Rozdział 6
☾ Rozdział 6 ☽
Biegła przed siebie, specjalnie wracając do obozowiska okrężną drogą. Nie wiedziała, czy obcy rzuci się za nią w pogoń, czy też nie. Nie posiadała smoczego słuchu, aby móc to określić.
Padający z nieba śnieg osadzał się na brązowych lokach, a gałęzie nieprzyjemnie uderzały w ciało. Najgorsze w tym wszystkim było zimno, które wyczuwała pomimo dobrze ocieplonego ubrania. Chłód dla takich, jak ona był najgorszym wrogiem.
Dostała zadyszki, ale wciąż przemierzała ciemności, aż w końcu dojrzała blask i znane sobie namioty. Przystanęła na skraju obozu, aby wyrównać oddech. Pochyliła głowę, zrywając ze swojej twarzy maskę, a włosy od razu przybrały rudą barwę. Gwałtowne nabieranie powietrza tworzyło dookoła niej obłoki białej pary.
– Eve?
Została zauważona przez jednego z towarzyszy. Młodzieniec podbiegł do niej i dotknął ramienia, ale odruchowo się cofnęła, dalej dość szybko oddychając.
– Dlaczego jesteś w takim stanie? Przecież wiesz, jak zimno na nas działa! – zganił, zaciskając usta i poprawiając futrzaną czapkę, która to skrywała czarne kosmyki.
Barwa przypomniała kobiecie o napotkanym niedawno smoku i sprawiła, że ze złością uderzyła pięścią w drzewo. Nic nie poczuła, bo ocieplane rękawice zamortyzowały cios. Była wściekła, bo to, co wyczuła od obcego, było wprost niewiarygodne.
Ta bestia była jej bratnią duszą.
I wciąż nie dowierzała, że to możliwe.
– Pierwotny Ojcze, musisz sobie żartować – mruknęła pod nosem, a jej towarzysz coraz bardziej się niepokoił.
Powolnym krokiem zbliżył się i ujął dziewczynę pod ramię, prowadząc bliżej ogniska. Eve tym razem się nie sprzeciwiała, ale zarazem milczała. W ciszy usiadła i zaczęła delektować się ciepłem. Każdy z obecnych pomimo żaru nosił mocno ocieplane ubrania.
Feniksy nienawidziły zimna, ale za to miłowały ogień.
– Co jest z księżniczką? – szepnął jeden z mężczyzn, siedzących tuż obok Eve.
Towarzysz wzruszył ramionami.
– Pewnie zmarzła.
Feniks nerwowo strzepała śnieg ze swoich ramion, wykrzywiając usta w grymasie. Niewiarygodne, że ona, córka przywódcy feniksów miała być sparowana z przedstawicielem wrogiej nacji.
Nie chciała więzi i marzyła jedynie o tym, aby nigdy już nie spotkać smoka.
Kimkolwiek był, nie obchodziło jej to.
Pomimo całej wrogości i niechęci, Eve była świadoma, że tylko z tą bestią mogłaby mieć potomstwo. Na tym polegała istota takiej relacji dla jej rodzaju. Chociaż sama więź nie wywoływała uczuć, to była kluczowa dla wydawania na świat następnych pokoleń. Ta piękna sprawa przez ostatnie wieki była dla feniksów również największym utrudnieniem i powodem, dla których ich populacja spadła. Nie pomagał przy tym fakt, że byli rasą, którą powszechnie uważano za wymarłą.
Zacisnęła usta, wyczuwając padający na siebie cień. Od razu uniosła głowę do góry, napotykając postać kapitana grupy. Starszy feniks zmarszczył swoje krzaczaste, ciemne brwi i westchnął.
– Gdzie byłaś, Eve? Przecież wiesz, że nie powinniśmy się rozdzielać – zaznaczył, zaciskając usta w wąską kreską.
– Przy wodospadzie – odparła zgodnie z prawdą, pomijając informacje o spotkaniu ze smokiem.
Feniksy znały dość dobrze Las Tysiąca Ścieżek. Nie pierwszy raz przez niego podróżowały. Eve uwielbiała to miejsce wiosną i wielokrotnie mając okazję, zapuszczała się w te regiony, aby poobserwować rośliny i zwierzęta. Kwitło w nim życie, ale teraz to wszystko zostało zasłonięte przez śnieg. Spało, oczekując dnia, gdy nadejdzie pora przebudzenia.
– Nie powinnaś odchodzić tak daleko – upomniał i potarł czoło. – Jutro wyruszamy, musimy dostać się do Hyon i zabezpieczyć miecz.
Wystarczyła wzmianka o zadaniu, a atmosfera od razu zrobiła się poważniejsza. Każdy wiedział, jak istotna była ta broń.
Właśnie. Eve z niechęcią wsunęła dłoń w kieszonkę płaszcza. Brak jednego ze sztyletów wywołała w niej dziwne uczucie pustki.
– Grupa ze świątyni nie mogła po prostu dostarczyć go bezpośrednio? – zamruczał niezadowolony członek grupy.
Kapitan odwrócił się ku niemu i skrzyżował dłonie na ramionach.
– Doskonale wiesz, że musieli się rozdzielić. Smoki ruszyły w pościg, nie zdziwi mnie, jak w wiosce będzie ktoś na nas czekał. Sami za to nie byliby w stanie dobrze chronić artefaktu. Aukcja to najbezpieczniejszy punkt przerzutu.
– Jednocześnie najbardziej przewidywalny – spostrzegła Eve. – Wydostanie broni z Hyon będzie jednym z najtrudniejszych zadań. Możemy ją zabrać z aukcji, ale cichy transport to coś innego. Nie wiemy też, czy nasi towarzysze nie będą mieć opóźnienia. Zimno źle na nas działa – podsumowała.
Feniksy spuściły głowy. Sytuacja w smoczej świątyni nie miała tak wyglądać. Artefakt zamierzano wydostać z niej po cichu, tak, aby kapłani nie zauważyli kopalni, ale jedna z podpór się zawaliła i wtedy rozpoczęły się komplikacje. Wielką stratą dla feniksów była utrata dóbr, jakie skrywały tunele, ale mogły to znieść. Poświęciłyby wiele, aby zachować miecz, bo tylko z nim mogły stanąć naprzeciw smokom.
– Jego wysokość przez lata budował swoje wpływy, jest teraz jedną z kluczowych figur półświatka w Hyon. Będziemy mieć utrudnienia, ale z pewnością podołamy – zaznaczył kapitan, a na wspomnienie króla, zgromadzone feniksy przyłożyły dłonie do piersi.
– Niech ogień wiecznie w nim płonie.
Życzenie poniosło się po otoczeniu niczym pochlebna pieśń. Jedynie Eve rzuciła to mimochodem i z obowiązku, a głos miała przy tym pusty. Zamiast o ojcu i tym, jak był uwielbiany, wolała myśleć o zadaniu.
I mężczyźnie, którego zapach dalej tkwił jej w głowie.
Miała szczęście, bo gdyby nie posiadała założonej maski i biżuterii tłumiącej zapach, to i on by ją rozpoznał. Zmysły musiały poczuć partnera, aby dana istota mogła bezsprzecznie stwierdzić, że to on. Wtedy dochodziło do aktywacji.
Wstała i bardzo szybko zanurkowała do wnętrza jednego z białych, niewielkich namiotów. Dzieliła go z młodą kobietą, ale teraz nie było jej w środku. Mogła więc cieszyć się nieco większą ilością ciepła i samotnością. Domyślała się, że smok zmierza do Hyon. Możliwe, że na aukcję bądź jako jej wróg. Krzywiła się na samą myśl o kolejnym spotkaniu.
Rozpuściła włosy i nerwowo zaczęła je rozczesywać. Czuła, że potrzebuje snu, bo nie potrafiła do końca trzeźwo myśleć. Gniew i zagubienie tańczyły w jej sercu, nie chcąc się z niego wynieść, a co gorsza zaburzały osąd sytuacji.
Powinna powiedzieć, że spotkała obcego. Nie byłby pierwszym, na którego natknęłaby się grupa, więc nie stałoby się nic złego. Mimo tej wiedzy milczała. Może dlatego, że chciała wymazać istnienie smoka ze swojego umysłu.
Uderzyła się jedną z dłoni w policzek, krzywiąc i wzdychając. Po chwili ułożyła się na swoim legowisku i przymknęła oczy.
Teraz najistotniejsze było wykonać zadanie.
↝ CDN ↜
Witam Was serdecznie w Walentynki! Oto obiecany rozdział, który myślę, że bardzo wiele tłumaczy, ale też pozostawia pewne pytania. Chętnie poznam wasze teorię i przemyślenia. Życzę Wam też, aby ten dzień minął bardzo przyjemnie i radośnie. Mi minął <3
Dziękuję za to, że jesteście <3
Tiktok: @malgorzata_paszko
Instagram: @malgorzata_paszko
Data pierwszej publikacji: 14.02.2025
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro