thirteen
rozdział miał być wcześniej, ale coś mi wypadło. ;-) przepraszam.
Miałem dość Michaela.
Dobrze, może nie konkretnie jego. Bardziej faktu, że nie mogłem śnić, myśleć i zastanawiać się nad czymkolwiek, bo o wszystkim, co siedziało w mojej głowie, wiedział prędzej, niż ja.
- Hej, nie miej mnie dość. - Chłopak wydął wargę, a ja spiorunowałem go wzrokiem.
- Nawet teraz musisz to robić?
- Nie muszę. - Wzruszył ramionami. - Chcę.
- Wiem, że możesz to kontrolować – zauważyłem.
- To, że mogę, nie zmienia faktu, że grzebanie w twojej podświadomości jest bardzo przyjemne.
Różowowłosy podszedł do mnie i zarzucił swoje długie ramiona na moje biodra. Jego nos potarł mój, a ja zachichotałem cicho.
- Przestań – pisnąłem.
- „Przestań" co? - Uniósł brwi do góry ze śmiechem i oblizał wargę.
- Robić to wszystko. - Zarumieniłem się. - Przestań sprawiać, że kręci mi się w głowie.
- Jesteś uroczy. - Zmierzwił moje włosy. - Muszę już wracać, maluchu. Mam wrażenie, że przesiaduję w twoim pokoju od kilku miesięcy.
Przygryzłem wargę. Teoretycznie, nie miałbym nic przeciwko.
Coś zakuło mnie w klatce piersiowej na myśl o tym, że to kwestia tygodni, zanim Michael zniknie z mojego życia. Jakim głupcem musiałem być, żeby z początku ignorować całe dobro, które niósł za sobą Clifford?
- To słodkie, że tak o mnie myślisz.
- Przestań. - Uderzyłem go w klatkę piersiową, a ten złapał za mój nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Przepraszam, maluchu. - Pocałował mnie w policzek. Zarumieniłem się wyraziście.
- Czym jesteśmy, Michael? - zapytałem po chwili milczenia, dalej tkwiąc w jego ramionach.
- Nie wiem, Luke. - Westchnął. - Ale chciałbym wiedzieć.
- To nie ma sensu. - Wyrwałem się z uścisku. - I tak nie będzie cię tutaj prędzej czy później.
- Nie myślmy przyszłościowo. - Chłopak ponownie zbliżył się do mnie. - Liczy się „teraz".
- Ale...
- Cicho – przerwał mi. - Nie masz czym się martwić. Zostaw wszystko w moich rękach.
- Ale... - zacząłem znów, a chłopak ponownie wszedł mi w słowo.
- Kochanie, cicho. - Musnął moje usta.
- Nazwałeś mnie kochaniem? - zapytałem z dezorientacją, koniuszki moich palców zdrętwiały z podekscytowania.
- Tak. - Wzruszył ramionami. - I jestem dumny z tego, że to zrobiłem.
~*~
- Luke! - Usłyszałem, kiedy miałem opuszczać mury szkoły. - Cholera, czemu chodzisz tak szybko?
Robert chwycił za moje ramię, a ja odwróciłem się gwałtownie.
- Przepraszam – pisnąłem.
- Nie przepraszaj. Chciałem tylko zapytać, jak ci się układa.
- Układa? - zlustrowałem go.
- No, układa. - Wzruszył ramionami. Jego policzki zaróżowiły się delikatnie. - Wiesz, co u Michaela, i takie tam...
Parsknąłem.
- Wszystko dobrze. Czemu pytasz?
- A, tak jakoś – powiedział już o oktawę wyżej. - Wiesz, myślałem, że moglibyśmy razem zająć się projektem z geografii, nie mam partnera.
- Jasne, ja...
- Luke, tu jesteś! - Głos Michaela odbił się od moich uszu, a ja rzuciłem kątem oka w jego stronę. - Masz już partnera do projektu z geografii?
Spiorunowałem go wzrokiem.
- Tak... - powiedziałem pewnie. - Robert mnie poprosił.
Brunet pomachał w stronę Michaela, a ten stał nieporuszony.
- Och... Dobrze, jasne. Bawcie się dobrze. - Mrugnął w jego stronę i odszedł w swoją stronę, a moja krew zawrzała.
Czemu jestem takim idiotą? Przecież Michael to nie dzieciak z równoległej klasy, to magiczny stwór, którego możliwości nie znam nawet w pełnej okazałości.
- Jeżeli wolisz być z Michaelem, mogę...
- Nie, nie musisz. Chcę być z tobą w parze. Podobno jesteś dobry z geografii. - Parsknąłem, a nastolatek zawtórował mi.
- Podobno – powiedział kokieteryjnie.
- To co, środa, u mnie?
- Jasne. - Uśmiechnął się, a ja ponowiłem jego gest.
Zabawę czas zacząć.
~*~
To nie tak, że wykorzystywałem Roberta. Był przyjacielem, partnerem projektowym. Nie próbą wywołania zazdrości, oczywiście. Nie miałem tego w planach, przynajmniej nie celowo.
No dobrze, może trochę.
Wiedziałem, że Michael najprawdopodobniej wie już, co planuję, ale z autopsji świadomy byłem tego, że koncepcja ta wypali mimo wszystko. Nikt nie wytrzymuje presji.
Chłopak był u mnie stosunkowo późno. Zdążyłem nawet doprowadzić się do ładu i przygotować mentalnie na starcie z nowym doświadczeniem, a nawet mimo tego, stres zżerał mnie od środka.
- Hej – powiedział w progu, a ja skinąłem zestresowany. Bałem się, że po drodze coś pójdzie nie tak.
- Przygotowałem nam materiały – zacząłem, kiedy finalnie byliśmy już w moim pokoju.
- Super. - Zachichotał.
Zacząłem mieć poczucie winy. Cholerne poczucie winy.
Moje myśli kolidowały ze sobą, mieszając we mnie coraz bardziej. Wychodziłem jednak z założenia, że wszystko, co rozpoczęte, musi być zakończone. Bezwarunkowo.
Przez pierwszą godzinę wszystko szło po mojej myśli. Rozmawialiśmy i pracowaliśmy w akompaniamencie mojej ulubionej herbaty i płyt, które, jak się okazało, razem uwielbialiśmy. Właściwie, z sekundy na sekundę zyskiwał w moich oczach coraz to kolejne punkty, a ja coraz bardziej chciałem uderzyć się w twarz.
- Ktoś dzwoni do drzwi – zauważył po czasie, a ja zdębiałem.
Cholera.
W szybkim tempie zbiegłem na dół i poprawiłem koszulkę, zanim otworzyłem. Wiedziałem, że to Michael. To musiał być Michael.
- Hej, skarbeńku. - Mrugnął do mnie, kiedy wreszcie zebrałem się na odwagę.
- Co tu robisz? - zapytałem niezręcznie.
- Przyszedłem w odwiedziny. - Wzruszył ramionami. - Chyba, że robicie coś, czego nie powinienem być świadkiem.
- Przestań. - Zbeształem go naburmuszony. - Nic nie robimy, wiem, że o tym wiesz.
- Oczywiście, że wiem – powiedział dezaprobowanie.
- Luke, przynieś mi coś do picia, proszę! - Usłyszałem z góry i pokiwałem głową. To nie może skończyć się dobrze.
- Idź na górę i zachowuj się naturalnie. Jeżeli coś mu zrobisz, możesz się do mnie nie odzywać.
Michael skinął głową i z głupawym uśmiechem ruszył w stronę schodów.
Byłem tak zestresowany, że nawet głupie nalanie wody do szklanki było dla mnie wyzwaniem. Moja ręka dygotała, a stres sięgnął apogeum. Zawsze byłem histerykiem, nic nie umiałem na to poradzić.
W końcu postanowiłem stawić czoła wyzwaniu. Powolnym, opanowanym krokiem wróciłem z napojem do swojego pokoju, ale ku mojemu zaskoczeniu, nie było w nim Roberta. Jedynie Michael leżał beztrosko na łóżku i przyglądał mi się z przygryzioną wargą.
- Gdzie Robert? - zapytałem podejrzliwie.
- Cóż, dziwnym trafem zatrzasnął się w łazience.
- - - - - - - - -
hejka dzieciaczki
wiem, że nie interesuje was moje życie, ale, kurcze, wczorajszy wieczór był jednym z lepszych, które przeżyłam wśród ludzi
oh, i poznałam uroczego chłopca
( nie sprawdzałam, jestem leniwa i zbyt zadowolona z życia )
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro