Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XII


    Mroczni wkrótce byli gotowi do drogi, chociaż nasza wyprawa nie miała szansy się udać. Nawet jeśli Sedrik i Vardir potrafiliby powstrzymać się przed rozszarpaniem sobie gardeł, to wątpiłam, żeby byli zdolni wygrać z pragnieniem. Zwłaszcza, kiedy dookoła ciągle unosić się będzie woń mojej krwi.

Najwyraźniej tylko ja miałam wątpliwości. Mara skupiała się na targowaniu, by nie musieć dzielić siodła z Namiestnikiem.

– Może nocna pojedzie ze mną – zaproponowała, kiedy Sedrik zajął swoje miejsce na grzbiecie Wrońca. – Ty i namiestnik wyglądacie razem bardzo... ciekawie.

Vardir zamruczał rozbawiony, a ja skrzywiłam się podchodząc do kruczoczarnego rumaka. Nawiedzone tunele mogły stać się naszym grobowcem, ale nagle śmierć nie wydawała się być taką złą opcją.

Sedrik zamiast posadzić mnie przed sobą jak zwykle, wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na jego dłoń, gdzie wychodzące spod rękawa, drobne żyły przypominały na jego skórze pęknięcia w tafli lodu. Nie miałam pojęcia, kiedy ostatni raz zaspokoił pragnienie, ale duża ilość ciemnych żył na ciałach mrocznych oznaczała głód nie do zniesienia. Czarnooki miał ich na sobie więcej niż jakikolwiek inny elf, którego kiedykolwiek spotkałam.

To nie to sprawiło, że się zawahałam. Coś mówiło, mi że niemądrze było go teraz dotykać. Jednak tak, jak w przypadku księgi, głos ten okazał się zbyt cichy. Chwyciłam dłoń mrocznego, wkładając stopę w strzemię, tylko po to, żeby znieruchomieć w połowie drogi, kiedy rozlało się po mnie znajome ciepło. Gdyby nie to, że Sedrik przyciągnął mnie do siebie, zostałabym w tej pozycji, gapiąc się na nasze złączone dłonie, czekając aż obie obsypią się w popiół.

Usiadłam w siodle, zaciskając płonące palce, chociaż dłoń mrocznego była już na wodzy. Zaklęłam w myślach, zdając sobie sprawę, że sukienka, którą dała mi mroczna, miała rozcięcia po bokach, przez co moje nogi były teraz odsłonięte aż po same biodra. Kreacja bez wątpienia nie służyła do tańca, a raczej do miażdżenia kopniakami szczęk. Domyślałam się, elfka na pewno miała dla niej jeszcze inne zastosowanie.

Nosiłam wysokie do kolan buty, które zasłaniały moje łydki, ale skóra nad nimi mieniła się zdradziecko, przyciągając uwagę wszelkiej żywej istoty... i martwej.

- Chyba zatęsknię za tamtym duszeniem. - Mara nie zamierzała się nie gapić.

Zacisnęłam zęby ignorując jej zaczepki, żeby zaraz wstrzymać oddech, kiedy poczułam na udach muśnięcie marznącego dymu.

Mroczna spojrzała na siedzącego za mną demona. Uniosła dłonie w przepraszającym geście i skupiła się na zapinaniu klamer przy swoim siodle. Stojący obok Vardir, nie zamierzał pójść w jej ślady. Oparty o kolumnę z rękoma skrzyżowanymi na piersi przesunął wzrokiem po moim ciele, jakby jego źrenice potrafiły przecinać materiał.

Nie miał szansy zareagować, gdy czarne smugi przeszyły powietrze zaciskając się na nim sznurem cieni. Szarpnięcie poderwało elfa z ziemi i posłało bliżej nas, gdzie jego zesztywniała szyja spotkała się z dłonią Sedrika.

- Udajesz odważnego... - Czarnooki przyciągnął go do swojej twarzy. - Ale ja wciąż czuję na języku smak twojego strachu.

Nawet Wroniec zastygł na moment. Gdy zwierzę wypuściło powietrze z płuc, byłam pewna, że dla podkreślenia słów swojego pana z jego nozdrzy buchnie ogień. W następnej chwili Namiestnik wylądował twardo na ziemi obok konia Mary.

- Jedź blisko mnie. - Sedrik szarpnął za wodzę.

Oderwałam wzrok od Vardira, kiedy ruszyliśmy nie czekając na dwójkę. Nie rozumiałam, dlaczego nie dosięgnął mnie ból, kiedy jego głowa uderza o kamienie. Kiedy ich ostre krawędzie rozcięły jego skórę. Jedyne co czułam, to dotyk cieni, wędrujący po mnie, jakby stykające się ze mną ciało, miało zaraz zapłonąć.

Popędziliśmy przez las poganiani podmuchami wiatru i choć pęd powietrza nieustannie próbował jeszcze bardziej rozpruć szwy w mojej sukience, nie czułam chłodu. Wiedziałam, że mrok zaczynał mnie zmieniać, chociaż moja magia wcale nie słabła. Nigdy nie czułam się silniejsza.

Wkrótce dotarliśmy na kraniec wyspy, gdzie powoli dosięgło nas mętne powietrze Czarnej Ziemi.

- Moja łódź jest za tym klifem - zawołała za nami Mara, kiedy Wroniec pokierował się w stronę tafli wody.

W przeszłości zarówno Elfy Nocy jak i Elfy Dnia potrafiły hodować magiczne zwierzęta, ale nie sądziłem, że jakiekolwiek z nich miałoby szansę przetrwać do obecnych czasów. Rumak najwyraźniej nie zamierzał opuszczać swojego pana.

Czarna klacz Mary uważnie trzymała się, wyznaczonej przez niego zamarzniętej ścieżki, okazując się być równie odważnym zwierzęciem. Po niedługim czasie ich kopyta zahałasowały na kamienistym brzegu. Zwolniliśmy dopiero, gdy jego miejsce zastąpiła, rozszarpywana przez korzenie drzew ściółka. Morze zniknęło, zasłonięte przez gęsty gąszcz, gdzie poczerniałe pnie pięły się wysoko, pomimo wiecznego niedoboru promieni słonecznych. Chowały iglaste szpice we mgle nad naszymi głowami. Gęstwina odcięła nas od jadącej z tyłu dwójki, ale pozostawiane przez Wrońca ślady na błotnistej ścieżce, nie pozwoliłby im zgubić drogi.

- Nie próbowałaś uciekać. - Słowa mrocznego przerwały wiszącą między nami ciszę.

To nie było pytanie, więc zacisnęłam usta. Mogłam powiedzieć mu, że pogodziłam się z tym, że nie było mi dane wygrać walkę o wolność, ale wolałam milczeć. Oboje staliśmy się więźniami siły, której potęgę pojęłam dopiero, gdy odzyskałam wspomnienia.

Dawniej, kiedy rasa elfów nie była tak liczna, a wioski rozrzucone po świecie, tworzyły się pierwsze więzi Blasku. Łączyły one w pary przeznaczone sobie dusze, nie zważając na spory. Dzięki temu tworzyło się wiele nowych rodów, licznych i szczęśliwych. Z czasem jednak, magia przestała być narzędziem, poprzez który boginie dbały, abyśmy się rozmnażali. Więzi powstawało coraz mniej, ale gdy Blask jednoczył dwie dusze, połączenie to miało coraz większą moc. Przed początkiem zagłady o lunaavi słyszało się bardzo rzadko, ale wielu pragnęło jego błogosławieństwa.

- Nie szukałeś mnie. - Teraz, to ja głośno myślałam.

Księga pokazała mi wystarczająco, bym mogła zrozumieć, dlaczego Sedrik nie chciał mieć nic wspólnego z tą, z którą więź sprowadziła na niego przekleństwo. Byliśmy ze sobą połączeni, jeszcze zanim świat ogarnął mrok. Zanim nawet spojrzeliśmy na siebie po raz pierwszy. To przez nasze lunaavi Starszej udało się otworzyć wrota i ofiarować im królewskiego syna. To przeze mnie Sedrik zmarł, spalony w ogniu otchłani, żeby powstać jako niszczyciel świata.

- Powiedział mi, że umarłaś. -
Mroczny zacisnął pięści na wodzy, wspominając fragmenty przeszłości, których nie pozwolił mi zobaczyć.

O tej porze nocy w lesie roiło się od szkarłatnych ślepi, ale bestie schodziły nam z drogi. Wyczuwały nocną krew, lecz wolały nie zadzierać z drapieżnikiem, siedzącym za moimi plecami.

Nie odezwałam się, zmuszona wrócić myślami do spływającego krwią Pałacu Nocnych. Nie powinnam była przeżyć tamtej nocy. Podczas gdy mrok gasił magię jak płomień świecy, ciemność podziemia z jakiegoś powodu ukryła mnie przed jego nowy panem.

*

Mara i Vardir nie przestawali gadać. Byli zbyt daleko, żebym mogła zrozumieć co mówili, ale po zmianach w aurze Sedrika domyślałam się, że nie podobał mu się kierunek, w którym zmierzała ich rozmowa. Nie wytrzymałam, kiedy powietrze zaczęło szczypać mnie igiełkami lodu.

- O czym rozmawiają?

Oddech mrocznego w zamarzniętej przestrzeni między nami, zmieniał się w ponurą mgłę.

- O tym, że jesteś nietknięta.

Mogłam domyślić się, że to o mnie rozmawiała dwójka. Sedrik znał moje wspomnienia, więc wiedział, że Namiestnik przeważnie starał się nie ryzykować straceniem przy mnie kontroli. Jego żołnierze unikali nawiązywania ze mną chociażby kontaktu wzrokowego, ale gdy w pałacu odbywały się liczne przyjęcia wiedziałam, że lepiej było nie opuszczać moich kwater. Tylko dlatego udało mi się zachować czystość, którą ślubowała każda Kapłanka.

- Kim jest dla ciebie Mara?

Chciałam zmienić temat, ale pytanie, które w mojej głowie nie miało znaczenia, wypowiedziane na głos, przestało być już takie niewinne.

- Nie wiem o co pytasz, Inmore. - Tym razem nazwał mnie Panią Nocy, jakby było to moje drugie imię.

Zapomniałam, że mroczni nie mieli w swoim wachlarzu zbyt wielu uczuć, dlatego istniejące między nimi relacje, różniły się od tych, które tworzyli leśni.

- Twoją kochanką? - zapytałam błagając w myślach, żeby zrozumiał.

- Kochanką... - powtórzył, jakby musiał przypomnieć sobie znaczenie tego słowa.

Oczywiście, że nie usłyszałam odpowiedzi. Konie przyspieszyły, gdy grzmoty zapowiedziały zbliżającą się burzę. Musieliśmy być już blisko celu.

Nienawidziłam deszczowej pożogi, która regularnie zalewała północne lasy, jednak tym razem uderzające o skórę krople nie przeszywały mojego ciała, jak sople lodu. Byłam nawet wdzięczna za spadającą z nieba ścianę wody, bo odgrodziła ona nas od jadących z tyłu mrocznych. Zanim porządnie zmokłam, Sedirk rozpiął płaszcz i pochylił się, osłaniając mnie przed ulewą.

Zesztywniałam uderzona zapachem popiołu. Moje serce zgubiło rytm, gdy broda mrocznego otarła się o czubek mojej głowy, przypominając mi, że nie miałam szans wobec ciągnącej mnie do niego siły. Teraz schowana między wykutymi z obsydianu ramionami, całkowicie zapomniałam, że miałam z nią walczyć.

Zapragnęłam się poddać. Nagle nie obchodziło mnie, czy Sedrik był uosobieniem Mroku, czy drugą połówką mojej duszy. Chciałam nie myśleć. Przez ten skrawek czasu przestać walczyć.

- Maire.

Drgnęłam, czując na plecach dźwięk mojego imienia. Nie odwróciłam się, chcąc uciec umysłem na stworzone przez lunaavi połączenie, ale Sedrik chwycił moją brodę. Jego brwi drgnęły ku sobie, kiedy nasze oczy się spotkały i wiedziałam, że tak samo jak ja stracił czujność w obliczu kotłującej się między nami magii. Znieruchomiał wpatrzony w moje źrenice.

Moje serce zabiło szybciej, gdy pozwolił mi przytulić policzek do swojej dłoni. Pozwoliłam sobie zamknąć powieki. Znowu ogarnął mnie spokój zupełnie tak, jakby to właśnie tutaj było moje miejsce. W objęciach ciemności.

Na wpół świadoma, poczułam na ustach delikatnie muśnięcie, kiedy niespodziewany huk przeszył nocne niebo, wyrywając mnie z błogiego otępienia.

- Co się dzieje!? - zawołałam, patrząc na czerwone pioruny, jeden za drugim rozrywające chmury.

- Otwierają się wrota.

Sedrik szarpnął za wodzę, kierując konia prosto w stronę chaosu.

Fala Cieni zalewała okolice, kiedy dotarliśmy do leśnej polany. Stwory rozbiegły się na boki w towarzystwie wypełzających z czarnej dziury macek. Nie spodziewały się ataku Łowców. Kiedy dwójka wpadła między bestie, łby zaczęły upadać na trawę jeden po drugim. Większość Cieni trafiało pod ostrza mieczy, ścinana jak zboże.

Stanęłam obok Wrońca, patrząc na Sedrika, który dotarł do wrót Otchłani. Jego ciało buchnęło w płomieniach, gdy zatrzymał się przed ziejącą pustką, a wtedy koszmarne macki zaczęły się cofać.

- Czym on jest? - Vardir podszedł bliżej mnie.

Zacisnęłam pięści, z całych sił ignorując naszą weź, którą on tak samo mocno próbował wykorzystać. Chciał znać, każdą moją myśl a emocje, które czuł były, jak wrzask prosto w twarz. Wciąż uważał mnie za swoją własność. Teraz jeszcze bardziej niż wcześniej.

Magia w moich żyłach zapłonęła, kiedy spojrzałam w jego stronę. Vardir nawet nie drgnął. Czekał na to, co zamierzałam zrobić, podczas gdy ja ponad wszystko pragnęłam poczęstować, go moją zemstą, bez względu na konsekwencje.

Zacisnęłam pięści, lecz wtedy poczułam za plecami obecność Sedrika. W tym samym momencie Vardir postanowił pozbyć się dzielącego nas dystansu. Cienie buchnęły we mnie z każdej strony, kiedy mroczni dopadli do siebie zapomnając, że stałam między nimi. Namiestnik najwyraźniej mocno wierzył, że dzięki mnie był nietykalny. Wylądowałam w potrzasku, próbując nie udusić się pod lawiną wszystkiego, co oboje czuli, a było tego cholernie dużo

Nie wytrzymałam, kiedy ich mięśnie spróbowały zgnieść mnie w nicość. Gdy sięgnęłam po magię Blasku, iskry strzeliły między nami jak spod krzemienia. Mroczni odsunęli się na tyle, bym mogła uciec z ich przeklętego imadła, a wtedy Mara pojawiła się przy nas. Jej sztylet przeciął krople deszczu i zatrzymał się tuż przy gardle Vardira.

- Radzę ci uważać - syknęła.

Dwójka chwilę walczyła na spojrzenia. Mroczny nie okazał żadnych emocji, ale gdy elfka wróciła na swojego konia, jego wygłodniały wzrok od razu przeskoczył na moją szyję. Zdałam sobie sprawę, że ostrze Mary zostawiło niewielkie rozcięcie na skórze Vardira, z którego powoli spłynęła kropla krwi. Jego oczy błysnęły, gdy poczułam na własnym gardle mokrą strużkę. Mara może była szybka, ale udało się jej znaleźć, tak blisko Namiestnika tylko, dlatego że ten jej na to pozwolił. Sztylet nie dotknąłby jego szyi, gdyby ten sam nie przysunął się bliżej.

Podczas, gdy lunaavi uznawano za wpisany w przeznaczenie dar bogiń, więź krwi była jego marną podróbką, skupiającą się na połączeniu bardziej fizycznym. Nie tylko zapach mojej krwi doprowadzał do szału dwójkę najgroźniejszych mrocznych, jakich znała ta ziemia. Łączącą nas moc, bezustannie kusiła ich, żeby dotknąć mojej skóry. Przyciągnąć mnie do siebie najbliżej, jak się dało. W ten sam sposób znęcała się nade mną, ale mimo że wiążący naszą trójkę łańcuch próbował zgnieść nas ze sobą, nic nie mogło równać się z więzią Blasku.

Grzbiet Wrońca był jedynym miejscem, do którego mogłam uciec z nadzieją, że otaczająca go aura, chociaż trochę ostudzi moją skórę. Ulga nie trwała jednak długo, bo Sedrik zaraz znalazł się za mną.

Zacisnęłam usta, czekając aż koń ruszy, przeklinając moje serce, które najwyraźniej zmieniło się w zamkniętego za moimi żebrami gołębia.

- Oddychaj.

Głos czarnookiego wystarczył, żeby zmienić ptaszysko w cholernego feniksa. Pochyliłam się, jakby moje włosy miały szansę odciąć mnie od spojrzenia czerwonych oczu, które cały czas śledziły każdy mój ruch.

- Nie mogę. - Przycisnęłam dłoń do piersi, próbując uspokoić kołatanie.

Nie zauważyłam, że mroczny odsunął dzielące mnie od niego pasma. Znieruchomiałam, czując na sobie kłęby otaczających go cieni, kiedy zbliżył usta do mojej szyi. Ukrywając nas przed spojrzeniem głodnych ślepi, powoli zlizał wędrującą po niej strużkę krwi.

Wbiłam paznokcie we własne uda, kiedy  rozchylił usta. Pozwolił mi poczuć na skórze ostre krawędzie jego kłów. Ich dotyk przypominał wszystkim wokół, że moja krew należała do niego, mimo to delikatnie muśnięcie przeszyło mnie dreszczem, który miał niewiele wspólnego ze strachem.

- Chętnie popatrzyłabym, jak wasza trójka rżnie się na śmierć... - Mara mruknęła zza naszych pleców. - Ale schowajmy się przed tą jebaną ulewą. Jestem już wystarczająco mokra.

Sedrik nie odsunął się od razu. Zanim chwycił za wodzę, odnalazł moje dłonie wciąż zaciśnięte na mych udach. Przelatując nasze palce, ścisnął na chwilę, jakby obiecywał mi, że dokończy, to co zaczął.

*

     Ulewa ucichła. Wreszcie za chmurami pojawiała się srebrna poświata, której nie mogła przysłonić nawet osiadająca w koronach drzew mgła. Błoto chlapało spod kopyt Wrońca, ale zwierzę nie zwalniało, pnąc się w górę wzniesienia.

Pęd powietrza zmuszał mnie, bym skupiła się na naszym celu. Wolałam jednak nie myśleć o tym, co czekało na nas w tunelach grozy. Spojrzałam w niebo, gdzie jeszcze niedawno, czerwone błyskawice próbowały rozerwać ostatnią zasłonę dzielącą nas od Otchłani. Zmarszczyłam brwi. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby na północy otwierały się przejścia do Krainy Cieni, bo jej bestie żerowały na pozostałościach światła, z którego Aura stworzyła życie.

- Co otworzyło tamte wrota? - zapytałam, chociaż chyba właśnie sama odpowiedziałam sobie na te pytanie.

- Magia.

Ostatnie krople deszczu spłynęły po twarzy Sedrika. Spotykając się z żyłami pokrywającymi jego szczękę, pociemniały przypominając strużki czarnej krwi.

Nasze połączenie było zbyt mroczne, żeby mogło zwabić otchłańców. Ciemność otwierała wrota w poszukiwaniu nieskażonej energii. Magii, której źródło musiało znajdować się, gdzieś na Czarnej Ziemi.

- Hana - sapnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro