Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIII


Dotarliśmy do jaskini. Nikt nie zamierzał tracić czasu na rozpalenie ogniska, żebyśmy mogli chociaż trochę osuszyć przemoczone ubrania. Prowadzeni przez Sedrika, ruszyliśmy w głąb groty, polegając tylko na wzroku przystosowanym do widzenia w ciemnościach. Mroczny zdawał się sunąć po ziemi, kiedy co jakiś czas wybierał odpowiednie rozwidlenie, a ja niemal biegłam, by za nim nadążyć. Mara wyprzedziła Vardira, który wylądował na końcu naszego szyku.

Namiestnik próbował sprawić, żebym potknęła się o własne nogi, cały czas przelewając na mnie swoje pragnienia. Chciał, żebym wróciła z nim do jego domu. Bym stała się jego żoną, nie tylko z tytułu nadanego przez skrawek papieru, ale ponad wszystko łaknął mojej krwi. Nie przestawał smakować jej woni, mieszającej się w powietrzu z zapachem popiołu i mokrych skał. Torturując pragnieniem całą naszą trójkę, mścił się na tym, którego nie mógł zranić, zupełnie jakby nie bał się śmierci.

Mroczni przestawali starzeć się, zanim upływ czasu miał szansę osłabić ich ciała. Wszelkie rany, nawet te, które dla innych oznaczałyby natychmiastowy koniec, leczyły się na nich same. Żadne ostrze nie potrafiło przebić zakutego w lodzie serca, ale nawet ono nie było nieśmiertelne. Elfy północy mogły umrzeć, jeśli długo nie zaspokajały pragnienia, a pozbawieni ostatniej kropli, własnej krwi, usychali bezpowrotnie. Na własnych oczach widziałam, jak właśnie w ten sposób, czasem kończyli niżej urodzeni mieszkańcy północy, ci którzy wchodzili w konflikty z wyżej postawionymi mrocznymi.

Vardir powinien był leżeć teraz pod warstwą twardniejącego śniegu, na zawsze uwięziony na Białych Pustkowiach. Jeśli dzięki kradzionej ode mnie magii, stał się na prawdę nieśmiertelny, więź krwi dawała mi jedyną szansę na zemstę.

Na naszej drodze wyrosły kamienne wrota. Nieco wyższe niż przewodzący nami elf, wykute ze skały wyglądały na równie stare, co piętrząca się nad nami góra. Zapomniane strzegły ciemności, unoszącej się po ich drugiej stronie. Na samo jej wspomnienie miałam ochotę zawrócić i biec, dopóki nie dopadłyby mnie kły jednego z mrocznych.

Sedrik wyciągnął spod płaszcza manierkę. Patrzyłam, jak wlewa znajdującą się w niej, czarną krew do bukłaka, w którym zazwyczaj była woda i modliłam się, żeby nie kazał mi wypić jego nowej zawartości.

- Oblej się - rozkazał, podając mi mieszankę.

Zacisnęłam usta, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła.

- Rozcieńczona krew otchłańca, zatuszuje twój zapach, nie paląc przy tym skóry. - Mara położyła dłoń na moim ramieniu, zatrzymując mnie w miejscu.

Zapomniała się. Mrok buchnął w nasze twarze, gdy Sedrik stanął przy mnie, a wtedy ta odskoczyła pospiesznie. Zanim zdążyłam zaprotestować, zatruta woda pociekła po moich włosach na plecy i ramiona, wypełniając nozdrza zapachem śmierci. Mroczny resztę mikstury polał po moich obojczykach, jednocześnie pochmurnym i płonącym spojrzeniem, niszcząc moją samokontrolę.

Gdy trafiłam do Świątyni, Kapłanki w pierwszej kolejności próbowały stępić mój temperament, ale dopiero życie w niewoli sprawiło, że stałam się otępiała. Powrót wspomnień, pomógł mi odzyskać odrobinę dawnej siebie, ale chęć mówienia i robienia tego, na co miałam ochotę w obecnej sytuacji była tylko kolejną torturą. Postanowiłam skupić się na tym, że jucha bestii ściekała po mojej skórze, tylko że Sedrik nie zamierzał mieć dla mnie litości, kciukiem ścierając krople, która znalazła się niebezpiecznie blisko moich ust.

Gdy tylko dotknął mojej skóry, Vardir dopadł do Sedrika z taką siłą, że kiedy plecy czarnookiego uderzyły o kamienne wrota, skalna płyta pękła z hukiem.

- To dzięki mnie Maire wciąż żyje - warknął, przypierając Łowcę do muru.
Jego słowa przeszyły mnie dziwnym dreszczem, bo mroczny nigdy wcześniej nie wypowiedział mojego imienia. - Zbyt długo przechodziłem tortury, trzymając się na dystans, a teraz ty dotykasz jej, jakby była twoja. - Patrzył prosto w ciemniejące oczy Sedrika, ślepy na rodzącą się w nich furię.

Wstrzymałam oddech, mając wrażenie, jakby w moim gardle zapłonął żywy ogień zapowiadając, że wkrótce wszyscy skończymy w kałużach krwi. Wtedy przez powstałą we wrotach szparę, jak wodospad gęstego dymu, czerń wylała się, obmywając sylwetki mrocznych. Kierowana przez niewyczuwalny wiatr, popełzła po ziemi, a wtedy ciemność zgęstniała powodując, że bijąca ode mnie poświata, nie potrafiła dłużej dosięgnąć jakichkolwiek kształtów.

Pustka, którą mieliśmy zamiar przemierzyć, kryła koszmar gorszy od najstraszniejszych bestii nocy, a Sedrik i Vardir stali się jego częścią, gdy tylko przekroczyliśmy granicę jaskini. Panika zaczęła miażdżyć moje płuca, bo czuliśmy zbyt wiele, żeby mieć szansę pozostać przy zdrowych zmysłach, a szalejące między naszą trójką emocje były jak żar, który wkrótce miał zostawić po sobie tylko czarne zgliszcza.

Nie musiałam widzieć, żeby wiedzieć dokładnie gdzie, dłonie Łowcy zaciskały się na ciele Namiestnika. Czułam, jak ściśnięte między nimi powietrze, nagrzewa się coraz bardziej, wydłużając kły, gotowe rozerwać na strzępy skórę i mięśnie. Więź naszej krwi wzywała mnie, bym podeszła bliżej, ale gdy zacisnęłam powieki, widziałam tylko migoczącą ścieżkę lunaavi. To ona skupiła na sobie każdy mój zmysł, pomagając mi odnaleźć w ciemności postać Sedrika.

Teraz to on przypierał Vardira do ściany, unieruchamiając elfa w chmurze dymu. Czerwone ślepia Namiestnika buchnęły ogniem, kiedy warknął, walcząc z obezwładniającą go siłą, ale mrok wgniótł jego ciało w skałę, z dźwiękiem pękających płyt, sypiąc nam na głowy ostre odłamki. Łowca chwycił jego szczękę, odsłaniając pulsującą tętnicę.

- Sedrik! Drgnęłam, jakby moja interwencja miała, choćby najmniejszą szansę, powstrzymać nieuniknione.

Mój oddech zadrżał, kiedy na dźwięk swojego imienia, mroczny odwrócił się powoli i pozbawione białek oczy, odnalazły moje. Furia zmieniła jego twarz w oblicze demona.

Nic nie mogłam zrobić, kiedy łączącą nas więź buchnęła czarnym płomieniem, zmieniając otaczające cienie w ponury pożar.

- Uciekaj. - Głos, niższy niż kiedykolwiek wcześniej, zamroził wijące się między nami cienie.

Nie wiedziałam, czy to ja kontrolowałam nogi, czy moje ciało samo posłuchało rozkazu, ale chwilę później byłam już po drugie stronie szalejącego pożaru. Nie patrząc za siebie, pobiegłam w głąb pustki.

Wyryty w skale tunel, zmienił się w wyłożony marmurem korytarz, którego mury promieniowały chłodem, niczym wykute z lodu. Spróbowałam oświetlić sobie drogę odrobiną magii, ale moja moc zgasła, pozostawiając mnie potykającą się na gładkim podłożu. Bez zastanowienia brnęłam prosto w czeluści. W nicość, która już raz stała się moim grobem.

Jako Kapłanka, rzadko schodziłam do tuneli pod Świątynią Zmroku. Miejsce te nigdy nie było przeznaczone dla żywych, ale dopiero po utracie magii, czuło się tu niewątpliwą obecność śmierci. Dawniej w podziemiach chowano zmarłych. Wtedy główne wejście do katakumb znajdowało się w piwnicach Świątyni. Przez lata złożono tutaj setki ciał, wysoko urodzonych elfów, których zapomniane szczątki, stawały się teraz kolejnym dodatkiem do ukrytej w mroku grozy. Martwa cisza grała na zmysłach, co jakiś czas z głębi pustki przywołując odgłosy strzelających kości. Ciemność cierpliwe czekała, aż jej pan przegra toczącą się w nim walkę, bo dobrowolnie zeszliśmy do miejsca, w którym lunaavi, jedyna siła zdolna pokonać mrok, stawała się jego największą bronią.

Idąc przy ścianie, próbowałam odnaleźć jedną z pochodni, które niegdyś rozjaśniały podziemne tunele, ale nawet wspinając się na palce, nie mogłam trafić dłonią na metalowy uchwyt, dawniej zwieńczany drobnym kamieniem księżycowym. Gdyby udało mi się wykrzesać z siebie resztkę magii, klejnot ten przejąłby najmniejsza iskrę, zmieniając ją w niegasnący blask.

Zastygłam, słysząc za plecami kroki.

- Nie sądziłam, że zdołamy dotrzeć aż tutaj... - To Mara okazała się być tą, która dogoniła mnie jako pierwsza.

- Powinnaś była zawrócić na powierzchnię. - Odnalazłam w mroku jej czerwone oczy, w tej samej chwili, kiedy moje palce natrafiły na zimny metal.

Ściągnęłam pochodnie, nawet w ciemnościach mogąc zauważyć błysk wyszlifowanego kamienia. Wystarczyło, bym dotknęła jego powierzchni, a wtedy kryształ zamigotał, uwalniając delikatne światło, przypominające srebrzysty blask księżyca. Mara cofnęła się, sycząc jak wąż. Musiała ledwo umknąć przed mrocznym pożarem, bo jej przypalone ubranie, niosło swąd spalenizny. Mimo to, wyglądała, jakby zamierzała zaciągnąć mnie tam skąd uciekłam.

- Zbyt dobrze się bawię. - Podeszła wyglądając, jakby samo powietrze stawiało jej opór.

- Zawróć. - Wyciągnęłam sztylet, nie spuszczając wzroku z jej ciemniejszych oczu.

Mroczna uśmiechnęła się krzywo, jakby zapomniała, co jeszcze niedawno zrobił jej mój dotyk.

- Lunaavi z cholernym królem... - Postawiła kolejny krok w moją stronę.

Zaatakowałam, wiedząc, że nie miałam szansy na ucieczkę. Mara zrobiła unik przed wycelowanym w jej gardło ostrzem, ale nie spodziewała się, uderzenia pochodnią. Zaklnęłam, kiedy metalowy koniec spotkała się z jej plecami. Machnęłam ostrzem, lecz mroczna była szybsza. Runęłam na ziemię, kiedy chwyciła mnie za ramię, podcinając moje nogi. Chciałam przekręcić się na bok, ale ta była już na mnie. Wypuściłem sztylet, gdy przygniotła kolanem mój nadgarstek.
Elfka zaśmiała się nisko, odsłaniając kły.

Nie spodziewała się, że ktoś zaatakuje ją od tyłu. Uwolniła moje ręce, kiedy ramię Namiestnika zacisnęło się na jej szyi. Mój sztylet zalśniły w jej dłoni, ale nie zdążyła wykonać ciosu w tył. Vardir wytrącić ostrze, w odpowiedzi, jeszcze mocniej zgniatając gardło mrocznej. Zanim zdążyłam wygrzebać się spomiędzy jej nóg, bezwładne ciało elfki upadło na bok.

Zarys smukłej sylwetki na zmianę znikał i pojawiał się w kłębach mroku, kiedy Vardir wyprostował plecy. Sięgające karku włosy, zawsze gładko zaczesane do tyłu, teraz potargane opadały na jego policzki, nadając rysom elfa więcej drapieżności.

- Wróć ze mną - odezwał się.

Zacisnęłam zęby, kiedy moje plecy dotknęły ściany.

- Nigdy.

Elf podszedł powoli. Światło leżącej obok niego pochodni, ujawniło przypalone strzępy na jego ubraniu. Sedrik pozwolił całej naszej trójce uciec, tak jakby potępione tunele były dokładnie tym miejscem, w którym chciał, żebyśmy się znaleźli.

- Już raz cię stąd wyciągnąłem. · Oczy koloru zaschniętej krwi, ostrzegały mnie przed pragnieniem, które paliło od środka zbliżającego się do mnie mrocznego.

Wstałam, posówając plecami po zimnym marmurze. Nigdzie nie widziałam mojego sztyletu.

- Co tutaj robiłeś?

- Miałem odnaleźć Kapłankę, która nie powinna była przeżyć nadejścia Mroku.

Vardir przyglądał się mi chwilę, żeby nagle stanąć tuż przede mną. Jego dłonie objęły moją twarz, powodując że szok wydusił ze mnie powietrze. Moc naszego połączenia spłynęła na mnie, zmywając wszystkie emocje i pozostawiając tylko te, którymi promieniowało jego ciało. Palące pragnienie mrocznego, nie kończyło się tylko na głodzie krwi.
Zbliżył twarz do mojej, nie przestając wpatrywać się w moje źrenice, jakby gwiazdy tworzyły w nich wzory, które próbował odczytać.

- Nawet nie wiesz, jak długo cię szukałem.

Magia przepłynęła między nami, oddając mi namiastkę tego, co tak długo pozwalałam sobie odebrać. Wystarczyła jedna myśl, żeby odrzucony w ciemność sztylet, znalazł się w mojej dłoni. Nagrzewając ostrzę, ostatnia iskrą obecnego we mnie Blasku, zatopiłam je w ciele Namiestnika.

Elf zrobił krok w tył. Nie spuszczając wzroku z moich źrenic, chwycił za sztylet i wyciągnął go jednym, szybkim ruchem. Fala bólu sprawiła, że na chwilę pociemniało mi przed oczami, ale on nie pozwolił, żebym upadła. Przytrzymał mnie za ramię, przez zaciśnięte zęby wciągając do płuc powietrze przesiąknięte zapachem naszej krwi.

- Dlaczego? - zachrypił.

Zaśmiałabym się gdybym mogła.

- Zawsze chciałam wypatroszyć demona. - Czekałam na tę chwilę, odkąd ten pierwszy raz pokazał mi kim był. Pozbawionym serca potworem.

Czułam, jak moja sukienka nasiąka gorącą krwią. Kiedy tunel zaczynał kołysać się, niczym pokład statku, Vardir położył dłoń na ścianie za moimi plecami, opierając na niej ciężar swojego ciała. Zimno spłynęło na mnie powoli, niosąc ze sobą falę odrętwienia.

Sapnęłam, kiedy niespodziewane ciepło rozgrzało moja skórę i zdałam sobie sprawę, że dłoń mrocznego dotknęła mojego brzucha. Elf pozwolił, żeby pozostałości obecnej w nim magii, przeniknęły we mnie, a wtedy w miejscu, gdzie pod materiałem mojej sukienki znajdowała się głęboka rana, zobaczyłam migotanie.

Uniosłam wzrok w głębi czerwonych oczu, dostrzegając ukryte wcześniej emocje. Cierpienie, które z biegiem czasu zdążyło zabliźnić się na duszy Vardira, teraz zamrażało przestrzeń w jego źrenicach, ujawniając pustkę, tak bardzo znajomą mi z odbicia w lustrze.

Mroczny osunął się na ziemię, a ja razem z nim, kiedy odrywająca się od mojego umysłu więź, prawie rozerwały moją głowę na pół. Razem z bólem uderzyła we mnie fala obcych uczuć.

Ujrzałam myśli Vardira w noc, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Poczułam to, co od tamtego momentu kotłowało się w jego głowie. Nie wiedział, co oznaczało, to co czuł. Ja sama nie potrafiłabym tego nazwać, gdyby nie wspomnienia Sedrika. Dzięki nim mogłam na chwilę poznać, co znaczy miłość. Poczuć ból, jaki może wywołać jej utrata.

Blada twarz Namiestnika z każdą minutą zdawała się zapadać coraz bardziej, a ja czułam, jakbym wpadła do zamarzniętego jeziora. Przeklęta rasa miała już nigdy nie zaznać miłości, więc dlaczego to, co czuł do mnie Vardir, tak bardzo ją przypominało?

Dzięki odzyskanej magii, promieniująca od mojej skóry poświata, rozjaśniła tunel. Wstałam w pośpiechu, dostrzegając wypełzającą z ciemności strugę cieni, która otoczyła leżącego przede mną mrocznego, żeby zaraz zniknąć razem z nim, zdmuchnięta przez niewyczuwalny wiatr.

Nie wiem, jak długo patrzyłam w pustkę. Nie zauważyłam, nawet kiedy Mara zaczęła odzyskiwać świadomość. Mroczna zaklęła podrywając się do pozycji siedzącej. Syknęła, z płytkim oddechem smakując unoszący się w tunelu zapach.

- Jesteś ranna.

Uniosłam dłoń do brzucha, gdzie niewidoczna na czarnym materiale krew, zaczęła schnąć, będąc jedyną pamiątką po ranie, która powinna była skończyć się bolesną i powolną śmiercią.

- Nie idź za mną. - Podniosłam zakrwawiony sztylet, chowając go na swoje miejsce.

Katakumby Świątyni Zmroku znajdowały się daleko stąd, ale były jedynym miejscem pod powierzchnią, znane mi z przeszłości. Jeśli wciąż można było znaleźć tam kamienie księżycowe, to może w zapomnianych kryptach przetrwały też inne relikty z ery magii. Cokolwiek, co pomogłoby mi odnaleźć Hanę.

- Nie dasz rady sama pokonać tych tuneli. - Mara wstała, ale nie próbowała mnie zatrzymać. Nie, kiedy moja skóra iskrzyła, przypominając jej, do czego zdolny był mój dotyk.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro