❇️30❇️
-Donnie, ale ja ci mówię, jesteś słaby- przekonywałam go.-Nie dasz rady.
-Przestań, idź sama się przygotować- popędzał mnie.
-Nigdzie nie pójdziecie i koniec!- krzyknęłam.
Wyrwałam mu ubranie z rąk ciskając w kąt.
-Jestem Nocnym Łowcą- rzekł.
-I moim... I ważną osobą w moim życiu- dodałam.-Jeśli wiesz co dla ciebie dobre, zostaniesz tu.
-Nie będę tu siedział z założonymi rękami i zastanawiał się czy jeszcze żyjesz.
-A ja nie zamierzam walczyć jednocześnie patrząc, czy cię trafili. Ty uratowałeś mnie i ochroniłeś nie raz, więc teraz czas na rewanż. Masz zostać.
-April...
-Donnie!
Patrzyłam na niego ze stanowczością i naciskałam spojrzeniem tak długo, aż wreszcie uległ. Położył się z powrotem na łóżko zakładając ręce za głowę.
-I nie waż się stąd ruszyć- dodałam.
-Nawet do toalety?- spytałam nieco ironicznie.
-"Stąd", miałam na myśli kryjówkę- sprostował.
Westchnął ciężko.
-Uważaj tylko tam na siebie- poprosił.
-Obiecuję- odparłam.
Przyciągnął mnie do siebie przytulając. Odwzajemniam uścisk. Później ruszyłam w stronę drzwi.
-April- dodał jeszcze na odchodne.
Odwróciłam się.
-No i dokop ojcu- rzekł.
-Masz to jak w banku.- Puściłam mu oko.
〰〰〰〰〰〰〰
Założyłam kurtkę, rękawiczki, ścisło zawiązałam glany i przełożyłam naostrzoną Smoczą Katanę na plecy.
Szybko pożegnałam się z matką i pobiegłam do dojo by ostatni raz wysłuchać mistrza.
-To ostateczna walka na śmierć i życie- mówił.-Wróg jest niebezpieczny, ale wierzę, że jeżeli będziecie współpracować to dacie radę. Tym bardziej, że macie teraz April.
Popatrzył na mnie.
-Nie powinienem godzić się, abyś szła- westchnął.-Wciąż nie masz w pełni umiejętności Nocnej Łowczyni, ale...
-Nie martw się mistrzu- uspokoiłam go.-Dam sobie radę.
-Będzie się działo!- zawołał Mikey zacierając ręce.
-Idźcie już.-Splinter wydał ostatnie polecenie.
Skineliśmy głowami biegnąc do wyjścia.
〰〰〰〰〰〰
Gdy zostałam zamieniona w anioła, nie wiedziałam, gdzie jest kryjówka Shreddera. Teraz już znałam drogę. Był to stary dwór w odległości dwóch kilometrów od miasta. Ściany były popękane, szyby wybite. Budynek zapewne pochodził z epoki klasycyzmu.
-Dobra- westchnął Leo wyciągając rękę przed siebie.-Cokolwiek się tam nie wydarzy, brnijmy do samego końca. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Położyliśmy swoje dłonie na jego.
-Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego- odrzekliśmy chórem.
-April, twoim przeznaczeniem jest pokonanie Shreddera, wiec będziesz go szukać podczas gdy my stoczymy walkę z jego armią- dodał.
Skinęłam głową.
Weszliśmy do środka bardzo ostrożnie, mając broń w pogotowiu. Demony rzuciły się na nas od razu.
-April, biegnij!- zawołała Karai.
Rzuciłam się pędem przed siebie z wyciągniętym mieczem. Rozgromiłam napotkane maszkary raz ostrzem, a raz głową i umysłem. Wbiegłam na schody. Gdy znalazłam się na piętrze spojrzałam w dół sprowadzając, jak idzie reszcie. Radzili sobie świetnie, a cienie i "kocie łby" padały jeden za drugim. Mogłam być spokojna. Poszłam dalej korytarzem.
-Wiem, że gdzieś tu jesteś- syknęłam przez zęby.
Rozglądałam się bardzo uważnie. Otworzyłam kolejne drzwi. Kolejna sypialnię. Pusto. Dalej. Nic. Ruszyłam do następnych. Nic.
Piętro wyżej odnalazłam starą salę balową. Weszłam do środka patrząc dookoła siebie. Podeszwy po cichu piszczały mi pod stopami. Podłoga była wyłożona marmurowymi płytkami. Byle tyko się nie poślizgnąć.
Nagle usłyszałam szmer. Gwałtownie się odwróciłam.
-Wiem, że tu jesteś, Shredder!- krzyknęłam.-Wyłaź!
-Czy naprawdę musisz nazywać mnie Shredderem?- zapytał.-Jestem twoim ojcem.
Doznałam przeczucia. Szybko się odwróciłam stając w pozycji ataku. Tak, jak podejrzewałam.
-Na ten tytuł trzeba sobie zasłużyć- syknęłam.-I nie przyszłam tu by z tobą rozmawiać. Zamierzam załatwić to szybko.
Saki wyjął swój miecz.
Rzuciłam się na niego rozzłoszczona marząc o tym, aby wreszcie to zakończyć. Gniew był dobrą oznaką. Moja moc będzie o wiele skuteczniejsza. Zderzyłam się z jego ostrzem. Odepchnął mnie do ściany i naskoczył na mnie. Zdążyłam uciec. Używając umysłu zaczęłam go łamać. Mogłam to załatwić już teraz.
-Proszę, przestań!- błagał.-Przestań!
-Zniszczyłeś moje życie i masz czelność o cokolwiek mnie prosić- parsknęłam.
Wtedy Shredder rzucił we mnie sztylet. W porę odskoczyłam w bok, a on już się na mnie zaczaił. Wyciągnęłam miecz w jego stronę A ten od razu mi go wytrącił z rąk po czym chwytając za przedramię przerzucił na ścianę na drugim końcu sali. Padłam na płytki ledwo żywa. Próbowałam się podnieść. Oroku podbiegł do mnie na ostrzem. Zakryłam twarz ręką gdy wtem dobiegł do mnie głos Raphaela.
-April, nie!
Odsłoniłam rękę i zobaczyłam go przed sobą jak dzielnie opiera się sile Shreddera blokując jego broń swoją.
-Raph, wytrzymaj, już idę!- krzyknął Mikey.
Saki przyłożył Raphaelowi z głowy rzucając go w stronę Michelangelo. Wyciągnęłam rękę w ostatniej chwili zatrzymując go i kładąc na podłodze.
-Rozszarpię cię na strzępy!- krzyknął Mikey.
Rzucił się na Shreddera z ostrzem, ale on szybko go odkopnął.
-Nie!- zawołałam.
Wstałam szybko używając swej mocy i z całej siły ciskając go o ścianę. Ale nawet to nie wystarczało. Dalej stał gotów do ataku. Wtedy zjawiła się reszta ekipy. Karai wyłoniła z dłoni potężne wyładowanie wprost na miecz wroga i prąd przeszył całe ciało Shreddera. Shinigami pociemniały oczy. Oślepiła go. Leo zaatakował. Miałam czas by odzyskać Smoczą Katanę. Dobyłam jej, ale gdy już się odwróciłam, nikt poza Sakim nie został na nogach.
-Głupcy- warknął.-Córko, nie bądź tak niemądra i dołącz do mnie. Razem zwojujemy cały świat. Przecież ja to wszystko dla ciebie i Lii.
Zauważyłam, że ostrze mego miecza zaczęło lśnić błękitem. Postanowiłam grać na czas.
-Naprawdę?- spytałam.
-Tak, pomóż mi, a uczynimy świat lepszym- ciągnął.-Coś pięknego, tak jak perła, rodzi się w bólach. Powiedz, że staniesz przy mnie, a zmienię twoję życie.
Miecz lśnił mocniej. Zamknęłam oczy odczekując trochę.
-Chcę- rzekłam.
-Więc choć- wyciągnął do mnie ręką.
Wielki błąd.
-Chcę... żebyś zniknął z mojego życia!!!- krzyknęłam.
Jednym cięciem pozbawiłam go prawej ręki. Saki krzyknął z bólu.
-To za moich przyjaciół!- warknęłam.
Kopnęłam go z całej siły w brzuch.
-To za Violet!- dodałam.
Potem zaczęłam ponownie go łamać. Bez zahamowań.
-To za moich adoptowanych rodziców.
Pchnęłam go w brzuch ostrzem. Chwyciłam za jego włosy zmuszając, by na mnie spojrzał.
-To za Donatello. A także za Lię i Zayna.
Użyłam całej energii by poczuł na sobie te wszystkie skrzywdzone osoby. Podbiegłam w jego stronę najszybciej jak tylko potrafiłam. Ostrze paliło błękitem.
-A TO ZA MNIE!!!
Skończyłam i... przez chwilę czas stanął w miejscu. Głowa Shreddera przeturlała się po marmurowej posadzce. Stałam oddychając bardzo głęboko. Serce tak mocno dudniło, że czułam jak uderza o żebra.
-April!- zawołał Leo podchodząc do mnie.
-Zabiłam go- wykrztusiłam.-Naprawdę go zabiłam.
-Zrobiłaś to!- krzyknął Mikey potrząsając mną.-Ocaliłaś cały świat!
-Nawet nie śmiałam myśleć, że...- zaczęłam.
-Jesteś do tego zdolna?- dokończył Raph.-Spoko, ja też nie.
Spojrzałam na niego krzywo, ale mój uśmiech był szczery. W jego dziwnym i tajemniczym żargonie można to było przetłumaczyć na "Jestem z ciebie dumny" albo "Dałaś czadu".
-Wiecie... Chcę was o coś prosić- rzekłam.-Wyjdźcie z budynku. O nic nie pytajcie. Po prostu wyjdźcie.
Przyjaciele popatrzyli na siebie nieco zdziwieni i wzruszajac ramionami opuścili pomieszczenie.
Pobiegłam na taras po czym wdrapałam się na dach. Widząc resztę drużyny na ulicy, wzięłam rozbieg kierując się na czubek dachu. Podskoczyłam do góry najwyżej jak mogłam i z całej siły uderzając stopami w płytę. Dwór rozpadł się w drobny mak.
Koniec panowania Oroku Sakiego!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro