six
ten rozdział to głupi, surrealistyczny fluff, nie oceniajcie mnie. pamiętajcie, ostrzegałam z góry, śmiejąc się głośno.
- Nieładnie tak grzebać w nie swoich rzeczach, Luke.
Moje kończyny zdrętwiały, a ja upuściłem książkę. Michael patrzył na mnie z ogniem w oczach, a ja chciałem jedynie uciec z jego pokoju w trybie natychmiastowym.
- Ja naprawdę nie chciałem tego zrobić, przepraszam – tłumaczyłem się łamiącym głosem. - Po prostu chciałem trochę...
- Przestań się tłumaczyć. - Michael machnął ręką. - Chcesz wiedzieć, co jest ze mną nie tak?
Przytaknąłem, chociaż nie wiedziałem, czy chcę to robić.
- W takim razie podnieś książkę z ziemi i złap ją najmocniej jak potrafisz. Wyobraź sobie, że trzymasz ją tak mocno, że nikt nie może ci jej odebrać.
Znów skinąłem i wykonałem jego polecenie. Moje nogi zamieniły się w miękką watę, a serce waliło niemiłosiernie szybko.
- Teraz zamknij oczy i ściskaj ją mocno.
Zrobiłem to.
Moje powieki były mocno zaciśnięte, a ręce sztywno okalały skórzaną okładkę. Pozostało mi już tylko czekać na najgorsze.
Po urywku chwili przeszywającej ciszy, Michael odezwał się wreszcie:
- Co czujesz?
Poruszałem palcami. Ku mojemu zdziwieniu, nie czułem pod nimi nic, żadnego zmaterializowanego przedmiotu.
- Nic.
- Dobrze, otwórz oczy.
Zrobiłem to, co kazał i zlustrowałem swoje dłonie. Faktycznie, moje przypuszczenia sprawdziły się, bowiem nie było w nich nic, zwłaszcza ogromnej, skórzanej książki.
- Równie dobrze możesz być zawodowym sprinterem i zdążyłeś wyrwać mi ją w ułamku sekundy. - Wzruszyłem ramionami, udając nieporuszonego. W rzeczywistości miałem mętlik w głowie. - Nie kupuję tego.
- Dobrze, w takim razie spróbujmy czegoś innego. - Clifford zamyślił się na chwilę. - Umiem zdjąć z ciebie spodnie w mniej niż dwie sekundy.
- Kolego, zwolnij. - Przystopowałem go. - Nie chcesz tego robić.
- Doprawdy?
Różowowłosy pstryknął palcami, a ja spojrzałem na dolne partie mojego ciała. Bokserki w pelikany, które nosiłem z dumą w dni, kiedy nie miałem w planie zajęć sportowych, były zaprezentowane w całej okazałości.
Idealnie kontrastowały z moją czerwoną twarzą.
- Cofnij to! - pisnąłem, nieudolnie zasłaniając się rękami.
- Też mam penisa, musisz wyluzować.
Mówił to już.
- Zwróć mi spodnie – zażądałem twardo.
- Dobrze – mruknął niezadowolony. - To nie tak, że nie chcę tego robić.
Michael poruszał zabawnie brwią, a ja zakrztusiłem się własną śliną. To idzie w zdecydowanie odwrotnym kierunku niż ten, w który powinno iść.
Poczułem wewnętrzny spokój, kiedy materiał spodni znów okolił moje nogi.
- Dziękuję – burknąłem. - Ale to, że pokazałeś mi parę sztuczek, nie odpowiada na moje pytania.
Michael westchnął pod nosem. - Jakie są twoje pytania?
- Kim jesteś? - zapytałem nieśmiało po chwili namysłu. Wiedziałem, że wkraczam na głębokie wody.
- Cóż... - Kolorowowłosy odetchnął głośno. - Mam parę „magicznych" zdolności, anomalie w genach, wróżkowy pyłek i ażurowe skrzydełka...
- Żartujesz sobie ze mnie? - Wybałuszyłem oczy.
- Oczywiście, że z ciebie żartuję, głupku. To znaczy, z tym fragmentem o pyłku i skrzydełkach. To głupie, dziecięce bajki, zupełnie mijają się z prawdą.
- Jesteś wróżką? - Zachichotałem prześmiewczo. Sytuacja ta była czystą komedią, czułem się jak aktor grający w fatalnym filmie.
- Odpieprz się, nienawidzę tego określenia. Czarownikiem, wieszczem, magiem? Owszem. Ale daruj sobie te dziecinne określenia, proszę.
- Nie wierzę, wkręcasz mnie.
- Mam jeszcze raz zdjąć z ciebie spodnie?
- Nie! - Zareagowałem od razu. - To znaczy, dla mnie wydaje się to nierealne. Jak to działa?
- Nie jestem bohaterem bajek, maluchu. Po prostu ludzie za mało wiedzą i nie są mentalnie gotowi na to, że na świecie są inne „gatunki". Wiele jest o tym w bestiariuszach słowiańskich, ale nikt się tym w dzisiejszych realiach nie interesuje.
- W takim razie, co różni cię od bajkowych stworów? - Nabijałem się z niego, a on coraz bardziej czerwieniał ze złości.
- Chyba nie wiesz, jak mogę odpłacić ci się za kpiny – ostrzegł. - Cóż, my nie latamy i nie nosimy liściastych spódniczek. Owszem, kontrolujemy umysły i decyzje ludzi, zmieniamy pogodę i przenosimy rzeczy, to nic osobistego.
- Umiesz przepowiadać przyszłość?! - Podekscytowałem się i spojrzałem na niego z nadzieją, ale on pokiwał przecząco.
- Nie, przyszłości nie da się przewidzieć, bo to, jak będzie wyglądała, zależy od przeszłości i teraźniejszości. W świecie magii logika bierze górę i nie zmieniamy tego, co zakłóca porządek.
- Więc jak poznałeś moje imię? Jak wiecie, że ktoś wejdzie do pokoju, zanim jeszcze wszedł? - Nawiązałem do sytuacji sprzed godziny, kiedy jego matka otworzyła nam bez największej wiedzy.
- Umiemy zaglądać w przeszłość, Luke. To też sporo daje. Wiedziałem, że wyszedłeś z domu. Przeszłość to też miniona sekunda, więc wiedziałem też, kiedy podejdziesz do drzwi. Moja mama również.
- To niesamowite.
- Podobno. - Michael uśmiechnął się głupkowato.
- Mam jeszcze parę pytań...
- O mój Boże, wykończysz mnie. - Nastolatek potarł twarz dłońmi. - Dawaj.
- Czemu uczepiłeś się akurat mnie?
Różowowłosy wstrzymał się na chwilę. - Okej, to będzie zawstydzające. Po prostu twoja aura była taka czysta i niewinna, czuję, że nie powiesz nikomu o tym, czego się dowiedziałeś. Nie tylko dlatego, że jesteś cholernie przerażony, ale i cholernie solidarny. Właściwie, aura to fajna sprawa, szkoda, że ludzie jej nie czują. Ja na przykład z góry wiem, że jesteś niesamowitym chłopakiem.
Spojrzałem na niego zdezorientowany i zmarszczyłem brwi.
- Nie miałem tego na myśli, po prostu...
- Okej. - Uciąłem go skinieniem dłoni. - Następne pytanie.
- To nie skończy się dobrze – chłopak mruknął pod nosem, a ja uśmiechnąłem się delikatnie.
- Co jest nie tak z twoim ojcem?
Clifford parsknął dezaprobowanie i zbliżył się do mnie na niewielką odległość. Dreszcze przeszły moje ciało, kiedy jego usta znalazły się na wysokości mojego ucha, a on sam szepnął konspiracyjnie:
- O niektórych rzeczach nie warto mówić głośno.
~*~
Rozmowa z Michaelem była jednym z tych momentów w moim życiu, które mógłbym nazwać przełomem. Nie unikałem go już na ulicy i w szkole, chociaż nawet mimo to nie widywaliśmy się za często.
Nie wiem, czy przeszkadzało mi to, czy było obojętne. Po prostu żyłem dalej, nieporuszony – przynajmniej nie widocznie – tym, co się wydarzyło.
- Pamela stoi sama po drugiej stronie korytarza i zerka na ciebie co trzy sekundy. Wykorzystaj swoje pięć minut i zagadaj z nią, ogierze! - Ashton popchnął mnie, a ja zaparłem się piętami.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Mam zaraz fizykę, a nie chcę...
- Och, nie lej mi tu wody. - Calum przerwał mi. - Po prostu boisz się, że to zjebiesz.
- Nie. Boję. Się – wycedziłem.
- W takim razie zaproś ją gdzieś. - Ash wzruszył ramionami. - Przecież cię lubi, to widać.
- Okej, proszę bardzo. - Uniosłem ręce do góry. - To żaden problem, obserwujcie króla.
Na miękkich nogach ruszyłem w jej stronę. Na szczęście nie uciekała przede mną i nie robiła skwaszonej miny. Połowa sukcesu.
- Hej – zacząłem, kiedy znalazłem się na wprost dziewczyny. - To całe zajście z Noah było śmierdzącą sprawą.
Dziewczyna zachichotała cicho, a ja przybiłem sobie w głowie piątkę za udany żart.
- Tak, było. Dobrze, że mamy to już za sobą.
- Dalej wstydzi się wyjść do ludzi? - zapytałem z udawaną skruchą.
- Właściwie, nie wiem. - Pamela odgarnęła włosy z czoła. - Nie rozmawiałam z nim od naszego zerwania.
- Zerwaliście? - krzyknąłem, może trochę za głośno.
- Tak, od dawna chcieliśmy to zrobić. Kiedy nadarzyła się okazja, wykorzystaliśmy ją.
- Wiesz... - Podrapałem się po karku. - Słyszałem, że najlepszym lekarstwem na serce dziewczyny po zerwaniu są lody z posypką, czy jakoś tak.
- Sprawdzałeś? - Rudowłosa uśmiechnęła się do mnie zabawnie, a ja poruszałem brwiami. Nie mogłem uwierzyć w pewność siebie, która ogarnęła mnie w tamtym momencie.
- Nie, ale chętnie sprawdzę to z tobą w ten piątek. Osiemnasta?
- - - - - - - -
wbrew pozorom bardzo podoba mi się świat i obraz wróżek, jaki tu wykreowałam i brzmi to całkiem realnie, wtf
co ja robię ze swoim życiem
ps to nie będzie długie ff, nie oczekujcie stu rozdziałów. rozegram to w stylu 'things', dwadzieścia części będzie raczej optymalne
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro