Rozdział 5
☾ Rozdział 5 ☽
Pierwsza noc spędzona w Lesie Tysiąca Ścieżek okazała się mało korzystna dla podróżników. Żaden z nich się nie wyspał, co skutkowało parszywym humorem z rana. Jedynie srogie spojrzenie dowódcy sprawiało, że nie zaczęli głośno marudzić i fukać na wszystko, co ich otaczało. Zdecydowano, że prześpią w obozowisku jeszcze jedną noc, a Noe otrzymał kategoryczny zakaz snucia historii. W końcu należało znaleźć kozła ofiarnego. Dla Laitha kolejny wieczór był równie beznadziejny, co poprzedni. Nie mógł spać i długo wpatrywał się w niebo. W końcu nie wytrzymał i wstał, udając na patrol.
Wśród drzew kryła się niezliczona ilość ścieżek, a według historii było ich tysiące, co wiązało się z nadaną lasowi nazwą. Teraz wszystko było przykryte przez biały puch, a książę poruszał się tak, jak tego sobie życzył. Do płuc ponownie wdzierał się chłód, a śnieg trzeszczał pod stopami. Po chwili marszu dotarł do miejsca, w którym to dnia wcześniejszego pozbawił życia dwa wilki. Cynthia z Tristanem już zdążyli je oskórować. Pomimo słabych nastrojów wykonywali każdy z wydanych rozkazów.
Tak działali żołnierze.
Szum wody zmieszał się z innym dźwiękiem. Krwawy Książę przystanął, chcąc dobrze się w niego wsłuchać. Wtedy też usłyszał niewiarygodnie piękny śpiew. Był jednak w języku, którego nie znał, co nie było tak alarmujące. Na świecie wciąż istniały mniejszości, które nie zaadoptowały mowy powszechnej. Isteria była jedynym królestwem, które również jej nie przyjęło.
– Asharies aemra seris tu...
Nucenie było przyjemne, podobne do muzyki młodszego brata księcia, Esiasa. Młody smok potrafił za sprawą instrumentów poruszyć duszę. Ze względu na to Laith poczuł pewien dyskomfort.
– Teramieris aeuro saera katareis monumetirs...
Pomimo dziwnego rwania w sercu, nie zamierzał jeszcze zakłócać występu. Oparł się o drzewo i próbował namierzyć śpiewacza.
– Akaere monumetirs sareio saera...
Wzrok księcia napotkał kobiecą postać, stojącą na jednym z większych kamieni na uboczu. Śpiewała, unosząc dłoń i patrząc na niebo. Jej twarz okrywała maska ze srebrnymi zdobieniami. Dzięki nim wydawała się lśnić.
Nad palcami księcia pojawił się płomień, a dziewczyna od razu się odwróciła, przyjmując pozycję obronną.
Blask ją zaalarmował.
– Kto tu jest? – syknęła.
Laith ani drgnął, wciąż przyglądając się czerwonemu językowi, który stworzył. Żaden słowny sposób poinformowania o własnej obecności mu nie pasował, to też wykorzystał inną metodę. Światło zdradzało jego lokalizację oraz ujawniało twarz.
Kobieta zrobiła kilka kroków do przodu, ale stawiała je z ostrożnością. Wkrótce mężczyzna mógł dokładnie ujrzeć jej posturę.
– Jesteś niemową? – zapytała ostrożnie.
– Skąd taki wniosek? – zagadnął, próbując dostrzec w obcej coś charakterystycznego.
Ubrana była ciepło, co nie zaskakiwało z racji warunków. Chociaż futro przy jej płaszczu było o wiele grubsze niż w standardowym, a dłonie kryła pod porządnymi rękawicami. Najwyraźniej chłód był dla niej gorszym wrogiem niż dla niego.
– Nie podgląda się innych – spostrzegła, lekko zadzierając głowę ku górze. Laith był od niej wyższy o około pięć centymetrów.
– I tego nie robiłem. To miejsce publiczne, a ja dałem o sobie znać. Jeśli to zostało wyjaśnione, to czy masz coś jeszcze mi do zarzucenia, Śpiewaczko?
Nie brzmiał poważnie, jego ton był niski, a oczy pomimo zmiany barwy błyszczały w dziwny sposób, który mógł wzbudzić czujność. Dziewczyna nie odpowiedziała, mrucząc coś w obcym języku pod nosem.
– Podróżujesz sama? – zapytał. – Czy może uciekłaś od swoich towarzyszy, aby pośpiewać?
Atmosfera daleka była do przyjaznej, ale Laith liczył, że poprzez pytania pozyska informacje. Spotkanie innych osób w Lesie Tysiąca Ścieżek nie było dziwne, wielu podróżowało do wioski Hyon, ale nie zamierzał tego bagatelizować.
– Sądzisz, że muszę uciekać?
Odpowiadanie pytaniem na pytanie było ciekawą i dość często widzianą przez księcia metodą. Ludzie w ten sposób próbowali wybić rozmówcę z rytmu.
– Nie masz przy sobie za wiele, a piesza wędrówka zimą nie brzmi najrozsądniej. Do tego dookoła nie ma nikogo poza nami. Wnioski nasuwają się same – spostrzegł, mocniej przylegając plecami do kory. Ciepło ognia przyjemnie pieściło skórę jego dłoni.
Ciszę między dwójką przerywał jedynie delikatny szum wiatru. Do nozdrzy smoka dotarła woń śniegu i wody. Wyprostował się, lekko odsuwając od drzewa i stawiając krok w stronę rozmówczyni.
Musiał przerwać ten impas.
Niczego nie wyczuwał. Kobieta przed nim wydawała się nie mieć zapachu, a przecież to było niemożliwe. Spoważniał, mierząc drobniejszą postać uważnym spojrzeniem.
Z tą dziewczyną było coś nie tak.
– Zaskakujące, mało kto ukrywa swój zapach – zauważył.
Kobiece dłonie lekko się zacisnęły.
– Dzięki temu można stać się nieuchwytnym dla drapieżników. Polecam spróbować – podsumowała.
To mogła być prawda bądź nie. Nie miał powodów, aby wierzyć obcej. Ironicznie, brak zapachu przyciągnął do niej coś gorszego niż wilk.
– Myślę, że to niesprawiedliwie – zaczął. – Widzisz moją twarz, a ja wciąż nie dostrzegłem twojej.
Spodziewał się każdej możliwej reakcji. Specjalnie prowokował, chcąc, aby pokazano mu nieco więcej kart.
Nieistotne, co przy tym by o nim pomyślano.
Kobieta nic nie powiedziała, po prostu sięgając rękami do swojej maski. Laith czekał, obserwując uważnie, więc gdy niespodziewanie doskoczyła ku niemu ze sztyletem w dłoni, uśmiechnął się i bez trudu zrobił unik.
– Ktoś taki, jak ty z pewnością nie powinien na mnie patrzeć – rzekła poważnie, obracając w dłoniach oręż.
– Każdego, kto zapyta o twoją twarz, atakujesz?
Obserwował, samemu nie wykonując żadnego ruchu. Płomień nad jego dłonią nabrał na sile, a srebrne zdobienia z maski dziewczyny zalśniły mocniejszym blaskiem. Zaatakowała ponownie, wykonując wymach i próbując podciąć Laitha.
Ogień zgasł, a noc otoczyła tę dwójkę swoim płaszczem.
Atak się nie powiódł. Książę chwycił ją mocno za nadgarstek, zmuszając, aby niemal oparła się o jego pierś. Wyczuwał szarpnięcia, ale i tak ani drgnął. Do czasu, aż nie dostrzegł, że wyciągnęła kolejny sztylet i zaatakowała nim z pomocą drugiej dłoni.
Uśmiechnął się złowrogo, a jego oczy rozbłysnęły tak, jakby właśnie zobaczył coś ciekawego. Śnieg dookoła zatrzeszczał, gdy to wykonał ruch, aby wytrącić broń z ręki napastniczki.
Wykorzystała to i gdy sztylet spadał, uniosła kolano, uderzając Laitha w brzuch, a następnie szarpnęła za więzioną kończynę. Okoliczności sprawiły, że zdołała się wyzwolić i ciąć swoim ostrzem wewnętrzną część dłoni smoka. Następnie rzuciła się w głąb lasu.
Słyszał, jak oddychała, jak mknęła przez zaspy, a śnieg trzeszczał pod jej stopami. Następnie zniknęła, znajdując się poza zasięgiem jego słuchu. Smok uśmiechnął się, patrząc na powierzchowne zranienie.
– Doprawdy ciekawy z ciebie króliczek – mruknął, prostując się i przyglądając krwawiącej szramie.
Po chwili ciszy roześmiał się w taki sposób, że zmroziłoby to krew w żyłach niejednej osoby. Czuł się zaintrygowany dziewczyną, która nie tylko miała piękny głos, ale i najwyraźniej uwielbiała uciekać. Może ją przestraszył, ale również istniała opcja, że ona sama skrywała coś interesującego.
↝ CDN ↜
Mamy to! Jak widzicie spotkanie Laitha z jego przeznaczoną jest nieco bardziej zagmatwane. Ale dlaczego on nie wie, kim ona jest? Wszystko się wyjaśni! Słowo! W walentynki planuję podrzucić wam rozdział 6, więc też dowiecie się jeszcze więcej.
Miłego poniedziałku, kochani <3
Tiktok: @malgorzata_paszko
Instagram: @malgorzata_paszko
Data pierwszej publikacji: 10.02.2025
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro