2
Stał przy oknie wpatrując się gdzieś w dal. Czuł się tym wszystkim coraz bardziej zmęczony. To całe bycie na szczycie, ciągła walka o rzeczy bez większego znaczenia, graniem kogoś kim się nie jest. Z każdym dniem zazdrościł tym szarym mróweczkom ich pozornie ciężkiego i szarego życia. Byli tacy pełni energii, kreatywności, determinacji w dążeniu do celu. Upadali, przegrywali, podnosili się i próbowali jeszcze raz i jeszcze raz, co rusz to innym sposobem. On nie musiał nic robić. Po prostu z urodzenia miał to, do czego tak dążyli. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest szczęściarzem i ma wszystko. Jednak on wiedział, że tak naprawdę to nic nie ma. To czego pragnął było nie do kupienia. Do pewnych rzeczy się przyzwyczaił, ale dręczyło go to z każdym rokiem bardziej i bardziej.
- Znowu się zawieszasz przy tym oknie? Co się stało tym razem?- zapytał jego przyjaciel wchodząc bez pukania.
- Brakuje mi kompetentnych ludzi. Nie sądzisz, że przydałby się nam jakiś... świeży twórczy umysł?- rzucił nawet się nie odwracając
- Doprawdy... czasem marudzisz gorzej niż kobieta. Masz kryzys wieku średniego, czy co?- westchnął zrezygnowany, bo to już trzeci raz w tym miesiącu.
- Możliwe. Potrzebuję inspiracji, czegoś nowego, innego, czegokolwiek!- zdenerwował się i odwrócił do niego twarzą.
- Może zacznij od spaceru? Niedaleko jest spory park. Niech ci wiatr owieje ten śliczny pysk, to może i natchnienie się znajdzie?- rzucił spokojnie jakby był uosobieniem stoicyzmu.
- Dobrze, spróbuję. W razie czego twoja wina.- burknął uznając, że to nie najgorszy pomysł.
- Ta. Jasne.- machnął na niego ręką i sięgnął do kieszonki koszuli po fajkę.
Obaj wyszli z gabinetu.
- Jak jesteś głodny, to może skoczymy na lunch? Podobno mają dzisiaj soczyste steki.- kontynuował ugniatając papierosa w palcach.
- Nie, dzięki. Nie jestem głodny i wiesz, że steków nie lubię. Nie musisz sprawdzać. Idę się przejść. Jakby mnie ktoś namolnie szukał to coś wymyśl.- warknął denerwując się na niego jeszcze bardziej. Czasem chciał żeby wszyscy dali mu święty spokój.
- Jasne, idź już, bo do jutra nie wyjdziesz.
- Mhm- mruknął i skierował się do windy.
Zjechał na sam dół, wziął płaszcz, z którym zdawał się nie rozstawać, zwłaszcza przy takiej pogodzie i wyszedł nie zaszczyciwszy nikogo rozmową.
Długi szary szal owinął niedbale wokół szyi i twarzy, a ręce włożył w kieszenie. Westchnął pod nosem i ruszył w stronę wspomnianego parku, właściwie to nie licząc na nic, no może poza tym, że zmarznie od tego nieprzyjemnie chłodnego, jesiennego wiatru.
Błądził pustymi o tej porze alejkami bez większego celu, aż zauważył na trawie kogoś schowanego za sztalugą. Przystanął zastanawiając się czy nie podejść.
- Hmm.... chyba już tędy przechodziłem, ale tego kogoś tu nie było. A może nie? Wszystko tu takie same...- westchnął znów czując potęgujące się uczucie nudy w życiu. Zwłaszcza po rozstaniu z ta ciemnowłosą wariatką.
Już miał ruszyć dalej, ale powiał silny, zbyt zimny wiatr, który spowodował, że szalik zsunął mu się z twarzy i prawie spadł na ziemię.
- Właśnie tak kończy się niedbalstwo.- mruknął do siebie i zaraz poprawił się opatulając szczelniej ciepłym szalikiem.
Rzucił okiem na postać za sztalugą. Zobaczył, że zza płótna wyłoniła się całkiem ładniutka buźka i te oczy.....
duże, lśniące i apetycznie czekoladowe. Było w nich coś magnetycznego i wciągało w swoją głębię. Chrząknął do siebie i poprawiając się po raz kolejny ruszył dalej czując cos dziwnego, niekomfortowego i wcale mu się to nie podobało.
- Coś mi się wydaje, że potrzebuję trochę rozrywki.- pomyślał i postanowił odwiedzić odpowiedni klub dziś wieczór.
W drodze powrotnej przypomniała mu się rozmowa z przyjacielem. Skrzywił się jakby kosz cytryn zeżarł.
- Potrzebuję czegokolwiek, hmm...?- mruknął do siebie.- No za takie atrakcję, to ja chyba podziękuję.- pomamrotał do siebie i wszedł do budynku.
Bez słowa oddał płaszcz i wrócił do biura. Zażądał gorącej kawy i postanowił pozamulać przed ekranem monitora. Wciąż po głowie łaziły mu te oczy i to tak bardzo, że nawet miał ochotę wrócić tam i faktycznie podejść i zagadać. Może nawet się na wieczór umówić? Może nawet zostałby na śniadaniu? Kobiety tak bardzo to lubią....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro