Rozdział VI
Szeleszczenie leśnej ściółki odwróciło naszą uwagę, kiedy blask pochodni zamigotał między drzewami. Powoli zbliżając się w stronę obozu, ujawnił niewielką postać. Znajome rysy jasnowłosej elfki ściągnął strach, kiedy zastygła w bezpiecznej odległości, skupiając na mnie błękitne oczy.
– Żyjesz... – wymamrotała.
Po naszym pierwszym spotkaniu, musiała być przekonana, że uciekając zostawiła mnie na pewną śmierć. Może teraz sądziła, że mroczny zmienił ostatnią nocną w to, czym powinna była stać się dawno temu. Leśna spróbowała przyjrzeć mi się lepiej, ale byłam zbyt blisko Sedrika.
Jego miarowy oddech kołysał, prześlizgującą się po mnie ciemnością, tworząc ponurą zasłonę. Długo żyłam pośród elfów, w których żyłach płynął mrok, ale do tej pory sądziłam, że był on wyłącznie pasożytem wpływającym na emocje i zachowania nosiciela. Tymczasem otaczająca mnie energia tworzyła z Sedrikiem jedność, co było o wiele bardziej przerażające.
Leśna podeszła jeszcze bliżej, przeskakując wzrokiem na Hanę, która stała po drugiej stronie ogniska. Jej oczy błysnęły, nakazując dwójce uciekać, a wtedy usłyszeliśmy świst. Nim któreś z nas zdążyło zareagować, Sedrik złapał wycelowaną w jego stronę strzałę i złamał ją w pięści. Zaraz potem wykonał nagły unik, przez co szarżujący na niego elf zatoczył się, tracąc równowagę. Gniewna mina leśnego mówiła, że ten był zupełnie nieświadomy tego, jak blisko otarł się śmierci. Sama byłam zaskoczona, że jego serce pozostało na swoim miejscu, zamiast nieruchomieć teraz w dłoni mrocznego. Może na tym by się skończyło, gdybym nie poczuła na gardle dotyku zimnego metalu.
– Stać! – Głos Hany chciał uchronić elfy przed maskarą, ale było już za późno.
Sedrik zniknął, żeby z prędkością błyskawicy pojawić się za plecami stojącego za mną leśnego. Usłyszałam trzask, a po nim wrzask bólu. Ostrze, które przed chwilą dotykało mojego gardła, upadło na ziemię. Wtedy kolejny głupiec wyskoczył na nas zza drzew. Mroczny nie musiał nawet dobywać swojej broni. Atakujący elf skończył przybity za ramię do pnia przez miecz, który jeszcze przed chwilą wycelowany był we mnie.
– Dość! – Hana krzyknęła sprawiając, że wszystko zamarło. – Uciekajcie stąd, dopóki wciąż macie wszystkie kończyny.
Leśny, który dzierżył łuk, wyszedł z pomiędzy drzew, pozwalając, by dosięgło go światło.
– Myśleliśmy, że potrzebujecie pomocy.
Zaplecione w warkocz, brązowe włosy, przerzucone miał przez ramię, aby nie weszły one w drogę naciągniętej przy jego policzku cięciwie. Wycelowany w Sedrika grot lśnił w blasku ognia.
Elfka, która najwyraźniej wcześnie miała być odwróceniem naszej uwagi, znalazła się obok niego. Wyszeptała coś, żeby zaraz schować się za ramieniem łucznika.
– Nie potrzebujemy pomocy. – Hana ponagliła ich zniecierpliwionym tonem.
Patrzyła jak dwójka leśnych, jeden z ręką połamaną zdecydowanie w więcej niż jednym miejscu, próbuje pomóc temu przybitemu do drzewa. Gdy stopy ich towarzysza znowu dotknęły ziemi, cała piątka posłusznie zniknęła w głębi lasu, wracając do wioski, której nigdy nie powinni byli opuszczać po zmroku.
Kiedy otaczające mnie cienie opadły, nie musiałam się rozglądać, żeby wiedzieć, że Sedrik zniknął. Hana nie zwlekała. Przyprowadziła konia, nawet nie zerkając na rudowłosego, który bez słowa patrzył, jak elfka wskakuje na siodło. Wyciągając do mnie rękę, bym do niej dołączyła, dała mi do zrozumienia, że nie tylko jego obecności miała dość.
*
Szara klacz kroczyła powoli niepopędzana przez białowłosą. Zwierzę nie było przyzwyczajone do podróżowania nocą, o czym co jakiś czas przypominało nam cichym parskaniem. Brnęłyśmy przez ciemność przeklinając, wiszące na niebie chmury, które zapowiadały kolejne deszcze. Hana wyjaśniła, że w Zielonej Kranie rozpoczął się sezon burz, dlatego upały bezustannie przeplatały się z ulewami.
– Nigdy nie widziałam śniegu – zamyśliła się patrząc w górę. – Gdy byłam dzieckiem, bielejące szczyty wyglądały dla mnie jak zamoczone w mleku. Wyobrażałam sobie białe potoki spływające z gór i zalewające świat na północy. – Zaśmiała się krótko. – Kiedy przychodziła zima, wiatr często unosił puch ponad szczyty. Zimne podmuchy niosły wtedy jego zapach w stronę lasów.
Spojrzałam na otaczające nas drzewa, próbując wyobrazić sobie zasypany śniegiem gąszcz, ale sama nie miałam pojęcia, jak wyglądałby świat zimą. Na Czarnych Ziemiach nigdy nie zalegała biała pokrywa, zmywana szybko przez wieczne deszcze.
Widok siedzącego na gałęzi ptaka sprawił, że moje myśli nagle zatrzymały swój bieg. Kruczoczarne pióra zalśniły w nieobecnym blasku, kiedy wielka sowa poruszyła się spoglądając w naszą stronę. Jej białe ślepia błysnęły, niczym gwiazdy na czarnym niebie sprawiając, że zamrugałam zdezorientowana.
– Byłam wciąż mała, kiedy zebrałam się na odwagę i zapytałam Sedrika, czy mógłby przywieźć mi trochę śniegu przy następnej wizycie. – Hana kontynuowała, odwracając moją uwagę.
– Jak się poznaliście? – zapytałam, w końcu pamiętając o tym, o czym od początku chciałam z nią porozmawiać.
Zanim jednak zdążyłam usłyszeć odpowiedź, obrazy same uderzyły we mnie, jakbym uchyliła w pamięci drzwi, za którymi szalał huragan. Wspomnienia obcego życia kłębiły się w mojej głowie, niczym kilku tomowa powieść przeczytania jednym tchem. Nie byłabym zdolna odnaleźć się w ich posplatanych ścieżkach, gdyby nie szarpnięcie, które posłało mnie do chwili, o którą pytałam.
***
– Nie może tu zostać. – Nerwowy głos wyrwał mnie z nieświadomości.
Nie otworzyłem oczu, słuchając jak jego właścicielka wstrzymuje oddech, za każdym razem, gdy wypełniałem płuca zapachem świec zmieszanym z wonią strachu.
– Nie mogłem go tak zostawić... – wyszeptał stojący przy mnie elf, znacznie lepiej panując nad emocjami. – Uratował mi życie.
– Przed innymi mrocznymi? – dopytała jego towarzyszka, tym razem niemal całkiem zagłuszana przez chaotyczne bicie jej serca, które uparcie starało się wyrwać mnie z odrętwienia.
– Dzisiaj na targu był duży ruch. – Starzec zaczął. – Przed zimą zawszę jest mnóstwo chętnych na nasze skóry – dodał, ale zaraz odchrząknął, przechodząc do sedna. – Późno ruszyłem w drogę powrotną... Przy szlaku, niedaleko Grani obozowała większa grupa.
– Nadir. – Leśna podeszła bliżej. – Powinieneś był zostać w Ostoi i wrócić z rana.
Serce leśnego dopiero teraz przyspieszyło.
– Znikąd pojawił się on... – zachrypił. – Wszystko działo się tak szybko. Niewiele widziałem w ciemnościach, a kiedy cienie opadły... Kazał mi odejść, ale nie mogłem go tak zostawić.
Zapadła cisza po chwili przerwana przez cichy głos elfki.
– Dlaczego jego rany same się nie zrastają?
Otworzyłem oczy, a wtedy stojąca w nogach łóżka staruszka zastygła, rzucając przerażone spojrzenie w stronę pochylającego się nade mną siwowłosego. Moje ręce były przywiązane do łóżka, co musiało być jedną rzeczą powstrzymującą ją od ucieczki.
– Straciłeś dużo krwi. – Głos leśnego zadrżał, ale jego dłonie sprawnie kończyły zszywać ranę w moim boku.
Pewność i precyzja z jaką zakładał szwy, podpowiadały mi, że był uzdrowicielem, a nie handlarzem skórami.
Skrzywiłem się próbując ignorować nachalne bicia ich serc, co tylko przyspieszyło tętniącą w żyłach staruszki krew. Elfka zacisnęła pięść na nożu kuchennym, jakby jakakolwiek broń miałaby szansę uratować ją przed mrocznym. Tłumione pragnienie buchnęło płomieniem w moim gardle. Zamknąłem oczy, skupiony na walce z instynktem, kiedy do dźwięku pękających włókien w krępujących mnie sznurach, dołączył tupot małych stóp.
– Dziadku, mam. – Z korytarza odezwał się dziecięcy głos.
Woń jeszcze gorącej krwi, wypełniającej naczynie w rękach dziewczynki zmieszana z jej zapachem, obudziła warkot w moim gardle.
– Hana, wracaj do swojego pokoju i zarygluj drzwi! – Starsza leśna zabrała chlupoczącą ciecz.
– Chcę pomóc. – Dziewczynka nie poruszyła się.
Zacisnąłem szczękę, wściekły na ich brak rozumu. Wystarczył jeden ruch, żebym znalazł się przy niej.
Kiedy starzec odszedł, przejmując dzban ze zwierzęcą krwią, moje spojrzenie powędrowało w stronę małej elfki. Biel jej włosów nawet w półmroku zdolna była oślepiać, odbijając blask płonących świec. Złote oczy wpatrywały się we mnie, a lśniące w nich zaciekawienie wygrywało ze strachem. Powietrze otaczające dziewczynkę wibrowało wyczuwalnie. Potrzebowałem chwili, żeby rozpoznać odbijające się między nami echo zapomnianej mocy.
***
Wzięłam głęboki wdech, z trudem odzyskując kontrolę w toni kilkuset lat istnienia.
– Dlaczego znam jego wspomnienia? – wydusiłam.
Hana zwolniła konia zaskoczona moim pytaniem. Spojrzała na mnie, jakby coś właśnie nabierało dla niej sensu. Kiedy się odezwała, skupiłam uwagę na każdym słowie.
– Za czasów, kiedy Blask przepływał przez wszystko, co żywe, magia potrafiła czynić niezwykłe rzecz... – przerwała na chwilę, jakby martwiła się, jak zareaguje na jej następne słowa. – Gdy dwie istoty były sobie przeznaczone Blask tworzył lunaavi, nierozerwalną więź dwóch dusz.
Zaczęłam kręcić głową w proteście, ale ta uciszyła mnie, nim zdążyłam wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
– Widzieliśmy przepływającą między wami moc. – Wspomnienie tamtej chwili wymalowało w jej oczach niedowierzanie. – Mrok powinien cię zabić... lub zmienić, ale wchłonęłaś go, tak samo jak Sedrik przyjął twój Blask.
Zamilkła wtedy, podczas gdy ciężar jej słów opadł na mnie, bez litości wyduszając wszelkie powietrze z płuc.
– Jeśli jeszcze raz zobaczę tę cholerną sowę, przybije ją strzałą do drzewa!
Podskoczyłam, kiedy Hana warknęła, patrząc na gałąź ponad naszymi głowami.
Ogromny ptak przekręcił głowę, wędrując za nami wzrokiem. Jego wielkie, lodowate oczy obserwowały nasze oddalające się sylwetki, ale nawet, gdy sowa zniknęła w ciemnościach, ponure uczucie nie minęło.
Nie trwało długo, zanim znajomy mrok dosięgnął naszego konia i zrozumiałam, że dreszcze wędrujące po moim kręgosłupie, powodowała obecność doganiającego nas jeźdźcy.
Klacz zaparskała nerwowo, kiedy masywny rumak pojawił się obok. Zimne dłonie bez słowa przesądziły mnie na jego grzbiet, gdzie najwyraźniej teraz było moje stałe miejsce. Sedrik mógł wciąż zakładać, że zamierzałam uciec. Ja za to nie miałam pojęcia, co robić, kiedy pod zamkniętymi powiekami widziałam nici pozostawionych w moim umyśle wspomnień. Nieodwracalne zmiany spowodowane przez więź, o której wiedziałam zdecydowanie za mało.
To te najczarniejsze z obrazów pierwsze nawiedzały moje myśli. Zamiast od nich uciekać pragnęłam jednak przyjrzeć się im lepiej bez względu na konsekwencje. Nie spodziewałam się, że wystarczyło bym na dłuższą chwilę zamknęła oczy.
Nagle wszystko zniknęło, kiedy popchnięta w przepaść umysłu, spotkałam się twardo z taflą cierpienia.
***
Zobaczyłam ciało elfki, bezwładnie zwisające w ramionach Sedrika. Jej skóra była biała niczym śnieg, a z rany na szyi nie płynęła już nawet kropla krwi. Mroczny klęczał na ziemi, a jego skulone nad nią plecy trzęsły się od emocji. Ból pękającego serca nie pozwalał wziąć oddechu, topiąc mnie w wylewającej się z niego ciemności.
Wtedy wszystko pochłonął znajomy dym. Gniew strawił wszelkie emocje, nie pozostawiają nic prócz woli zemsty.
***
– Dość! – Sedrik złapał mnie za włosy, zmuszając bym na niego spojrzała. – Chcesz, żebym pogrzebał w twoich wspomnieniach?
Odsłonił kły, nachylając się bliżej mojej twarzy. Ściana cieni odgrodziła nas od reszty świata i nagle zostaliśmy sami pośród martwej przestrzeni, do której nie docierał nawet wiatr. To wtedy zrozumiałam, że jeśli nasza więź cokolwiek zmieniała, to to, że byłam jeszcze bardziej bezbronna wobec tego, który potrafił zawładnąć ciemnością w sposób, jakiego nie powinien znać żaden elf.
– Trzeba było zostawić mnie na śmierć.
Wbiłam paznokcie w jego zaciśniętą przy moim karku pięść. Mój dotyk wzburzył, unoszący się w oczach mrocznego dym. Spojrzał mi w źrenice, ani odrobinę nie rozluźniając palców.
– Tamta trójka nie pozwoliłaby ci, tak szybko umrzeć.
Dobrze wiedziałam, że uratował mnie od losu gorszego niż śmierć, nie tylko przed najemcami. Jak mogłam jednak wierzyć, że była w nim litość, kiedy mordował z taką łatwością.
– Dlaczego oszczędziłeś tamtych leśnych? – odezwałam się.
Może zobaczył w moich oczach, że nie chodziło mi tylko o tych, którzy zaatakowali nas w obozie. Nie poruszył się, kiedy puściłam jego dłoń.
– Nie miej złudzeń. Nie jestem tym dobrym.
Kiedy oderwał ode mnie wzrok, na nowo wyrosły wokół nas drzewa. Pozwoliłam, żeby razem z mrokiem opadły plączące się w mojej głowie wspomnienia. Zepchnęłam je tam, gdzie nie zamierzałam zaglądać. Tylko to mogło mnie uratować. Przynajmniej na jakiś czas, bym mogła skupić się na tym, po co uciekłam z niewoli.
Dowiedzieć się, dlaczego przetrwałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro