Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV

   Na porannym niebie chmury kłębiły się jak dym na tle pożaru. Siedziałyśmy przed chatą. Hana opowiedziała mi o wydarzeniach ubiegłej nocy. O stworze, niepodobnym do Cieni, który zaatakował ją w jeziorze i o tym jak jej dotyk obudził rozbłysk magii, zmieniając istotę w czarną plamę. Powiedziała, że chwilę później, świat pociemniał zapowiadając nadejście czegoś znacznie gorszego i gdyby nie rudowłosy, którego poznałam poprzedniego dnia, elfka nie wydostałaby się z lasu na czas.

– Straciłam przytomność. – Spięła brwi, jakby jej opowieść dopiero teraz robiła się niepokojąca. – Kal znalazł mnie i zaniósł do siebie.

– On też polował?

Poprzedniego wieczoru, przed pójściem na łowy, leśna wspomniała o harpiach. Ogromnych ptakach, które wylatywały z ukrycia podczas pełni i których nikomu wcześniej nie udało się upolować. Może rudowłosy też chciał spróbować swoich szans. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby w trakcie ucieczki pomylił Sedrika z gęstniejącymi pośród drzew cieniami. Mroczny zapewne zadbał o to, żeby elf mógł bezpiecznie wydostać białowłosą z lasu. 

– Wątpię. – Hana odparła.

Chciałam zapytać ją, czy wiedziała dokąd odjechał czarnooki, ale miedziany blask odwrócił moją uwagę. Zamrugałam skupiając wzrok na postaci zbliżającej się do nas od strony wioski. Leśny, którego włosy miały te teraz samą barwie, co niebo za jego plecami, zatrzymał się kawałek dalej. Jego wzrok nie opuszczał Hany, kiedy cierpliwe czekał, aż ta wyjdzie mu na przeciw. W oczach elfa widziałam troskę, mieszającą się ze strachem, ale jego zaciśnięte pięści mówiły mi, że nade wszystko był uparty.
Hana wzdychając, podniosła się ze schodka, na którym siedziałyśmy i ruszyła w jego stronę. Kiedy do niego podeszła, wstałam rzucając ostatnie spojrzenie w stronę lasu, wątpiąc, że jeszcze kiedyś zobaczę wśród cieni błysk kruczoczarnej sierści.

To wtedy zerwał się najzimniejszy wiatr, jaki kiedykolwiek czułam. W mrugnięciu oka, chmury przysłoniły słońce. Ciemność ledwo minionej nocy, zamroziła powietrze, kłując skórę drobinkami lodu. Nagle czarna dziura rozerwała przestrzeń, uwalniając zamknięty pod drugiej stronie mrok. Towarzyszący mu ryk sprawił, że deski pod moimi stopami zadrżały.

– Uciekajcie! – wrzasnęłam w stronę dwójki, znieruchomiałej przed wrotami do świata Cieni.

Zeskoczyłam na trawę, kiedy rzucili się do ucieczki. Pobiegliśmy w stronę lasu, jakbyśmy mieli szansę, zgubić między drzewami byt, który kolejnym rykiem spróbował przedzielić w pół ziemię pod naszymi stopami.

– Hana! – Rudowłosy odwrócił się w stronę elfki.

Leśna jakimś cudem zdążyła zabrać spod chaty swój łuk. Jedna z jej strzał wycelowana była w stronę pędzącej ku nam bestii. Potwór równie wielki, co rosnące na szczycie wzgórza drzewo, zmieniły w wiór ścianę chaty. Buchający z jego nozdrzy dym, spływał na ziemię, by kamuflować sunące po trawie, czarne macki.

Strzała nie dosięgła celu. Została zatrzymana przez mrok, który otaczał bestie. Elfka zrobiła unik, kiedy stwór machnął potężną łapą. Upadając na trawę, sięgnęła po drugą strzałę. Chciałam ruszyć w jej stronę, odwrócić uwagę stwora, ale wtedy ktoś złapał mnie za nadgarstek.

Uniosłam wzrok ku oczom, które były zdolne pochłonąć mnie do świata wiecznej nocy. Mroczny zacisnął dłoń, dając mi do zrozumienia, żebym nie warzyła się ruszyć choćby palcem. Zbiknął w chmurze cieni, by zaraz stanąć między Haną, a potworem.

Nie zastanawiałam się wcześniej, dlaczego uratował mnie wtedy nad rzeką. Żaden mroczny nie potrafiłby przejść obok nocnego obojętnie, ale nienawiść Sedrika do czerwonookich zdawała się być silniejsza niż pragnienie. Jeśli, to ona motywowała go, żeby utrzymać mnie przy życiu, to jednak mieliśmy ze sobą coś wspólnego.

Zaatakował, ostrzem miecza przecinając powietrze z prędkością rozpędzonej strzały. Unikając pazurzastych łap i macek, które chciały zaciągnąć  go do otchłani, atakował bez litości. Szybko posłał bestię na ziemię, gdzie ogromne cielsko zapadło się, jak wyssane w pustkę. Kiedy mrok opadł, po stworze została tylko osmolona trawa.

Elf schował miecz. Kiedy ruszył w naszą stronę, unoszący się od niego dym, pozostał w tyle, żeby ulecieć ku niebu. Ciemność nie opuściła, jednak spojrzenia mroczne. Jego pozbawione białek oczy, wyglądały jak ślepia z koszmaru.

– Co to było? – Hana odezwała się pierwsza, chociaż w jej głosie słyszałam że też próbowała zdusić nową falę strachu. Zaufanie, którym darzyła  mrocznego, wciąż nie przestawało mnie zadziwiać.

– Strażnik Otchłani. – Oczy, jak dwa węgle odnalazły moją twarz.

Stałam na samym tyle, ale plecy leśnych nie mogły osłonić mnie przed przeszywającą przestrzeń energią. Nie musiałam pytać, żeby wiedzieć, co przyciągnęło tutaj tę rogatą bestie.

– Wiesz, czego mógł chcieć?

Hana znowu ściągnęła na siebie uwagę mrocznego, co pozwoliło mi zaczerpnąć powietrza. Sedrik zatrzymał się przed nią.

– Ciebie – odpowiedział, by jego wzrok znowu znalazł się na mnie. – I ciebie.

Sądziłam, że odjechał na dobre, ale może wrócił na szlak, po to żeby zaspokoić głód. Tylko, że nie wyglądał, jakby nie czuł pragnienia. Jego spojrzenie wciąż zawiązywało na mnie niewidzialne więzy. Nie rozumiałam, co się ze mną działo. Może nie pamiętałam wiele z mojego życia, ale jednego byłam pewna. To nienawiść do rasy krwiopijców utrzymała mnie przy życiu. Dlaczego więc, każda cząstka mnie pragnęła zbliżyć się do tego, co przeklęte.

– Musimy znaleźć schronienie, daleko od jakichkolwiek wiosek. – Głos białowłosej znowu przywołał mnie do porządku.

Miała rację. Nasza obecność, zagrażała innym elfom, tylko dokąd mogłyśmy się udać i jak długo udałoby się nam uciekać przed dzikim gonem?

   Sedrik obserwował nas z góry, przypominając wykuty w obsydianie pomnik, kiedy Hana mówiła coś o Białych Pustkowiach. Kal zamierzał wyruszyć razem z nami, dlatego przyprowadził dwa konie. Wyglądały one jak źrebięta w porównaniu do cienistego rumaka, przyzwanego przez czarnookiego chwilę wcześniej.

– Poprowadzę was. – Mroczny znalazł się w siodle, przerywając dyskusje leśnych na temat tego, czy rudowłosy mógł jechać z nami. Hana zaczęła mówić, że znała drogę, ale zamilkła, kiedy ten odezwał się znowu. – Moja obecność sprawi, że będziecie trudniejsze do wykrycia.

Cofnęłam się odruchowo, kiedy ponury rumak postawił krok bliżej mnie. Jego inteligentne ślepia błysnęły porozumiewawczo, zmieniając myśli w mojej głowie w głos nakazujący podejść bliżej. Najwyraźniej zwierzę też zaczynało przejmować kontrolę nad moim umysłem. Nim się zorientowałam, otoczona przez mrok, znowu zajęłam swoje miejsce w czarnym siodle.

*

   Na północy istniały tylko dwa sezony. Kiedy z szarego nieba padał deszcz albo sypał śnieg. W Zielonej Krainie pierwszy raz doświadczyłam upału i zdałam sobie sprawę, że lato nie należało do mojej ulubionej pory roku. Powietrze nawet w cieniu nie pozwalało odetchnąć. Byłam teraz jeszcze bardziej wdzięczna za zwiewną, nieczarną sukienkę, którą dała mi Hana, chociaż nie tylko dzięki niej miałam szansę znieść lejący się z nieba żar. Mroczny chował twarz w cieniu kaptura. Posiadał w sobie lodowatą energię, które potrafiła chłodzić powietrze dookoła niego. To przez nią zaczynałam wyczekiwać chwili, kiedy ruszymy w dalszą drogę, gdy zatrzymaliśmy się, by napoić konie.

Kal wyglądał na niewzruszonego, ale Hana nie była obojętna na bezlitosne promienie słońca. Choć podwinęła koszulę, odsłaniając oliwkową skórę, blask ten działał na nią inaczej niż na nas. Widziałam to nie tylko po jej wypełnionych złotym światłem oczach. Magia sprawiała, że jej już wcześniej śnieżnobiałe włosy, teraz odbierały dech w piersi. Kiedy rozplotła warkocz, leśny nie mógł oderwać od niej wzroku. W jego spojrzeniu było coś, czego nigdy nie widziałam w oczach mrocznych. Uczucie czyste i niezniszczalne.

Usiadłam w cieniu, modląc się o chmury. Magia promieniowała od Hany coraz bardziej, im wyżej słońce wznosiło się ponad drzewa. Wiedziałam, że coś się wydarzy, nawet zanim kula światła osiągnęła najwyższy punkt na niebie. To wtedy las spłynął bielą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro