Rozdział 6
Następnego dnia po śniadaniu, dawce S-krwi, tym razem takiej jaką pije na co dzień Spencer, Mikeyla postanowiła pójść nad jezioro. Tym razem wybrała się tam gdzie zwykle jest sporo ludzi. Nie czuła głodu, ale zbliżając się z daleka wyczuwała sporą ilość zapachów.
– To może być niełatwe zadanie – westchnęła. Wiedziała że musi zacząć przebywać w towarzystwie większej ilości pokus.
Na wielkim pustym placu spędzało czas ze dwadzieścia osób. Rozejrzała się i rozpoznała dwie dziewczyny w jej wieku z którymi chodziła na biologię. Odwróciły się do niej i z daleka pomachały z wyraźnym zadowoleniem, odmachała im niepewnie. Grupka sześciu chłopaków się wygłupiała, Ci byli od niej młodsi. Jednego z nich znała z sąsiedztwa. Jakaś nastolatka obściskiwała się ze swoim chłopakiem w wodzie. Gdzieś przy brzegu dzieci bawiły się w piasku, a obok nich na kocu siedzieli dorośli. Na ławce między dwoma ogromnymi dębami siedziała jej znajoma, Frankie, wraz ze swoją przyboczną, jak ją nazywała Mikeyla. „Na pewno szuka sobie nowego faceta."
Śmiały się cały czas, co chwila zerkając w jedną stronę. Wampirzyca spojrzała tam i zauważyła, że niedaleko stało trzech chłopaków, dwóch Mikeyla znała z okolicy. W tym roku skończyli szkołę. Ostatniego nie kojarzyła. Stał z założonymi rękoma bokiem do niej, dzięki czemu zauważyła jego wyraźnie zarysowane mięśnie.
Mikeyla nie zawracała sobie głowy przyglądaniem się tej bandzie. Nie lubiła tych dwóch chłopaków. Zawsze próbowali zwracać na siebie uwagę, ucieszyło ją że w przyszłym semestrze już ich nie zobaczy. Rozłożyła na trawie z dala od reszty koc który zabrała ze sobą. Nie chciała się jakoś specjalnie zbliżać do wszystkich. Ułożyła się wygodnie i chciała nacieszyć się słońcem. Może i się nie opali, ale mimo tego pogoda była idealna żeby odpocząć i wygrzać zimne ciało.
Co chwila słyszała chichot dziewczyn spod drzewa. W tym momencie przeklinała jej genialny słuch, te irytujące śmiechy, doprowadzało ją to do szaleństwa. Wzięła z plecaka białe słuchawki, włączyła muzykę w telefonie i miała nadzieję zagłuszyć denerwujące dźwięki. Spojrzała w ich stronę znad okularów przeciwsłonecznych, w tej samej chwili kątem oka zauważyła, że przygląda jej się tamten nieznajomy.
***
– Ej. Nie wydaje Ci się że te laski są zjarane?- Zaśmiał się cicho jeden z trzech chłopaków.
– Tyler, przecież to Frankie. Powinieneś zagadać, nie widzisz że na Ciebie leci? – Chłopak parsknął śmiechem popychając kolegę.
– Przecież każda na mnie leci stary. Jakby mogły mi się oprzeć – odparł nieskromnie.
– Taki jesteś pewny siebie? To idź do nich, wyciągnij numer. Ostatnio zerwała z tamtym pajacem.
– No pewnie, że pójdę.
I ruszył w stronę blondynek. Koledzy przyglądali się jak Tyler oparł się o drzewo mówiąc coś do dziewczyn. Te jak papużki nierozłączki siedziały na ławce trzymając się pod pachę i spoglądając na niego, chichotały cały czas. Dla kumpli wyglądało to wręcz komicznie. Tyler stał tam jakieś 10 minut na koniec odebrał tylko dwie karteczki, które dziewczyny wyjęły z torebek.
– I co nie wierzyliście? – powiedział z dumą podchodząc.
– Dobra, dobra pewnie każdemu kto poprosi rozdają numery. A o czym tam z nimi rozmawiałeś?
– W sobotę Franceska zaprasza nas do siebie na imprezę.
– Franceska? – zdziwił się wyrzeźbiony chłopak.
– Tak, jej tata pochodzi z Włoch – wyjaśnił.
– Blaid komu się tak przyglądasz? – spytał drugi z chłopaków, Peter.
Blaid rozglądając się zauważył dziewczynę leżącą samotnie na kocu. Podparła się na łokciach i odchyliła głowę do tyłu, przez co jej długie pofalowane włosy opadły na podłoże. Patrzyła w niebo i delikatnie poruszała głową, miała duże słuchawki, więc pomyślał że to pewnie w takt muzyki.
Spojrzała na ławkę jakby z pretensjami.
– Co to za laska?
– Która? – Tyler się rozejrzał.
– Ta co tam sama leży. – Wskazał głową.
– Ach ta. Mikeyla. Rok młodsza od nas.
– Niezła jest.
– Nie zawracaj sobie głowy, bez szans.
– A to niby czemu? Woli dziewczyny? – zaśmiał się.
– Nie o to chodzi. Kiedyś z nią pisałem, ale to trudna laska. – odparł od niechcenia Peter.
Blaid widział, że kątem oka na niego spogląda więc posłał jej uśmiech.
***
Mikeyla nie zauważyła już uśmiechu. Poprawiła okulary i ułożyła się wygodnie. Zamknęła oczy i postanowiła zatracić się w piosence, która rozbrzmiewała w jej uszach, jedna z jej ulubionych, Zara Larsson - Rooftop. Nuciła bezgłośnie pod nosem słowa piosenki.
"It was hot, hot night, We were having a barbecue, And i said hi, You said hi..."
– Dlaczego tak piękna dziewczyna leży tutaj sama? – powiedział głośniej.
Mikeyla uchyliła okulary i spojrzała na umięśnionego chłopaka, który stojąc nad nią zasłaniał jej słońce. Zdjęła słuchawki z uszu i powiesiła na szyi.
– A dlaczego nie? – spytała marszcząc jedną brew. – Poza tym chciałabym się trochę opalić, wiec jeśli możesz...
– Wybacz. – Usiadł obok niej. – Jestem Blaid, a Ty...
– Mikeyla – przerwała mu.
– Tak wiem. Kumple już mnie oświecili.
Spojrzała na chłopaków znad okularów.
– Peter i Tyler to Twoi kumple? Brawo.
– Nie rozumiem? – Blaid uważnie się jej przyjrzał.
– Nie ważne. Po prostu ich nie lubię, ale skoro odpowiada Ci takie towarzystwo.
– Aha. No wiesz jestem tu od niedawna i nie znam zbyt wielu osób.
– No tak – odparła zamykając oczy.
– Więc przyszłaś poopalać się sama?
– Tak. Moja przyjaciółka wyjechała i jestem skazana na samotne wakacje.
Nagle Mikeyla poczuła zapach krwi. Blaid coś do niej mówił, ale zapach zagłuszył słowa. Krew była gdzieś daleko, czuła narastający głód. Jedno z dzieci się skaleczyło. Odrobina czerwonego płynu skapnęła na piasek. Źrenice się rozszerzyły, oczy zmieniły kolor. Czuła, że jej twarz się zmienia, że zaraz ogarnie ją furia i musi czym prędzej stamtąd znikać. Nasunęła duże okulary na oczy.
– Hej coś się stało? – Chłopak na chwile wyrwał ją z zamyślenia.
– Nie, nic, muszę się natychmiast zbierać.
– Przecież dopiero przyszłaś.
– Nieważne. – Spojrzała groźnym wzrokiem.
– No dobrze. Nie rób mi krzywdy. – Podniósł dłonie w geście obronnym.
Chłopak zwinął koc i podał jej, ta wrzuciła go do plecaka razem ze słuchawkami i w pośpiechu ruszyła.
– Zaczekaj Piękna. Pójdę z Tobą. I tak miałem się zbierać.
– To raczej kiepski pomysł. I proszę, nie pozwalaj sobie.
– Przecież nie kłamię. – Cały czas szedł za nią.
– Nie musisz za mną chodzić, poradzę sobie sama.
Złapał ją za ramię.
– Ale ja i tak za Tobą pójdę. – Uśmiechnął się potwierdzając swoją upartość.
Spojrzała na jego rękę i przez krótką chwilę zastanawiała się jak zareagować. Skierowała wzrok na jego oczy. Zmrużyła swoje próbując coś z nich wyczytać, ale poddała się.
– Dobra, rób co chcesz. Ale nie będę za Tobą czekać – I szybkim krokiem przeszła wąską ścieżkę, która prowadziła na spory pusty plac otoczony wierzbami. Wampirzyca starała się zwalniać kroku, ale przychodziło jej to z trudem. Jej nogi prowadziły się same. Taka odległość wystarczyła, żeby nie czuć zapachu. Gdyby nie fakt, że przed wyjściem wypiła S-Krew na pewno by się nie powstrzymała. Odetchnęła z ulgą, była z siebie dumna.
– Tutaj możemy usiąść. – Wskazała na dużą studnię stojącą pod uschłym po części drzewem.
– Niezły klimat. Co to za miejsce?
– Kiedyś zbłądziłam tutaj z Marie. Nawet nie wiem jak to się stało. – Uśmiechnęła się. – Mi to bardziej wydaje się mroczne – powiedziała rozglądając się wokoło. – Te uschłe drzewa, stara studnia, klimat jak z horroru.
– No właśnie dlatego mi się podoba. – Uśmiechnął się. – A możesz mi powiedzieć co się stało?
– Jakby Ci to powiedzieć... – A raczej skłamać. – Boję się krwi.
– Krwi? Serio? I to na tyle, żeby uciekać?
– Nie słyszałeś o takiej fobii? Przykro mi. Mnie ona właśnie dotyczy. – Oburzyła się. W tej właśnie chwili zorientowała się, że zachowuje się dosyć nieprzyjemnie. „To pewnie przez tę krew." Pomyślała. Od przebudzenia często miewała huśtawki nastroju.
– No ok, to mi jest przykro. To musi być uciążliwe.
– Żebyś wiedział.
– A więc, będziesz kończyć szkołę?
– Tak.
– Ja już skończyłem. Dwa tygodnie przed zakończeniem wprowadziłem się tutaj.
– Przed zakończeniem? Dlaczego nie po? – zainteresowała się.
– To dość skomplikowane. Może będę miał okazję, żeby to wyjaśnić.
– Nie zmuszam.
– A ta Twoja przyjaciółka, Marie, kiedy wraca?
– Chciałabym wiedzieć. Jej babcia zachorowała i musiała wyjechać z mamą i ojczymem.
– A daleko jest?
– W Polsce – odpowiedziała smutnym tonem.
– No to dość daleko.
– Niestety.
– Jakby co mogę ją zastąpić. – Wskazał na siebie dłońmi.
– Tak. Bardzo śmieszne. – Zmierzyła go wzrokiem.
– No co? Bardzo chętnie spędziłbym z Tobą więcej czasu.
– Ta, pewnie – powiedziała sarkastycznie.
Blaid wyjął telefon z kieszeni dżinsowych poszarpanych spodenek do kolan i wyciągnął go w stronę Mikeyli.
– Zapiszesz mi swój numer? Może się jakoś zgadamy wieczorem, bo teraz muszę się już zbierać?
– No nie wiem. Musze to poważnie przemyśleć.
– A nad czym tu myśleć Słońce?
– Nie pozwalaj sobie. – Spojrzała groźnie. – Dobra masz ten numer. – Wzięła telefon i wpisywała kolejne cyfry.
– Dzięki... Słońce. – Puścił jej oczko i poszedł.
– Na razie – zmrużyła złośliwie oczy.
W obcisłych spodenkach z plecionym paskiem i bez koszulki chłopak wyglądał bardzo pociągająco. Jego czarne włosy były w nieładzie, a mimo to prezentowały się świetnie. Wcześniej nie zauważyła, że na prawej części szyi ma tatuaż, jakiś nieznany jej symbol, a na plecach miał czarnego feniksa.
Korzystając z faktu, że nikogo nie było w pobliżu stwierdziła, że będzie szybciej, pomijając fakt że i tak szybko biega, jeśli teleportuje się do domu. Kolejny raz się udało.
O tej porze jej tata był na uczelni, a mama najprawdopodobniej na zakupach. Teraz nie robiła ich już tak często. Jedzenie kupowała praktycznie dla siebie. Co prawda Mikeyla może jeść normalnie, ale minie trochę czasu zanim się do tego przystosuje. W początkowej fazie pół-wampir, taki jak ona, nie trawi ludzkiego jedzenia. Mogła co najwyżej napić się czegoś, więc zajrzała w lodówkę. Na półce w drzwiach znajdowało się mleko, jakiś słoik i sok pomarańczowy w kartonie. Upiła spory łyk, zamknęła lodówkę i usiadła przy dużym stole kuchennym, który zrobił jej dziadek. Stał przy oknie, z którego widać było podwórko sąsiadów i część chodnika. Wyjęła z kieszeni spodenek telefon, w tym samym momencie zabrzmiał dzwonek SMS.
Adrien:
" Cześć. Tak sobie o Tobie myślałem. ;) "Mikeyla:
" Tak? A o czym dokładniej? "A:
" Może byśmy się spotkali? "M:
" Może... ;p "A:
" To jak? Mogę po Ciebie wpaść? Wiem już gdzie mieszkasz ;) "M:
" Ok. O której? "A:
" A, o której Ci pasuje? "M:
" Może za godzinę? "A:
" Dobrze. Do zobaczenia. ;) "
Mikeyla ucieszyła się na spotkanie. Przynajmniej znalazł się ktoś kto zajął jej czas, który zazwyczaj zajmowała jej Marie. A z Adrienem bardzo dobrze jej się rozmawiało. Tęsknota za przyjaciółką jej dokuczała, ale już nie tak bardzo. Gdyby nie przebudzenie, pewnie nie byłoby to dla niej jakąś tragedią. Ale ta sytuacja co nieco zmieniła. Potrzebowała się wygadać, porozmawiać o tym z kimś innym niż z rodzicami, a tylko Marie znała ich tajemnicę. Nikomu innemu nie mogła zdradzić swojego sekretu, do nikogo innego nie miała takiego zaufania.
Włączyła laptopa i usiadła na łóżku opierając się o ścianę. Położyła go na skrzyżowanych nogach i uruchomiła Skype. Wybrała kontakt do Marie, nick Strawberry98. Musiała siedzieć akurat przed komputerem bo od razu odebrała.
– Aaaaaaa – krzyczała z radości Marie. – Mikie. W końcu Cię mogę zobaczyć. Nie wierzę normalnie.
– Hej kochana.
– Tyle czasu minęło. Opowiadaj co tam, jak tam? Wyglądasz trochę blado, ale w sumie niesamowicie. – Marie była szczęśliwa, że w końcu może pogadać z przyjaciółką.
– Dużo do gadania. Mów najpierw jak babcia?
– No jako tako. Ale nie wygląda na to, że szybko wrócimy.
– No ale do szkoły wrócisz?
– Tak, tak. Do szkoły na pewno. Gdzież bym mogła Cię zostawić? – Uśmiechnęła się.
– Szkoda, że wakacje nam miną, no ale Twoja babcia jest ważniejsza. Dobrze, że później będziemy się widywać.
– No to jak? Jak Twoje nowe życie? Jak Ci idzie?
– Bywa ciężko, ale przyzwyczajam się. Kilka dni przesiedziałam w domu pod kluczem. Rozmawiałam tylko z tatą. Teraz w końcu mogę się przed Tobą wygadać. Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało.
– Mi też. Tak nagle się zmieniłaś, a jeszcze musiałam wyjechać... A widzisz, dzięki za zdjęcie. – Obróciła laptop, a ekran pokazywał łóżko, obok którego stała szafka nocna z ich wspólnym zdjęciem. – Mam je przy łóżku.
– Nie ma za co. A i tak w ogóle muszę Ci się pochwalić, że mam dar. Okazało się że tata nie wszystko mi wyjaśnił na temat wampirów.
– Jak to dar? - zdziwiła się.
– No taką specjalną umiejętność. Co jest dziwne, bo nie zdawał sobie sprawy, że mogę taki dostać skoro jestem wampirem tylko w połowie.
– Ale jaka to umiejętność? – spytała zaciekawiona.
– Teleportacja.
– Ściemniasz? – Nie dowierzała.
– Serio. Tylko, że jeszcze niezupełnie nad tym panuję. Co prawda dziś udało mi się bez przeszkód wrócić do domu, ale nie wiem czy mogę już na tym polegać. To jest dość skomplikowane, muszę się bardzo skupiać nad tym gdzie chcę się znaleźć.
– Ale super, może będziesz mogła do mnie wpaść? – Zachichotała.
– Myślałam o tym. Ale po pierwsze niezupełnie nad tym panuje, a po drugie muszę znać miejsce, w które mam się przenieść. Tak twierdzi tata.
– Szkoda. Fajnie, że możemy w końcu pogadać, ale fajniej by było się spotkać. – Marie była lekko zawiedziona. – Jeszcze trochę. Może chociaż pod koniec wakacji uda nam się wrócić.
– Tak... – Mikeyla spojrzała na godzinę w rogu ekranu. – Jejku muszę kończyć.
– Co się stało?
– Umówiłam się z Adrienem.
– Czekaj, czekaj. Co? Jakim Adrienem?
– Nie zdążyłam Ci powiedzieć. Ale to długa historia później zadzwonię, która tam u was godzina?
– Tak długo mnie nie było czy jak? – Uśmiechnęła się ze zdziwieniem. – Dzwoń kiedy chcesz, mój zegar biologiczny jeszcze się nie przestawił. – Puściła oczko. – Do zobaczenia. Buźka. Pa.
– Pa.
Mikeyla przeszukała szafę, choć nie wiedziała po co właściwie chce się stroić. To chyba taki naturalny kobiecy odruch. Po dłuższej chwili wpatrywania się i przebierania w ciuchach, przymierzania kolejnych rzeczy i stania z założonymi rękoma, złapała za coś co wydawało się jej dość odpowiednie. Spódniczka w drobne kwiaty zapinana w talii, a do tego czarna, zwiewna bluzeczka kończąca się pod biustem. Spojrzała na siebie w lustro, obróciła się kilka razy mierząc samą siebie wzrokiem i stwierdziła że wygląda jako tako, ale nie miała czasu grzebać dalej w rzeczach. Pomyślała, że to właściwie tylko zwykłe spotkanie więc złapała małą torbę na długim pasku i zbiegła powoli po schodach.
Przed drzwiami stała szafka na buty, wzięła jakieś czarne sandały i wyszła. Czekała na ganku co minutę zerkając na złoty delikatny zegarek. Chciała cofnąć się do domu i już chwyciła za klamkę gdy usłyszała bardzo przyjemny głos chłopaka.
– Witam szanowną panią. – Uśmiechnął się, skłaniając się wpół i wyciągając do niej dłoń.
– Czy Ty zawsze się tak zachowujesz? – Przekrzywiła głowę i uniosła jedną brew, mimo wszystko była rozbawiona.
– Chciałem być po prostu miły. Ale jeśli Ci to przeszkadza to powiedz.
– Nie zgrywaj się może ok? - Uśmiechnęła się zalotnie.
– Dobrze... A w ogóle, to wyglądasz świetnie. – Spojrzał jej głęboko w oczy. Powiedział to z takim spokojem i szczerością w oczach, że Mikeyla poczuła delikatne zakłopotanie.
– Weź, bo się zarumienię. – Klepnęła go w ramię.
– Taka prawda. – Wzruszył ramionami trzymając dłonie w kieszeniach jeansów.
– To gdzie idziemy?
– Gdzie nas nogi poniosą. Chyba, że nie lubisz spacerować?
– Oczywiście, że lubię.
Adrien opowiadał o swoim starym mieście. O kumplach, o szkole, o tym co lubił tam robić. Mikeyla uważnie go słuchała, lubiła słuchać, a w ogóle jego. Miał taki głos, który dźwięczał w uszach jeszcze długo po tym jak skończył mówić. Był wręcz hipnotyzujący, wpatrywała się w niego jak w obrazek. Chociaż zauważyła w jego oczach coś, czego nie potrafiła opisać. Coś tajemniczego. Nie była pewna dlaczego to zobaczyła. Możliwe że to jej instynkt wampira tak działał, dzięki niemu zauważała więcej niż kiedyś.
– Co? – spytał kiedy spostrzegł jej przeszywający wzrok.
– Co, co? – odpowiedziała pytaniem.
– Przyglądasz się jakby mi coś utkwiło w zębach, ale patrzysz patrzysz na oczy?
Mikeyla parsknęła śmiechem.
– No co? – Spojrzał się pytająco nie wiedząc o co chodzi.
– Nic, nic. Tak tylko. To było ciekawe porównanie. – Powstrzymywała się od kolejnej salwy śmiechu.
– Ale jestem śmieszny. Na prawdę. – Udawał poirytowanie.
– Nie o to chodzi, Adrien.
– A o co chodzi?
– Po prostu Twoje oczy...
– Co z nimi? – Zdziwił się jeszcze bardziej.
– Mam wrażenie, jakby coś ukrywały. Są takie tajemnicze. – przyglądała się im uważnie.
Zmieszany odwrócił wzrok i zamrugał, nie wiedział co powiedzieć.
– Powiedziałam coś nie tak? – Wampirzyca zmartwiła się jego reakcją i chwyciła jego dłoń zapominając o jednym szczególe... Adrien od razu wyczuł nadzwyczajny chłód bijący od jej dłoni.
– Masz takie zimne ręce. Może chcesz moją kurtkę? Widzę, że swojej nie wzięłaś. – Podał jej czarną skórę, którą niósł w ręce.
– Zapomniałam, zanim wyszłam z domu było gorąco. Ale nie jest mi zimno – powiedziała, choć po krótkim przemyśleniu stwierdziła, że musi skłamać. – No może trochę. Dzięki. – Wzięła i narzuciła ją na ramiona. – Wybacz jeśli Cię czymś uraziłam. Nie miałam zamiaru.
Siedzieli na niskim murku, spojrzała na niego przepraszająco, ale ten patrzył w gwiazdy.
– Właściwie jest coś co chciałbym Ci powiedzieć. – Odwrócił głowę w jej stronę i patrzył jej w oczy.
– Jeśli nie chcesz nie musisz nic mówić.
– Chcę, ale to dla mnie bardzo trudne.
– Dobrze, więc po prostu na razie nic nie mów.
– Cieszę się, że tu ze mną jesteś.
– Ja też się cieszę. – Uśmiechnęła się do niego. Położyła dłonie na brzegu murku. Adrien położył swoją dłoń na jej dłoni splatając razem ich palce.
– Widzę, że muszę Ci pomóc się trochę rozgrzać.
– Dziękuję. – Zgodziła się, choć wiedziała, że będzie to dla niego dość trudne zadanie.
Zeszli z murku i poszli splatając swoje dłonie. Zdawała sobie sprawę, że to nie w porządku wobec niego, że daje mu złudne nadzieje na coś co nie może się wydarzyć. Ale czuła się przy nim bardzo dobrze. Przez dłuższą chwilę nic nie mówili, co jakiś czas tylko zerkali na siebie. Minęło sporo czasu i kierowali się już w stronę domu.
– Jak ten czas szybko mija – odparł zawiedzionym tonem.
– Masz rację. Chętnie spędziłabym go z Tobą więcej, ale jest już późno.
– Zobaczymy się jutro?
– Mam nadzieję.
Stanęli przed drzwiami jej domu. Mikeyla zbliżyła się do niego, delikatnie musnęła ustami jego policzek i spojrzała w jego oczy.
– Do zobaczenia.
– Do zobaczenia Mikie. I dziękuję Ci za ten wieczór.
Nie odpowiedziała. Po prostu uśmiechnęła się zamykając drzwi.
Zamyślona chciała pójść do pokoju, ale zauważyła że z kuchni obserwują ją rodzice. Oparła się o wejście do kuchni.
– O co chodzi? – spytała widząc na sobie ich wzrok.
– Nic, nic córeczko – uspokajała ją mama.
– Widzę, że już dobrze sobie radzisz w nowej skórze. – Ucieszył się tata. – Ani na chwilę nie poczułaś głodu?
– Wiesz tatusiu właściwie to czułam. Ale nie przeszkadzał mi, bardzo chciałam z kimś porozmawiać.
– To Twoja decyzja, ale musisz być absolutnie pewna, że nie zrobisz komuś krzywdy. Dlatego lepiej by było na razie nie spotykać się z ludźmi wieczorami. Jeśli będziesz przebywać z kimś, tam gdzie będzie dużo ludzi łatwiej Ci będzie się powstrzymać.
– Przecież nikomu nic się nie stało. Poza tym przed wyjściem zawsze pije S-Krew.
– Dobrze Mikeyla, ale pamiętaj, nigdy nie wiesz kiedy Twój wampirzy instynkt zapanuje nad Tobą.
– Przecież to ja nad nim panuje. Wiem, że muszę się jeszcze starać, ale jak widzisz idzie mi wyśmienicie.
– Masz rację. Mimo wszystko uważaj na siebie... I na innych. I dobrze by było żebyś informowała mnie gdzie wychodzisz.
– Jasne tato. Dobranoc.
Mikie poszła do pokoju. Słyszała szepty rodziców, ale nie chciała wiedzieć co mówią, wiec szybko znalazła się w łóżku. Wzięła laptopa i kolejny raz zadzwoniła do Marie.
– No i jak tam spotkanie?
– Dobrze – powiedziała z wielkim entuzjazmem.
– No a co to w ogóle za jeden. Dopiero kilka dni mnie nie ma a Ty już sobie faceta znalazłaś?
– To nie jest mój facet. Dopiero co go poznałam i to całkiem przypadkiem.
– Dobra, dobra.
– Oj mówię Ci. Pierwszy raz się z nim spotkałam. Znaczy pierwszy raz się z nim umówiłam.
– A jak mówiłaś, że się nazywa?
– Adrien. Wprowadził się tu niedawno. Mieszka przy naszej ulicy. Ale nie wiem gdzie dokładnie.
– Ej to może on mieszka w tym domu po Kellerach? – stwierdziła.
– Właśnie. Całkiem możliwe. Ich dom już kilka miesięcy stoi pusty.
– Ciekawe. No, a jak go poznałaś? Opowiadaj.
– Z lotniska kiedy wyleciałaś, pobiegłam nad jezioro i on tam był.
– Uuu...
– Mam opowiedzieć czy będziesz przerywać?
– Przepraszam, buzia na kłódkę. – Gestem zakomunikowała, że już nie będzie przeszkadzać.
Mikeyla opowiedziała jej jak było i właściwie o wszystkim innym co ostatnio się wydarzyło. Trochę się tego nazbierało, ponieważ Marie wyjechała w jak dotąd, najistotniejszym momencie jej życia. Tyle zmian nastąpiło, Mikeyla starała się z nimi wszystkimi uporać. Poczuła ogromną ulgę, gdy mogła się jej wygadać, tak bardzo jej tego brakowało. Przyjaciółka słuchała jej uważnie z ogromnym zaciekawieniem. Przerwała jej tylko w jednym momencie.
– Blaid?
– Tak. Blaid.
– Przystojny?
– Skłamałabym mówiąc że nie. Zresztą Adrienowi też niczego nie brakuje.
– Wystarczyło, że wyjechałam, a Ty od razu poznajesz jakieś ciacha.
– Śmieszne. A Ty tam kogoś poznałaś?
– Aj tam. Nie ma czasu. Na razie załatwiliśmy kilka spraw, byliśmy z babcią u lekarza i takie tam.
– No tak. Jeszcze zdążysz kogoś wyrwać.
– No jak Tobie tak idzie, to nie wiem czy dla mnie coś zostanie. – Zaśmiała się złośliwie.
– Aleś Ty zabawna. Ale dobra. Nie wiem jak Ty, ale ja spadam.
– Ja już powinnam się ruszyć z łóżka, ale raczej się położę na chwilę.
– A którą masz godzinę?
– Parę minut po 8.
– Muszę pamiętać o różnicy czasu.
– Już Ci mówiłam nie musisz się przejmować, nie wiem czy w ogóle się przyzwyczaję do zmiany. Całymi dniami chodzę jak jakieś zombie – zaśmiała się.
– To może Ty do mnie dzwoń?
– Ok. No to dobranoc.
– Dobry-dzień chyba. – Puściła oczko i rozłączyła się.
***
Mikie usłyszała dziwny dźwięk. Gdzieś daleko, bardzo daleko. Starała się go rozpoznać, ale nie udawało jej się to. Wstała i dzięki mocy szybko znalazła się na chodniku. Ruszyła w stronę źródła dźwięku, im bliżej była, tym bardziej był on rozpoznawalny. W końcu zorientowała się, że to wycie. Przeraźliwe, błagalne wycie wilka. Wiedziała, że to niebezpieczne, ale nie zważając na to biegła. Czuła jakby coś ją wołało, jakby rozumiała co oznacza to wycie. Jęki były głośniejsze i głośniejsze. Była już blisko, ujrzała postać wilka. Tego samego, którego widziała wcześniej. Wył nad martwym ciałem białej wilczycy skąpanej we własnej krwi. Zbliżyła się, wyciągnęła rękę, już prawie dotykała jego ciała...
– Mikie, obudź się. Mikie. Mikie! – krzyczała mama, targając jej ramię.
Ta gwałtownie wstała rozglądając się po pokoju.
– Co... się stało.
– Strasznie się wierciłaś, jęczałaś. Musiałam Cię obudzić.
– Miałam jakiś dziwny sen.
Zamrugała oczami kilka razy i przetarła twarz rękoma. Spojrzała na promienie przedzierające się przez zasłonięte żaluzje, było już rano.
– Która godzina? – spytała nie spoglądając na mamę.
– Prawie 7. Zrobić Ci kawę?
– Tak mamo, poproszę.
Mikeyla wyszła z łóżka i poszła do łazienki. Wzięła szybki prysznic, zamykając oczy widziała obrazy ze swojego snu. Zastanawiała się, co to w ogóle miało znaczyć? Dziwny, na prawdę dziwny sen. Stanęła przed lustrem, wymalowała się delikatnie i rozczesała długie włosy, które związała w warkocza. Grzywkę, która opadała jej na oczy założyła za ucho. Wchodząc do pokoju usłyszała dźwięk powiadomienia na Facebooku, dochodzący z laptopa pod łóżkiem. Wzięła go pod pachę i zeszła do kuchni. Tata czytał gazetę, a mama kładła jej ulubioną filiżankę na stół. Odłożyła urządzenie i usiadła. Oparła głowę na dłoni kładąc łokieć na stole.
– Niewyspana? – spytał tata zerkając znad prostokątnych okularów o ciemnych grubych oprawkach.
– Może troszkę.
– Za godzinę muszę być na uczelni, lunch zjem na mieście i pewnie będę późnym wieczorem. Mam kilka spraw do załatwienia – powiedział Spencer patrząc na Michelle.
– Dobrze kochanie. A co to za sprawy?
– Później Ci powiem, nie mam teraz czasu opowiadać. – Wziął teczkę i pocałował żonę w policzek. – Pa. Do zobaczenia wieczorem.
– Pa.
Wampirzyca otworzyła laptop i ujrzała kilkanaście powiadomień. Zdziwiona spojrzała na telefon.
– Znowu Wi-Fi w telefonie mi nie działa.
– Już wczoraj nie działało, nie wiem co się dzieje. W komputerze masz internet?
– Tak.
– Zadzwonię do serwisu. Niech coś z tym zrobią, od początku mamy problemy.
Mikie czytała powiadomienia, jakieś komentarze do zdjęć, zaczepki od dwóch kolesi, którzy zawsze ją zaczepiają, zaproszenia na wydarzenia, same mało ważne pierdoły. Było też zaproszenie, od Blaida. Profil był bez zdjęcia, nie miał też zbyt dużo znajomych. Kilkoro starszych od niej chłopaków z okolicy. Zaakceptowała zaproszenie i przejrzała szybko posty znajomych. Chciała odłożyć laptopa, ale w tej samej chwili dostała wiadomość.
Blaid:
„:*"
Mikeyla:
„Od samego rana? Czy nie nazbyt wiele sobie pozwalasz?"
Blaid:
„Przeszkadza Ci To? Taką dziewczynę mógłbym obsypywać pocałunkami dniami i nocami"
Mikeyla:
„Owszem przeszkadza. Skąd wiesz, że pozwoliłabym Ci na to?"
Blaid:
„Nie zgrywaj niedostępnej Mikeylo. Wiem, że nie mogłabyś mi się oprzeć"
Mikeyla:
„Wiesz co? Na prawdę zabawny jesteś. To urocze"
Blaid:
„Bo jestem uroczy"
„Słońce"
Mikeyla:
„Ach tak? Nawet się nie znamy"
Blaid:
„Spotkajmy się to mnie poznasz"
Mikeyla:
„Jakoś nie mam ochoty"
Blaid:
„Nie wierzę..."
Blaid miał trochę racji, Mikeylę to wkurzało bo mimo wszystko chciała go poznać. Może i był zbyt pewny siebie, ale to ją intrygowało. W końcu był przystojny, umięśniony i nie mogła zaprzeczyć, że fizycznie bardzo się jej podobał.
Mikeyla:
„Może kiedyś..."
Mikeyla zamknęła laptopa i odniosła go do pokoju. Położyła się na łóżku i spoglądała w sufit. Jeszcze słabe z rana promienie, które dostały się do jej pokoju ogrzewały jej ciało. Jej skóra była zimna ale czuła delikatne, przyjemne ciepło. Rozmyślała nad swoim snem, co on mógł oznaczać? Raczej rzadko w ogóle coś jej się śniło. Poprzednio śnił się jej ten sam wilk. I kto to w ogóle jest? Czy mieszka gdzieś w pobliżu? Czy spotkała go tylko przypadkiem? Czy powinna powiedzieć o tym tacie? Nie rozpozna go pod postacią człowieka. Może to i lepiej? Dość sporo czasu poświęciła na rozmyślania, aż wyrwał ją dźwięk telefonu.
Adrien:
„Mam nadzieję, że już nie śpisz?"
Mikie:
„Nie śpię. Szkoda dnia"
Adrien:
„To dobrze. Za pół godziny po Ciebie podjadę"
Mikie:
„Jak to?"
Adrien:
„Chciałbym Cię gdzieś porwać ;)"
Mikie:
„A może ja nie chcę jechać? ;p"
Adrien:
„Nie pytałem o pozwolenie, przecież napisałem że Cię porwę. :)"
Mikie:
„Ok :)"
Perspektywa porwania była dla Mikeyli zaskakująco ciekawa. Gdzie chciał ją zabrać? To nie było dla niej szczególnie ważne. Ważniejsze, że był to właśnie on. Szybko zapomniała o dręczącej jej sprawie i zabrała się za przygotowanie do wyjścia. Ubrała krótkie dżinsowe spodenki z niskim stanem i koronkową bluzkę, która odsłaniała jej pępek. Rozpuściła włosy i opadające pasma założyła za uszy. Musnęła usta błyszczykiem i biorąc głęboki oddech odeszła od lustra.
Spojrzała przez okno i zobaczyła, że przed jej domem zatrzymuje się czarny Dodge Charger z 1970 roku. Szczęka jej opadła gdy tylko zobaczyła jak wychodzi z niego Adrien. Spojrzał w okno i pomachał do niej. Ta uśmiechnęła się i zadowolona zeszła po schodach. Marzyła o takim samochodzie od kiedy pierwszy raz zobaczyła go w filmie „Szybcy i wściekli".
– Dzień dobry. Nazywam się Adrien, mieszkam niedaleko czy mógłbym prosić Mikeylę? – zapytał grzecznie.
– Dzień dobry. Jesteś naszym nowym sąsiadem tak? – pytała Michelle.
– Zgadza się.
– Mikeyla. Ktoś do Ciebie – zawołała mama odwracając się w stronę schodów. Mikeyla zbiegła na dół i uradowana ucałowała Michelle w policzek.
– Jeśli to pani nie przeszkadza, zaopiekuje się nią.
– Rozumiem, że na obiedzie Ciebie nie będzie? – Uśmiechnęła się zadziornie.
Mikie spojrzała na Adriena pytająco.
– Niech się pani nie martwi.
– Dobrze więc idźcie.
Gdy tylko przekroczyli próg domu, chłopak pospiesznie otworzył kutą furtkę i wskazując na nią przepuścił dziewczynę przodem.
– Skąd masz takie auto. – Ze zdumieniem oglądała samochód z każdej strony.
– No wiesz, dziani rodzice. – Zaśmiał się. – A tak serio. Zawsze chciałem taki mieć. Tata podarował mi go na urodziny, ma znajomości w branży motoryzacyjnej.
– No ładnie. To znaczy, że wyrywasz laski na auto? – zapytała spoglądając kątem oka i czekała na jego reakcję.
– A co? Nie poleciałabyś na taką furę? – Z pewnością siebie założył ręce na klatce piersiowej, delikatnie uniósł kąciki ust i uniósł brew.
Mikeyla krótką chwilę wpatrywała się w jego uroczy uśmiech.
– No pewnie. – I parsknęła śmiechem. – No to gdzie jedziemy?
– Wsiadaj to się dowiesz. – Otworzył drzwi samochodu i podał jej rękę.
– Wobec każdej dziewczyny tak się zachowujesz?
– Nie. Tylko wobec tych wyjątkowych. – Spojrzał jej w oczy, zamknął drzwi i sam wsiadł z drugiej strony.
– Czuje się trochę nieswojo jak tak robisz.
– Obiecuje, że już nie będę. Słowo skauta.
Ruszył gwałtownie wbijając Mikeylę w siedzenie. W czasie drogi rozmawiali swobodnie o wszystkim, nawet mało ważnych i interesujących sprawach. Szybko pokonywali kolejne kilometry pośród lasów mijając tylko pojedyncze samotne domy. Gdzieniegdzie słońce przedzierało się pomiędzy gałęziami wysokich drzew. Droga była wąska i kręta. Adrien bez problemu pokonywał kolejne zakręty z dość dużą prędkością.
W końcu zaczął zwalniać i zjechał w polną drogę na skraju lasu. Z jednej strony rozciągały się pola z żółknącymi zbożami i unoszącym się słońcem. Z drugiej las zdawał się poddawać mocy mijającego czasu. Suche drzewa z ostatkami zielonych igieł i połamanymi gałęziami. Dziewczyna pomyślała, że to niezbyt entuzjastyczne miejsce na spotkanie i perspektywa porwania stała się raczej przerażająca. Spojrzała pytająco na skupionego jazdą chłopaka. Ten zerknął na nią i uśmiechnął się rozbawiony.
– Czasem nie wszystko jest takie jakie mogłoby się wydawać.
Mikeyla nie zrozumiała o co mu chodzi, ale szybko się to zmieniło. Zjechali wąskim przejazdem na niewielką polanę z kilkoma wierzbami. Stary las krył piękne miejsce. Za polaną znajdowała się rzeka odbijająca promienie słońca. Blask znad tafli wody oświetlał wierzbę stojącą bezpośrednio przy brzegu, która pochylała się ku wodzie. Wyglądało to jakby wisiały na niej migające lampki. Adrien zatrzymał samochód i zgasił silnik. Wampirzyca wysiadła i zachwycała się widokiem.
– Miałem nadzieję, że Cię zaskoczę.
– Tu jest przepięknie.
Chłopak otworzył klapę bagażnika i wyjął z niego koc, skierował się w stronę drzewa nad brzegiem i ułożył go na miękkiej zielonej trawie.
– Usiądź.
– Dziękuję. Skąd znasz takie miejsca? Nawet nie jesteś stąd.
– Kiedy się tu wprowadziliśmy postanowiłem trochę pozwiedzać i przy okazji znalazłem kilka ciekawych miejsc.
– Teraz masz gdzie zaciągać panienki?
– Uwierz mi, że nie jestem taki. Poza tym jesteś tutaj pierwsza.
– Tak? A jaki w takim razie? – Objęła kolana rękami i oparła na nich głowę.
Spojrzał na nią, a następnie na rzekę.
– Szukam tylko tej jedynej. Nie warto tracić czasu na przelotne związki.
Wpatrywała się w niego z zaciekawieniem i zdumieniem. Nie wyglądało na to żeby kłamał, mówił z powagą i najwyraźniej był całkowicie pewny każdego słowa.
– Dziwią mnie zachowania dziewczyn, które rzucają się na szyję kiedy tylko usłyszą dźwięk fajnego samochodu, albo szelestu pieniędzy w portfelu.
– Mimo to przyjechałeś takim autem po mnie? – Spojrzała na niego kątem oka.
– To nie tak. Wcale nie miałem zamiaru tego wykorzystywać. – Chciał jej wyjaśnić.
– Dobrze, dobrze. Nie musisz się tłumaczyć – uspokoiła go.
– Ale to prawda. Ty jesteś inna, bynajmniej tak mi się wydaje. Od razu zauważyłem, że różnisz się od tych wszystkich głupich panienek i mam nadzieję, że się nie mylę. Można z Tobą pogadać na każdy temat. Po prostu chcę Cię szanować. Lubię Cię, nawet bardzo.
– Ja też Cię lubię.
Adrien uśmiechnął się i spojrzał w jej oczy, zaczął przybliżać swoją twarz do jej twarzy. Dziewczyna patrzyła na niego i chciała dać się ponieść tej chwili, ale odwróciła się nagle.
– Przepraszam, ale nie mogę.
– Co się stało? Pospieszyłem się?
– Nie o to chodzi. – Spojrzała przed siebie, zamilkła na króciutką chwilę, ale za chwilę dokończyła. – Świetnie mi się z Tobą rozmawia i naprawdę uwielbiam Twoje towarzystwo, ale... To nie wyjdzie. Tak na prawdę nie do końca jestem taka jak Ci się wydaje.
– Ale dlaczego? Nie rozumiem.
– Chciałabym Ci wszystko wyjaśnić, ale na prawdę nie mogę.
Mikeyla wtuliła się we własne kolana i spuściła wzrok. Adrien objął ją ramieniem i wziął głęboki oddech.
– Właściwie to ja obiecałem, że coś Ci wyjaśnię.
Wampirzyca spojrzała pytającym wzrokiem.
– Miałaś rację. Ukrywam coś, coś czego się wstydzę i żałuję. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas.
– Jeśli nie jesteś gotowy nie mów.
Usiadł do niej twarzą w twarz i chwycił za dłonie.
– Ale ja chcę. Wiem, że Tobie mogę zaufać. Zdaję sobie sprawę, że jeśli Ci wszystko powiem, możesz nie chcieć mnie znać. Mimo wszystko nie mogę dłużej tego przed Tobą ukrywać.
Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć, czuła, że jego serce przyspieszyło.
– Nie wiem od czego zacząć.
– Najlepiej od początku.
– Dobrze. – Głęboko odetchnął. – Nie wspominałem jeszcze, że mam brata?
– Nie – zdziwiła się.
– Więc, ma na imię Gabriel. Jest 2 lata starszy.
Przypatrywała się mu z zaciekawieniem i tylko słuchała.
– Wesoły chłopak, najlepszy brat na świecie. Byliśmy nierozłączni... No właśnie byliśmy... Aż do pewnego wieczora, 3 lata temu.
– A co się wtedy stało? – zapytała z lekkim przerażeniem.
– Gabriel czasami dawał mi prowadzić swoje auto. Uczył mnie jeździć na obrzeżach naszego miasteczka. Tamtego dnia, byliśmy na imprezie u jego kumpla, popiliśmy trochę więcej niż byśmy tego chcieli. On nie był w stanie prowadzić, wiec wsiadłem za kółko. Właściwie mój stan też nie pozwalał na prowadzenie samochodu, ale wtedy nie chciałem wyjść na idiotę. Stwierdziłem, że jeśli zadzwonię po rodziców wszyscy będą się śmiali. Nie pomyślałem, że jadąc stanę się jeszcze większym idiotą.
– Dlaczego?
– Właściwie szło mi całkiem nieźle. O tej porze nie było na drodze nikogo, więc liczyłem, że spokojnie dojadę do domu. Zostało mi kilka kilometrów i dojeżdżałem już do ostatniego zakrętu przed naszym miastem. Nie zwolniłem, nawet nie zdawałem sobie nawet sprawy z jaką prędkością jechałem. Po zewnętrznej stronie zakrętu był lekki niezabezpieczony spad, a dalej rzeka... – Chłopak urwał nagle i schował twarz w dłoniach. Na to wspomnienie łzy same cisnęły mu się do oczu, choć starał się to powstrzymywać. Po chwili dokończył drżącym głosem. - Samochód wypadł z drogi i przekoziołkował. Gdy wsadzałem Gabriela do auta, nie zadawałem sobie trudu zapinaniem jego pasów, chociaż sam je zapiąłem. Wypadł z auta przez boczną szybę. Obudziłem się w szpitalu, ale nigdzie nie widziałem brata. Kiedy doszedłem trochę do siebie, powiedzieli mi, że leży na intensywnej terapii. Od tamtego wieczoru pozostaje w śpiączce i to przeze mnie.
– Adrien, nie wiem co powiedzieć.
– Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała mnie już nigdy zobaczyć, ale nie mogłem tego przed Tobą dłużej ukrywać. Jestem potworem, przez swoją głupotę i nieodpowiedzialność prawie zabiłem brata.
Mikeyla cały czas zastanawiała się jak ma zareagować. Rozglądała się jakby odpowiedź miała znaleźć się gdzieś w pobliżu. Wpatrywała się w trawiasty dywan usiany przeróżnymi kwiatami. Chłopak wstał i wyciągnął do niej rękę.
– Chodź, po prostu odwiozę Cię do domu.
– Właściwie to nie chcę jeszcze wracać. – Uśmiechnęła się delikatnie.
Zdziwił się tym co usłyszał.
– Nie będę Cię usprawiedliwiać, ale mimo wszystko nie znaczy to, że tak po prostu przestanę się z Tobą spotykać. Zależy mi na Twoim towarzystwie.
Chłopak nie do końca wiedział co ma o tym myśleć.
– Chyba możemy być po prostu przyjaciółmi?
– Czy ja w ogóle zasługuje na Twoją przyjaźń?
– Popełniłeś błąd, ale każdy ma prawo do drugiej szansy.
– W takim razie zostańmy przyjaciółmi. To musi mi wystarczyć choć w moim sercu masz już swoje własne miejsce. – Uśmiechnął się zalotnie i pocałował ją w policzek. – W aucie mam spakowane coś do jedzenia, masz ochotę?
– Właściwie nie jestem głodna.
– Nic dziwnego, że taka z Ciebie chudzinka. No dobrze to może przejedziemy się gdzieś?
– Pewnie.
Jeździli jeszcze dość długo, stając co jakiś czas, żeby podziwiać widoki. Mikeyla bawiła się świetnie i na prawdę odpowiadało jej towarzystwo chłopaka. Mimo przeszłości, starał się nie dać po sobie poznać co czuje. Szło mu bardzo dobrze, był zabawny i opiekuńczy. Bardzo go lubiła, ale nie mogła mu przyznać jak bardzo. Nie chciała dawać mu nadziei, że może ich coś połączyć, chociaż najwyraźniej on już i tak czuł do niej zbyt wiele.
Zbliżali się do jej domu. Adrien zaparkował obok jej podjazdu i zgasił silnik.
– Dziękuję Ci za ten dzień. Było wprost magicznie – powiedziała i dała mu buziaka w policzek. – Mam jeszcze tylko jedno pytanie.
– To ja dziękuję, że poświęciłaś mi czas. A jakie to pytanie?
– Mógłbyś mi powiedzieć co to za tatuaż?
– Zrobiłem go sobie kilka miesięcy temu jak moi rodzice postanowili przenieść Gabriela do tutejszej kliniki, bo tam nie dawali mu już szans na obudzenie ze śpiączki.
– A co oznacza?
– Winny.
~~~~~~
Jak dotąd najdłuższy rozdział :)
Zachęcam do komentowania i oceniania ;) Miło będzie wiedzieć jak wam się podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro