Rozdział 4
☾ Rozdział 4 ☽
Dotarcie na skraj lasu zajęło drużynie dwa dni, gdzie to podróżowali niemal bez wytchnienia. Laith chciał czym prędzej znaleźć się bliżej wioski Hyon, świadomy, że liczy się każda sekunda. Zgodnie z informacjami, które przekazał Aynur, złodzieje zamierzali właśnie tam dostarczyć broń. Pojawiało się pytanie, czy chcieli ją sprzedać, czy też po prostu komuś przekazać.
Musieli dostać się do lokalizacji na czas. Korzystając z okazji, że byli już niedaleko, rozbili obóz, aby odpocząć i zaplanować kolejne kroki.
Cała czwórka rozsiadła się dookoła ogniska, chcąc się ogrzać. Ich oddechy tworzyły w powietrzu obłoki białej pary. Laith sprawdzał otoczenie, doładowując kryształy. Proces wymagał precyzji i spokoju. Zbyt wiele mocy mogło zaszkodzić, zbyt mało uczynić przedmiot bezużytecznym.
– Co za ziąb... – stęknęła Cynthia, okrywając się szczelnie kocem, który to miał futrzaną podszewkę.
– Nie jest tak źle. Teraz to chociaż drzewa chronią nas przed wiatrem – zauważył Tristan, wgryzając się w kawałek suszonej wołowiny.
Zabrali ze sobą właśnie takie mięso i bukłaki z wodą. Racje musiały być zdatne do warunków podróży. Podczas tej zawsze też mogli coś upolować.
Cynthia westchnęła, sięgając po drewniany kubek. Wlała do niego nieco zagotowanej wody z garnuszka, który to stał na palenisku. Sama zabrała ze sobą ten sprzęt, chcąc mieć możliwość picia herbaty.
– Idealna – szepnęła z zachwytem, odgarniając za ucho blond kosmyki. Jej zielone oczy od razu nabrały nieco psotnych iskierek.
Laith słuchał rozmów, ale się do nich nie mieszał. Tak to zwykle wyglądało. Jako że znajdował się dalej od ogniska, chłód o wiele mocniej napierał na jego ciało. Było to nieprzyjemne, ale utrzymywało umysł w ryzach. Energia Smoczej Żądzy ponownie czyniła go niestabilnym, agresywnym i głodnym zniszczenia.
– Dowódco, masz ochotę?
Kobiecy głos dotarł do uszu Laitha, a ten parsknął.
– Szkoda marnować ziół i tak nie zdołam zrozumieć, dlaczego tak się tym zachwycasz.
Cynthia pokiwała głową, odwracając się i ukradkiem przekręciła oczami, co wywołało chichot Tristana.
– Co się śmiejesz? Guza szukasz? – mruknęła.
Po zakończeniu pracy z kryształami Laith skierował się po wodę.
– No co ty – rzucił rozbawiony Tristan, a brązowe loki opadły mu na twarz. Z wszystkich mężczyzn miał najdłuższe włosy.
Cynthia i Tristan zaczęli walkę na spojrzenia, aby po chwili wesoło się roześmiać. Axor tymczasem skończył jeść, otrzepał dłonie i wstał.
– Dowódco, pozwól, że to ja przejmę pierwszą wartę – poprosił, zginając lekko kark.
Laith uniósł brew, odsuwając bukłak od swoich ust i mierząc żołnierza spojrzeniem. Każdy z nich wyglądał podobnie. Ocieplane płaszcze zdolne ukryć twarze i skórzane ubrania, które wzmocniono tak, aby nie było łatwo ich przeciąć.
W jednej chwili wszelkie rozmowy ucichły, a oczy całego oddziału spoczęły na Krwawym Księciu, który doskonale wiedział, jaki był powód prośby.
Banda przewrażliwionych bachorów.
– Rób, co chcesz – odparł Laith, kierując się w stronę koni.
Ciężka atmosfera zniknęła. Pozostał tylko szum wiatru i chłód. Korony drzew skutecznie ograniczały widok na niebo, a ciemności dodawały obozowisku czegoś niesamowitego. Było ono, jak iskra wśród mroku, którego zamiarem było opanować świat.
Światło zawsze walczyło z ciemnością.
– Słyszeliście Legendę o Lesie Tysiąca Ścieżek? – zapytał nagle Noe i uśmiechnął się konspiracyjnie.
– Nie – odparła Cynthia. – Jeśli chcesz nas przestraszyć jakąś bajeczką, to pamiętaj, że widziałam już niestworzone rzeczy.
Rzuciła mu wyzwanie, a usta Laitha wygięły się złośliwie, gdy to czekał na odpowiedź wojownika, ciekawy, czy ten stawi kobiecie czoła. Pogłaskał przy tym swojego konia, który cicho zarżał.
– Ha! Czy ktokolwiek mówił o strachu? – skomentował. – Chcę tylko z dobroci serca podzielić się z wami swoją wiedzą, a ty...
– Przejdź do rzeczy! – poprosił Tristan, cicho ziewając.
Noe wzniósł oczy ku niebu i westchnął.
– Tysiąclecia temu żyć miała Pierwotna, której moc umożliwiała poznać największy ból serca. Sekret bądź sprawa, której nie dało się zapomnieć – objaśnił. – Mówiło się, że ma wgląd w duszę.
Dar był wyjątkowy, ale w oczach Laitha również problematyczny i obciążający umysł. Miał wiele swoich własnych trosk i utrudnień, nie potrzebowałby, aby do tego wszystkiego doszło coś takiego. Nie chciałby również, aby ktokolwiek poznał jego własne wnętrze.
– Mieszkała w małej wiosce i używała swojej umiejętności, aby pomagać mieszkańcom. Pragnęła, aby pojęli, że pewnych spraw nie da się naprawić, a istotne jest kroczyć naprzód. Jak się spodziewacie, nie każdemu było łatwo przyjąć wiedzę, że ktoś zna jego mroczne sekrety. No więc...
Ogień wesoło zatrzeszczał w palenisku, a wszyscy poza księciem wpatrywali się w twarz Noe z wyczekiwaniem. Atmosfera nabrała barw, a cienie tańcowały na ziemi, zupełnie, jakby i one dołączyły do tej opowieści.
– Znienawidzono ją – podsumował, ruszając patykiem ognisko. – Pewnego dnia poznała sekret kogoś bardzo ważnego, a ten wzburzony zmanipulował tłum i zaczął na nią polować.
Laith podszedł do ogniska, siadając na swoim miejscu. Musiał przyznać, że to był to przewidywalny przebieg zdarzeń. Smoki nienawidziły słabości, a jeszcze bardziej, gdy ktoś poznawał ich własną.
– Ścigano ją aż do Lasu Tysiąca Ścieżek. Krwawiła, zostawiając za sobą masę śladów i budząc ze snu drapieżniki zamieszkujące te gęstwiny.
Jak na zawołanie coś zaszumiało z boku. Głowy całej piątki odwróciły się w tym kierunku. Axor i Laith wydawali się najspokojniejsi, ale Cynthia zaciskała nerwowo wargi. Atmosfera robiła swoje. Wkrótce zza zaspy wyłoniło się królicze ucho, a zwierzę pomknęło naprzód.
– Przodkowie... – jęknął Tristan. – No, co było dalej? – zapytał, ponaglając kolegę. Chciał czym prędzej poznać dalszą treść opowieści.
– Znaleźli ją i przybyli do drzewa, katując i ostatecznie odbierając życie. Pierwotne Smoki są silniejsze, a ich zdolności regeneracyjne mogą sprawić cuda, więc męka trwała długo. Krzyczała i błagała, ale nikt nie okazał jej łaski. Zmarła, a Przodkowie bardzo się rozgniewali.
– Mam nadzieję, że zabili tych drani – mruknęła pod nosem Cynthia.
Laith wpatrzył się w palenisko. Ogień tańcował, a nawet przez moment książę miał wrażenie, że widzi w nim jakąś postać.
– Zabili – zgodził się Noe. – Przodkowie przeklęli las, a ci, którzy byli winni tej masakry, zasnęli i do śmierci byli uwięzieni w swoich koszmarach. Im bliżej nocuje się Przeklętego Drzewa, tym mniejsza szansa, że się wyśpisz – podsumował.
Cynthia odgarnęła z czoła blond kosmyki włosów i westchnęła.
– Zapowiada się więc nieprzespana noc?
Tristan pokręcił głową.
– Co ty, to przecież tylko legenda – zauważył i spojrzał na Noego. – Prawda?
Bajarz wyszczerzył się, wzruszając ramionami.
– Przekonamy się – podsumował.
Axor i Laith nie zmienili wyrazów twarzy. Księcia pochłonęło rozmyślanie o tym, co oznacza śmierć. Koniec męki, jaką było życie. Cisza i spokój do chwili odrodzenia. Według wiary smoków część zmarłych dołączała do Przodków, a cała reszta powracała na ziemię. W ten sposób mieli zapracować na wyróżnienie i mieć szansę spotkania swojej bratniej duszy. Więź oblubieńców była rzeczą podobno wspaniałą. Połączenie nie wywoływało uczuć, ale bliskość, potrzebę i wrażenie, że tej drugiej osobie można było zaufać. Cała reszta emocji rodziła się sama. Do chwili spotkania konsekwencje śmierci jednego z nich były dla drugiego nikłe, wieczna samotność w końcu nie brzmiała tak źle, ale jeśli doszłoby do aktywowania powiązania, to strata partnera mogłaby zniszczyć. Zabić, sprawić, że osoba oszaleje, a może po prostu dokona samozagłady.
Laith uważał, że to paskudny wynalazek. Więź, która sprawiała, że chciałeś komuś tak po prostu zaufać, była zdradliwa i kłopotliwa. Keon zaparł się, że poślubi tylko tę, która będzie mu przeznaczona i ostatecznie tak się miało stać. Nawet Aynur łagodniał dla swojej bratniej duszy. Laith za to czuł tylko wstręt. Nie chciał spotykać przeznaczonej, a może właśnie chciał, tylko nie wiedział, co stanie się dalej.
Niewiedza za to była straszliwą rzeczą.
Wspomnisz jeszcze moje słowa. Zakochasz się w kimś, kto będzie cię nienawidzić i przekonasz się sam, jak wielką siłę ma miłość.
Słowa, które Isra wypowiedziała do niego dawno temu, na nowo zabrzmiały w umyśle. Parsknął, przykuwając tym uwagę wszystkich zgromadzonych. Wciąż uważał życzenie siostry za niepoważne.
– Pora spać – rzekł, nie mówiąc nic więcej.
» ✧ «
Nocne ciemności okryły twarze śpiących smoków, przy których to czuwał wartownik. Jedynie tańczący ogień stawał przeciwko mrokowi, jakby chcąc chronić podróżników. Był jednak bezradny wobec tego, co działo się w ich umysłach. Wpływ lasu, a może opowieści Noego sprawił, że każdemu śniło się coś nieprzyjemnego.
Laith zmarszczył brwi przez sen, zaciskając dłoń na krysztale grzewczym tak mocno, że na tym pojawiło się delikatne pęknięcie.
Wspomnienia pewnego jesiennego dnia odżyło. Przechadzał się po koszarach, bo uciekł od nauczycieli, znudzony tym, co próbowali mu przekazać. Tak natknął się na rówieśnika. Axor nie rozpoznał go, a od słowa do słowa doszło do tego, że dwójka młodzieńców stoczyła mały pojedynek na moce.
Ogień stanął naprzeciwko wody i zwyciężył.
Dla Laitha wynik był pewny, ale i tak to starcie uznał za niezwykle radosne. Axor nie irytował go tak, jak wielu innych. Nie wahał się, a walczył z całych sił. Chociaż rozpoczęli znajomość walką, to ta stanowiła podwalinę pod wszystko, co później przeszli. W tym ich przyjaźń.
Czerwone oczy księcia rozbłysnęły, gdy to wpatrywał się w poznanego chłopaka.
– To nic. Nawet jakbyś stanął na głowie, to nie byłbyś w stanie mnie pokonać.
Krwawy Książę obudził się nagle, prostując się i dotykając czoła. Axor od razu wbił w niego spojrzenie, ale nie zamierzał przemówić. Laith tymczasem nieznacznie się skrzywił. Chociaż wspomnienie nie było nieprzyjemne, to nie lubił śnić o przeszłości.
Nigdy bowiem nie wiedział, w której chwili ukaże się to, czego nie chciał pamiętać.
– Idę na patrol, a gdy wrócę, zmienimy się – oświadczył, wstając ze swojego miejsca i skierował się ku leśnej gęstwinie.
– Jak rozkażesz, dowódco.
Laith szedł, scalając się z mrokiem. Mijane krzaki pozostawiały na płaszczu śnieg, a mężczyzna i tak parł przed siebie, wsuwając do kieszeni grzewczy kryształ. Tylko jego czerwona barwa wydawała się rozświetlać ciemność. Zwykle książę był w stanie widzieć nocą dość dobrze, ale na skutek mieszanki jego zmysł wzroku uległ pogorszeniu. Może nawet teraz działał tak, jak u każdego smoka. Niewyraźne, mroczne sylwetki drzew nie pomagały w nawigacji po obcym terenie, więc ostatecznie zdecydował się unieść dłoń i wzniecić nad nią płomień.
Ogień od razu wyszedł na spotkanie nocnej toni i pozwolił twórcy dokładniej widzieć otoczenie.
Drzewa iglaste i bez liści, runo pokryte śniegiem i nieco nierówności. Wiosną musiało tutaj niesamowicie pachnieć, ale teraz do nozdrzy bestii docierał tylko chłód. Szedł przed siebie, nasłuchując. Sowy chuchały, coś wydawało z siebie dźwięk cykania. W końcu dotarły do niego również odgłosy skradania.
Przystanął, oczekując, aż zwierzę ucieknie bądź się na niego rzuci. Pragnął walki, więc liczył na to drugie. Słysząc warczenie, uśmiechnął się złowróżbnie i spojrzał przez ramię. Wprost w zielone ślepia białego, pokrytego lodowym osadem wilka.
– Już zmieniłeś futro – zanucił.
Zwierz warknął, a z boku wysunął się kolejny łeb. Ten gatunek dostosowywał się do pory roku, przyjmując adekwatne do niej umaszczenie. Teraz białe futro pokrywały kryształki lodu, jesienią za to były to listki, a on sam był rudy.
Do drapieżników dołączył trzeci, a Laith ani drgnął. Czekał, a ekscytacja wypełniła jego serce.
– No dalej – zachęcił, rozkładając ramiona zapraszająco. Zacisnął pięść, a ogień zgasł.
I w tej sam chwili przeciwnicy ruszyli do ataku. Skoczyli, warcząc i otwierając szczęki. Każdy na miejscu księcia już by uciekał, chcąc się ratować, niektórzy rozdzieliliby bestię, aby pokonać jedną po drugiej. Laith działał jednak inaczej.
W jednej chwili jego dłonie stały się podobne do smoczych łap. Dokonał częściowej przemiany, do czego zdolni byli tylko najzdolniejsi ze smoków. Zamachnął się, rozdzierając skórę na szyi wilka. Wykonał też unik, a ślina z paszczy przeciwnika opadła mu na twarz. Zamiast się tym brzydzić, roześmiał się i zaatakował. Miał w kieszeni nóż, ale nie zamierzał go używać.
Chciał czuć na rękach krew.
I ją poczuł. Ruchy miał szybkie, drapieżne, a lata szkoleń połączone z morderczymi instynktami sprawiły, że już wkrótce było po wszystkim. Dwa wilki padły, a trzeci zbiegł.
Śnieg pokryła szkarłatna ciecz, tak podobna do oryginalnego koloru oczu Laitha. Smok z zakrwawionymi rękoma spojrzał w stronę nieba. Dłonie wróciły mu do ludzkiej formy i jedną z nich przeczesał swoje czarne włosy, brocząc je karmazynem. Uśmiechał się, a jego serce biło szaleńczo.
Marzył o więcej, ale na razie musiał zadowolić się tą przekąską.
Pragnienie zniszczenia zostało nieznacznie zaspokojone. Bez emocji zmierzył ciała stworzeń i westchnął. Wtedy do jego uszu dotarł dźwięk wody, co postanowił sprawdzić. Zamierzał obmyć krew i zanieść zdobycze do obozu. Ich futro mogło okazać się przydatne, bo mięso nie należało do najsmaczniejszy, chociaż w sytuacji potrzeby faktycznie mogliby je spożyć.
– I w ten sposób drapieżnik stał się ofiarą – mruknął pod nosem, sunąc powoli po śniegu.
Było mu coraz chłodniej w stopy. Wkrótce dotarł na miejsce i się rozejrzał. W lesie znajdował się niewielki wodospad, z którego woda wciąż wypływała. Jezioro również nie było zamarznięte. Podszedł do jego skraju, stojąc na w połowie ośnieżonym kamieniu i się pochylił.
Tak jak się spodziewał, woda była przyjemna, a to oznaczało, że źródłem musiał być jakiś podziemny gejzer bądź jedno z ciepłych, górskich źródeł pasma przebiegającego przez pobliską Dumelię. Wyjaśniało skąd wodospad w pokrytym śniegiem lesie.
Wzniósł spojrzenie, śledząc strukturę skał, a następnie spojrzał na odbicie w wodzie. To było niewyraźne, ale po pewnym czasie dostrzegł zarys swojej osoby i drzewa. Woń krwi za to coraz bardziej wypełniała jego nozdrza, gdy to spróbował zmyć ślady jatki.
↝ CDN ↜
Witam was w tę uroczą niedziele i zapraszam na rozdział <3 Do spotkania naszych gołąbków coraz mniej (już w kolejnym rozdziale, który pojawi się... jutro!). Zachęcam was do komentowania i wskazywania błędów. Staram się czytać tekst po trzy razy, ale wiecie jak to bywa niestety...
Jak wam w ogóle mija weekend? Wypoczywacie?
Tiktok: @malgorzata_paszko
Instagram: @malgorzata_paszko
Data pierwszej publikacji: 09.02.2025
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro