Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

thirteen

rozdział miał być wcześniej, ale coś mi wypadło. ;-) przepraszam.



 Miałem dość Michaela.

Dobrze, może nie konkretnie jego. Bardziej faktu, że nie mogłem śnić, myśleć i zastanawiać się nad czymkolwiek, bo o wszystkim, co siedziało w mojej głowie, wiedział prędzej, niż ja.

- Hej, nie miej mnie dość. - Chłopak wydął wargę, a ja spiorunowałem go wzrokiem.

- Nawet teraz musisz to robić?

- Nie muszę. - Wzruszył ramionami. - Chcę.

- Wiem, że możesz to kontrolować – zauważyłem.

- To, że mogę, nie zmienia faktu, że grzebanie w twojej podświadomości jest bardzo przyjemne.

Różowowłosy podszedł do mnie i zarzucił swoje długie ramiona na moje biodra. Jego nos potarł mój, a ja zachichotałem cicho.

- Przestań – pisnąłem.

- „Przestań" co? - Uniósł brwi do góry ze śmiechem i oblizał wargę.

- Robić to wszystko. - Zarumieniłem się. - Przestań sprawiać, że kręci mi się w głowie.

- Jesteś uroczy. - Zmierzwił moje włosy. - Muszę już wracać, maluchu. Mam wrażenie, że przesiaduję w twoim pokoju od kilku miesięcy.

Przygryzłem wargę. Teoretycznie, nie miałbym nic przeciwko.

Coś zakuło mnie w klatce piersiowej na myśl o tym, że to kwestia tygodni, zanim Michael zniknie z mojego życia. Jakim głupcem musiałem być, żeby z początku ignorować całe dobro, które niósł za sobą Clifford?

- To słodkie, że tak o mnie myślisz.

- Przestań. - Uderzyłem go w klatkę piersiową, a ten złapał za mój nadgarstek i przyciągnął do siebie.

- Przepraszam, maluchu. - Pocałował mnie w policzek. Zarumieniłem się wyraziście.

- Czym jesteśmy, Michael? - zapytałem po chwili milczenia, dalej tkwiąc w jego ramionach.

- Nie wiem, Luke. - Westchnął. - Ale chciałbym wiedzieć.

- To nie ma sensu. - Wyrwałem się z uścisku. - I tak nie będzie cię tutaj prędzej czy później.

- Nie myślmy przyszłościowo. - Chłopak ponownie zbliżył się do mnie. - Liczy się „teraz".

- Ale...

- Cicho – przerwał mi. - Nie masz czym się martwić. Zostaw wszystko w moich rękach.

- Ale... - zacząłem znów, a chłopak ponownie wszedł mi w słowo.

- Kochanie, cicho. - Musnął moje usta.

- Nazwałeś mnie kochaniem? - zapytałem z dezorientacją, koniuszki moich palców zdrętwiały z podekscytowania.

- Tak. - Wzruszył ramionami. - I jestem dumny z tego, że to zrobiłem.


~*~

- Luke! - Usłyszałem, kiedy miałem opuszczać mury szkoły. - Cholera, czemu chodzisz tak szybko?

Robert chwycił za moje ramię, a ja odwróciłem się gwałtownie.

- Przepraszam – pisnąłem.

- Nie przepraszaj. Chciałem tylko zapytać, jak ci się układa.

- Układa? - zlustrowałem go.

- No, układa. - Wzruszył ramionami. Jego policzki zaróżowiły się delikatnie. - Wiesz, co u Michaela, i takie tam...

Parsknąłem.

- Wszystko dobrze. Czemu pytasz?

- A, tak jakoś – powiedział już o oktawę wyżej. - Wiesz, myślałem, że moglibyśmy razem zająć się projektem z geografii, nie mam partnera.

- Jasne, ja...

- Luke, tu jesteś! - Głos Michaela odbił się od moich uszu, a ja rzuciłem kątem oka w jego stronę. - Masz już partnera do projektu z geografii?

Spiorunowałem go wzrokiem.

- Tak... - powiedziałem pewnie. - Robert mnie poprosił.

Brunet pomachał w stronę Michaela, a ten stał nieporuszony.

- Och... Dobrze, jasne. Bawcie się dobrze. - Mrugnął w jego stronę i odszedł w swoją stronę, a moja krew zawrzała.

Czemu jestem takim idiotą? Przecież Michael to nie dzieciak z równoległej klasy, to magiczny stwór, którego możliwości nie znam nawet w pełnej okazałości.

- Jeżeli wolisz być z Michaelem, mogę...

- Nie, nie musisz. Chcę być z tobą w parze. Podobno jesteś dobry z geografii. - Parsknąłem, a nastolatek zawtórował mi.

- Podobno – powiedział kokieteryjnie.

- To co, środa, u mnie?

- Jasne. - Uśmiechnął się, a ja ponowiłem jego gest.

Zabawę czas zacząć.


~*~

To nie tak, że wykorzystywałem Roberta. Był przyjacielem, partnerem projektowym. Nie próbą wywołania zazdrości, oczywiście. Nie miałem tego w planach, przynajmniej nie celowo.

No dobrze, może trochę.

Wiedziałem, że Michael najprawdopodobniej wie już, co planuję, ale z autopsji świadomy byłem tego, że koncepcja ta wypali mimo wszystko. Nikt nie wytrzymuje presji.

Chłopak był u mnie stosunkowo późno. Zdążyłem nawet doprowadzić się do ładu i przygotować mentalnie na starcie z nowym doświadczeniem, a nawet mimo tego, stres zżerał mnie od środka.

- Hej – powiedział w progu, a ja skinąłem zestresowany. Bałem się, że po drodze coś pójdzie nie tak.

- Przygotowałem nam materiały – zacząłem, kiedy finalnie byliśmy już w moim pokoju.

- Super. - Zachichotał.

Zacząłem mieć poczucie winy. Cholerne poczucie winy.

Moje myśli kolidowały ze sobą, mieszając we mnie coraz bardziej. Wychodziłem jednak z założenia, że wszystko, co rozpoczęte, musi być zakończone. Bezwarunkowo.

Przez pierwszą godzinę wszystko szło po mojej myśli. Rozmawialiśmy i pracowaliśmy w akompaniamencie mojej ulubionej herbaty i płyt, które, jak się okazało, razem uwielbialiśmy. Właściwie, z sekundy na sekundę zyskiwał w moich oczach coraz to kolejne punkty, a ja coraz bardziej chciałem uderzyć się w twarz.

- Ktoś dzwoni do drzwi – zauważył po czasie, a ja zdębiałem.

Cholera.

W szybkim tempie zbiegłem na dół i poprawiłem koszulkę, zanim otworzyłem. Wiedziałem, że to Michael. To musiał być Michael.

- Hej, skarbeńku. - Mrugnął do mnie, kiedy wreszcie zebrałem się na odwagę.

- Co tu robisz? - zapytałem niezręcznie.

- Przyszedłem w odwiedziny. - Wzruszył ramionami. - Chyba, że robicie coś, czego nie powinienem być świadkiem.

- Przestań. - Zbeształem go naburmuszony. - Nic nie robimy, wiem, że o tym wiesz.

- Oczywiście, że wiem – powiedział dezaprobowanie.

- Luke, przynieś mi coś do picia, proszę! - Usłyszałem z góry i pokiwałem głową. To nie może skończyć się dobrze.

- Idź na górę i zachowuj się naturalnie. Jeżeli coś mu zrobisz, możesz się do mnie nie odzywać.

Michael skinął głową i z głupawym uśmiechem ruszył w stronę schodów.

Byłem tak zestresowany, że nawet głupie nalanie wody do szklanki było dla mnie wyzwaniem. Moja ręka dygotała, a stres sięgnął apogeum. Zawsze byłem histerykiem, nic nie umiałem na to poradzić.

W końcu postanowiłem stawić czoła wyzwaniu. Powolnym, opanowanym krokiem wróciłem z napojem do swojego pokoju, ale ku mojemu zaskoczeniu, nie było w nim Roberta. Jedynie Michael leżał beztrosko na łóżku i przyglądał mi się z przygryzioną wargą.

- Gdzie Robert? - zapytałem podejrzliwie.

- Cóż, dziwnym trafem zatrzasnął się w łazience.


- - - - - - - - -

hejka dzieciaczki

wiem, że nie interesuje was moje życie, ale, kurcze, wczorajszy wieczór był jednym z lepszych, które przeżyłam wśród ludzi

oh, i poznałam uroczego chłopca 

( nie sprawdzałam, jestem leniwa i zbyt zadowolona z życia )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro