie był pełen obaw.

– Marshall zapewniał, że tak jest. Zdobył ją od najstarszego znanego nam wampira. – Samantha nie dawała za wygraną.

– Odkąd to wierzysz we wszystko co powie mój brat? – oburzył się.

– Uspokójcie się. – Wysoki postawny mężczyzna nie chciał zamieszania. – Skoro nie radzi sobie dobrze sama ze sobą będziemy musieli się z tym jakoś inaczej uporać.

– Spencer Twój brat od lat szuka Serca Wampira i pomimo jego starań jedyne co udało mu się w tej sprawie zrobić to zdobycie tego zdjęcia – powiedziała Samantha.

– Gdybyś znała go tyle co ja, przekonałabyś się że nie można na niego liczyć w tej sprawie.

– Przynajmniej już coś mamy. Może po prostu poczekamy aż uda jej się opanować teleportację na tyle, że znajdzie klejnot – zaproponowała – Nie mamy innego wyboru.

– Cóż jeśli Spencer się zgodzi? – Wysoki facet spojrzał na niego pytająco.

– Jeśli Mikeyla się zgodzi. – Spojrzał wymownie. – Jak tylko stwierdzę, że będzie gotowa wtajemniczę ją i zapytam o zdanie. – Rozłożył ręce i stwierdził, że chyba ona jest ich jedyną nadzieją.

„O co tutaj chodzi? Jakie Serce Wampira i jak niby miałabym pomóc?" Zastanawiała się. „Co gorsza wiedzą o wilkołakach. Chociaż może to lepiej? Nie będę musiała sama im mówić, a najwyraźniej nie jest to mały problem." W dalszym ciągu nie wiedziała kim jest ten jeden konkretny. Schowała się w najmniej widoczny z okna sali kąt i teleportowała do domu. Szło jej z tym coraz szybciej. Powietrze tylko delikatnie zawirowało wokół niej.

Zrozumiała dlaczego tata zawsze unikał tematu wilkołaków, bał się o nią. Niewiedza chroniła ją, ale też pozbawiała możliwości poznania sposobu samoobrony. Była wściekła, że tyle przed nią ukrywał. Czy jeszcze któryś z nauczycieli jest wampirem? Nie mogła spytać, bo nie mogła się przyznać, że ich podsłuchiwała. Ciekawiło ją też kiedy Spencer uzna, że jest gotowa poznać prawdę o nim i jego towarzystwie.

Rzuciła się na łóżko i zakryła twarz poduszką. Leżąc tak, myślała ile jeszcze rzeczy miała się nauczyć. Jej życie stawało się coraz bardziej skomplikowane i niezmiernie ją to de motywowało. Kiedy zdawało jej się, że rozwiązała jeden problem natychmiast pojawiał się następny.

Jedno ją cieszyło, to co dotąd osiągnęła zajęło jej dużo mniej czasu niż się spodziewała. To był jej wielki sukces.

Przez jakiś czas umiejętnie unikała swojego taty. Zaliczyła samotne polowanie i chociaż znów była dość agresywna to nie było już tak źle jak poprzednio. Kiedy odpowiednio często będzie dostarczać świeżą krew nie powinna doświadczać napadów głodu, a S-krew będzie ją trzymać na dystans od ludzkich tętnic.

W końcu nadszedł wyczekiwany przez nią od początku wakacji moment. Marie wracała do domu. Czekała na nią na lotnisku i z niecierpliwością wyglądała kiedy przyjaciółka pojawi się w zasięgu wzroku. Kiedy tylko niska dziewczyna przepchnęła się pomiędzy resztą ludzi i spostrzegła Mikeylę natychmiast rzuciła się na nią wielce uradowana. Obie zaczęły krzyczeć i skakać z radości, kręcąc się w kółko, a każdy kto stał w pobliżu spojrzał na nie dziwnie. Wampirzyca wzięła w rękę masywną walizkę Marie i drugą ręką wyciągnęła ją do wyjścia.

– Prawie bym zapomniała ile masz w sobie teraz siły. – Uśmiechnęła się mówiąc cicho.

Mikeyla nie miała najmniejszego problemu z ciężkim bagażem. Miała tylko nadzieję, że nikt się nie zorientuje jak ciężki jest naprawdę.

– Mówiłaś mamie, że Cię zabieram?

– Tak, ale jak właściwie zamierzasz wrócić? – Kiedy tylko przeszła przez automatycznie rozsuwane drzwi lotniska ujrzała czarny samochód i opartego o niego z założonymi rękami dobrze zbudowanego chłopaka.

Spojrzała na Mikie i od razu z powrotem skierowała wzrok w stronę Adriena. Minimalnie zwolniła kroku i szepnęła do koleżanki:

– Podobno z nim nie rozmawiasz.

– Długo się zastanawiałam ale dałam mu szansę. – Zbliżyła się i powiedziała jej do ucha – Poza tym wiedziałam, że się ucieszysz na jazdę takim autem. – Puściła oczko.

– To jest Marie – Mikeyla przedstawiła koleżankę.

– Jestem Adrien. – Podał jej rękę. – Mikie dużo o Tobie mówiła. Fajnie, że w końcu mogę Cię poznać.

– Cześć – Rzuciła tylko speszona.

Mikeyla wrzuciła walizkę do bagażnika, a chłopak otworzył dziewczynom drzwi samochodu, Marie zajęła miejsce z tyłu.

Zauważyła, że Adrien przez całą drogę spogląda co chwilę na wampirzycę kątem oka, czego ona sama nie spostrzegła. Nie rozmawiali ze sobą, aż do momentu kiedy kazała mu zatrzymać się kilka domów za miejscem w którym mieszkała.

– Zaniosę Twoją walizkę. – Zerknęła do tyłu i wysiadła.

Adrien też wyszedł i chciał to zrobić za nią, ale mu na to nie pozwoliła. Trochę go zdziwiło jak łatwo poradziła sobie z wielkim bagażem ale nie oponował. Zaniosła go do pokoju Marie i wróciła do samochodu.

– Gdzie teraz ruszamy? – Odwróciła się do pasażerki z tyłu.

– Zaproponuj coś – odpowiedziała przyjaciółka.

– Dobrze więc wiem gdzie jedziemy. – Spojrzała porozumiewawczo na kierowcę.

– Tak jest. – Ruszył z piskiem opon.

Mikeyla wybrała doskonale znane im miejsce, Adrien od razu zrozumiał o co jej chodziło. Nie minęło dużo czasu, zanim znaleźli się nad jeziorem. Gdzie indziej mogliby się wybrać po tak długim czasie?

Siedzieli na trawie i rozmawiali, Marie opowiadała im o Polsce. Chłopak za dużo nie mówił, co najwyżej odpowiadał. Słuchał za to ze skupieniem.

Spędzili tam sporo czasu i już zbliżał się wieczór. Nad drzewami wschodził srebrny księżyc w swej pełnej krasie.

– Na pewno macie sobie dużo do powiedzenia na osobności. Ja zaraz wrócę. – Poszedł rozejrzeć się trochę po okolicy.

Marie upewniła się, że jest dość daleko i dopiero wtedy zaczęła zachwycać się nim przed Mikeylą.

– Co za facet – stwierdziła podekscytowana.

– No jest świetny, ale trochę wybuchowy i zaborczy – odpowiedziała od niechcenia. – Trochę mnie to martwi.

– I co w tym dziwnego? Szaleje za Tobą. – Potrząsnęła jej ramię.

– Bardzo mnie lubi i tyle.

– Mikie nie oszukuj się, dobrze wiesz, że nie tylko Cię lubi. No chyba, że wampiryzm upośledził Ci wzrok. – Zaśmiała się.

– Wzrok mam aż nadto dobry.

– Widziałam to w jego oczach. Nie spuszczał z Ciebie wzroku w samochodzie – mówiła z pewnością siebie. – Ale prowadził świetnie – dodała.

– Tak myślisz? – spojrzała pytającym wzrokiem.

Skinęła głową, a Mikeyla spojrzała w stronę w którą odszedł. Nie chciała do siebie dopuszczać myśli, że może ją lubić aż tak. Uważała, że nie jest odpowiednią dziewczyną dla niego. Czy była dla kogokolwiek? Była niebezpieczna i krwiożercza, i to dosłownie. Czy zrozumiałby jeśli wyjaśniłaby mu wszystko co przed nim kryje?

– W każdym bądź razie nie mogę z nim być. – Skierowała głowę w dół i drobnym patykiem zaczęła kreślić coś na ziemi.

– Ale dlaczego? Bo jesteś wampirem? Co to zmienia? – Ton głosu miała niecierpliwy.

– Tak, właśnie dlatego nie mogę. I zmienia to wiele. Nie wiesz jak mi ciężko się z tym wszystkim uporać mimo tego, że bardzo się staram. – Ogarnęła ją wściekłość i jednocześnie przygnębienie. Oczy zaczęły ją palić od ogromu uczuć jakie w tej chwili się w niej kumulowały. „Jak możesz to rozumieć, skoro nie jesteś w mojej skórze?"

– Przepraszam, może nie wiem jak się z tym wszystkim czujesz, ale wiem, że Ty też go bardzo lubisz. Nie ukryjesz tego przede mną, zbyt dobrze Cię znam. – Przytuliła ją do siebie a Mikeyli z oczu wypłynęły dwie wielkie słone łzy.

Pozwoliła im płynąć bo właśnie tego potrzebowała. Wierzchem dłoni szybko je otarła, kiedy poczuła znajomy zapach. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro