Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

a/n: piosenki na górze słuchałam na loopie, kiedy pisałam ten rozdział. chyba pasuje

Cisza, w której pogrążona była dolina przypominała szklaną bańkę, spod której już nigdy mieli się nie wydostać. Jimin wiedział o tym, kiedy powoli pakował rzeczy do swojego plecaka. Nie było powodu, żeby to robić, a jednak nie chciał odrywać się od zwyczajnych, codziennych czynności, które pozwalały zachować mu resztki realności. I nadziei.

Spojrzał na okno, za którym nie było widać nic oprócz szarawej, kłebiącej się mgły. Mimo tego dobrze wiedział, że za gdzieś pod nią ukrywają się pozbawione roślinności góry, błękitne jezioro i sześć kamiennych kopców, o których nadal nie potrafił myśleć. Z ulgą przeszło mu przez głowę, że to się niedługo skończy i nie będzie musiał być tutaj zupełnie sam z kimś, kto tylko przypomina Jina, a tak naprawdę jest źródłem ich nieszczęść.

Nie miał zbyt wiele do spakowania, skoro do końca nie potrafił nawet przewidzieć, co się stanie. Jednak cokolwiek by to miało być, już zdążył się z tym pogodzić. Dzwoneczek, który dostał od dziewczyny na dworcu w Oslo, zawiązał na przegubie. Miał nadzieję, że przyda mu się, kiedy cisza stanie się nie do wytrzymania. Już teraz była ciężka, duszna i dzwoniła w uszach. Miał ochotę zacząć krzyczeć, ale z jakiegoś powodu nie mógł tego zrobić.

- Gotowy? - starszy chłopak stanął w drzwiach pokoju, uważnie mu się przyglądając. Jimin nigdy nie należał do najodważniejszych osób, a w dodatku doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że był raczej kiepskim aktorem, więc trudno było mu teraz ukryć lęk. Skinął tylko głową, wkładając do kieszeni kurtki kartki pocztowe. Nie mógł na nie patrzeć, ale sprawiały, że czuł się trochę raźniej, nie tak bardzo sam. - Chodź, może nie będzie tak źle, co?

- Jasne - Jimin mocno zapiął paski plecaka, jakby tylko one mogły utrzymać go w pionie. Wychodząc z domku, spojrzał jeszcze raz na pokój, w którym spędzili ostatnie, wspólne dni.

Wyglądał, jakby zaraz mieli do niego wrócić, jakby nic okropnego się nie stało. Pod stolikiem koło kanapy zapiszczała rozładowująca się komórka Yoongiego, której nigdzie nie mogli wcześniej znaleźć. Na poręczy fotela leżała rzucona niedbale bluza Taehyunga, a w kącie, koło kominka piętrzył się stos książek Namjoona. Jakby wszystkie rzeczy wracały na swoje miejsce.

- Hyung, masz klucze? - z całej siły usiłował opanować drżenie głosu, chociaż czuł, że każdy jego mięsień napręża się boleśnie, szykując do ucieczki. Jimin jednak nie miał zamiaru uciekać.

- Chyba możemy ich nie zamykać - rzucił obojętnie chłopak, który wyglądał jak Jin, mówił jak Jin, tylko nim nie był. - W tej dolinie nikogo nie ma - dodał, bo Jimin zapatrzył się na niego, myśląc jedynie o tym, że prawdziwy Jin już dawno straciłby cierpliwość i pewnie mu nawymyślał za samo pytanie dotyczące kluczy. Teraz starszy chłopak pozostawał niewzruszony. Gdyby to naprawdę był Jin, może byłoby trochę łatwiej.

- Chodźmy - odpowiedział tylko.

Jimin szedł jako pierwszy, mocno ściskają chłopaka za rękę. Była ciepła i duża, ale nie dawała mu poczucia bezpieczeństwa. Kiedy tylko wyszli, natrafili na wilgotną, szara ścianę. Przenikliwe powietrze przeszywało na wskroś i chłopak pomyślał, że już nigdy nie będzie mu ciepło. Spokój tego miejsca miał w sobie coś nienaturalnego, obojętnego. Starał się unikać wzrokiem jeziora, bo wiedział, że nie wytrzyma, jeśli zobaczy szare, kamienne górki.

Ciekawe, co pomyślą ludzie, którzy mieli zamieszkać w tym domku po nich. Słyszał za sobą oddech drugiego chłopaka. Ciekawe, jak bardzo będą zaskoczeni, kiedy zobaczą, że nikogo nie ma, a mimo tego domek nadal wygląda na zamieszkały. Ciekawe, czy ktoś będzie ich szukać. Czy kiedykolwiek ich znajdzie. I czy odnajdą siebie wzajemnie.

- Skręćmy w lewo - usłyszał za sobą. To nie była droga do samochodu, prowadziła w wyższe partie gór, ale teraz nie miało już znaczenia, w którym kierunku pójdą, skoro i tak nigdy nie uda mu się wyjść z doliny. Nie uda mu się wrócić do domu.

Do pewnego stopnia byłby w stanie się pogodzić z tym, że już tu zostanie. Gdyby tylko nie musiał być ciągle sam. Najbardziej bał się samotności.

Ostrożnie wspinał się po śliskich kamieniach, nie puszczając ręki Jina. Wydawała mu się z teraz znacznie zimniejsza niż wcześniej. Spojrzał na nią; zniknęły gdzieś drobne blizny od zacięć nożem i jedna, całkiem spora po poparzeniu olejem, do którego z jakiegoś powodu Taehyung niespodziewanie dolał wody. Palce też stały się krótsze, drobniejsze, a na jednym z nich lśnił szeroki, srebrny pierścionek. Jimin wypuścił powietrze, które od dłuższej chwili wstrzymywał w płucach. To była jego ręka.

Nie miał odwagi, żeby spojrzeć za siebie, ale wiedział, że nie zostało mu zbyt wiele czasu. W pewnym momencie będzie musiał to zrobić, ale teraz jeszcze nie potrafił, dlatego nadal bez słowa wspinał się pod górę. Za każdym zakrętem powtarzał sobie, że to będzie właśnie ten moment. Osoba idąca za nim nic nie mówiła, szła w dokładnie takim samym tempie jak Jimin, nie poganiając go. W końcu przestał już nawet liczyć zakręty, które do tej pory wydawały mu się takie ważne. Bez względu na to, co znajdzie się za następnym, niczego w jego sytuacji nie zmieni.

Zatrzymał się gwałtownie, ale jego towarzysz wyczuł to, zwalniając swój krok, jakby wiedział, co zrobi Jimin. Jakby miał to wszystko zaplanowane.

Jimin już nawet nie bał się tego, że będzie bolało. Bo to będzie tylko chwila, zacisnął ręce w pięści. To tak, jakby spojrzeć w lustro. Odwrócił się, a dzwoneczek zawieszony na jego przegubie wydał z siebie cichy, czysty dźwięk.

a/n: w piątek wrzucę ostatni rozdział  

jeśli komuś to poprawi humor, to mi tez było smutno, kiedy to pisałam ;;

i przedstawiam swoje najmłodsze dziecko, które chyba daje radę :)

z gatunku summer crime story (o ile taki gatunek istnieje), przysięgam, że będzie mniej depresyjne niż MS. potrzebuje dużo miłości, żeby zdrowo rosnąć ;P



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro