Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

* Perspektywa Alec'a*

W tej właśnie chwili byłem najszczęśliwszym facetem na świecie.

- Alec dość! - pisnęłam radośnie.

Uniosłem ją i obróciłem nas. Znajdowaliśmy się w wodzie. Trzymała się mocno moich ramiona.

Moja najlepsza przyjaciółka, a zarazem moja miłość. Znamy się od dziecka, jesteśmy bardzo zżyci ze sobą. Szkoda tylko, że to narzeczona mojego parabatai.

- Muszę się tobą nacieszyć bo jak Izzy przyjedzie to całymi dniami będziesz przesiadywać w sklepach z ciuchami - zaśmiałem się.

- Czy to jest powód, aby wrzucać mnie do jeziora? - spytała, udając urażoną.

Tak jakoś wyszło, że wpadliśmy do jeziora.

Zatrzymałem się. Kiedy tak ją trzymałem wydawała się niezwykle krucha. Nie była jak większość dziewczyn. Długie płomienne włosy, słodkie piegi i te nieziemskie szmaragdowe oczy. Cholera, tak bardzo chciałbym być na miejscu Jace'a.

- Wracamy już? - spytała, oplątując moją szyję ramionami.

- A nie zgubisz się?

- Kiedy wy przestaniecie mi to wypominać? Miałam osiem lat i gonił mnie wilkołak - naburmuszyła się.

- No dobrze już się nie denerwuj.

Wyniosłem ją z wody. Kiedy chciałem ją postawić, wykorzystała chwilę i wskoczyła mi na plecy.

- Skoro wrzuciłeś mnie do wody, to teraz równie dobrze możesz zanieść mnie do domu.

Uśmiechnąłem się tylko i zacząłem kierować się w stronę posiadłości. Mimo wszystko uwielbiam ją nosić. Zawsze wtedy się we mnie wtula. Teraz też tak było.

- A właściwie to kiedy Izzy przyjeżdża?

- Dostałem od niej wczoraj ognistą wiadomość. Napisała, że przyjedzie za jakieś 2 tygodnie. Chce cie przygotować do święta - odpowiedziałem.

Co roku w rocznicę, kiedy pojawił się pierwszy Nocny Łowca odbywa się bal albo raczej bankiet. Trudno nazwać co to dokładnie jest.

- Czyli muszę coś wykombinować. Mam mało czasu.

Po kilku minutach znaleźliśmy się przed jej domem. Zdziwiłem się i to bardzo widząc Jace'a i Jonathana. Wszystko byłoby dobrze gdyby Jon nie trzymał w dłoniach liny. No i oni szczerze się nienawidzą więc niepokojące jest to ich spokojne rozmawianie.

- Wszystko z wami dobrze? - spytała Clary, zeskakując ze mnie.

- Tak. Po prostu rozmawialiśmy - oznajmił zdenerwowany Jace, podchodząc do niej.

Odwróciłem wzrok nie chcąc patrzeć jak się całują. Nie znoszę tego widoku. Chcę żeby była szczęśliwa, a póki jest taka przy Jacie nie zamierzam tego niszczyć. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem cholernie zazdrosny, kiedy ich widzę.

Zanim się obejrzałem oboje weszli do środka.

- Jesteś idiotą - spojrzałem niezrozumiale na Jonathana.

Tylko on jeden zauważa co czuję do jego siostry.

- Mówisz mi to za każdym razem.

- I będę mówił nadal. Czy ty nie widzisz, że ona niszczy sobie życie? Ten napakowany palant nie jest jej wart! Jeśli ty niczego nie zrobisz, to ja się za to wezmę.

- Co masz na myśli?

- Nie dopuszczę do tego ślubu. Nie pozwolę, aby moja siostra wyszła za tego kobieciarza! - oznajmił pewnie.

Zarzucił sobie linę na ramię i zaczął iść w stronę miasta.

- Nie rób nic głupiego! - krzyknąłem.

Westchnąłem tylko i skierowałem się w stronę domu. Kompletnie mu odpiło. Nigdy nie lubił Jace'a, ale teraz to już szczególnie. W sumie nie dziwię mu się. Jace jest jaki jest. Chociaż jest lepiej niż przedtem.

Nie zorientowałem się nawet kiedy znalazłem się przed domem. Wszedłem do środka i od razu wpadłem na jedną ze służących.

- Paniczu co się stało? - ledwo zapytała i od razu gdzieś pobiegła.

Po chwili wróciła z białym ręcznikiem.

Jest starszą kobietą, pracuje u nas wiele lat, a ja dalej nie wiem jak ma na imię.

- Dziękuję.

Wyminąłem ją i jak najszybciej udałem się do pokoju. Zamknąłem drzwi i rzuciłem się plecami na łóżko. Rzuciłem ręcznik na krzesło.

Może Jonathan faktycznie ma racje?

- O czym ja myślę? - szepnąłem do siebie.

Przecież nie odbiję własnemu parabatai narzeczonej. Teraz jedynie muszę liczyć na cud.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro