Rozdział 10
Dziewczyna leżała na łóżku trzymając laptopa. Zadzwoniła do Marie opowiadając wszystko co ostatnio się zdarzyło kończąc na spotkaniu z Adrienem. Przyjaciółka słuchała ze zdumieniem i lekkim przerażeniem.
– Dużo się dzieje wokół Ciebie.
– Uwierz mi, że wolałabym żeby się nie działo.
– Może tak, ale ten Adrien. Co za ciacho. Oglądałam jego zdjęcia na fejsie.
– To nic nie zmienia. Nie mogę z nim być dopóki nie pozna całej prawdy i jeszcze o mało go nie ugryzłam. Powstrzymałam się w ostatniej chwili.
– No ale ma chłopak wyczucie. Zachód słońca nad jeziorem? Kurcze każda marzy o takim pocałunku.
Kiedy tylko sobie o tym przypomniała niemal poczuła dotyk jego ust.
– Czemu akurat teraz musiałam się przebudzić. – Zasmuciła się.
– Oj tam. Te twoje wahania nie będą trwały wiecznie, a on najwyraźniej nie ma zamiaru się poddać. Powiedz mu wszystko i zobacz co będzie.
– Jest jeszcze Blaid. I wiesz co? Nie wiem jak mi się udało go wtedy zostawić.
– No to generalnie nieźle się wkopałaś. Dlaczego na mnie jakiś fajny chłopak nie wpadnie na chodniku?
– Tylko Ci się wydaje to takie super. Ale w mojej sytuacji to nie jest takie proste.
Rozmawiały jeszcze tylko chwilę bo Mikeyla musiała odespać wrażenia. Niestety niekoniecznie jej się to udało.
„Podchodziła do wielkiego wilka ostrożnie się rozglądając, było ciemno. Słyszała jego oddech i łomotanie serca. Był nerwowy, coś się działo, a ona nie wiedziała co. Zbliżając się zauważyła, że jego postać się zmienia, zmniejszał się i stawał bardziej ludzki, znikała sierść. W końcu znalazł się przed nią człowiek, ale nie widziała jego twarzy, była ona schowana w cieniu a dzieliła ich spora odległość. Coś jej mówiło, że nie może się całkiem ujawnić. Miał spuszczoną głowę i nie ruszał się ani o milimetr. Stał nieruchomo i tylko ciężko oddychał. Kiedy nieznacznie podniósł oblicze zauważyła jego oczy, nic prócz nich nie widziała. Nie były normalne, błyszczały czerwienią.
Nagle zawarczał jak wściekły wilk mimo ludzkiej postaci. Przestraszyła się, bo na żywo nie widziała w nim agresji. Przeciwnie, był łagodny jak wierny pies, choć może w ludzkiej postaci był całkiem inny. Zrobił krok w jej stronę a ona się cofnęła nieznacznie. Starała się rozpoznać w nim kogoś, ale cały był jak cień. Wydawał się nie mieć twarzy a jedynym co wskazywało na jej obecność były oczy. Zastanawiała się czy dałaby radę przed nim uciec. Znajdował się kilkanaście metrów przed nią. Szedł powoli ale z każdym kolejnym krokiem przyspieszał. Nie odwracając się od niego posuwała się do tyłu, bała się, a nie sądziła, że kiedyś będzie musiała. Przecież spotkała go i był całkiem inny, może to po prostu nie był on? Narastała w niej panika, ale też zawód. Czuła, że na policzek spada jej słona łza. Dlaczego się tak bała? Jest teraz przecież silna, nieśmiertelna.
Był już prawie przed nią kiedy nagle skoczył na nią z rozłożonymi rękami i palcami wykrzywionymi jak szpony. Zanim zdążyła bezsilnie zamknąć oczy, błysnął jej przed twarzą rząd zaostrzonych białych kłów, usłyszała tylko warknięcie."
Gwałtownie podniosła się z łóżka. Była przestraszona i zdezorientowana. To był koszmar. Od kiedy zobaczyła wilkołaka miewała sny z nim, ale ten był najgorszy. Musiała go zobaczyć pomimo niebezpieczeństwa jakie mogło się za tym kryć. W głębi duszy liczyła, że będzie taki jak za pierwszym razem. Jej tacie się to nie spodoba i lepiej żeby się nie dowiedział.
Wzięła szybki prysznic i ubrała się tak jak zwykle ubierała się do biegania. Chociaż nie robiła tego od czasu przemiany miała nadzieję, że rodzice się nie zdziwią.
***
Tak jak się spodziewała nawet nie zadawali pytań, bo jakim cudem mieliby się domyślić że idzie szukać wilkołaka? Przecież nawet nie mieli pojęcia, że jeden taki najprawdopodobniej kręci się po okolicy. Tym bardziej nie mieli pojęcia, że już raz go spotkała.
Jakie miała szanse żeby go zobaczyć ponownie w tym samym miejscu? „Jest pełnia więc chyba się uda. W sumie nie wiem nawet czego się spodziewam" pomyślała kiedy zbliżała się do jeziora. Zaczęła się zastanawiać nad sensem jej wyprawy.
Na niebie kilka chmur przysłaniało srebrny glob. Jego silne światło wyłaniające się zza chmur odbijało się od powierzchni wody oświetlając jej ulubione miejsce. Wpatrywała się jak zahipnotyzowana w refleksy na wodzie.
Nie od razu zauważyła jak zza krzewów wyłania się wilk. Kątem oka zobaczyła zwierzę. Przystanął i spuścił łeb jakby chciał się przywitać. Odwróciła się do niego i przyglądała z zaciekawieniem. Z pewnością nie zachowywał się jak we śnie.
– Kim jesteś? – zastanawiała się choć wiedziała, że jej nie odpowie.
Podszedł do niej spokojnie i usiadł naprzeciwko podnosząc zarazem głowę. Był taki majestatyczny. Widziała, że nie ma się czego bać. Z jakiegoś powodu jej nie atakował.
Z nielicznych opowieści taty wynikało, że to stworzenia nieokiełznane. Może jako ludzie potrafili się skutecznie ukrywać pomiędzy innymi ale jako wilki były niebezpieczne. Spencer nie był pewien czy są wtedy w ogóle świadome swoich czynów. Ten z całą pewnością nie był niebezpieczny.
– Czy to Ty stoisz za atakami na zwierzęta w tych lasach
Nieoczekiwanie wilk zaprzeczył dając znak głową. Ze zdumienia przeszedł ją dreszcz. Cieszyła się, że może się z nim komunikować.
– Czy wiesz czyja to wina?
Tym razem skinął twierdząco. Mikeylę ogarnął niepokój ale chciała wiedzieć więcej.
– Więc kto to?
Spuścił i lekko odwrócił łeb. Przez to zrozumiała, że nie może jej tego powiedzieć. Przysunął się do niej i podstawił pysk. Położyła dłoń na jego czole. Stworzenie skupiło się. W tej chwili mimowolnie przymknęła oczy i zobaczyła stado wściekłych wilkołaków. Z przerażenia odsunęła się i spojrzała na rękę. Przekazał jej swoje myśli i najwyraźniej nie było to dla niego łatwe zadanie, bo potrząsnął głową jakby sprawiało mu to ból a co najmniej dyskomfort.
– Czy powinnam się Ciebie bać? – spytała podchodząc do niego ostrożnie.
Opuścił uszy i położył się przez co zrozumiała, że nie. Przykucnęła obok niego i pogłaskała. Był taki ciepły a jego sierść miękka i delikatna. Usiadła krzyżując nogi.
– Czy powinnam się obawiać tamtych wilkołaków?
Otoczył ją swoim ciałem i naprężył mięśnie. Zrozumiała, że zrobi wszystko, żeby ją chronić. Przytuliła go obejmując szyję, uświadomiła sobie jaka bezpieczna się przy nim czuje. A przecież powinna się bać, był jej jedynym naturalnym wrogiem. Dlaczego chciał ją chronić? Musiała się tego dowiedzieć, ale nie miała pojęcia kim jest.
– Czy możesz mi pokazać kim jesteś? – pomyślała, że skoro pokazał jej tamte wilkołaki to może też pokazać jej samego siebie w ludzkiej postaci.
Zależało jej, żeby to wiedzieć, ale wilk nie zareagował. „Może tata miał rację i w tej postaci i nie zdaje sobie sprawy kim jest ani co robi? W takim razie czemu mnie chroni?„ Chciała jakoś to sobie poukładać w głowie. Miała nadzieję, że jeśli z nim zostanie do wschodu słońca to zobaczy kto kryje się pod wilczą skórą. W tamtej chwili nie myślała nawet o tym jak się potem wytłumaczy rodzicom. Położyła się wtulając w ciało zwierzęcia. Ten wtulił ją jeszcze bardziej przysuwając pysk.
Nawet nie zorientowała się kiedy zasnęła. Kiedy powoli otwierała oczy zobaczyła słabe wschodzące światło. Szybko wsparła się na łokciach i rozglądała nerwowo, wilkołaka już nie było.
Spojrzała na zegarek. Kiedy tylko spostrzegła która jest godzina wyjęła telefon, żeby sprawdzić czy jej mama zauważyła, że nie wróciła. Na szczęście nikt nie dzwonił.
– Czyli nie zauważyła. No to do domu. – Zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła była już w pokoju. – Całkiem przydatna ta teleportacja – stwierdziła uradowana. Była prawie pewna, że tym razem przenoszenie poszło jej szybciej niż zwykle.
Cały dzień myślała, czy powinna powiedzieć tacie o wilkołakach. Jej mama zauważyła, że siedzi rozkojarzona przy śniadaniu. Obserwowała ją, ale nie pytała o nic. Mikie miała szczęście, że mogła z nią porozmawiać o wszystkim ale jeśli nie chciała o czymś mówić po prostu zostawiała to dla siebie i była spokojna, że Michelle nie będzie dopytywać.
Tamte stworzenia mogły im poważnie zagrozić, w głębi duszy to wiedziała ale co z tym jednym, który najwyraźniej chciał jej tylko pomóc? Musiała się czegoś o nich dowiedzieć. „Może wujek Marshall będzie w stanie mi pomóc? Na pewno nie będzie pytać po co mi to wszystko." Był zafascynowany światem i nie miał w nim stałego miejsca, wykorzystywał nieśmiertelność na podróżowanie. Musiała do niego zadzwonić, włączyła video rozmowę.
– Mikie? Witaj w nowej skórze.
– Cześć wujku.
– I jak się czuje nasza wampirzyca?
– Cały czas staram się nad wszystkim zapanować. Na razie najlepiej wychodzi mi teleportowanie się. Z resztą bywa różnie. – Przewróciła oczami.
– Twój tata nie wspominał, że masz dar – powiedział zdziwiony.
– O Twoim też nie wiedziałam. Okazuje się, że praktycznie nic nie wiem o wampirach.
– Są rzeczy, które powinnaś odkryć sama. Tak jest zabawniej. – Zaśmiał się.
Bywał niezwykle infantylny. Jeśli byłby wampirem z krwi była pewna, że nigdy by się nie przemienił.
– Bardzo zabawniej skoro pojawiałam się gdzieś tylko przez sekundę myśląc o tym miejscu. Chociażby w szkole. Całe tylko szczęście, że już były wakacje.
– No widzisz ale nie minęło dużo czasu i radzisz sobie.
– Gorzej tylko z pragnieniem.
– No właśnie, tata mówił, że miewasz omdlenia z niedoboru krwi?
– Tak. Niestety. Miałam nadzieję, że uda mi się żyć trochę bardziej „ludzko". Wygląda na to, że jednak nie i będę musiała polować.
– Jeszcze zobaczysz ile dobrego Ci to przyniesie. Ja mogę spełniać marzenia o podróżowaniu. Kto wie ile Ty z tego wyniesiesz.
– Mam nadzieję, że kiedyś będę taka zadowolona jak Ty.
– Na pewno. Uwierz mi ja na początku nie wiedziałem gdzie się podziać i co ze sobą zrobić, ale zaakceptowałem to co się ze mną stało i wszystko dalej działo się już po mojej myśli. Weź kontrolę nad swoim życiem.
– Postaram się. A posłuchaj wujku, czy możesz mi coś powiedzieć na temat wilkołaków? Tata ewidentnie nie przekazuje mi wiedzy która byłaby dla mnie zbędna. A bardzo mnie to ciekawi, przed przemianą nie zawracałam sobie głowy tym ile jest prawdy w książkach i filmach.
– Wilkołaki? Hmm ciężki temat. Z tego co mi wiadomo albo zniknęły albo wyjątkowo dobrze się ukrywają. Chociaż ja śmiem twierdzić, że raczej to drugie. Ich natura objawia się podczas pełni księżyca. Przez resztę miesiąca żyją normalnie, nie licząc nadzwyczajnego apetytu i siły. Wydaje mi się że po przemianie nie są zupełnie świadome co robią, chociaż kilka osób które znam twierdzą inaczej. Jedno jest pewne nasze wzajemne ukąszenie jest dla nas jak i dla nich niebezpieczne.
– Jak niebezpieczne?
– Śmiertelne, chociaż podobno istnieje antidotum.
– A czym się właściwie żywią?
– Mięsem w ilości XXL oczywiście jeśli są w swojej wilczej formie. Podobno o ich obecności świadczą skupiska kości.
Mikeyla poczuła ściskanie w gardle. Czyli jednak to musi być prawda. Wilkołaki chowają się gdzieś w lesie albo co gorsza w mieście. Ale co z tamtym?
– Czy wilkołaki atakują ludzi?
– Wiesz, że właściwie nie wiem? Nie pamiętam, żebym coś słyszał na ten temat.
– Aha. No to dzięki za informacje wujku. Moja ciekawość jest chwilowo zaspokojona. – Uśmiechnęła się serdecznie i pożegnała.
Przebywała tak blisko stworzenia, które w każdej chwili mogło ją ugryźć i tym samym zabić. Położyła się na łóżku i myślała o nim. Nie mogła zrozumieć dlaczego ją chronił choć powinien był zabić? I, co jest równie zastanawiające, dlaczego ona nie czuła potrzeby, zabicia jego? Dopóki nie pozna prawdziwego jego nie będzie wiedziała. To było teraz priorytetem.
***
Reszta tygodnia upłynęła jej szybko i bez większych problemów. Jedyną rzeczą zaprzątającą jej głowę było złożenie regału.
– Tato co myślisz? – zawołała.
Spencer wszedł do pokoju córki, obejrzał jej dzieło i sprawdził solidność konstrukcji.
– Wygląda na to, że się nie zawali. Świetna robota. Czy będziesz czegoś jeszcze dziś potrzebować? Mamy dziś wieczorem spotkanie z uczelni i będziesz miała dom dla siebie, mama idzie ze mną.
– Jeśli masz przygotowane S-krew to możecie spokojnie wychodzić.
– Tak, jest w kuchni.
– No to dziękuję.
Rozłożyła się na kanapie w salonie i oglądała telewizję. Ciągle chodził jej po głowie wilkołak. Przed oczami miała jego obraz ze snu. Czy to możliwe, że może taki być? Właściwie go nie zna. Może w ludzkiej postaci jest całkowicie inny, niebezpieczny. Ale skąd ma się dowiedzieć kim jest? I czy na pewno wytłumaczy jej wszystko gdy spotka go jako człowieka? Miała mętlik w głowie.
Przypomniało jej się o wzięciu S-krwi. Poszła do kuchni i przy okazji wypiła też szklankę soku pomarańczowego. Zajrzała mimowolnie do lodówki, ale szybko ją zamknęła. Nic nie wyglądało dość apetycznie. Wchodząc z powrotem do salonu zauważyła świecący ekran telefonu, SMS.
Adrien:
„Wszystko w porządku? Mam nadzieję, że możemy dalej się spotykać?„
Mikeyla:
„ Tak, oczywiście. Może wpadniesz teraz? Obejrzymy jakiś film„
Adrien:
„Pewnie. Akurat nie mam innych planów.„
Odłożyła telefon na stolik przed kanapą i po zaledwie kilku sekundach usłyszała dzwonek.
– Szybki jest – powiedziała do siebie z zadowoleniem.
Poszła do korytarza i bez zerkania w wizjer otworzyła.
– Czekałeś pod drzwiami czy jak? – Zaśmiała się zapalając światło na ganku.
– Tak właściwie to tak Piękna. – Nie jego spodziewała się pod drzwiami.
– Co Ty tutaj robisz? – Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
– A nie czekałaś na mnie? – spytał unosząc jedną brew.
– Na Ciebie nie. Więc na razie. – Chciała zamknąć drzwi, ale Blaid zastawił je ręką uniemożliwiając jej to.
Bez zaproszenia wszedł do środka i rozejrzał się po wnętrzu.
– Czego chcesz? – spytała.
Podszedł do niej dość blisko, żeby poczuła delikatne zakłopotanie.
– Chciałem Cię zobaczyć. Zniknęłaś mi tak nagle z oczu. Miałem nadzieję, że nic Ci już nie jest.
– Jak widzisz czuję się świetnie – powiedziała patrząc w jego oczy.
Zbliżył się jeszcze w jej stronę. Teraz stali twarzą w twarz, dzieliło ich tylko kilka centymetrów.
– Tak widzę. – Obejrzał ją i powoli skierował wzrok w jej oczy.
Patrzyła na niego zaciekawiona czekając na kolejny krok z jego strony.
– W takim razie dziękuję, że się mną wtedy zaopiekowałeś. – Nawet nie mrugnęła, powiedziała to cicho i z nadzwyczajnym spokojem. Bądź co bądź naprawdę była mu wdzięczna, kto wie co by się stało gdyby jej nie pomógł.
– Nie musisz dziękować Słońce. – Pochwycił jej policzek w dłoń i delikatnie przesunął po nim kciukiem.
Zaparło jej dech. Tym razem nie próbował jej pocałować, a była pewna, że zaraz to zrobi. Odwrócił się i dalej rozglądał po domu. Z jednej strony chciała go wyprosić, ale z drugiej był tak pociągający, że zastanawiała się dlaczego w ogóle miałaby to zrobić? Miał na sobie czarną koszulkę ściśle przylegającą do ciała i mocno podkreślającą bicepsy. Przez chwilę stała bez ruchu i przyglądała się mu. Spojrzał się na nią pytająco. Otrząsnęła się i poczuła, że robi się czerwona. Miała tylko nadzieję, że przy słabym świetle kinkietów tego nie zauważył.
– Co? – spytał.
– Co co? – Odpowiedziała pytaniem, udając że nie wie o co mu chodzi.
– Tak bardzo Ci się podobam? – droczył się z nią.
– Jak już wspominałam jesteś bardzo pewny siebie.
– Czyli mam rację. – Usiadł na kanapie.
Cały czas nie wiedziała czy bardziej ją zadziwia czy denerwuje niezwykłą pewnością siebie.
– Nie, nie masz.
Poklepał po kanapie sugerując, żeby się do niego przysiadła. Tak też zrobiła nie spoglądając na niego. Patrzyła w telewizor i zastanawiała się co się właściwie dzieje. „No już wyrzuć go. Na co czekasz?„ Powtarzała w myślach. Nie zrobiła nic i nie wiadomo ile by ta dziwna dla niej sytuacja trwała, gdyby nie kolejny dzwonek. Właśnie uświadomiła sobie, że czekała na Adriena.
– To ten gość z imprezy?
– Ten GOŚĆ to mój przyjaciel – wyjaśniła mu dobitnie i wstała żeby otworzyć.
Blaid dalej siedział niewzruszony wlepiając wzrok w 50 calowy ekran telewizora. Zrelaksowany siedział wygodnie z ramionami rozłożonymi na oparciu.
– Wybacz, że tyle to trwało ale pomyślałem, że będziesz miała ochotę coś zjeść. Wskoczyłem po chińszczyznę. Mam nadzieję, że lubisz?
– Jasne, dziękuję. – Wzięła od niego siatkę z pojemnikami na jedzenie i zaprosiła do środka gestem ręki.
Adrien zdjął z głowy kaptur granatowej bluzy, którą miał na sobie i zmierzył przed siebie.
– Myślałem, że jesteś sama – mówił zauważając Blaida.
Stanęła obok niego i chciała coś powiedzieć.
– Jak widzisz jednak nie jest. – Nadal patrzył w obraz odbiornika.
Pięści Adriena się zacisnęły ale przy dziewczynie nie miał zamiaru robić scen, przecież nie było powodu. Ogarnęła go zazdrość. Blaid za to wydawał się być niewzruszony.
– Wpadł tylko na chwilę sprawdzić jak się czuję. – Mikeyla wydusiła coś z siebie w końcu. Nie musiała posiadać wyczulonych zmysłów wampira, żeby poczuć negatywną energię bijącą od Adriena. Wiedziała, że jeśli Blaid zaraz nie wyjdzie to zrobi się nieprzyjemnie. Wolała tego uniknąć. Ten wstał i stanął naprzeciwko rywala.
– Właściwie miałem zamiar posiedzieć trochę dłużej.
– Może jednak lepiej będzie jeśli już pójdziesz? – Stanęła obok Blaida i spojrzała błagalnie.
Nie czekając zbyt długo na reakcję chłopaka Adrien podszedł bliżej niego.
– Słyszałeś, Mikeyla prosi Cię o wyjście.
– Wpadnę innym razem. – Zbliżył się do niej i ucałował w policzek.
Adrien od razu złapał go za ramię i odsunął.
– Na co Ty sobie pozwalasz koleś? – Krew w nim buzowała.
Blaid był nadzwyczaj spokojny, stanął z nim twarzą w twarz.
– Nie wydaje mi się, żeby była Twoją własnością, więc się uspokój. – Gniewnie przymrużył oczy.
– Twoją tym bardziej, więc spadaj. – Na szyi pulsowały mu żyły co nie umknęło uwadze wampirzycy. Napiął mięśnie i sekundy brakowały aby wymierzył cios.
Czuła zapach jego gorącej krwi, ale zamykając oczy powstrzymywała się od ataku, wzięła głęboki oddech. Stanęła pomiędzy nimi i spojrzała na Blaida, czuła że w obecnej sytuacji tylko do niego jest w stanie dotrzeć. „Albo jest głupi albo bardziej pewny siebie niż mi się zdawało„ pomyślała, ale znając go wiedziała, że to raczej to drugie, nieraz to udowadniał. Adrien był od niego większy zarówno pod względem wzrostu jak i postury.
– Proszę Cię idź już. – Patrzyła głęboko w jego oczy.
– Dobrze – powiedział spoglądając na Adriena. – Ale jeszcze się spotkamy Piękna – szepnął do niej, aby tylko ona usłyszała i puścił oczko.
Ruszył do wyjścia, a dziewczyna patrzyła za nim dopóki nie zamknął drzwi za sobą. Odwróciła się do Adriena, skrzyżowała ręce na klatce i spojrzała poirytowanym wzrokiem.
– Co to miało być? – spytała wyraźnie zdenerwowana.
– Nie rozumiem? – Nie widział w sobie żadnej winy.
– Czego nie rozumiesz? Jeszcze chwila i byś go pobił – zaznaczyła podniesionym tonem.
Stał nie odpowiadając, był zaskoczony jej reakcją. Według niego Blaid zachował się bezczelnie.
– Chciał tylko sprawdzić jak się czuję i pogadać a Ty...
– Próbował Cię pocałować. – Przerwał jej nagle.
– W policzek. – Uniesionym tonem bezsilnie próbowała mu wytłumaczyć. – Zresztą co Cię to obchodzi? Jak chcesz odstawiać sceny zazdrości to lepiej wracaj do domu, chyba zapomniałeś, że jesteśmy tylko przyjaciółmi i nie masz prawa się tak zachowywać. – Odwróciła się od niego.
Te słowa uderzyły w niego jak kubeł zimnej wody. Postąpił jak gówniarz, dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.
– Przepraszam. – Spuścił głowę. – Już wychodzę.
Nie obróciła się tylko wyczekiwała odgłosu zamykanych drzwi. Była wściekła na siebie, że do tego dopuściła. Gdyby nie pozwoliła wejść Blaidowi wszystko skończyło by się dobrze. Swoją drogą nie spodziewała się takiego zachowania po Adrienie. Dotarło do niej, że bezwzględnie nie może im pozwolić się spotkać po raz kolejny. Kto wie do czego byliby wtedy zdolni.
Zakluczyła drzwi i położyła się na kanapie oglądając jakąś komedię romantyczną. Blaid zrobił na niej pozytywne wrażenie. Za wszelką cenę starał się zachować spokój, podziwiała to.
~~~~~~
Serdecznie zapraszam do komentowania i oceniania. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro