Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

fourteen

kilka ważnych informacji w notce. i, hej, komentarze są fajne.

Cisza, która ogarniała pokój, była przytłaczająca. Robert i Michael wzajemnie piorunowali się wzorkiem, a ja dłubałem w skrawku mojej koszuli, zatapiając się w jeziorze zażenowania.

- Michael... - zacząłem wreszcie. - Wiesz, nie chcę być niemiły, ale mieliśmy zająć się z Robertem projektem.

- Ależ proszę, zajmujcie się. - Rozłożył ręce. - Nie przeszkadzajcie sobie, będę zachowywał się tak, jakby mnie tutaj w ogóle nie było.

- Michael ma rację, po prostu go ignorujmy. - Brunet zachichotał prześmiewczo, a ja czułem, że Clifford ma ochotę rzucić w niego czymś naprawdę ciężkiego kalibru.

Westchnąłem cicho. Naprawdę nie chciałem, żeby relacje między naszą trójką były zamknięte w ramach. Miałem nadzieję, że zostaną przemilczane i puszczone mimochodem.

Niestety, tak nie było.

- Dobrze, może jednak powinienem wyjść. - Różowowłosy wstał wreszcie z kanapy, a ja uniosłem brew. Nie wierzyłem, że zmienił decyzję tak szybko.

- Okej, tak myślę. - Podrapałem się po głowie. - Więc, do zobaczenia?

- Do zobaczenia. - Pocałował mnie przelotnie w policzek i już chciał otwierać okno, przez które zwykł wychodzić, ale nie wytrzymałem.

- Dlaczego właściwie... - zacząłem, ale uciszył mnie skinieniem ręki.

- Porozmawiamy później – szepnął, zanim wyszedł na dach.

Odetchnąłem ciężko, moja głowa opadła bezwładnie do tyłu. Robert udawał niewzruszonego komizmem sytuacji, czytał jedynie jeden z moich starych komiksów, uśmiechając się pod nosem. Właściwie, nie doszukiwałbym się w tym niczego nadzwyczajnego. Jednak wiadomość, którą Michael przysłał mi dosłownie chwilę potem, zaburzyła mój algorytm myślenia.

Nie wszyscy ludzie, którymi się otaczasz, są tak ludzcy, jak myślisz."

~*~

Albo Calum i Ashton unikali mnie celowo, albo byłem aż tak przewrażliwiony. Biegałem za nimi jak przysłowiowy piesek, a oni ignorowali moje skomlenie i błaganie o chwilę uwagi.

- Dobra, mam dość – pisnąłem z rękami na biodrach. - Dlaczego mnie unikacie?

Obaj spojrzeli po sobie.

- Nie unikamy cię. - Głos Caluma podniósł się o oktawę do góry, wiedziałem, że kłamie.

- No dobrze, może trochę.

- Wiedziałem. - Wyrzuciłem ręce w powietrze. - Wiedziałem, że jesteście parszywymi, fałszywymi...

- Czekaj. - Przerwał mi. - Przystopuj. Nie unikamy cię dlatego, że jesteś nadwrażliwym idiotą. Unikamy cię ze względu na Michaela.

- Na Michaela? - Oblizałem wargę. - Co Michael ma z tym wspólnego?

- Cóż, uważamy, że ten dzieciak ma na ciebie zły wpływ. - Ash poklepał mnie po ramieniu. - I cały jest jakiś taki podejrzany.

- Co masz na myśli mówiąc „podejrzany"?

- Nie wiem, po prostu to czuję. Chowa coś w zanadrzu.

- Nie wiesz, o czym mówisz. - Prychnąłem dezaprobowanie.

- Dobrze, skoro tak myślisz.

- Daj mi spokój! - krzyknąłem.

- Ale przecież...

- Powiedziałem, żebyś dał mi spokój, Michael nie robi nic złego!

- Przecież przyznałem ci rację.

- Och. - Zarumieniłem się. - W takim razie dziękuję za wyrozumiałość.

Ash puścił mi oczko. - A jak idzie ci projekt z Robertem?

- Właściwie, jest całkiem sympatyczny.

- Wydaje nam się, że on myśli o tobie to samo. - Calum pacnął mnie swoim ramieniem, a ja zmarszczyłem brwi.

- Nie rozumiem.

- Rozumiesz, ale boisz się powiedzieć o tym głośno. - Brunet zachichotał pod nosem. - Michael nie jest jedynym chłopaczkiem, któremu zawróciłeś w głowie. A pomyśleć, że przejmowałeś się Pamelą...

Ashton zawtórował chłopakowi w melodii prześmiewczego parsknięcia.

- Najwidoczniej to nie płeć piękna się tobą nie interesuje – kontynuowali docinki. - Ale dobre i to.

- O mój Boże, dajcie spokój. - Potarłem skronie. - Nikt więcej się mną nie interesuje, a wy...

- Hej. - Osoba trzecia niespodziewanie pochwyciła moje ramię. - Porywam go na chwilę. Mam nadzieję, że nie będziecie źli.

Michael nie czekał nawet na słowa zwrotne, kiedy ciągnął mnie w cichszą część przestrzeni. Położył swoje dłonie na moich obojczykach i ścisnął je delikatnie.

- Cześć – szepnął, a jego usta szybko dotknęły moje.

- Cześć. - Oblałem się szkarłatem. - Potrzebujesz czegoś?

- Właściwie, tak. Jedna, mała rzecz.

- Nie wiem, czy chcę ją usłyszeć. - Westchnąłem.

- Po prostu nie podoba mi się to, że uczestniczysz z Rovenem w projekcie.

- Robertem. - Poprawiłem go.

- Wiem, jak ma na imię. - Prychnął. - Chciałem zaznaczyć mój brak szacunku do tego dobierającego ci się do penisa chłopaka.

Delikatny śmiech opuścił moje usta.

- Robisz to dlatego, że jesteś zazdrosny, czy twój wróżkowy radar każe ci interweniować?

Clifford przewrócił oczami z teatralną miną i zaczął wyższym głosem: - Po prostu uważam, że jesteś zbyt utalentowany i wartościowy, żeby się przy nim marnować. Nie chcesz chyba, żeby dostał dobrą ocenę tylko dzięki twojej pracy, co?

- O kurcze, jesteś w tym dobry. - Szturchnąłem go prześmiewczo.

- W czym?

- W sprawianiu, że ludzie myślą, że są warci więcej, niż im się wydaje.

- Po prostu Robert to mała dziwka, która dobiera się do...

- Okej, stop – przerwałem mu i wyciągnąłem rękę na poziom jego ust.

- Proszę, przemyśl to – wybełtał. Widziałem w jego oczach, że był na skraju i tracił jakiekolwiek pomysły do przekonania mnie.

- Przemyślę – powiedziałem ledwo słyszalnie.

- Nie zawiedź mnie, maluchu. Siebie również.

~*~

Rozmowa z Robertem nie była łatwa.

Ale jeszcze trudniejsze było sprzeciwienie się Michaelowi.

I nie miałem tutaj na myśli jego mocy kontrolowania podświadomości. Nie chciałem jedynie, żeby osoba, na której mi zależało, musiała denerwować się z tak błahego powodu. Zresztą, kim jest Robert, żebym musiał usilnie tkwić z nim w jakiejś tymczasowej, grupie?

Dobrze, może wyszedłem na łatwego w kontroli cieniasa, ale nie czułem się z tym źle.

Właściwie, wracając do domu z krótkiej wizyty u bruneta, rozpierała mnie duma... i spokój. Nigdy nie umiałem zaprzeczać i stawiać na swoim, a teraz udało mi się dokonać odmowy. Czy jestem hipokrytą, sprzeciwiając się Robertowi, a za Michaelem stojąc murem? Może, nie wiem. To nie jest ważne.

Słońce zniknęło już za horyzontem domów, a specyficzny chłód okolił moje łydki. Wzdrygnąłem się na uczucie zimna, a mój umysł opanował niepokój.

Nie umiałem zidentyfikować tego uczucia. Im dalej od domu Roberta byłem, tym większy lęk przed nieznanym odczuwałem. Drzewa, które mijałem, zaczęły trząść się jak żywe, a niebo pojaśniało jakby, ukazując rzędy smolistych chmur.

Zanieczyszczenie powietrza, pomyślałem, ale kiedy usłyszałem szepty, jakby ludzkie, a z drugiej strony tak nieludzkie, przyspieszyłem kroku, odpychając racjonalne myślenie. Finalnie w domu znalazłem się z maratonowego biegu, spocony i o podwyższonym ciśnieniu.

Będąc już w swoim pokoju, odruchowo wyjrzałem przez okno. Niebo znów zasnuło się wieczornymi gwiazdami, a podniebne, czarne kłęby zniknęły. Drzewa znów stały w miejscu, a ulica wciąż była cicha i opuszczona, ale też pusta. Wtedy czułem, że żyła. W całej tej głuchocie i pustce.

Zagryzłem wargi. Próbowałem myśleć o rodzinie i przyjaciołach, o najlepszych wakacjach mojego życia i pierwszym alkoholu w ustach. W końcu moje myśli znalazły się przy obrazie Michaela, a gdy tylko jego imię przebiegło przez moją podświadomość, dostałem od niego wiadomość. Pozornie przypadkową, ale tak trafną.

Strach to pojęcie względne. Lepsze dni nadejdą. Nadejdą w odpowiednim momencie. Ty musisz tylko wierzyć i być cierpliwy."


- - - - - - -

okej, niektórzy to zauważyli, ale znów zniknęła reszta moich prac. jest to spowodowane po części prywatnym zagmatwaniem w życiu, a po części tym, że personalnie nie widzę sensu ich publikacji.

i tutaj słowo od was - jesteście za tym, żeby zacząć nową pracę z nowym progresem i skończyć "michael, the...", a stare puścić w zapomnienie? czy przywrócić je dla samego sentymentu i fabuły, a jeżeli tak, to które?

aaa, i zapraszam na 'find america' o muke'u

jeżeli jesteście tutaj nowi, zapraszam do obserwowania mnie, żeby być jako-tako na bieżąco:-) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro