Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

four


jak bardzo cudowna jestem, dodając rozdziały tak często? olewam dla was sprawdzian z historii, fight with me



 Ashton robił już piąte kółko wokół mnie, wciąż bez celu. Michael nie napatoczył się pod nasze nogi przez resztę wieczoru i finalnie nie wiedzieliśmy nawet, czy w dalszym ciągu jest na imprezie.

Szczerze? Kompletnie mi to nie przeszkadzało.

Wręcz zależało mi na tym, aby był jak najdalej ode mnie.

Wariat.

Psychol.

- O, tu jesteście! - Obiekt moich myśli złapał za podłokietnik, o który się opierałem. - Szukałem was po całym domu.

- Michael, wydaje mi się, że musimy o czymś porozmawiać. - Ashton zatrzymał się wreszcie i spojrzał na niego bez emocji. Różowowłosy zmarszczył brwi i mruknął coś pod nosem.

- O czym chcesz rozmawiać? - zapytał po chwili ciszy.

- Chciałem ci powiedzieć, że masz naprawdę ładną koszulę, Mikey.

- Co do kurwy? - uniosłem się. - Miałeś mu powiedzieć, że ma przestać z tymi swoimi cholernymi czarami, czy czymkolwiek, co on, kurwa, robi!

- Lukey, ile ty masz lat? - Ashton parsknął cicho, a Clifford zawtórował mu z przekąsem.

- No właśnie, ile ty masz lat, maluchu?

- Okej, mam dość. - Podniosłem się z kanapy. - Wychodzę.

Ruszyłem przed siebie.

Miałem w głębokim poważaniu Ashtona i innych obecnych wokół ludzi, a zwłaszcza Michaela. Miałem w poważaniu wszystko, co zakłócało mój spokój.

- Gdzie idziesz?! - Ash krzyknął za mną, ale nie odpowiedziałem. Byłem zły, kurewsko zły.

Ciemność na dworze nie była tym, w czym czułem się komfortowo. Zwłaszcza wracając sam pustą ulicą, bez żywej duszy, bez dźwięku. Bałem się nawet własnego cienia, choć i tego nie byłem w stanie teraz zobaczyć.

Przyśpieszyłem kroku. Moje serce biło w coraz szybszym tempie, a strach przed ciemnością ogarniał mnie coraz bardziej. Szmery, pojedyncze lampy i dźwięk wiatru – to wszystko skumulowało się, a ja czułem, że kwestią sekundy jest, zanim zemdleję i opadnę na asfalt.

- Luke! - Usłyszałem za sobą i wyrwałem się do biegu, z góry zakładając, że to seryjny morderca lub porywacz. Czysta reakcja obronna, ludzki odruch, cały ja.

Kroki za mną nasiliły się, a głos stawał się coraz bardziej znajomy moim uszom. Finalnie zatrzymałem się i przysłuchałem nawoływaniom.

- Wreszcie się zatrzymałeś. - Michael podbiegł do mnie i oparł dłonie na kolanach, oddychając ciężko. - Nigdy nie byłem dobry w sportach.

- Czemu za mną biegłeś? - zacząłem rozemocjonowany, ignorując jego wypowiedź. - Prawie umarłem.

- Nie chciałeś się zatrzymać, musiałem cię złapać.

- Dlaczego?

- Chciałem przeprosić... - szepnął. - Serio, przepraszam, że jestem irytujący.

- Nienawidzę cię.

- Wiem. - Zachichotał.

- Oczywiście, że wiesz. - Prychnąłem. - A teraz pozwól, że odejdę w swoją stronę i zapomnimy o wszystkim.

W momencie, w którym chciałem oderwać nogę od podłoża, wciąż stałem w miejscu. Czułem, jakby moje stopy były przyklejone do ulicy, jakbym cały skamieniał.

- Co się dzieje? - pisnąłem rozhisteryzowany.

- Nigdzie nie idziesz, Luke. - Michael zasłonił usta, żeby zgłuszyć swój śmiech. - Boże, twoja mina jest tak piękna, panienko. Spokojnie, jak skończymy rozmowę, puszczę cię wolno.

- Żartujesz sobie ze mnie?

- Idziesz na taki układ? - Zignorował moje pytanie, a ja westchnąłem z irytacją.

- Tak. - Uścisnąłem jego dłoń. - Błagam, nie rób mi krzywdy.

- Czy wyglądam ci na sadystę? Nie zabijam kotów i małych dzieci, musisz wyluzować.

- Jak mam być wyluzowany, skoro nie mogę poruszyć nogami i jestem przyklejony do cholernego asfaltu? - znów krzyknąłem, może trochę za głośno.

- Posłuchaj, po prostu chcę, żeby między nami było spoko.

- Tym nie poprawiasz swojej sytuacji – skomentowałem.

- Powiedziałem, że cię przepraszam – mruknął sarkastycznie. - Teraz pozwolę ci iść, ale jeżeli powiesz komuś o tym, co się właśnie stało, zrobię się nieprzyjemny, okej?

Chłopak podszedł do mnie na odległość dziesięciu centymetrów i spojrzał wyczekująco prosto w moje oczy. Zamrugałem nerwowo.

- Dobrze, jasne... - szepnąłem.

- Cudownie. - Różowowłosy uśmiechnął się głupkowato. - Wiesz, masz bardzo ładne oczy.

Zlustrowałem go ze zdezorientowałem i przytaknąłem niemrawo, a on przymknął powieki i zacisnął je delikatnie.

- No, rusz się – powiedział po paru sekundach, a ja delikatnie oderwałem stopę od podłoża.

Nie czekając na kolejne komendy, ruszyłem przed siebie. Miałem dość jego i całej tej szopki, którą aranżował. Chciałem wykorzystać każdą sekundę wolności, aby zdążyć uciec.

Byłem już w sporej odległości od niego i modliłem się w duchu, by znów nie stanąć. Kiedy ledwo widziałem zarys jego sylwetki zanikającej w półmroku, usłyszałem ostatnie słowa, które krzyknął w moją stronę:

- Do zobaczenia w szkole, Luke. Śpij dobrze!

Uśmiechnąłem się pod nosem.

O ile w ogóle będę mógł zasnąć.


~*~

- Jak było, kochanie? - Liz zapytała mnie, gdy przekroczyłem próg domu. Miała w zwyczaju czekać na mnie do ostatniej chwili, irytowało mnie to.

- Normalnie – pisnąłem. To najbardziej abstrakcyjne słowo, jakiego mogłem użyć.

- Dobrze.

- Dobrze. - Zawtórowałem.

- Wiesz – zaczęła, kiedy znaleźliśmy się w kuchni. - Zamieniłam dziś parę słów z panią Clifford. Jest naprawdę miła, nie wiem, dlaczego tak źle ją oceniłam. Dziękowała ci, że wyciągnąłeś jej syna na imprezę, nie ma zbyt wielu znajomych.

- Ciekawe dlaczego... - szepnąłem do siebie.

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem. - Nie bądź niemiły, Michael to uroczy dzieciak.

- Mamo, czy ty słyszysz siebie? Wczoraj wyzwałaś go od wariatów, jak całą tę rodzinę. - Machnąłem ręką. - Czy wszyscy dziś organizują jakiś wszechobecny dzień irytacji, o którym nic nie wiem?

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, synku.

Pokiwałem głową z dezaprobatą. Nie miałem ochoty na dłuższą rozmowę, nie miałem ochoty na nic. Chciałem jedynie zakopać się w łóżku i przespać całą jesień. Całe życie, ewentualnie.

Moje myśli oscylowały wokół tego całego amoku, który nagromadził się w moim życiu. Nie chciałem, nie zamierzałem, nie planowałem myśleć o tym wszystkim. Ale – myślałem. O Ashtonie, o sytuacji sprzed chwili, o wszystkich tych sztuczkach, które pojawiły się wraz z pojawieniem się Michaela. Myślałem o Michaelu.

Nie sądziłem, że może zaskoczyć mnie czymś jeszcze i z tą przesłanką próbowałem wyciszyć się i zasnąć, jednak – przeliczyłem się.

Przeliczyłem się z chwilą, gdy nieznany numer wyświetlił się na ekranie mojej komórki, a treść wiadomości przyprawiła mnie o gęsią skórkę.

„Też myślę właśnie o tobie. Michael."



- - - - - - - - -

to jest takie głupie, o boże, śmieję się

okej, polećcie mi jakiś podkład o kolorze tynku do ścian, błagam. wszystko jest dla mnie za ciemne, zwłaszcza zimą:-( tylko taki, żebym nie zbankrutowała haha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro