Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

eight

wedle życzenia. upewnijcie się, że przeczytaliście poprzedni.



 Zawsze byłem fatalny w sportach. Nie umiałem biegać ani rzucać piłką, nic. Jednak w momencie, kiedy biegłem do domu Michaela z przysłowiową pianą w ustach, zaliczyłem swój rekord szybkości.

Chłopak najwidoczniej przewidział moje przybycie, bo otworzył mi drzwi, zanim zdążyłem zapukać. Wiedziałem, że to zrobi.

- Hej, Lukey – powiedział, kiedy nasze spojrzenia spotkały się.

- Zabiję cię! - wrzasnąłem, zanim rzuciłem się na niego z rękami. Chłopak odepchnął mnie gwałtownie.

- Spokojnie, maluchu. Nie rozumiem, czemu się złościsz.

- Nie rozumiesz? - Spiorunowałem go wzrokiem. - Jak, kurwa, możesz nie rozumieć? Zniszczyłeś coś, na czym mi zależało!

- Po prostu chronię cię przed niewłaściwymi laskami. Pamela jest idiotką, a ty...

- Nie mów o niej w ten sposób. - Przerwałem mu. - Pamela jest niesamowita, a ty jesteś niestabilny psychicznie. Trzymaj się ode mnie z daleka.

- Hej, księżniczko. Spokojnie. - Chłopak wystawił ręce w moim kierunku, a ja odepchnąłem je.

- Nie odzywaj się do mnie. - Założyłem ręce na klatkę piersiową. - Czemu nie możesz dać mi spokoju? Nie kupuję pieprzenia głupot o tej całej aurze.

- Okej, chcesz wyjaśnień? - Zapytał mnie, a ja pokiwałem głową z naburmuszoną miną. - W takim razie chodźmy na górę.

- O nie! - Wstrzymałem się. - Nie pójdę z tobą na górę, możesz próbować mnie zabić.

- Nie dramatyzuj, maluchu. Boże, jesteś takim histerykiem.

- Ciekawe dlaczego... - skomentowałem sarkastycznie.

- Idziesz, czy nie?

Skinąłem głową.

Chyba nie miałem innego wyjścia.

Usiedliśmy na łóżku nastolatka, a ten sięgnął po wielką książkę, którą przeglądałem ostatnio.

- To... - Wskazał na zbitek kartek. - Jest kompendium każdego czarodzieja. Od tej księgi zależy rozwój każdego młodego maga.

- Do rzeczy. - Popędziłem go.

- Cicho, psujesz magię. - Zachichotał, robiąc naburmuszoną minę. - Cóż, to nie jest zwykła książka. Jest ona przeszłością, przyszłością i teraźniejszością. Są tu odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie niesie za sobą magiczny świat.

Spojrzałem na Michaela, jak na idiotę. Po co mi to mówi?

- Kontynuuj.

- Każdy czarodziej z biegiem czasu zobowiązany jest do zrealizowania jednego, podstawowego zadania. Musi pilnować wybranego człowieka, prowadzić go i „ćwiczyć" na nim. Księga wybiera kandydatów, nie mamy na to wpływu. Moja wybrała ciebie.

- Żartujesz? - Zakrztusiłem się własną śliną.

- Nie. - Odpowiedział śmiertelnie poważnie. - Nie zrobię ci krzywdy, spokojnie. Wybory księgi są nieomylne. Dobiera ona kandydatów w taki sposób, żeby dogadywali się oni z czarodziejami i nie sprawiali problemów. Dlatego między innymi sprowadziliśmy się tutaj, musiałem mieć cię blisko. Muszę namieszać trochę w twoim życiu, żeby dać ci spokój. Daj mi miesiąc, potem nasze drogi się rozejdą.

- Nienawidzę mojego życia – szepnąłem, chwytając twarz w dłonie. - Dobrze, miesiąc. Potem znikasz z mojego życia.

- Obiecuję. - Zasalutował.

Uważnie przyjrzałem się jego twarzy. Właściwie, nie wyglądał na złego człowieka – o ile człowiekiem mogę w ogóle go nazwać. Miał wielkie, zielone oczy, w których można by utonąć, bladą cerę i chude, długie nogi. Wyglądał miło. Wyglądał.... Ładnie.

Ale i tak nie pałałem do niego sympatią.

Chłopak uśmiechnął się do mnie ciepło i wystawił dłoń w moją stronę. - Umowa stoi?

Odwzajemniłem uśmiech najbardziej naturalnie, jak tylko mogłem.

- Stoi.


~*~

- Wyjaśnij mi, dlaczego zniszczyłeś moją wymarzoną randkę? - zapytałem po godzinie leżenia bezczynnie na jego łóżku. Nie rozmawialiśmy dużo, ale spędzanie czasu w błogiej ciszy było dla mnie zbawieniem.

- A było tak cudownie. - Parsknął. - Mówiłem ci, Pamela to okropna dziewczyna.

- Może dla ciebie – odburknąłem. - Zależy mi na niej. Nie możesz niszczyć wszystkiego, co ma dla mnie znaczenie.

- Przepraszam, maluchu. - Zmierzwił moje włosy, lubił to robić. A ja lubiłem, kiedy to robił. - Poprawię się, przysięgam.

Zmierzył mnie wzrokiem, czułem to na sobie.

- Czemu mi się przyglądasz?

- Jesteś uroczym dzieciakiem, kiedy się bulwersujesz.

- Przestań! - Zachichotałem.

- Nie. - Różowowłosy znów zmierzwił mi włosy, ale kiedy jego usta spoczęły na moim czole, opamiętałem się.

- Co robisz? - zapytałem niezręcznie, a nastolatek odsunął się i wzruszył ramionami.

- A na co ci to wygląda? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Chyba powinienem już iść – szepnąłem niezręcznie i wstałem z łóżka.

Michael wciąż siedział na nim i obserwował mnie, nie racząc się nawet odprowadzić mnie do drzwi. Zresztą, nawet mi na tym nie zależało.

W ogóle mi nie zależało.


~*~

- Jak to „podpaliłeś stół"? - Ash krzyknął prosto w moje ucho, kiedy chowałem książki do szafki.

- Teoretycznie, nawet nie byłem to ja. - Westchnąłem. - Ale to nie ma teraz znaczenia, Pam nigdy więcej nie zamieni ze mną słowa. - Zatrzasnąłem szafkę.

- Nie byłbym taki pewny. - Calum poruszał brwiami i wskazał palcem w niezidentyfikowanym kierunku za mną.

Odwróciłem się na pięcie.

Pamela zmierzała z uśmiechem w naszą stronę, a ja odetchnąłem głęboko.

Byłem tylko nastolatkiem, pragnąłem ciepła i kochania. Pragnąłem dziewczyny, nieważne, jak zwierzęco i niekompetentnie to brzmi.

- Przepraszam cię za piątek – zaczęła, kiedy znalazła się obok mnie. - Zachowałam się chamsko.

- A ja nieprofesjonalnie – pisnąłem. - Naprawdę cię przepraszam.

- Nie jestem zła. Nie miałeś na to wpływu.

Ja nie, pomyślałem.

- Słuchaj, Pam... - Wziąłem głębszy oddech, zanim kontynuowałem. - Naprawdę nie chciałem, żeby tak to się potoczyło. Jesteś cudowną dziewczyną, a mi zależy na naszej relacji i chciałem, żeby wszystko było idealnie, ale zawsze coś chrzanię i tracę to...

- O Boże, bądź cicho. - Przerwała mi ze śmiechem. - Naprawdę nie mam ci tego za złe. I jesteś uroczy, kiedy się stresujesz.

Cal i Ash posłali mi znaczące spojrzenie, zanim odeszli w swoim kierunku. Dziękowałem za to w duchu, ponieważ lubili wtrącać się w moje życie, a nie chciałem, żeby i tutaj wrzucili coś od siebie.

- Naprawdę chciałbym cofnąć czas.

- Wiem to, Luke. - Dziewczyna złapała mnie za ramię. - Też chciałabym, żeby między nami było dobrze.

- Uwierz mi, zrobiłbym wszystko, żebyś dała przekonać się na jeszcze jedno spotkanie – zaskomlałem, a rudowłosa przygryzła wargę.

- Czekałam, aż to zaproponujesz.

Płonąłem w duchu. - Czyli zasługuję na drugą szansę?

Dziewczyna podeszła do mnie jeszcze bliżej. - Zasługujesz.


- - - - - - -

okay, dla wszystkich w #teammike - kolejny rozdział będzie zwieńczeniem waszych marzeń, stay tuned

albo dziś w nocy, albo jutro :-)

(wkręciłam się w cholerę, dawno nie pisałam aż tyle, mam nadzieję, że nie macie mnie dość) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro