Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Adrien po kilku dniach napisał do wampirzycy prosząc o spotkanie. Po długich namysłach stwierdził, że musi się z nią zobaczyć. Podjechał po nią pod dom i zabrał na kąpielisko nad jeziorem. Przez całą drogę nie rozmawiali, cisza była niesamowicie krępująca ale każde z nich bało się zacząć. Kątem oka spoglądał na nią, przyglądała się krajobrazowi. Miała bardzo śliczne dziewczęce rysy twarzy, a dzięki jasnej skórze i minimalnych rumieńcach przypominała mu porcelanową lalkę. Zastanawiał się jak to możliwe, że tak piękna i delikatna dziewczyna może być wampirem?

– Jak odzyskałeś samochód? – przerwała nagle ciszę.

– Musiałem pomyśleć więc spacer mi się przydał.

– Zabrałabym Cię.

– Nie ułatwiłabyś mi tego. – Spojrzał i uśmiechnął się czule a jej zrobiło się cieplej na sercu.

Kiedy w końcu się zatrzymali, wyszedł żeby otworzyć jej drzwi. Usiedli z dala od reszty ludzi, żeby móc spokojnie porozmawiać.

– Więc... jest coś co chciałbyś wiedzieć? – spytała.

– Najlepiej wszystko. Po pierwsze od kiedy taka jesteś?

– Krótko przed tym jak Cię poznałam. Dlatego musiałam wtedy uciec, czułam jak w żyłach płynie Twoja krew i wiedziałam, że się nie powstrzymam. – Przez moment przed oczami miała jego pulsujące żyły, ale szybko się otrząsnęła.

Patrzył na nią lekko przerażonym wzrokiem. Zauważyła to.

– Nie mam zamiaru Cię skrzywdzić. Biorę S-krew, którą tworzy dla mnie tata, ona powstrzymuje mnie od atakowania ludzi. Poza tym żywię się krwią zwierząt.

Chwilę patrzył na nią i nie wiedział o co jeszcze może spytać i czy ta wiedza go nie sparaliżuje. Spodziewał się, że nie będzie łatwo, ale trochę się przeliczył, okazało się dużo trudniej.

– Mówiłaś, że jesteś pół-wampirem?

– Mój tata jest wampirem, a mama nie. Dla mnie znaczyło to, że nie wiedziałam kiedy się przebudzę i które cechy będę posiadać. No i nie wiedziałam, że będę mogła się teleportować.

– Czyli nie jest to coś normalnego?

– Według taty na świecie jest naprawdę mało mieszańców, więc nie do końca wiedział czego może się po mnie spodziewać. Zwykłe wampiry posiadają czasem dodatkowe dary, mój wujek na przykład potrafi się przemieniać w co zechce. Tata nie miał pojęcia, że ja taki dar otrzymam.

– To dlatego, że jesteś wyjątkowa. – Uśmiechnął się pod nosem. Dotarło do niego, że powiedział to na głos i od razu spuścił wzrok.

Dziewczyna była trochę zmieszana ale też zadowolona, nie mogła tego ukryć.

– Po tym wszystkim czego się o mnie dowiedziałeś nadal tak uważasz? – Spojrzała prosto w jego oczy z mocno rozszerzonymi źrenicami. Był niesamowicie przystojny, miał delikatnie zarysowane kości jarzmowe, a szczękę wyraźną. Usta miał lekko wydatne a kiedy je rozchylił w uśmiechu, zęby wręcz błyszczały bielą, na tle ciemnej karnacji.

– Oczywiście. Dlaczego miałbym zmienić zdanie? – Skrzyżowali wzrok. – Mogę o coś jeszcze spytać? – zaczął niepewnie.

– Pytaj.

– Czy to właśnie dlatego, że jesteś wampirem nie chcesz być ze mną?

Nie wiedziała co ma odpowiedzieć bo nie wiedziała jak jest naprawdę. Na pewno to jej niczego nie ułatwiało, ale nie była pewna czy jest to jedyny powód.

– Chciałabym powiedzieć, że tak jest, ale nie jestem pewna tego co czuję do Ciebie. Może po prostu nie mogę tego na razie zrozumieć. Dobrze mi tak jak jest teraz, a jeśli by się nam nie udało to stracilibyśmy to co mamy. Nie chcę tego.

Zamknął oczy i wziął głęboki oddech, zgarnął jej włosy z twarzy za ucho i spojrzał głęboko w oczy. Ich czoła się dotykały, oddychał nerwowo, czuła to wyraźnie.

– Nieważne jest dla mnie że jesteś wampirem, bo wiem że jesteś cudowna. Kocham Cię Mikeylo i będę czekać tak długo, aż zrozumiesz że Ty też mnie kochasz.

Serce wampirzycy zaczęło bić szybciej, a ciepło zalało całe jej ciało. Bała się tego uczucia, bała się jego uczuć, tego że go zrani.

– Nie musisz nic mówić. – Zamknął oczy. – Zrobię wszystko co będę mógł żebyśmy byli razem.

Czuła dreszcze w całym ciele, nie wiedziała czy jakoś zareagować czy po prostu siedzieć w milczeniu i patrzeć przed siebie. Zdała sobie sprawę jak bardzo jej na nim zależy, ale czy to uczucie oznaczało coś więcej niż zwykłą sympatię? Teraz wiedział już kim jest i akceptował to, ale czy tylko tego potrzebowała, żeby zrozumieć siebie?

Zamyślona patrzyła na ludzi bawiących się w wodzie. Wyglądali jakby nie mieli żadnych problemów, jakby życie upływało im bezstresowo. Wiedziała, że to nie prawda.

– Kogo to ja widzę? Cześć wam. – Z zamyślenia wyrwała ją Frankie. Usiadła obok Adriena i ucałowała szybko Mikeylę, a potem jego w policzek przeciągając to nieznacznie.

– Cześć... – Wampirzyca poczuła się lekko zmieszana.

Koleżanka zaskoczyła ją. Zaczęła wyraźnie przymilać się do chłopaka co wyglądało zabawnie zwłaszcza, że był nieczuły na jej zaloty. Rozmawiali o wakacjach, właściwie słuchali Franceski gdyż to ona najwięcej mówiła. Dlatego właśnie Mikeyla jej nie lubiła, godzinami potrafiła chwalić się gdzie to ona nie była, czego sobie nie kupiła i w ogóle jaka to nie jest wspaniała.

– Widzieliście to zajebiste czarne auto, które stoi na parkingu? – zachwycała się.

– Masz na myśli Dodga Adriena? – wtrąciła Mikie.

– To Twoje auto? – spytała jakby ignorując dziewczynę.

– Tak – odpowiedział lakonicznie.

– Nieźle. – Pokiwała głową ze zdumienia, patrząc na samochód. Złapała go pod ramię i zaczęła dalej opowiadać. Ten fakt wyraźnie jeszcze bardziej ją zachęcił.

Mikeyla zdawała się być poza tym. Nie miała zamiaru tego słuchać, ani patrzeć na żenujące zachowanie blondynki.

– Zaraz wracam – zakomunikowała Mikeyla. Miała dość, musiała na chwilę od niej uciec. Czuła się tylko trochę niesprawiedliwie w stosunku do Adriena, że zostawia go z tym samego.

Koleżanka zadowolona z takiego obrotu sprawy, przysunęła się jeszcze bardziej choć nie wydawało się to już możliwe.

– Dobrze, dobrze. Zajmę się nim. – Była niezwykle uradowana.

Wampirzyca zastanawiała się tylko czy w czymś jej właściwie przeszkadzała, przy niej i tak nie powstrzymywała się przed okazywaniem zainteresowania.

Poszła w stronę parkingu, rozmyślając nad wyznaniem przyjaciela. Bała się, że tak się to potoczy, ale nie chciała go zostawiać w spokoju. Właściwie to nawet się cieszyła, że kocha ją pomimo tego, że jest wampirem. Uwierzyła, że ona także zasługuje na szczęście, na uczucia.

Odwróciła się w ich stronę na moment, obserwując Frankie i poczuła minimalne ukłucie zazdrości. Potknęła się o wystający korzeń i prawdopodobnie upadłaby na ziemię gdyby nie wpadła w ramiona Blaida.

– No cześć Słońce. – Obejmował ją patrząc prosto w oczy.

– Nie no naprawdę nie mógłbyś czasem mnie ostrzec. – Wyrwała się z jego ramion poprawiając ubranie i odrzucając włosy na plecy.

– Bardziej podobasz mi się w moich ramionach. – Uśmiechnął się minimalnie i puścił oczko. – Poza tym znów uratowałem Cię przed upadkiem.

– Ta... dzięki – powiedziała z sarkazmem.

– Zostawiasz swojego przyjaciela? – zdziwił się.

– Musiałam na chwilę odpocząć od Frankie.

– No tak, potrafi być uciążliwa.

– A Ty skąd to wiesz? – spytała zaskoczona.

– Nie daje mi spokoju. Zastanawiam się czy mnie nie śledzi. – Przewrócił oczami rozbawiony. – Ale nie martw się nie interesują mnie jej zaloty.

– A czemu miałabym się niby martwić? – prychnęła nerwowo.

– Wiem, że byłabyś zazdrosna. – Złapał jej dłoń i delikatnie przesunął po niej kciukiem. Zbliżył się i założył jej przydługą grzywkę za ucho. Obserwowała jego lśniące oczy otoczone wachlarzem gęstych ciemnych rzęs. – Powiedz że też to czujesz, że coś jest między nami.

– Powiem – mówiła spokojnie, czuła się przy nim jak sparaliżowana – że nie czuję. – Sama nie do końca wierzyła w swoje słowa.

Uśmiechnął się słodko.

– Więc twierdzisz, że Ci się nie podobam? – Podszedł jeszcze bliżej i przyglądał brązowo złotawym tęczówkom.

– Ani trochę. – Głos miała minimalnie drżący, ale starała się mówić z pewnością siebie.

– Wiesz, że Ci nie wierzę?

– Wiesz, że mnie to nie obchodzi? – droczyła się z nim z uśmiechem na ustach.

Nagle Blaidd stał się nieobecny. Patrząc jej w oczy coś uderzyło w jego podświadomość. Jego źrenice rozszerzyły się prawie zupełnie przysłaniając niemal czarne tęczówki. Przed jego oczami przeleciała masa obrazów, z których próbował cokolwiek zarejestrować, rozpoznać w nich coś znajomego.

Zobaczył Mikeylę z inną dziewczyną nad rzeką, jak patrzył bezpośrednio w jej oczy, jak rzucił się w jej stronę, wszystkie momenty w których przy niej był kimś innym. Właśnie w tej chwili, kiedy zobaczył jej wzrok wszystko do niego dotarło. Zrozumiał, że to co w nim się kryje sprawiało, że jeszcze bardziej pragnął być przy niej.

Mikeyla przyglądała się mu wystraszona, wyglądał jakby znajdował się myślami w innym świecie. Potrząsnęła jego ramionami kilka razy, ale to nie przynosiło żadnego efektu. Stał bez ruchu.

– Blaid? – mówiła nerwowo. – Blaid co się z Tobą dzieje? – Zaczęła delikatnie poklepywać go po policzku.

Jej słowa zaczęły do niego docierać. Zamrugał kilka razy i otrząsnął się. Stała przed nim trzymając jego twarz. Ręce miała nadzwyczajnie chłodne, więc położył na nich swoje. Pomimo tego chłodu czuł bijące od nich ciepło, które odczuwał w środku. Jej wzrok był pełen ulgi. Chciał jej wszystko powiedzieć, ale to nie był dobry moment.

– Mikeyla? – Adrien pojawił się nagle znikąd. Za nim szła Franceska.

Wampirzyca odsunęła się gwałtownie kiedy usłyszała jego głos.

– Co Ty robisz? – powiedział jakby zawiedziony.

– Sprawdzałam tylko czy z nim wszystko w porządku – tłumaczyła się.

Spojrzał i nie dowierzając zmrużył oczy, podszedł do nich. Krew się w nim gotowała, a Mikeyla dzięki temu poczuła jej intensywny zapach. Wciągnęła mocno powietrze i chwilę zatrzymując je w płucach powstrzymywała pragnienie.

Adrien objął ramieniem dziewczynę i pełny dumy patrzył na Blaida. Dziewczyna w oczach miała tylko tętnicę na karku co jeszcze bardziej przeszkadzało jej w skupieniu się.

– Już lepiej? – spytał z udawaną troską.

Blaid był jeszcze lekko oszołomiony swoją wizją, ale nie dał się sprowokować.

– Tak, tak – skłamał niepewnym głosem, nie do końca czuł że jest w porządku. – Muszę wracać.

Spojrzał tylko w oczy Mikeyli, sprawiał wrażenie, jakby chciał jej jeszcze coś powiedzieć, ale szybko odwrócił się w stronę parkingu. Wsiadł na czarny sportowy motor. „To by wyjaśniło skórzaną kurtkę w takim upale" pomyślała.

– Co mu było? – spytał zdziwiony Adrien.

– Nie wiem, nagle zdawał się jakby nie miał w sobie ducha. – Mikeyla była jeszcze bardziej zdziwiona, patrzyła jak chłopak ruszył gwałtownie rozrzucając tylnym kołem piach wkoło. Kiedy kurz zniknął, ten zniknął razem z nim, w oddali słychać było tylko odgłos zwiększających się obrotów silnika.

Franceska z zazdrością patrzyła na obejmującego koleżankę chłopaka. W jej oczach widać było żar, ale starała się nie dać nic po sobie poznać. W tej chwili postanowiła za wszelką cenę zdobyć Adriena.

– To co wracamy na plażę? – spytała.

– Właściwie to chciałabym już wrócić – stwierdziła Mikie. – Podrzucisz mnie? – Spojrzała na Adriena.

– Jasne. – Wyraz twarzy miał nieodgadniony.

Mikeyla domyślała się, że nie poczuł się najlepiej kiedy zobaczył ją z Blaidem. Cieszyła się tylko, że tym razem skończyło się spokojnie.

– To zabiorę się z wami. – Blondynka podeszła do drzwi Chargera i czekała aż Adrien otworzy je pilotem przy kluczykach.

Nie był zadowolony z tego, ale wampirzyca nie protestowała więc wcisnął przycisk i zajął miejsce kierowcy. Franceska przepuściła dziewczynę i zadowolona usiadła z przodu.

Po drodze nikt nic nie mówił. Mikeyla siedziała z głową podpartą na dłoni i patrzyła w przestrzeń. Coś ją martwiło, ale nie była do końca pewna co. Kierowca spoglądał co chwila we wsteczne lusterko. Zastanawiało go co tak naprawdę łączy ją z Blaidem i czy to może właśnie on jest prawdziwym powodem dla którego ona nie jest pewna swoich uczuć. Przygnębiała go ta myśl.

Wysiadła przed swoim domem i pomachała od niechcenia na pożegnanie. Adrien ruszył, Frankie mieszkała kawałek dalej.

– Bardzo Ci na niej zależy – stwierdziła nagle.

– Co? – zdziwił się.

– To widać. – Spojrzała na niego. – Widać też, że jej zależy na Tobie – zapewniła go.

– Tak myślisz?

– Oczywiście... ale bardzo zależy jej też na nim.

Posmutniał, choć potwierdziła to z czego od jakiegoś czasu zdawał sobie sprawę. Mimo tego odsuwał od siebie tę myśl.

– Słuchaj nie będę owijać w bawełnę... podobasz mi się – powiedziała wprost.

Spojrzał na nią kiedy podjechali pod jej dom.

– Daj sobie z nią spokój.

– Lepiej będzie jak już pójdziesz. – Narastał w nim gniew.

Posłusznie wyszła, ale podeszła do jego drzwi i nachyliła się opierając o dach auta. Miała na sobie luźną bluzkę, która teraz odsłaniała kolorowy stanik bikini i ponętny biust.

– Zastanów się. – Pocałowała go w policzek a on zaraz ruszył z piskiem opon.

Mikeyla leżała na łóżku. Co chwila brała do ręki telefon i nie wiedziała czy na coś czeka, czy może zastanawia się nad tym żeby sama coś napisać. W końcu wybrała kontakt w smartfonie.

Mikeyla:

„ Wszystko w porządku? "

Czekała na odpowiedź kilkanaście minut, ale Blaid się nie odzywał. Zmartwiła się bo kiedy odjeżdżał nie wyglądał najlepiej.

Mikeyla:

„ Odezwij się "

Dalej nic. Wstała i nerwowo chodziła po pokoju. „Czemu tak się martwię? Na pewno wszystko gra" tłumaczyła sobie. Usiadła na parapecie trzymając kurczowo telefon. Spoglądała przez okno. Urządzenie cały czas milczało. Ostatecznie wcisnęła symbol słuchawki i przyłożyła do ucha. Jeden sygnał... drugi sygnał... trzeci sygnał. Nic. Powtórzyła, czując coraz większe zmartwienie. Pierwszy sygnał... drugi sygnał się urwał i usłyszała jego niski spokojny, ale jakby smutny głos.

– Mikeyla?

Odetchnęła z ulgą.

– Czemu nie odpisałeś? – odparła oskarżycielsko.

– A co miałem napisać? – Dalej był spokojny.

– Cokolwiek? – powiedziała pytająco. – Myślałam, że coś Ci się stało.

– Martwiłaś się o mnie Skarbie? – W jego głosie słychać było cień zadowolenia.

– Tak! – niemal krzyknęła – wyobraź sobie, że mam serce. Najpierw prawie mdlejesz, a potem siadasz na motor, jak miałabym się nie martwić?

– Nie musisz się o mnie bać. Jestem cały i zdrowy.

– Jesteś naprawdę denerwująco spokojny – powiedziała już mniej nerwowo.

– Muszę się z Tobą spotkać – wtrącił.

– Co? Dlaczego? – spytała zdziwiona.

– Po prostu powinienem Ci coś wyjaśnić. Możesz być o dziesiątej przy studni?

– Ale o co chodzi?

– Wyjaśnię Ci na miejscu. Do zobaczenia Piękna. – Rozłączył się nie czekając na odpowiedź.

Dziewczyna niecierpliwie wpatrywała się w nowoczesny biały zegar na ścianie. Wskazówki zdawały się przesuwać niemiłosiernie wolno. Jak zahipnotyzowana patrzyła na nie mając nadzieję, że czas przyspieszy. „ Nawet nie wiem na co czekam ". Coś czego nie potrafiła wyjaśnić, ani do końca zrozumieć przyciągało ją do niego. Nigdy dotąd czegoś takiego nie czuła i martwiło ją to.

Ubrała czarne rurki z niskim stanem, doskonale podkreślające jej kobiece kształty i krótką luźną bluzkę odkrywającą jej jedno ramię. Narzuciła na siebie ciemną bluzę z kapturem dla niepoznaki i spojrzała na zegar, zbliżała się dwudziesta pierwsza trzydzieści. Nie chciała zwracać uwagi rodziców, więc wzięła trampki i wyskoczyła sprawnie przez okno na ulicę, sprawdzając uprzednio czy aby na pewno nikt jej nie zauważy. Wylądowała lekko i bezszelestnie na palcach stóp. Odwróciła się jeszcze tylko w stronę domu, żeby sprawdzić czy tata jej nie usłyszał.

Kiedy tylko skończyły się lampy uliczne przyspieszyła i w mig znalazła się blisko wyznaczonego miejsca, wtedy zwolniła.

Szła ostrożnie, żeby nie robić hałasu. Przedzierała się przez gęste gałęzie i do jej oczu zaczęło docierać błyskające światło. Obok studni paliło się już ognisko, którego płomienie wydawały odgłos trzasków w zetknięciu z suchą trawą. Kamienna stara studnia wyglądała przepięknie oświetlana z dołu przez ciepły blask.

Blaid siedział wpatrując się w ogień. Płomienne refleksy na jego twarzy nadawały mu tajemniczości. Minimalny zarost sprawiał, że jego oblicze było nadzwyczaj seksowne. Mikeyla podeszła i usiadła obok niego nic nie mówiąc, on również się nie odezwał. Chwilę siedzieli w ciszy co żadnemu z nich absolutnie nie przeszkadzało, ognisko ich hipnotyzowało. „Potrafi zbudować atmosferę" pomyślała z uśmiechem na twarzy. Płomień odbijający się w jej oczach podkreślał złoto tęczówek.

– Masz naprawdę cudowne oczy – przerwał w końcu ciszę.

Spojrzała na niego pytająco.

– To właśnie chciałeś mi powiedzieć? – mówiła powoli.

– Nie o to chodzi. Po prostu zawsze mnie zastanawiało dlaczego są właśnie takie. – Usta miał w półuśmiechu, nie patrzył na nią.

Zdziwiła się jeszcze bardziej, nie rozumiała co ma na myśli.

– Takie, to znaczy jakie? – spytała.

– Takie... błyszczące złotem – odpowiedział spoglądając na nią kątem oka.

Serce zabiło jej mocniej. „Czyżby wiedział?" zadawała sobie pytanie.

– Złotem? Dobre sobie. – Wstała niezdarnie, udając rozbawienie. Odwróciła się i odeszła od niego na kilka kroków.

– Nie musisz udawać, wiem kim jesteś. – Wstał i spojrzał na nią.

Zerknęła na niego nie odwracając się.

– Najśmieszniejsze jest to, że martwiłaś się o mnie, chociaż tak naprawdę mogłabyś martwić się o siebie.

– Mogłabym? – Spojrzała przez ramię.

W mgnieniu oka znalazł się przed nią i objął jej twarz dłońmi.

– Mogłabyś, ale nie musisz. – Patrzył jej prosto w oczy jakby zaglądał w jej duszę. Przyglądał się jej obliczu, które przepełniał strach. – Nie bój się mnie Mikeylo, nie mam zamiaru Cię skrzywdzić.

Odsunął się od niej trochę.

– Nie mogłem Ci powiedzieć wcześniej. – Opuścił głowę i nabrał powietrza w płuca. Skulił się i zaczął zmieniać. Uszy robiły się coraz bardziej spiczaste, szczęka wydłużyła się, a ciało powiększało. Czarna sierść obrastała jego sylwetkę, a on skupiał się na pozostaniu świadomym.

Cierpiał, widziała to i była przerażona. Chociaż znała go, nie wiedziała czego teraz może się po nim spodziewać. „Jak to możliwe, że wcześniej go nie rozpoznałam?" zastanawiała się. Bała się, ale nie miała zamiaru uciekać. Powoli jej strach zaczął znikać i ustąpił miejsca uldze. W końcu dowiedziała się kim jest, ale nie była pewna co to dla niej tak naprawdę oznacza.

Kiedy przemiana dobiegła końca wilk podniósł łeb i otrząsnął się. Usiadł i wysłał myśl do Mikeyli.

– „Teraz już wiesz kim jestem."

Patrzyła na niego bez słowa, po prostu mu się przyglądając. Nie miała pojęcia co robić.

– „Nic nie powiesz?" – spytał spokojnie.

– A co mam niby powiedzieć? – odpowiedziała lekko zirytowana.

– „Cokolwiek."

– Możesz się zmieniać tak po prostu?

Nie widziała tego, ale w jego myślach czuła śmiech. Powoli wrócił do swojej ludzkiej postaci, tym razem mniej boleśnie.

– Mogę od naszego ostatniego spotkania. Dzięki panowaniu nad sobą i... nad nim – mówił niepewnie – mogę być świadomym i zmieniać się kiedy chcę.

– Ale... jak? Dlaczego? – pytała odwracając się. Obiema rękami przeczesała nerwowo włosy.

– Dlaczego?

– Dlaczego taki jesteś? – Spojrzała na niego.

– Dzięki mojej matce, była wilkołakiem.

– A co z ojcem?

– Nie znałem go, mama mówiła, że zginął z rąk wampira zanim się urodziłem – powiedział przygnębiony.

– Wcześniej mówiłeś, że jesteś inny niż pozostałe wilkołaki, co to znaczy?

– Prawdopodobnie jestem pierwszym wilkołakiem z krwi, ale moja moc pojawiła się dopiero po śmierci mamy i przyjeździe tutaj.

– Bardzo mi przykro.

– Dzięki niej żyję. Poświęciła swoje życie, żeby mnie ratować. – Był przybity, ale uśmiechnął się na jej wspomnienie.

– Musiała być cudowną kobietą.

– Nawet nie wiesz jak cudowną.

Usiadł przed ogniskiem, a ona obok niego. Opowiedział jej o swojej mamie. Miała na imię Gwyn, co z walijskiego oznacza biała, takiego koloru była jej sierść po przemianie. Ojca Blaida poznała podczas polowania na grupę wampirów w Hiszpanii skąd pochodził. Nie miała pojęcia, że jako wilkołak może mieć dzieci z człowiekiem. Krótko potem jak zaszła w ciążę, przywódca wampirów wyssał jego krew w zemście za zabicie członków jego zgromadzenia w tym także jego ukochaną.

Gwyn uciekła z powrotem do rodzinnego miasta żeby chronić dziecko. Po jego narodzinach nadała mu imię Blaidd, z walijskiego wilk. Kiedy przyjechał do Lake Charles zaczął się przedstawiać jako Blaid. Wampir, który zabił ojca chłopaka odnalazł jego matkę po kilkunastu latach.

– Widziałem jak rozrywają jej gardło – mówił ze łzami w oczach mieniącymi się od światła ognia. – Wcześniej kazała mi się ukryć i cokolwiek by się stało nie ujawniać się. Gdyby tylko dowiedzieli się, że istnieje też bym wtedy zginął. Po wszystkim po prostu ją zostawili pozwalając by wykrwawiła się w męczarniach. Patrzyłem na nią i nie mogłem nic zrobić. – Twarz miał nieobecną, tylko słone krople spływały mu z policzków.

– To straszne. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić przez co musiałeś przechodzić.

Otarł łzy i spojrzał na nią zaszklonymi jeszcze oczami.

– Potem wyprowadziłem się tutaj i poznałem Ciebie. – Chwycił jej dłoń i zbliżył się do niej. – Siedziałaś sama i po prostu nie mogłem zostawić Cię w spokoju. Przyciągałaś mnie całą sobą.

Przyglądała się mu nie wiedząc co powiedzieć. Uśmiechał się do niej tak słodko. Jego sposób mówienia, kiedy delikatnie unosił jeden kącik ust, jego pewność siebie która sprawiała, że traciła kontrolę nad sobą i prawie całkowicie gubiła czujność. Jego niezwykłe, tajemnicze niemal czarne oczy podkreślane przez gęste ciemne rzęsy. Był niesamowicie przystojny. Kiedy się nad tym zastanawiała zdała sobie sprawę z tego co wiedziała od dawna, jednak nie chciała tej myśli do siebie dopuszczać, chciała należeć tylko do niego.

– Wiesz. Tak naprawdę nigdy nie chciałam żebyś zostawił mnie w spokoju. – Uśmiechnęła się mimowolnie.

– Wiem Słońce – odparł nieskromnie.

– Czasem Twoja pewność siebie mnie rozprasza, ale czasem najzwyczajniej w świecie mnie wkurza. – Podniosła brwi wymownie, śmiejąc się w duchu.

Przysunął się tak blisko jak było to możliwe i patrząc prosto w oczy, palcami zaczesał jej włosy na plecy, cofając dłoń delikatnie musnął jej ramię wywołując w niej dreszcz ekscytacji.

– Jak bardzo Cię rozprasza? – spytał cicho i spokojnie. Jego seksowny minimalnie ochrypły głos zdawał się drgać w jej ciele. Czuła bicie jego serca i słyszała ciężki oddech.

– Właśnie tak bardzo. – Wzięła jego twarz w dłonie i namiętnie pocałowała, przesuwając powoli palce na kark i wsuwając je w gęste miękkie włosy. Fala przyjemnego gorąca ogarnęła jej ciało i wywołała motyle w brzuchu.

Objął ją i przytulił do siebie mocno. Ich serca biły jednym rytmem, całkowicie zatracili się w pocałunku.

– Jesteś moja Mikeylo – szepnął jej do ucha całując je subtelnie.

***

Spędzili wspólnie trochę czasu ale w końcu musieli wracać.

– Chyba nie myślisz, że wsiądę na to coś z Tobą? – powiedziała kiedy Blaid usiadł na swój motor i zachęcił by do niego dołączyła.

– Nie ufasz mi? – spytał udając obrazę.

– Nie ufam tej maszynie.

– Po pierwsze Kochanie to jesteś nieśmiertelna, a po drugie jak widzisz jest w stanie idealnym, jeszcze nie miałem z nim problemów. Siadaj.

– To, że jestem nieśmiertelna nie znaczy, że nie czuję bólu.

– Nie pozwolę Ci wracać samej do domu, a nie uśmiecha mi się prowadzić go całą drogę.

– Wiesz, że potrafię się teleportować? W jednej chwili mogę znaleźć się w moim pokoju. – Przechwalała się żartobliwie krzyżując ręce na piersi.

– Siadaj. Uwierz, że Ci się spodoba. – Nie ustępował.

– Dobra, niech Ci będzie. – Wsiadła na motor i mocno ścisnęła Blaida w talii.

– Możesz troszeczkę rozluźnić uścisk? – spytał przez ramię.

– Przepraszam. – Odsunęła się minimalnie.

Ruszył gwałtownie, podnosząc przednie koło na kilkadziesiąt centymetrów, sprawiając że serce Mikeyli podskoczyło do gardła. Przez moment bała się, ale zaraz potem poczuła przyjemną adrenalinę. Drzewa błyskawicznie mijały jej wzrok, zlewając się w bezkształtne plamy, co dla jej wampirzego wzroku i tak było dużym wyczynem.

Cokolwiek by się wydarzyło nie mogłaby się jej stać żadna krzywda, a przynajmniej nie taka, która na trwałe zapisałaby się na jej ciele. Tak właściwie jedyną istotą, która była dla niej naprawdę niebezpieczna był on.

Zatrzymał się przed jej domem i zgasił silnik.

– I jak Ci się podobało? – spytał kiedy zeszła z motoru.

– Zaskakująco dobrze. – Niechętnie przyznała mu rację.

– Wiedziałem. – Ucieszył się. – Wiesz co w tym jest najlepsze? Możemy bez podejrzeń poruszać się z zawrotną prędkością. – Puścił jej oczko i przysunął jej twarz żeby złożyć na jej ustach słodki pocałunek. Odpalił czarną maszynę, odjechał a ona wodziła za nim wzrokiem dotykając warg, które właśnie pocałował.

Z uśmiechem na twarzy przeniosła się do pokoju i rzuciła na łóżko z euforii, która ją ogarnęła. Od dawna nie spało się jej aż tak dobrze. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro