fifteen
- Robert zabija mnie wzrokiem – szepnąłem przerażony do Caluma, a ten wzruszył ramionami. - Nie bądź obojętny, boję się!
- Nie histeryzuj. - Zganił mnie.
- Nie histeryzuję!
Cal pokiwał głową z dezaprobatą i zerknął w stronę Roberta. - Przecież tam nikogo nie ma, daj spokój.
- Co.. Co? - Wybałuszyłem oczy i ponownie przeniosłem wzrok na byłego partnera projektowego.
Faktycznie, nie było go tam.
Stał natomiast z grupą swoich znajomych po drugiej stronie wybiegu i śmiał się z czegoś, opierając łokcie o ramiona niższej, szczupłej blondynki.
- Widzisz? Musisz się opanować.
- Tak. - Westchnąłem. Niepokój nadal nie dawał spokoju moim myślom. - Tak, muszę się opanować.
~*~
W zdenerwowaniu mieszałem w kubku łyżeczką od herbaty, co jakiś czas spoglądając na Michaela. Był tak zatracony w książce, którą czytał, że nawet nie zauważył, że go...
- Widzę, że mnie obserwujesz – zaczął, zanim rozwinąłem myśl i odłożył lekturę, żeby zaraz znaleźć się obok mnie. - No już, co się dzieje?
Jego dłonie spoczęły na moich barkach, a ja świsnąłem pod nosem. Kochałem czuć jego dotyk na swoim ciele.
- Przecież czytasz mi w myślach. - Prychnąłem. - Sprawdź sobie.
- Mówiłeś, że gram ci tym na nerwach. - Zacmokał. - Specjalnie dla ciebie wyciszyłem tymczasowo tę „opcję".
- Och. - Uśmiechnąłem się pod nosem. - No cóż, to miłe.
- Ta, może... - Odwzajemnił uśmiech. - A teraz mów, co cię gryzie. Podobno związki opierają się na rozmowie, rozmawiajmy więc.
- Czy są wśród nas inne wróżki? - wypaliłem na jednym tchu, a chłopak uniósł ku górze lewy kącik ust.
- Nie wiem – wybąknął. Miałem wrażenie, że kłamie.
- Bądź ze mną szczery, Mikey. - Spojrzałem na niego przez ramię.
- Na pewno gdzieś są, maluchu. - Jego nos dotknął mój, a różowowłosy potarł je powoli. - Ale nie powinieneś zaprzątać sobie tym głowy.
- A złe moce? - zapytałem znów, trochę bardziej spięty.
- Nie rozumiem.
- No wiesz... Źli czarnoksiężnicy, wiedźmy z zepsutymi jabłkami i jakieś czarne księgi, coś w tym stylu.
- O Boże, Luke. - Michael zaniósł się chichotem. - Zdecydowanie obejrzałeś za dużo bajek.
- Lubię bajki. - Wydąłem wargę.
- Wiem, kochanie. - Różowowłosy pocałował mój policzek. - Ale nie masz się czego bać. Jestem tu i w razie ataku armii złych czarownic, zaręczam ci, będę pierwszym, który stanie w twojej obronie.
~*~
Nie rozumiałem mojej mamy. Jakby nie mogła pojąć, że przeciętny nastolatek lubi spać długo i jeść niezdrowe rzeczy, grając w psujące światopogląd gry.
Tymczasem, nawet w sobotę musiałem wcześnie zrywać się z ciepłego łóżka i z grymasem iść do sklepu, ponieważ to „mój obowiązek".
Jestem nastolatkiem, czy obowiązkiem nastolatka nie jest lenistwo i młodzieńczy bunt?
- Luke! Zaczekaj! - Głos za mną wybudził mnie z transu, a ja odwróciłem się na pięcie. - Co za ironia, ilekroć się spotykamy, muszę cię gonić.
Robert poprawił swoje oklapnięte włosy, a ja uśmiechnąłem się głupkowato. Cieszyłem się, że nie chowa do mnie urazy.
- Taki już nasz urok.
Chłopak parsknął i sięgnął do torby, która zwisała z jego ramienia. - Jeżeli już o uroku mowa, mam coś dla ciebie.
- Dla mnie? - Uniosłem brew.
- Tak. - Wyciągnął z torby urocze pudełko. - Moja babcia zrobiła ciasteczka dla mnie i moich znajomych, a ty jesteś pierwszym znajomym, który napatoczył się pod moje nogi. Weź je, sprawisz jej radość. Piekła je cały wczorajszy dzień, a są przepyszne.
Nastolatek podał mi ciastko, a ja z zamaskowaną niepewnością chwyciłem je w dłonie. Czy to nie paradoks, że raptem dzień temu rozmawiałem z Michaelem o zatrutych jabłkach?
- Dzięki – szepnąłem.
- Nie ma za co. Widzimy się w szkole, trzymaj się! - Brunet pomachał mi na odchodne, a ja skinąłem głową.
Może faktycznie jestem histerykiem i nie powinienem doszukiwać najgorszego we wszystkim, co spadnie na moją drogę?
Od zawsze drzemał we mnie ukryty facet, który ujawniał się zwłaszcza na zakupach.
Nienawidziłem zakupów.
Dlatego też z chwilą wyrzucenia pieniędzy na ladę, wybiegłem ze sklepu jak burza. Ciastko od Roberta dalej obijało się po czeluściach mojej reklamówki, ale jakoś nie spieszyłem się, żeby je zjeść.
Zdążyłem tylko podrzucić zakupy do domu i przelotnie pocałować mamę w policzek, zanim ruszyłem do Michaela. Czułem się w obowiązku opowiedzenia mu o wszystkim, skoro nie omieszkał się już podobno grzebać w moich myślach.
Czy byłem pod pantoflem? Może.
- Hej. - Michael otworzył mi drzwi z uśmiechem, a ja przylgnąłem do jego klatki piersiowej. - Och, ja też tęskniłem.
Parsknął.
- Opowiem ci coś, dobrze?
- Pytasz mnie o pozwolenie? - Melodyjny chichot opuścił jego usta, kiedy opadł na swoje łóżko, a ja zaraz obok niego.
- Ugh, nieważne. - Westchnąłem.
- Dobrze, więc opowiadaj.
- Okej... Moja mama wysłała mnie do sklepu. Musiałem kupić jajka i mleko, bo będzie piekła ciasto. I opakowanie mandarynek, moja mama uwielbia mandarynki, ale mnie zawsze irytowały te małe pestki w ich miąższu, które pojawiały się znikąd i prawie się nimi dławiłem...
- Luke, do rzeczy. - Ponaglił mnie.
- Przepraszam – bąknąłem. - Spotkałem Roberta.
- To wszystko? - Parsknął. Jego ręka owinęła mnie w pasie, a ja sam wylądowałem na nastolatku.
- Dostałem też ciastko, które zrobiła jego babcia. To miły gest, ale poczułem się dziwnie.
- Zjadłeś je? - Michael nagle zrzucił mnie z siebie i zlustrował wzrokiem moje drobne ciało.
- Nie, nie miałem do tego głowy.
- Pokaż mi je. - Zażądał.
- Mam ci pokazać ciastko? - Zasłoniłem ręką usta, żeby zagłuszyć śmiech. - Nie przesadzaj, ja...
- Po prostu mi je pokaż.
- Okej, dobra... - Uniosłem ręce w akcie kapitulacji. - Proszę.
Różowowłosy przejął ode mnie słodycz i przewrócił ją w dłoniach. Zmrużył oczy i z impetem przełamał na pół zbożowy okrąg, żeby zaraz rzucić połówkami do kosza.
- Czemu to zrobiłeś? - uniosłem głos.
- Miało w sobie orzechy. Jesteś uczulony na orzechy – odpowiedział ze stoickim spokojem, który zastąpiła zaraz głupkowata mina.
- Nie jestem uczulony na orzechy. - Naburmuszyłem się.
- No trudno. Teraz jest już w śmieciach, nie zjesz go, maluchu.
- Boże, jesteś taki skomplikowany... - Odetchnąłem ciężko.
- Po prostu nie chcę, żeby moje kochanie jadło ciastka od jakiegoś podejrzanego typka. - Zagruchał, ja zarumieniłem się i oblizałem wargę.
- Jeżeli myślisz, że uda ci się udobruchać mnie podlizywaniem się i uroczą gadką, to jesteś w...
Michael ukrócił moją wypowiedź, kiedy jego wargi wylądowały chciwie na moich, a on z powrotem wciągnął mnie na swoje kolana.
- Może nie uroczą gadką... - szepnął pomiędzy pocałunkami, ściskając lekko mój tyłek, a ja pisnąłem pod nosem. - Ale czymś innym na pewno.
- - - - - - - - - - -
:-)(-:
(moje stare prace wróciły, ale razem z nimi 'find america', które rośnie w siłę i być może pojawi się tam dziś drugi rozdział. mam nadzieję, że się spodoba!!)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro