Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 2 - 1/3

Cholerny Maksymilian Wolański! Jego nagłe pojawienie się w moim życiu sprawiło, że nie mogłam spać, logicznie myśleć ani nawet porządnie się skupić. Tak bardzo mnie korciło, żeby pójść z nim na randkę, a potem zaciągnąć go w pierwszy lepszy zaułek i zrobić te wszystkie brudne rzeczy, o jakich marzyłam przez ostatnie dziesięć lat...

Na szczęście miałam na tyle instynktu samozachowawczego, by posłać drania do diabła. I tego zamierzałam się trzymać, choćby nie wiadomo co!

Chcąc spuścić trochę pary, poszłam pobiegać. Była szósta rano, ale słońce świeciło już pełną mocą, dlatego wybrałam swoją ulubioną trasę. Znajdowała się przy rzece, dzięki czemu mogłam pooddychać świeżym, rześkim powietrzem, w dodatku ciągnęły się tam rzędy drzew, ścieżka rowerowa oraz pas zieleni z rozstawionymi co kilka metrów ławkami. Miejsce to było dość oblegane przez mieszkańców, jednak o tak wcześniej porze mało kto decydował się na jogging czy inną aktywność fizyczną.

Porozciągałam mięśnie szyi, nadgarstków, następnie wykonałam serię ćwiczeń rozgrzewających i ruszyłam naprzód. Wdech, wydech. Skupiłam uwagę na ćwierkających wokół ptakach, niosącym orzeźwiające aromaty wietrze, a z każdym kolejnym krokiem umysł coraz bardziej mi się oczyszczał.

Zaczynało robić się już naprawdę przyjemnie i błogo, gdy nieoczekiwanie obok mnie wyrosła czyjaś postawna sylwetka. Zwolniłam tempo, żeby pozbyć się natrętna, po czym gwałtownie przystanęłam, kiedy rozpoznałam w nim Maksa.

– Skąd się tu wziąłeś? – warknęłam na niego buntowniczo. Próbowałam zachować wrogie nastawienie, ale widok jego szerokich ramion oraz wyrzeźbionej klatki piersiowej, ledwie ukrytej pod obcisłą koszulką, nie dawał mi zbyt wielkiego pola do manewru. Wyglądał zdecydowanie za dobrze.

– Mieszkam obok. – Obrócił się i wskazał jeden ze stojących nieopodal budynków. Wychodziło na to, że był moim sąsiadem. I to takim dość bliskim, bo nasze apartamentowce znajdowały się prawie naprzeciw siebie. Mogłabym przysiąc, że gdybym stanęła w oknie z lornetką, dojrzałabym, jak mężczyzna wskakuje pod prysznic.

Jezu, Kali, nie rób tego! Szanuj oczy!

– Okej – mruknęłam. – Miłego dnia.

Poprawiłam uciekające z kucyka włosy i ruszyłam dalej, niestety Wolański już po chwili zrównał ze mną krok. Biegliśmy powoli, w absolutnym milczeniu, było słychać jedynie nasze równe oddechy oraz uderzające o ziemię buty. Gdy przyspieszyłam, on zrobił to samo. Kiedy przecięłam ulicę, potem skręciłam w leżący za placem zabaw park, Maks cały czas podążał moim tropem. To mnie... irytowało.

Wreszcie dałam za wygraną. Przystanęłam przy zdroju z wodą, pochyliłam się nad kranem, aby napić się paru łyków, następnie ochlapałam twarz w chłodnym strumieniu. Miałam nadzieję, że mój towarzysz odpuści i pogna przed siebie, lecz kątem oka dostrzegłam, że też się zatrzymał.

– Pogadamy o tym, co mi wczoraj powiedziałaś? – zapytał, jak tylko odeszłam od wodopoju i usiadłam na jednej z drewnianych ławek. Stanął przede mną, uważnie mi się przyglądając.

– Po co? – Przetarłam mokre czoło przegubem dłoni. – Nie mam nic więcej do dodania.

– Wyznałaś, że cię skrzywdziłem. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dlatego chciałbym wiedzieć, w jaki sposób to się stało – oświadczył takim tonem, jakby naprawdę niczego nie rozumiał.

– To było dziesięć lat temu – burknęłam. – Możemy odpuścić i po prostu nie wchodzić sobie w drogę?

– Ale ja chcę wchodzić ci w drogę – naciskał. – Jesteśmy dorośli, więc porozmawiajmy jak dorośli, okej?

Cofnął się, żeby zrobić miejsce przejeżdżającemu ścieżką rowerzyście, po czym ponownie się zbliżył. Tym razem jednak zachował mniejszą odległość. Zasłonił mi sobą cały obraz. Uniosłam głowę, aby na niego spojrzeć, wtedy wziął głęboki wdech, a mięśnie na jego torsie jeszcze bardziej się uwydatniły. Przeniosłam wzrok wyżej, na różnobarwne tęczówki. Cholera, miał trochę racji. Nie było sensu nadal udawać obrażonej panienki.

Opadłam na oparcie ławki i rozsiadłam się wygodniej. Westchnęłam.

– Zniknąłeś, zanim się obudziłam. Uciekłeś bez żadnego słowa wyjaśnienia. Wiem, to odrobinę naiwne, ale sądziłam, że ta noc coś dla ciebie znaczyła, bo dla mnie była wszystkim. Kochałam się w tobie od miesięcy – wytłumaczyłam. – Przeżyłam z tobą swój pierwszy raz, posiadałeś te informacje. Dziewczyna w takim momencie liczy na więcej niż liścik z napisem: „dzięki za wczoraj, żegnaj". Poczułam się jak...

– Przepraszam – wszedł mi w zdanie. – Miałem z dziewiętnaście lat, nie byłem wzorem do naśladowania, w dodatku poznaliśmy się na mojej imprezie pożegnalnej. Następnego dnia wyjeżdżałem na stałe do Anglii, więc musiałaś wiedzieć, że nie czekało na nas żadne „i żyli długo i szczęśliwie", a mnie do siebie zaprosiłaś.

– Cóż, nie wiedziałam – przyznałam. – Nie byłam popularna, nie dostawałam zaproszeń na domówki ani wycieczki po klubach. Wtedy ktoś ściągnął mnie tam dla żartu. Właśnie wychodziłam, kiedy podszedłeś i się ze mną przywitałeś. O twojej przeprowadzce dowiedziałam się dopiero po kilku dniach. – Rozmasowałam skroń. – Poza tym nie chodzi tylko o to, co się między nami wydarzyło, a o to, co stało się później.

– Czyli? – Usiadł obok mnie.

– Judyta – powiedziałam, rzucając mu krótkie spojrzenie. – Zrobiła z mojego życia piekło. Pewnie widziała, jak razem wychodziliśmy, albo ktoś jej o tym doniósł. Była zazdrosna, że ostatnie godziny w kraju spędziłeś ze mną, zamiast ze swoją dziewczyną. Znienawidziła mnie za to i postarała się, żebym codziennie ponosiła karę. To może i nie całkiem twoja wina, ale sposób, w jaki zniknąłeś z mojego świata, dowodził, że nie odwzajemniałeś moich uczuć, byłam dla ciebie jedynie zabawą. Szybkim numerkiem przed rozpoczęciem nowego rozdziału. Nie czekałam na żadne deklaracje czy miłosne wyznania, mimo to zachowałeś się jak kutas. Nawet nie zaprzeczaj.

Na chwilę zapadła podszyta napięciem cisza.

– Przykro mi. – Maks nieco się do mnie przysunął. Uniósł rękę, jakby chciał dotknąć mojego ramienia, lecz ostatecznie z tego zrezygnował. Głęboko nabrał powietrza. – Zdaję sobie sprawę, że teraz to niewiele znaczy, ale to nie do końca prawda, że niczego nie czułem. Zaraz po wyjeździe dużo o tobie myślałem, tyle że ty byłaś tu, ja tam, to nie miało sensu. – Przejechał dłonią po twarzy. – Możesz mi nie uwierzyć, jednak gdy zobaczyłem cię w pociągu, poczułem ulgę. Wracając do Polski, miałem małą nadzieję, że gdzieś na siebie wpadniemy. Nie będę kłamał, że przez ostatnie dziesięć lat usychałem z tęsknoty, ale o tobie nie zapomniałem. Dość nieźle wyryłaś się w moim umyśle. – Odchrząknął. – Rozumiem, że cię zawiodłem, rozumiem też, dlaczego nie skaczesz z radości na mój widok. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, mogę za to przysiąc, że tym razem nigdzie nie ucieknę. Jeśli nadal coś do mnie czujesz i chciałabyś sprawdzić, dokąd nas to zaprowadzi, ja chętnie się dowiem.

I co niby powinnam na to odpowiedzieć? Jasne, że nie był mi obojętny. Nawet teraz, kiedy siedzieliśmy w parku, spoceni i zdecydowanie nie w romantycznej atmosferze, moje serce waliło jak popieprzone. Niestety miłe słowa ani obietnice Maksa nie wymarzą minionych lat. Z drugiej strony... czy skreślenie go za coś, co wydarzyło się w odległej przeszłości, nie zakrawało na idiotyzm? Może tak miało być? Może nasza historia właśnie tak miała się potoczyć? Może się wtedy nie zakończyła, a dopiero zaczęła?

Ostatecznie wcale niczego nie żałowałam. Chociaż sobie wmawiałam, że to wszystko jego wina, gdyby mi przyszło jeszcze raz podjąć tamtą decyzję, postąpiłabym identycznie, nawet wiedząc, że następnego dnia zniknie z mojego życia. Byłam w nim przecież tak zakochana, że oddałabym duszę diabłu za jedną wspólną noc, i to bez względu na konsekwencje. Teraz mogłam go mieć. Na własność, na zawsze. Wystarczyło jedynie zaryzykować.

Więc co mnie powstrzymywało?

Popatrzyłam na Wolańskiego i zamierzałam się już odezwać, wówczas zawibrował mój telefon. Wyjęłam aparat z przyczepionego do talii pokrowca, po czym odczytałam wiadomość. To Cichy. Wysłał mi jakiś nieznany adres, co oznaczało, że mieliśmy nową sprawę, a zatem powinnam się zbierać.

– Masz rację, wciąż coś do ciebie czuję. – Schowałam komórkę. – Nie wiem tylko, czy to wystarczy. Daj mi czas, dobrze? – poprosiłam, wstając z ławki. – Teraz muszę iść. Czekają na mnie.

– W porządku. – Kiwnął głową. Jego mina była ciężka do rozszyfrowania. – Do zobaczenia.

– Do zobaczenia.

***

Niecałe czterdzieści minut później pojawiłam się we wskazanym przez partnera miejscu. Już z oddali dojrzałam, że najpewniej mieliśmy do czynienia z zabójstwem. W obrębie rozstawionego namiotu kręciło się mnóstwo funkcjonariuszy i dziennikarzy żądnych materiału na pierwsze strony gazet. Uniosłam taśmę zabezpieczającą, wzięłam komplet ochronnych rękawiczek od jednego z policjantów i powędrowałam przyjrzeć się zwłokom.

– Cześć, co mamy? – zagadnęłam Cichego, zaglądając pod zadaszenie.

– Niewiele – mruknął. – Chłopaki dopiero zaczynają, ale wygląda na to, że trafiło nam się morderstwo. – Podszedł bliżej. – Wstępne oględziny wskazują na uduszenie, jednak więcej dowiemy się po sekcji. Brak śladów biologicznych, narzędzia zbrodni i świadków. Ciało znalazł przechodzień, niestety nie znamy tożsamości denata, bo nie miał przy sobie żadnych dokumentów, a jego odciski palców nie figurują w bazie.

Brak też czegoś jeszcze... Cienia. Ktoś musiał mnie ubiec, psia dupa.

Pochyliłam się nad zmarłym. Był mężczyzną w średnim wieku, oceniłabym go na góra czterdzieści lat. Nie sprawiał wrażenia atletycznego, więc stawiałabym na pracownika biurowego lub kogoś wykonującego zbliżony do tego zawód. Miał na sobie garnitur z sieciówki, nie żadne szyte na miarę cudo, co sugerowało, że raczej nie zarabiał kroci. Może ubezpieczyciel albo przedstawiciel handlowy?

Zamrugałam oślepiona przez flesz aparatu fotograficznego, którym właśnie władał jeden z moich kolegów, następnie się rozejrzałam. Znajdowaliśmy się na obrzeżach miasta, niedaleko wylotówki na autostradę. Rosło tutaj pełno drzew, a wilgotna gleba z powodzeniem zatarła większość tropów. Nie dostrzegłam zaznaczonych odcisków butów, natomiast wyszczególniono dwa rodzaje bieżników, toteż sprawca mógł tu dotrzeć autem.

Kawałek dalej stał staruszek z kijkami trekkingowymi – po jego bladej cerze odgadłam, że to on odnalazł zabitego. Dziadek był akurat przesłuchiwany przez parę mundurowych, dlatego darowałam sobie ingerowanie w ich czynności. Zamiast tego ruszyłam w stronę biało-czerwonej taśmy ostrzegawczej, za którą zauważyłam znajomą twarz.

– Hiena – rzuciłam do chytrze uśmiechającego się mężczyzny. Wyglądał jak jakiś komandos. Był odziany od góry do dołu w czerń, na stopach miał ciężkie motocyklowe obuwie, na szyi zaś zawieszonego Nikona. Franek to pismak z jednego regionalnego szmatławca, który zawsze szuka taniej sensacji, a do tego mój arcywróg. Wrrr.

– Kto pierwszy, ten lepszy, mała. – Wzruszył ramionami. – Znasz zasady.

– To moje miejsce zbrodni, mój trup i moja pieprzona dusza – warknęłam, lecz na tyle cicho, by nikt ze stojących obok ludzi tego nie usłyszał. Jeśli ktoś mnie uprzedzał w kolekcjonowaniu cieni, często był to właśnie Franek. Coś takiego jak moralność w ogóle dla niego nie istniała. W dodatku utrudniał mi pracę, bo nie mogłam już porozmawiać ze zmarłym i wyciągnąć od niego cennych informacji. – Mówił coś po śmierci? – syknęłam.

– Trochę. Nawet zapisałem dla ciebie kilka szczegółów. – Uniósł dłoń. Między dwoma palcami dojrzałam kawałek pozginanej parokrotnie kartki, ale gdy po nią sięgnęłam, dupek szybko cofnął rękę. – Nie tak prędko. – Zaśmiał się. – Najpierw interesy.

– Czego tym razem chcesz? – spytałam przez zaciśnięte zęby.

– Wyłączności na wszystko, co odkryjesz w trakcie śledztwa, oczywiście – odparł wyrachowanym tonem. – Jak zwykle opiszę cię jako anonimowe źródło, nie pękaj.

– Dam znać – zgodziłam się niechętnie, wtedy z zadowoleniem podał mi świstek.

– I co? Nie bolało – skwitował cwaniacko, kiedy chowałam papier do tylnej kieszeni spodni.

– Kali, zwijamy się! – Usłyszałam za plecami nawoływanie Cichego.

– Idę! – odkrzyknęłam, po czym posłałam Frankowi wściekłe spojrzenie. – A z tobą jeszcze się policzę.

Wybuchnął szyderczym śmiechem, pomału oddalając się w kierunku swojego motocykla.

– Już nie mogę się doczekać. – Wsunął kask na ten swój zakuty łeb. – Do zobaczenia, mała.

– Oby nieprędko!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro