Rozdział 9
– Nie rozumiem? Co się stało?
– Myślałam że jeśli będę brała S-krew dość często to nikogo nie zaatakuje i wszystko będzie okej. Brałam pod uwagę, że mogę mieć jakieś problemy, ale nie myślałam, że zacznę mdleć. – Mówiła chaotycznie krążąc po laboratorium. – Jakiś chłopak się skaleczył i najpierw chciałam się rzucić, a jak tylko zdołałam się powstrzymać, nawet nie wiem kiedy ale zemdlałam. Obudziłam się po kilku godzinach, a potem przez chwilę było lepiej, ale później zaczęło mi odbijać. Wszystko zaczęło mnie denerwować.
– A teraz jak się czujesz?
– W sumie nie wiem. Niby lepiej, ale czuję pragnienie.
– Muszę Cię zbadać. I więcej obserwować.
– Jak to? – spytała zdziwiona.
– Kiedy się urodziłaś wiedziałem, że możesz być kiedyś taka jak ja więc próbowałem się dowiedzieć czegoś o pół-wampirach.
– No i czego się dowiedziałeś?
– No i w tym problem. Nie ma wielu takich jak Ty więc ciężko było znaleźć jakiekolwiek informacje. Uczę się wszystkiego przy Tobie.
– No to świetnie – odparła zawiedziona.
– Chciałbym Ci powiedzieć coś więcej, ale sam więcej nie wiem.
Mikeyla usiadła na fotelu obrotowym przed biurkiem taty. Była smutna, ale też wściekła na wampira w sobie. Gdyby pozostała człowiekiem nic by się nie stało, poszłaby na imprezę jak zwyczajna nastolatka prawdopodobnie upiłaby się a rano leczyła kaca. Potem zarzekałaby się, że nigdy więcej nie wypije co oczywiście byłoby nieprawdą.
– Nie załamuj się, wszystko będzie dobrze.
– Właśnie w tym problem tato. Już prawie się wszystko ułożyło i co? I dalej są problemy. – Posmutniała.
– Dojdziemy do tego co się z Tobą dzieje. Najpierw zbadamy Twoją krew. Rozluźnij się, niestety nie mam wampirzego znieczulenia. – Specjalnie podkreślił ostatnie słowo. – Chociaż nie powinno być Ci potrzebne. Podaj rękę.
Wyjął z szuflady czystą igłę i fiolkę na próbkę krwi. Ostrożnie wkłuł ją w żyłę na nadgarstku córki i jej krew zaczęła powoli spływać do naczynka. Kiedy tylko wysunął igłę maleńka ranka od razu się zagoiła. Wampirzyca nic nie poczuła. Spencer przygotował szkiełko do mikroskopu a ona uważnie mu się przyglądała. Chwilę obserwował krew Mikeyli i z zastanowieniem odsunął się od narzędzia.
– Co z moją krwią? – spytała z niecierpliwością.
– To dość dziwne ale. Hmm jak by Ci to wytłumaczyć. – Myślał chwilkę. - Twoja krew wygląda tak jakby było w niej mało krwi.
– Że co? – Wydawała się być tym lekko rozbawiona. – Jak to?
– Jest bardzo rozrzedzona. Wygląda na to, że Twój obecny organizm nie jest w stanie odpowiednio przetworzyć dostarczanego pokarmu więc sam nie może stworzyć dla Ciebie dość dużej ilości krwi. S-krew dostarcza Ci jej minimalną ilość tłumiąc żądzę i chwilowo zaspokajając głód, ale to za mało żeby Twój organizm funkcjonował prawidłowo. Alkohol też Ci dzisiaj nie pomógł. – Spojrzał na nią mierząc wzrokiem. – Wygląda na to, że będziesz musiała pić krew w normalnej postaci.
– No po prostu świetnie. – Oburzyła się.
– Najlepiej od razu wybierzemy się na polowanie – stwierdził Spencer i zaczął się przygotowywać do wyjścia.
– Teraz?
– Nie jesteś w najlepszym stanie, musisz szybko odzyskać siły. – Popatrzył na nią i położył ręce na ramionach. – Wszystko się ułoży, zobaczysz.
– Mam taką nadzieję.
– Przebierz się tylko w coś wygodnego.
***
Szybko znaleźli się poza miastem i przystanęli w głębi lasu. Słońce zaczęło wschodzić i powoli wdzierało się pomiędzy konarami na wzgórzu, na którym się znajdowali. Mikeyla się rozejrzała po czym zamknęła oczy i wczuła się w otaczający ją delikatny wiatr. Pozwoliła mu przynieść jakiś zapach, była skoncentrowana. Spuściła głowę i zaciągnęła się mocno powietrzem, w którym poczuła minimalne drobinki zapachu swojej przyszłej ofiary. Zidentyfikowała lisa. Skąd to wiedziała? Właściwie nie miała pojęcia, ale nie przejmowała się tym bo już miała wrażenie, że czuje smak jego krwi.
Ruszyła kierując się zapachem i bardzo szybko znalazła się kilka metrów od niego. Bezszelestnie wyjrzała zza drzewa i zauważyła nie świadome swojego losu zwierzę. Przyjrzała się mu dokładnie i zlokalizowała tętnicę szyjną. Wydawało jej się że pomimo gęstego futra i warstwy skóry widzi jak żyła pulsuje. Jej oczy zmieniły kolor i zrobiły się dzikie, pojawiły się wyraźne cienie pod oczami a kły wydłużyły się. Jeden skok wystarczył, żeby znaleźć się nad lisem. Jedną ręką chwyciła szyję tak mocno, że usłyszała pękające kości. Zatopiła zęby idealnie trafiając w żyłę. Poczuła euforię gdy tylko szkarłatny płyn zaczął wypływać z małych dziurek.
Opróżniła całkowicie ciało zwierzęcia i zdała sobie sprawę, że nie czuje nasycenia. Potrzebowała więcej, dużo więcej. Odrzuciła truchło na bok i wstała, żeby odnaleźć kolejną ofiarę. Przez jej nozdrza przedzierało się kilka różnych zapachów. Skupiła się na nich i starała wyłowić jeden konkretny. Wybrała spośród nich jelenia.
Był ogromny i miał w sobie dość krwi, żeby ją nasycić i uzupełnić jej braki na jakiś czas. Poradziła sobie z nim błyskawicznie i dopiero wtedy zaczęła myśleć racjonalnie. Krew działała na nią tak mocno, że chwilowo zapominała o otaczającym ją świecie. Stawała się stuprocentowym drapieżnikiem i tylko zdobycie posiłku miało dla niej znaczenie. Ostatnia wersja S-krwi, którą przygotowywał jej ojciec była tylko odpowiednikiem któremu daleko było do tego czego ona potrzebowała. Oczywiście spełniał swoje zadanie jako zabezpieczenie przed atakiem na ludzi, ale jak się okazało nie wystarczał na dłuższą metę.
– Tata – przypomniała sobie, że przecież nie przyszła tu sama. Przeraziła się.
Spencer uważnie obserwował córkę i powoli się do niej zbliżył. Ta spojrzała na niego i do jej oczu napłynęły łzy. Oblicze wampirzego drapieżnika zniknęło z twarzy, w przeciwieństwie do krwi która nadal spływała z warg. Przyjrzała się swojemu ubraniu, cała bluzka była brudna od czerwonej posoki.
– Co się ze mną dzieje? Kiedy tylko poczuje smak krwi w ustach nie potrafię się powstrzymać.
– Będziesz musiała regularnie polować, żeby nie dopuścić do niedoborów. Podejrzewam, że to jest powodem napadów – powiedział spokojnym tonem.
– Wyglądam jak potwór. – Szlochała załamana tym co zrobiła.
– Wracajmy zanim słońce całkiem wzejdzie. Może spróbujesz się teleportować?
Otarła oczy wewnętrzną stroną nadgarstków i wzięła głęboki oddech.
– Dom. – I jej postać zniknęła w wirze.
Spencer przez całe swoje życie poznał wiele wampirów, ale nie spotkał się dotąd z darem teleportacji. Był zdumiony tym co właśnie zobaczył, ale nie czekając długo szybko ruszył do domu.
***
Mikeyla znalazła się w korytarzu. Otworzyła oczy i pobiegła do swojego pokoju. Zrzuciła z siebie rzeczy pozostawiając jedynie bieliznę. Pozbierała je z podłogi i chciała jak najszybciej pozbyć się śladów po krwi. Gdy przechodziła obok lustra kątem oka spojrzała na siebie. Z przerażeniem przyjrzała się swojej twarzy. Przez głowę przeleciał jej obraz lwów pożerających zebrę, właśnie tak teraz wyglądała. Jak zwierzę.
Kiedy brała prysznic solidnie szorowała skórę na szyi i twarzy, tak jakby miało to zmyć jej poczucie winy. Zatrwożona patrzyła jak z jej ciała spływa zabarwiona krwią woda. Nagle usłyszała pukanie do drzwi pokoju.
– Wszystko w porządku? – spytała mama.
Dziewczyna wyszła z łazienki ubrana w szlafrok. Wyjrzała tylko przez uchylone drzwi.
– Tak mamo. – Nie chciała przyznać jak na prawdę się czuje. Liczyła, że tata nie przekazał jej przebiegu polowania.
– No dobrze. Zrobiłam Ci kawę i tosty, zejdziesz na śniadanie? – Michelle widziała, że coś się dzieje ale nie nalegała. Mikeyla zawsze mówiła jej wszystko i wiedziała że jeśli teraz nie chciała tego zrobić to miała powód.
– Ubiorę się i przyjdę.
***
Było niedzielne popołudnie i Mikie siedziała na parapecie czytając książkę. Chociaż chwila w fikcyjnym świecie odprężała ją i pozwoliła na spokojne przemyślenia. Doszła do wniosku, że przecież mogło być gorzej. W lesie mogła spotkać człowieka, którego w tamtej chwili z pewnością zaatakowałaby bez zastanowienia. W końcu nie było aż tak źle, nikt nie ucierpiał a to było dla niej najważniejsze i choć dręczył ją obraz siebie umazanej we krwi to starała się myśleć tylko o pozytywach tego polowania.
Charakterystyczny ryk silnika przywrócił ją do rzeczywistości. Czarny Dodge zaparkował przed jej podjazdem. Uśmiechnęła się i pomachała do chłopaka, ten bardzo zadowolony pokazał jej aby do niego zeszła.
– Nie zauważyłem kiedy się zmyłaś z imprezy – powiedział kiedy tylko podeszła.
– Nagle źle się poczułam i musiałam uciekać – wytłumaczyła.
– Przejedziemy się gdzieś? – spytał otwierając jej drzwi samochodu i wskazując ręką miejsce pasażera.
– Pewnie. – Bez zastanowienia wsiadła dziękując skinieniem głowy.
Adrien zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen, nietypowo w stosunku do reszty chłopaków w jego wieku. Całą drogę rozmawiali śmiejąc się co chwila. Wampirzyca lubiła jego towarzystwo. Wydawało jej się, że zna go lata. W tej chwili potrzebowała go by mogła zapomnieć co zrobiła i chociaż zaczęła sobie zdawać sprawę, że nie było to jakimś wielkim przestępstwem wolała o tym zwyczajnie nie myśleć. Adrien potrafił ją wysłuchać. Bardzo żałowała tylko, że nie mogła mu się zwierzyć ze wszystkiego. Z drugiej strony zastanawiała się jakby zareagował gdyby tylko poznał prawdę.
– Kto to był ten Blaid? – Adrien nagle zmienił tor rozmowy. Spojrzał na nią wyczekując odpowiedzi. Był mu wdzięczny za opiekę nad Mikeylą, ale dręczyło go odczucie, że miał w tym swoje intencje.
– Przeszkodził mi raz w opalaniu się nad rzeką. – Ominęła szczegóły ich znajomości.
– Aha. – Zmarszczył brwi. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał, chociaż właściwie powinien się cieszyć.
– Nie spodziewałam się go na imprezie, zresztą tak jak Ciebie. – Uśmiechnęła się.
– No widzisz, jestem nowy i staram się poznawać mieszkańców tego miasta. – Zaśmiał się.
Dziewczynie strasznie podobał się jego humor. Chłopak zatrzymał samochód i wyszedł. Podbiegł do drzwi Mikeyli i otworzył je zanim zdążyła złapać klamkę.
– Przejdziemy się kawałek. – Zamknął auto.
Doszli do doskonale znanego jej miejsca, to tutaj się poznali. To tutaj stała się wampirzycą i to tutaj pierwszy raz spotkała wilkołaka. Poczuła elektryzujący dreszcz wypełniający ją całą.
– Świetne miejsce – powiedział siadając na ławkę. – Nic dziwnego, że lubisz spędzać tu czas. Cisza, spokój.
– Dokładnie. Można pomyśleć, poczytać wśród odgłosów natury. – Usiadła obok niego. – To było nasze miejsce, moje i Marie.
– Kiedy wraca?
– Jeszcze nie wie, ale mam nadzieję że niedługo. Całe wakacje nam miną.
– Mam nadzieję, że czas ze mną nie jest taki zły? – Potrącił ją lekko ramieniem i uśmiechnął zadziornie.
– No coś Ty. Jakoś staram się przemordować ten czas. – Parsknęła śmiechem. – A tak serio ... nie masz pojęcia jak się cieszę, że Cię poznałam. – Spojrzała na niego, nieznacznie unosząc kąciki warg.
– Też się cieszę.
Do uszu Mikeyli dotarł minimalny szmer. Była pewna, że Adrien go nie usłyszał, jej słuch był dużo bardziej wyczulony. Szelest liści był coraz głośniejszy. Coś się zbliżało, ale nie potrafiła wyczuć co to. W końcu także Adrien coś usłyszał.
– Słyszałaś? – spytał odwracając się do źródła dźwięku.
– Nie, a co? – udawała, że nie wie o co chodzi. Nie była pewna jak zareagować.
– Może mi się zdawało. – Machnął ręką i powrócił do rozmowy.
Nagle usłyszeli trzask gałęzi, tym razem wyraźny. Oboje wstali z ławki i odwrócili się. Wpatrywali się w gęste krzewy wyczekując czy coś się pojawi. Adrien chwycił dłoń dziewczyny, odciągnął lekko do tyłu i zasłonił własnym ciałem. Jeszcze więcej chrzęstów, gałęzie nieznacznie się poruszały. Serca biły im szybciej. Niespodziewanie spomiędzy zwartych gałęzi wyłoniła się roześmiana dziewczyna z potarganymi blond włosami, zaraz za nią równie zadowolony chłopak. Trzymali się za ręce. Mikeyla i Adrien spojrzeli na siebie tłumiąc śmiech. Blondynka zakłopotana poprawiła włosy odnajdując w nich przy okazji listki i drobne gałązki.
– Chyba jednak nie tylko my znamy to miejsce – powiedział Adrien powstrzymując się od śmiechu.
Dziewczyna wyglądała dość komicznie ze śmieciami we włosach a też fakt, że się ich w ogóle przestraszyli nieźle ich rozbawił.
– No oczywiście że nie. Nie słyszeliście o tajemniczym stworzeniu? – wybrnął towarzyszący dziewczynie chłopak.
– Jakim zwierzęciu? – Mikeylę trochę to przeraziło. Czyżby mówili o niej albo może o... wilkołaku?
– Coś atakuje tutejsze zwierzęta. Policja twierdzi, że na razie nie ma powodów do obaw, bo to najprawdopodobniej sprawka wilków i lisów, ale jakiś czas temu ktoś zgłosił kilka martwych zwierząt w lesie w jednym miejscu Teraz ludzie chodzą tu szukać śladów i liczą, że odkryją coś niesamowitego – powiedziała blondynka zaznaczając ostatnie słowo. Wyglądała na rozbawioną tą historią, równie jak jej kolega.
– Co by to nie było chcieliśmy sprawdzić, czy naprawdę jest tu tak strasznie jak to opisują – dodał chłopak.
– Sądząc po waszych minach to wcale nie jest. – Adrien zmierzył ich wzrokiem.
– Najwyraźniej. – Chłopak objął dziewczynę ramieniem i odeszli.
– No tak gówniarze szukający wrażeń. – Skwitowała Mikeyla gdy tylko zniknęli im z oczu.
– Swoją drogą trochę nas wystraszyli. – Zaśmiał się w odpowiedzi.
Dziewczyna zorientowała się, że cały czas trzyma rękę chłopaka. Podeszli z powrotem do ławki i usiedli okrakiem naprzeciwko siebie. Zbliżał się wieczór i słońce z wolna znikało za koronami drzew. Przez chwilę nic nie mówiąc wpatrywali się w zachód.
Wampirzyca myślała nad tym co mówili tamci. Czy to o niej i jej ojcu? Czy może sprawcą był wilkołak, którego spotkała? Domyślała się jedynie, że nie było to żadne zwierzę mieszkające w tych lasach.
Adrien zbliżył się do niej i chwycił jej obie ręce. Patrzył jej w oczy, chwilę się zawahał, ale zaraz potem ją pocałował. Przez kilka krótkich sekund dziewczyna oddała się temu, poczuła że robi się jej gorąco. Przyjemny dreszcz ogarnął jej ciało i chociaż bardzo tego nie chciała spodobało jej się to. Ale momentalnie odsunęła się od niego i zeszła z ławki.
– Przepraszam – Był zszokowany własnym zachowaniem. Podszedł do niej. Mikeyla gestem ręki pokazała, żeby nie zbliżał się do niej. Poczuła swoje kły, natychmiast odwróciła się i zasłoniła usta dłonią, żeby nie zdążył ich zauważyć. Walczyła z pragnieniem. Wzięła głęboki oddech i jej kły cofnęły się.
– Nie wiem co mi odbiło. Nie chciałem Cię urazić. – Obiema rękami nerwowo chwycił włosy.
– Nic się nie stało. Po prostu ... nie spodziewałam się. – Nie była pewna co ma powiedzieć. Zaskoczył ją.
– Na prawdę przepraszam. To było głupie z mojej strony. Nie powinienem.
– Okej, lepiej wracajmy do domu – odpowiedziała tylko.
Adrien był zły na siebie, inaczej sobie wyobrażał ich pierwszy pocałunek. Zachód słońca był tak piękny i trochę go poniosło.
W samochodzie nie rozmawiali ze sobą, Mikeyla patrzyła cały czas w okno. Dopiero gdy dojechali pod jej dom chłopak zgasił silnik i zaczął patrząc przed siebie:
– Chyba powinniśmy o tym porozmawiać.
– Nie ma o czym. – Nie chciała być nieuprzejma, ale nie chciała też drążyć tematu.
– A może właśnie jest. – Spojrzał na nią kątem oka.
Dziewczyna odwróciła się do niego i wpatrywała w czekoladowe tęczówki.
– Adrien, lubię Cię. Na prawdę Cię lubię, ale w tej chwili nie potrzebuje chłopaka. Potrzebuję przyjaciela i nie chcę żeby coś między nami się przez to zepsuło. Muszę najpierw ułożyć trochę swoje sprawy. Po prostu zapomnij.
– Każesz mi o tym zapomnieć? Mikeylo jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką miałem okazję poznać. Nie potrafię o Tobie nie myśleć. Będę czekać tyle ile będzie trzeba, ale nie mów mi że mam o tym zapomnieć. Żałuję tylko, że tak to wyglądało – zmartwił się.
– Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz w stosunku do mnie.
– Wiem co czuję. Nic tego nie zmieni.
– Posłuchaj, może nawet mogłoby nam się udać, tylko nie teraz. Chciałabym Ci to jakoś wyjaśnić, ale wszystko się pokomplikowało i nie mogę. Zrozum.
– Chyba nie mam wyboru – odpowiedział zrezygnowany.
– Do zobaczenia i dobranoc. – Przysunęła się i pocałowała go w policzek.
– Do zobaczenia.
~~~~~~
Jak się podoba nowa odświeżona okładka? ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro