Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❇️29❇️

-April, więcej siły!- krzyknął Leo.

Ponownie zaatakowałam go Smoczą Kataną. Zrobił unik. Próbował mi uciąć głowę. W porę się schyliłam podcinając mu nogi. Upadł, a ja naskoczyłam na niego opuszczając na jego szyję miecz. Przeturlał się i jeszcze zanim wstał, kopnął mnie w brzuch. Padłam na ścianę.

Rzucił się na mnie. Mój miecz był za daleko. Rozszerzyłam oczy wyciągając rękę przed siebie. Zatrzymałam go w powietrzu, troszeczkę "pogięłam", a potem jak nie walnę! Z ręki poleciały złote wstęgi światła. Leonardo uderzył o ścianę naprzeciw mnie.

Przerażona, ciężko oddychając spojrzałam na swoją dłoń. Wyglądała normalnie, ale ja nie wierzyłam, że to nic takiego. Moje umiejętności spotęgowały. Czy to właśnie ta ukryta moc, o której mówił mi Zayn?

Podbiegłam szybko do Leo. Nic strasznego mu się nie stało, ale był oszołomiony.

-Żyjesz?- spytałam.

-Chyba żyję- odparł wstając.

Chwiał się nieco na nogach. Wsparłam go trochę.

-Jak ty to zrobiłaś?- zdziwił się.

-Nie mam pojęcia- wzruszyłam ramionami.

-Odkąd wiesz, że jesteś Shinobi stajesz się coraz bardziej nieobliczalna jeżeli chodzi o moc- zauważył.-Powinny zobaczyć to dziewczyny.

〰〰〰〰〰〰〰

-A więc jesteś potężniejsza nawet od nas trzech razem wziętych?- nie dowierzała Shini.

-Nie wiem, ale Leo twierdzi, że tak jest- odparłam.

-I walisz po ścianach jak leci- dodał.

-Da się to jakoś sprawdzić?- dociekała Karai patrząc na Monę i Shinigami.

Wzruszyłam ramionami. Shini niespodziewanie uderzyła mnie z pięści w twarz. Zrobiła to z taką siłą, że aż padłam na podłogę.

-Oddaj mi- zaszydziła.-Jeśli potrafisz.

Jej szyderczy ton sprawił, że wkurzyłam się nie na żarty. Naprawdę łatwo mnie było wyprowadzić z równowagi. Odwróciłam się, wyciągnęłam rękę i odrzuciłam Shini tak samo jak wcześniej Leo.

-Wow- skomentował Mikey.

-Teraz wiecie o czym mówiłem- dodał Leo.

-Naprawdę jesteś silna- przyznał Raph.-Silniejsza niż my wszyscy razem wzięci.

-Ale moc wyłania się z ciebie, gdy się denerwujesz-zauważyła Mona.-Może obrócić się przeciwko tobie.

Nagle głośno westchnęła stając jak słup, a jej oczy gwałtownie uległy zmianie. Jej źrenice zniknęły i zostały same neonowozłote tęczówki.

-Mona?- zdziwiłam się podchodząc do niej.

-Nie, stój!- Raph zagrodził mi drogę ręką.-Ona widzi przyszłość. Ma wizję. Nie ruszaj.

Patrzyłam na nią dalej. Z każdą sekundą jej twarz spowijało coraz większe przerażenie. Musiałam odwrócić wzrok by się nie bać.

Wtedy dostrzegłam, że jej brzuch jakby trochę się powiększył. Zaczęłam dziękować wszystkim Aniołom i Bogu, że zostaje w kryjowce i nie idzie z nami na bitwę z Sakim.

Nagle zachwiała się mrugajac szybko oczami. Źrenice jej wróciły.

-Nie- wyszeptała.

-Co zobaczyłaś?- spytał Raph.

-Kogoś potężnego- tłumaczyła.-Raczej nie Shreddera. To był ktoś inny. Widziałam zgliszcza miasta. I ogień.

-I co dalej?- dociekałam.

-Tylko tyle- westchnęła.-Przepraszam, ale obraz był zadymiony, a poza tym te wizje w tej chwili bardziej mnie męczą.

-Może wróć do pokoju i odpocznij- zaproponował Raphael.

-Dobra- zgodziła się.

Wyszła z dojo.

-Jak myślicie, o kim mówiła?- zastanawiał się Mikey.

-Jeżeli dobrze to interpretuje- zaczął Leo.-Możliwe, że nadchodzi inne zagrożenie.

A co, jeśli to byłam ja? Jeśli za te kilka miesięcy nie opanuje się i,  niczym wampir na głodzie, będę zabijać? Czułam się z tym podle.

-April!- zawołał Zayn wpadając do pomieszczenia.

-Co się stało?- spytałam podbiegając do niego.

-Twoja... Twoja matka...- dyszał.

-Moja matka co?- dociekałam.

-Ona...ona...- jąkał.

-Zayn, no mów!- Potrząsnęłam nim starając się wyciągnąć od niego informacje.

-Ona się obudziła- wydusił W końcu.-I chcę się z tobą widzieć.

Nie mogłam uwierzyć. Miałam okazję z nią porozmawiać na żywo. Powoli opuściłam ręce odchodząc krok.

-No na co czekasz?- rzucił Mikey.-Gazuj!

Popchnęła mnie do przodu, a dalej poniosły mnie już nogi. W takim amoku zupełnie nie pamiętam, żebym biegła czy szła, czy w ogóle się poruszała. Wiedziałam tylko, że dotarłam do pomieszczenia szpitalnego.

Powoli odchyliłam drzwi zauważając Lię leżąc na łóżku. Podeszłam do niej powoli wciąż niepewna czy jestem gotowa na tą rozmowę. Ale jutro miała rozpocząć się walka, od której zależały losy całego świata, a życie każdego z nas stało pod znakiem zapytania. Do tego jeśli moi biologiczni rodzice byli Toitsu to mamę dotknie śmierć Sakiego.

Liah odwróciła głowę w moją stronę. Wsparła się na łokciach przyglądając mi się z niedowierzaniem.

-April?- spytała.

Siadłam na stołku przy jej łóżku nie wiedząc co powiedzieć.

-Cześć, mamo- walnęłam niepewnie choć słowo "mamo" w odniesieniu do niej zabrzmiało bardzo dziwnie i drapało mnie w gardle.

Na jej niebieskich oczach zobaczyłam łzy.

-Myślałam, że nigdy więcej cię nie zobaczę- odparła.-Tak... Tyle lat.

-Ja byłam do niedawna pewna, że cię nie poznam- ciągnęłam.-Nie wiedziałam nawet o twoim istnieniu.

-Czyli Kerbi i Clarissa wywiązali się z obietnicy.

-I...całe moje życie było kłamstwem.

-April, zrozum. Zrobiłam to by cię chronić.

-Rozumiem. Doskonale rozumiem. To wszystko wina Shreddera.

-Nie, to moja wina, że tak długo zwlekam z uchronieniem cię przed nim. Maghetiria ostrzegała mnie. Ale byłam zakochana, młoda, głupia. Gdyby nie ja, zagrożenie, że twa Shinobi tak spotęguje, nie istniałoby.

-Jak się czujesz?

-Nie jest źle. Trochę boli bark, ale będzie dobrze.

Uśmiechnęłam się do niej.

-Jutro...- zaczęłam.

-...ruszacie na Sakiego- dokończyła.-Tak, wiem. I nie powinnam pozwalać ci na takie ryzyko jednak wiem, że chcesz skończyć to, co zaczęłam. Ale... Czy jesteś gotowa?

Ujęłam ją za ręce.

-Bardziej niż kiedykolwiek- zapewniłam.-Nie zawiodę cię.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro