Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2


Stał przy oknie wpatrując się gdzieś w dal. Czuł się tym wszystkim coraz bardziej zmęczony. To całe bycie na szczycie, ciągła walka o rzeczy bez większego znaczenia, graniem kogoś kim się nie jest. Z każdym dniem zazdrościł tym szarym mróweczkom ich pozornie ciężkiego i szarego życia. Byli tacy pełni energii, kreatywności, determinacji w dążeniu do celu. Upadali, przegrywali, podnosili się i próbowali jeszcze raz i jeszcze raz, co rusz to innym sposobem. On nie musiał nic robić. Po prostu z urodzenia miał to, do czego tak dążyli. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest szczęściarzem i ma wszystko. Jednak on wiedział, że tak naprawdę to nic nie ma. To czego pragnął było nie do kupienia. Do pewnych rzeczy się przyzwyczaił, ale dręczyło go to z każdym rokiem bardziej i bardziej.

- Znowu się zawieszasz przy tym oknie? Co się stało tym razem?- zapytał jego przyjaciel wchodząc bez pukania. 

- Brakuje mi kompetentnych ludzi. Nie sądzisz, że przydałby się nam jakiś... świeży twórczy umysł?- rzucił nawet się nie odwracając

- Doprawdy... czasem marudzisz gorzej niż kobieta. Masz kryzys wieku średniego, czy co?- westchnął zrezygnowany, bo to już trzeci raz w tym miesiącu. 

- Możliwe. Potrzebuję inspiracji, czegoś nowego, innego, czegokolwiek!- zdenerwował się i odwrócił do niego twarzą.

- Może zacznij od spaceru? Niedaleko jest spory park. Niech ci wiatr owieje ten śliczny pysk, to może i natchnienie się znajdzie?- rzucił spokojnie jakby był uosobieniem stoicyzmu.

- Dobrze, spróbuję. W razie czego twoja wina.- burknął uznając, że to nie najgorszy pomysł. 

- Ta. Jasne.- machnął na niego ręką i sięgnął do kieszonki koszuli po fajkę. 

Obaj wyszli z gabinetu.

- Jak jesteś głodny, to może skoczymy na lunch? Podobno mają dzisiaj soczyste steki.- kontynuował ugniatając papierosa w palcach.

- Nie, dzięki. Nie jestem głodny i wiesz, że steków nie lubię. Nie musisz sprawdzać. Idę się przejść. Jakby mnie ktoś namolnie szukał to coś wymyśl.- warknął denerwując się na niego jeszcze bardziej. Czasem chciał żeby wszyscy dali mu święty spokój. 

- Jasne, idź już, bo do jutra nie wyjdziesz.

- Mhm- mruknął i skierował się do windy.

Zjechał na sam dół, wziął płaszcz, z którym zdawał się nie rozstawać, zwłaszcza przy takiej pogodzie i wyszedł nie zaszczyciwszy nikogo rozmową.

Długi szary szal owinął niedbale wokół szyi i twarzy, a ręce włożył w kieszenie. Westchnął pod nosem i ruszył w stronę wspomnianego parku, właściwie to nie licząc na nic, no może poza tym, że zmarznie od tego nieprzyjemnie chłodnego, jesiennego wiatru.

Błądził pustymi o tej porze alejkami bez większego celu, aż zauważył na trawie kogoś schowanego za sztalugą. Przystanął zastanawiając się czy nie podejść.

- Hmm.... chyba już tędy przechodziłem, ale tego kogoś tu nie było. A może nie? Wszystko tu takie same...- westchnął znów czując potęgujące się uczucie nudy w życiu. Zwłaszcza po rozstaniu z ta ciemnowłosą wariatką.

Już miał ruszyć dalej, ale powiał silny, zbyt zimny wiatr, który spowodował, że szalik zsunął mu się z twarzy i prawie spadł na ziemię.

- Właśnie tak kończy się niedbalstwo.- mruknął do siebie i zaraz poprawił się opatulając szczelniej ciepłym szalikiem.

Rzucił okiem na postać za sztalugą. Zobaczył, że zza płótna wyłoniła się całkiem ładniutka buźka i te oczy.....

duże, lśniące i apetycznie czekoladowe. Było w nich coś magnetycznego i wciągało w swoją głębię. Chrząknął do siebie i poprawiając się po raz kolejny ruszył dalej czując cos dziwnego, niekomfortowego i wcale mu się to nie podobało.

- Coś mi się wydaje, że potrzebuję trochę rozrywki.- pomyślał i postanowił odwiedzić odpowiedni klub dziś wieczór.

W drodze powrotnej przypomniała mu się rozmowa z przyjacielem. Skrzywił się jakby kosz cytryn zeżarł.

- Potrzebuję czegokolwiek, hmm...?- mruknął do siebie.- No za takie atrakcję, to ja chyba podziękuję.- pomamrotał do siebie i wszedł do budynku.

Bez słowa oddał płaszcz i wrócił do biura. Zażądał gorącej kawy i postanowił pozamulać przed ekranem monitora. Wciąż po głowie łaziły mu te oczy i to tak bardzo, że nawet miał ochotę wrócić tam i faktycznie podejść i zagadać. Może nawet się na wieczór umówić? Może nawet zostałby na śniadaniu? Kobiety tak bardzo to lubią....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro