four
jak bardzo cudowna jestem, dodając rozdziały tak często? olewam dla was sprawdzian z historii, fight with me
Ashton robił już piąte kółko wokół mnie, wciąż bez celu. Michael nie napatoczył się pod nasze nogi przez resztę wieczoru i finalnie nie wiedzieliśmy nawet, czy w dalszym ciągu jest na imprezie.
Szczerze? Kompletnie mi to nie przeszkadzało.
Wręcz zależało mi na tym, aby był jak najdalej ode mnie.
Wariat.
Psychol.
- O, tu jesteście! - Obiekt moich myśli złapał za podłokietnik, o który się opierałem. - Szukałem was po całym domu.
- Michael, wydaje mi się, że musimy o czymś porozmawiać. - Ashton zatrzymał się wreszcie i spojrzał na niego bez emocji. Różowowłosy zmarszczył brwi i mruknął coś pod nosem.
- O czym chcesz rozmawiać? - zapytał po chwili ciszy.
- Chciałem ci powiedzieć, że masz naprawdę ładną koszulę, Mikey.
- Co do kurwy? - uniosłem się. - Miałeś mu powiedzieć, że ma przestać z tymi swoimi cholernymi czarami, czy czymkolwiek, co on, kurwa, robi!
- Lukey, ile ty masz lat? - Ashton parsknął cicho, a Clifford zawtórował mu z przekąsem.
- No właśnie, ile ty masz lat, maluchu?
- Okej, mam dość. - Podniosłem się z kanapy. - Wychodzę.
Ruszyłem przed siebie.
Miałem w głębokim poważaniu Ashtona i innych obecnych wokół ludzi, a zwłaszcza Michaela. Miałem w poważaniu wszystko, co zakłócało mój spokój.
- Gdzie idziesz?! - Ash krzyknął za mną, ale nie odpowiedziałem. Byłem zły, kurewsko zły.
Ciemność na dworze nie była tym, w czym czułem się komfortowo. Zwłaszcza wracając sam pustą ulicą, bez żywej duszy, bez dźwięku. Bałem się nawet własnego cienia, choć i tego nie byłem w stanie teraz zobaczyć.
Przyśpieszyłem kroku. Moje serce biło w coraz szybszym tempie, a strach przed ciemnością ogarniał mnie coraz bardziej. Szmery, pojedyncze lampy i dźwięk wiatru – to wszystko skumulowało się, a ja czułem, że kwestią sekundy jest, zanim zemdleję i opadnę na asfalt.
- Luke! - Usłyszałem za sobą i wyrwałem się do biegu, z góry zakładając, że to seryjny morderca lub porywacz. Czysta reakcja obronna, ludzki odruch, cały ja.
Kroki za mną nasiliły się, a głos stawał się coraz bardziej znajomy moim uszom. Finalnie zatrzymałem się i przysłuchałem nawoływaniom.
- Wreszcie się zatrzymałeś. - Michael podbiegł do mnie i oparł dłonie na kolanach, oddychając ciężko. - Nigdy nie byłem dobry w sportach.
- Czemu za mną biegłeś? - zacząłem rozemocjonowany, ignorując jego wypowiedź. - Prawie umarłem.
- Nie chciałeś się zatrzymać, musiałem cię złapać.
- Dlaczego?
- Chciałem przeprosić... - szepnął. - Serio, przepraszam, że jestem irytujący.
- Nienawidzę cię.
- Wiem. - Zachichotał.
- Oczywiście, że wiesz. - Prychnąłem. - A teraz pozwól, że odejdę w swoją stronę i zapomnimy o wszystkim.
W momencie, w którym chciałem oderwać nogę od podłoża, wciąż stałem w miejscu. Czułem, jakby moje stopy były przyklejone do ulicy, jakbym cały skamieniał.
- Co się dzieje? - pisnąłem rozhisteryzowany.
- Nigdzie nie idziesz, Luke. - Michael zasłonił usta, żeby zgłuszyć swój śmiech. - Boże, twoja mina jest tak piękna, panienko. Spokojnie, jak skończymy rozmowę, puszczę cię wolno.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Idziesz na taki układ? - Zignorował moje pytanie, a ja westchnąłem z irytacją.
- Tak. - Uścisnąłem jego dłoń. - Błagam, nie rób mi krzywdy.
- Czy wyglądam ci na sadystę? Nie zabijam kotów i małych dzieci, musisz wyluzować.
- Jak mam być wyluzowany, skoro nie mogę poruszyć nogami i jestem przyklejony do cholernego asfaltu? - znów krzyknąłem, może trochę za głośno.
- Posłuchaj, po prostu chcę, żeby między nami było spoko.
- Tym nie poprawiasz swojej sytuacji – skomentowałem.
- Powiedziałem, że cię przepraszam – mruknął sarkastycznie. - Teraz pozwolę ci iść, ale jeżeli powiesz komuś o tym, co się właśnie stało, zrobię się nieprzyjemny, okej?
Chłopak podszedł do mnie na odległość dziesięciu centymetrów i spojrzał wyczekująco prosto w moje oczy. Zamrugałem nerwowo.
- Dobrze, jasne... - szepnąłem.
- Cudownie. - Różowowłosy uśmiechnął się głupkowato. - Wiesz, masz bardzo ładne oczy.
Zlustrowałem go ze zdezorientowałem i przytaknąłem niemrawo, a on przymknął powieki i zacisnął je delikatnie.
- No, rusz się – powiedział po paru sekundach, a ja delikatnie oderwałem stopę od podłoża.
Nie czekając na kolejne komendy, ruszyłem przed siebie. Miałem dość jego i całej tej szopki, którą aranżował. Chciałem wykorzystać każdą sekundę wolności, aby zdążyć uciec.
Byłem już w sporej odległości od niego i modliłem się w duchu, by znów nie stanąć. Kiedy ledwo widziałem zarys jego sylwetki zanikającej w półmroku, usłyszałem ostatnie słowa, które krzyknął w moją stronę:
- Do zobaczenia w szkole, Luke. Śpij dobrze!
Uśmiechnąłem się pod nosem.
O ile w ogóle będę mógł zasnąć.
~*~
- Jak było, kochanie? - Liz zapytała mnie, gdy przekroczyłem próg domu. Miała w zwyczaju czekać na mnie do ostatniej chwili, irytowało mnie to.
- Normalnie – pisnąłem. To najbardziej abstrakcyjne słowo, jakiego mogłem użyć.
- Dobrze.
- Dobrze. - Zawtórowałem.
- Wiesz – zaczęła, kiedy znaleźliśmy się w kuchni. - Zamieniłam dziś parę słów z panią Clifford. Jest naprawdę miła, nie wiem, dlaczego tak źle ją oceniłam. Dziękowała ci, że wyciągnąłeś jej syna na imprezę, nie ma zbyt wielu znajomych.
- Ciekawe dlaczego... - szepnąłem do siebie.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem. - Nie bądź niemiły, Michael to uroczy dzieciak.
- Mamo, czy ty słyszysz siebie? Wczoraj wyzwałaś go od wariatów, jak całą tę rodzinę. - Machnąłem ręką. - Czy wszyscy dziś organizują jakiś wszechobecny dzień irytacji, o którym nic nie wiem?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, synku.
Pokiwałem głową z dezaprobatą. Nie miałem ochoty na dłuższą rozmowę, nie miałem ochoty na nic. Chciałem jedynie zakopać się w łóżku i przespać całą jesień. Całe życie, ewentualnie.
Moje myśli oscylowały wokół tego całego amoku, który nagromadził się w moim życiu. Nie chciałem, nie zamierzałem, nie planowałem myśleć o tym wszystkim. Ale – myślałem. O Ashtonie, o sytuacji sprzed chwili, o wszystkich tych sztuczkach, które pojawiły się wraz z pojawieniem się Michaela. Myślałem o Michaelu.
Nie sądziłem, że może zaskoczyć mnie czymś jeszcze i z tą przesłanką próbowałem wyciszyć się i zasnąć, jednak – przeliczyłem się.
Przeliczyłem się z chwilą, gdy nieznany numer wyświetlił się na ekranie mojej komórki, a treść wiadomości przyprawiła mnie o gęsią skórkę.
„Też myślę właśnie o tobie. Michael."
- - - - - - - - -
to jest takie głupie, o boże, śmieję się
okej, polećcie mi jakiś podkład o kolorze tynku do ścian, błagam. wszystko jest dla mnie za ciemne, zwłaszcza zimą:-( tylko taki, żebym nie zbankrutowała haha
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro