eight
wedle życzenia. upewnijcie się, że przeczytaliście poprzedni.
Zawsze byłem fatalny w sportach. Nie umiałem biegać ani rzucać piłką, nic. Jednak w momencie, kiedy biegłem do domu Michaela z przysłowiową pianą w ustach, zaliczyłem swój rekord szybkości.
Chłopak najwidoczniej przewidział moje przybycie, bo otworzył mi drzwi, zanim zdążyłem zapukać. Wiedziałem, że to zrobi.
- Hej, Lukey – powiedział, kiedy nasze spojrzenia spotkały się.
- Zabiję cię! - wrzasnąłem, zanim rzuciłem się na niego z rękami. Chłopak odepchnął mnie gwałtownie.
- Spokojnie, maluchu. Nie rozumiem, czemu się złościsz.
- Nie rozumiesz? - Spiorunowałem go wzrokiem. - Jak, kurwa, możesz nie rozumieć? Zniszczyłeś coś, na czym mi zależało!
- Po prostu chronię cię przed niewłaściwymi laskami. Pamela jest idiotką, a ty...
- Nie mów o niej w ten sposób. - Przerwałem mu. - Pamela jest niesamowita, a ty jesteś niestabilny psychicznie. Trzymaj się ode mnie z daleka.
- Hej, księżniczko. Spokojnie. - Chłopak wystawił ręce w moim kierunku, a ja odepchnąłem je.
- Nie odzywaj się do mnie. - Założyłem ręce na klatkę piersiową. - Czemu nie możesz dać mi spokoju? Nie kupuję pieprzenia głupot o tej całej aurze.
- Okej, chcesz wyjaśnień? - Zapytał mnie, a ja pokiwałem głową z naburmuszoną miną. - W takim razie chodźmy na górę.
- O nie! - Wstrzymałem się. - Nie pójdę z tobą na górę, możesz próbować mnie zabić.
- Nie dramatyzuj, maluchu. Boże, jesteś takim histerykiem.
- Ciekawe dlaczego... - skomentowałem sarkastycznie.
- Idziesz, czy nie?
Skinąłem głową.
Chyba nie miałem innego wyjścia.
Usiedliśmy na łóżku nastolatka, a ten sięgnął po wielką książkę, którą przeglądałem ostatnio.
- To... - Wskazał na zbitek kartek. - Jest kompendium każdego czarodzieja. Od tej księgi zależy rozwój każdego młodego maga.
- Do rzeczy. - Popędziłem go.
- Cicho, psujesz magię. - Zachichotał, robiąc naburmuszoną minę. - Cóż, to nie jest zwykła książka. Jest ona przeszłością, przyszłością i teraźniejszością. Są tu odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie niesie za sobą magiczny świat.
Spojrzałem na Michaela, jak na idiotę. Po co mi to mówi?
- Kontynuuj.
- Każdy czarodziej z biegiem czasu zobowiązany jest do zrealizowania jednego, podstawowego zadania. Musi pilnować wybranego człowieka, prowadzić go i „ćwiczyć" na nim. Księga wybiera kandydatów, nie mamy na to wpływu. Moja wybrała ciebie.
- Żartujesz? - Zakrztusiłem się własną śliną.
- Nie. - Odpowiedział śmiertelnie poważnie. - Nie zrobię ci krzywdy, spokojnie. Wybory księgi są nieomylne. Dobiera ona kandydatów w taki sposób, żeby dogadywali się oni z czarodziejami i nie sprawiali problemów. Dlatego między innymi sprowadziliśmy się tutaj, musiałem mieć cię blisko. Muszę namieszać trochę w twoim życiu, żeby dać ci spokój. Daj mi miesiąc, potem nasze drogi się rozejdą.
- Nienawidzę mojego życia – szepnąłem, chwytając twarz w dłonie. - Dobrze, miesiąc. Potem znikasz z mojego życia.
- Obiecuję. - Zasalutował.
Uważnie przyjrzałem się jego twarzy. Właściwie, nie wyglądał na złego człowieka – o ile człowiekiem mogę w ogóle go nazwać. Miał wielkie, zielone oczy, w których można by utonąć, bladą cerę i chude, długie nogi. Wyglądał miło. Wyglądał.... Ładnie.
Ale i tak nie pałałem do niego sympatią.
Chłopak uśmiechnął się do mnie ciepło i wystawił dłoń w moją stronę. - Umowa stoi?
Odwzajemniłem uśmiech najbardziej naturalnie, jak tylko mogłem.
- Stoi.
~*~
- Wyjaśnij mi, dlaczego zniszczyłeś moją wymarzoną randkę? - zapytałem po godzinie leżenia bezczynnie na jego łóżku. Nie rozmawialiśmy dużo, ale spędzanie czasu w błogiej ciszy było dla mnie zbawieniem.
- A było tak cudownie. - Parsknął. - Mówiłem ci, Pamela to okropna dziewczyna.
- Może dla ciebie – odburknąłem. - Zależy mi na niej. Nie możesz niszczyć wszystkiego, co ma dla mnie znaczenie.
- Przepraszam, maluchu. - Zmierzwił moje włosy, lubił to robić. A ja lubiłem, kiedy to robił. - Poprawię się, przysięgam.
Zmierzył mnie wzrokiem, czułem to na sobie.
- Czemu mi się przyglądasz?
- Jesteś uroczym dzieciakiem, kiedy się bulwersujesz.
- Przestań! - Zachichotałem.
- Nie. - Różowowłosy znów zmierzwił mi włosy, ale kiedy jego usta spoczęły na moim czole, opamiętałem się.
- Co robisz? - zapytałem niezręcznie, a nastolatek odsunął się i wzruszył ramionami.
- A na co ci to wygląda? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Chyba powinienem już iść – szepnąłem niezręcznie i wstałem z łóżka.
Michael wciąż siedział na nim i obserwował mnie, nie racząc się nawet odprowadzić mnie do drzwi. Zresztą, nawet mi na tym nie zależało.
W ogóle mi nie zależało.
~*~
- Jak to „podpaliłeś stół"? - Ash krzyknął prosto w moje ucho, kiedy chowałem książki do szafki.
- Teoretycznie, nawet nie byłem to ja. - Westchnąłem. - Ale to nie ma teraz znaczenia, Pam nigdy więcej nie zamieni ze mną słowa. - Zatrzasnąłem szafkę.
- Nie byłbym taki pewny. - Calum poruszał brwiami i wskazał palcem w niezidentyfikowanym kierunku za mną.
Odwróciłem się na pięcie.
Pamela zmierzała z uśmiechem w naszą stronę, a ja odetchnąłem głęboko.
Byłem tylko nastolatkiem, pragnąłem ciepła i kochania. Pragnąłem dziewczyny, nieważne, jak zwierzęco i niekompetentnie to brzmi.
- Przepraszam cię za piątek – zaczęła, kiedy znalazła się obok mnie. - Zachowałam się chamsko.
- A ja nieprofesjonalnie – pisnąłem. - Naprawdę cię przepraszam.
- Nie jestem zła. Nie miałeś na to wpływu.
Ja nie, pomyślałem.
- Słuchaj, Pam... - Wziąłem głębszy oddech, zanim kontynuowałem. - Naprawdę nie chciałem, żeby tak to się potoczyło. Jesteś cudowną dziewczyną, a mi zależy na naszej relacji i chciałem, żeby wszystko było idealnie, ale zawsze coś chrzanię i tracę to...
- O Boże, bądź cicho. - Przerwała mi ze śmiechem. - Naprawdę nie mam ci tego za złe. I jesteś uroczy, kiedy się stresujesz.
Cal i Ash posłali mi znaczące spojrzenie, zanim odeszli w swoim kierunku. Dziękowałem za to w duchu, ponieważ lubili wtrącać się w moje życie, a nie chciałem, żeby i tutaj wrzucili coś od siebie.
- Naprawdę chciałbym cofnąć czas.
- Wiem to, Luke. - Dziewczyna złapała mnie za ramię. - Też chciałabym, żeby między nami było dobrze.
- Uwierz mi, zrobiłbym wszystko, żebyś dała przekonać się na jeszcze jedno spotkanie – zaskomlałem, a rudowłosa przygryzła wargę.
- Czekałam, aż to zaproponujesz.
Płonąłem w duchu. - Czyli zasługuję na drugą szansę?
Dziewczyna podeszła do mnie jeszcze bliżej. - Zasługujesz.
- - - - - - -
okay, dla wszystkich w #teammike - kolejny rozdział będzie zwieńczeniem waszych marzeń, stay tuned
albo dziś w nocy, albo jutro :-)
(wkręciłam się w cholerę, dawno nie pisałam aż tyle, mam nadzieję, że nie macie mnie dość)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro