Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❇️27❇️

Byłam pewna, że nie żyje. Byłam pewna, że nigdy jej nie poznam. A teraz ona leżała przede mną. Wyniszczona i nieprzytomna, ale żywa.
Poczułam jak serce mi wali. Dosłownie jego siła podwoiła się z biciem serca Lii. Wiedziałam, że to ona. Córki już tak mają.
Siadłam przy niej gładząc jej policzek. Był zimny. Chciałam by otworzyła oczy i popatrzyła na mnie tak, jak ja na nią.

-Myślałam, że nie żyjesz-wyszeptałam.

-Wszyscy tak myśleliśmy- wtrącił Zayn.

-Powinna dojść do siebie za kilka dni- oznajmił Raph.

-Gdzie ona była przez cały ten czas?- spytałam.

-Saki więził ją w lochu- wyjaśnił Melark.-Całe siedemnaście lat ją przetrzymywał by dobrać ci się do skóry.

-Mówił, że chce bym do niego dołączyła.

-Owszem, ale dlatego, że się ciebie boi.

-Boi się mnie?

-Tak, ponieważ jesteś od niego potężniejsza.

-Potężniejsza? Ja? Wywalił mnie z balkonu bez wysiłku. Zaraz, nie! Sama wywaliłam się z balkonu. Jeszcze lepiej.

-Nie poznałaś jeszcze wszystkich możliwości swych umiejętności. To, co potrafisz jest jedynie zaczątkiem. Możesz o wiele więcej.

-Skąd to wiesz?

-Wiedziałem to od dawna. Ponieważ jesteś Nocnym Łowcą i Shinobi, twoja moc jest spotęgowana przez demoniczne Ja. Niewielki jest takich jak ty.

Słuchałam go uważnie. Może to, że jestem Shinobi wcale nie oznaczało czegoś złego. Może to coś dobrego?

Z mych zamyśleń wyrwał mnie Mikey, który wpadł do pomieszczenia jakby paliła mu się skorupa.

-April!- krzyknął.-No wreszcie! Znalazłem cię!

-Ciszej, matole!- warknął Raph uderzajac go w głowę.

-Co się stało?- spytałam.

-Donnie się obudził i chce z tobą pogadać- wyjaśnił.

Poderwałam się na równe nogi. Przechodząc jednak obok Raphaela, przypomniałam sobie o jednej rzeczy.

-Hej, Raph, zanim zapomnę- zaczęłam.-Na kartce nie było zapisanej daty ślubu. Wiec?

-Nie była zapisana bo do końca jej nie znam- odpowiedział.-Ceremonia odbędzie się po pokonaniu Shreddera.

-A jeśli któreś z was...

-Mona i tak nie idzie. Nie pozwolę by stało się coś jej, albo mojemu synowi. A ja to wiadomo. Zawsze się wyliżę.

-Pewny siebie jak zawsze.

Pobiegłam prosto do pokoju Donatello nawet nie czekając na Mikey'go.

〰〰〰〰〰〰

Wpadłam jak oparzona zauważając Donniego leżącego na łóżku pod fioletową pościelą. Siadłam przy nim widząc, że przekręca głowę w moją stronę. Nie był już tak blady jak w celi, ale nadal nie nabrał jeszcze tego samego koloru. Jego oczy były zmęczone.

-Cześć- przywitałam się.

-Cześć- odparł.-A więc jeszcze nas szlag nie trafił.

-Na to wygląda. Jak się czujesz?

-Nie czuję już takiego osłabienia. No i przynajmniej nic już ze mnie nie cieknie.

Zaśmiałam się. Przysunęłam się bliżej muskając palcami jego dłoń. Złapał mnie za rękę pocierając ją kciukiem.

-Ty cholerny pesymisto- skarciłam go.-Myślałam, że umrę ze strachu jak kazałeś mi uciekać samej.

-Chciałem, żebyś sama się ratowała- odparł.

-Wiesz, mam gdzieś takie ratowanie- rzuciłam.-Nie ratując ciebie, nie uratuję siebie... Ja po prostu nie umiem...nie potrafię żyć bez ciebie. Tak jak bez serca albo rodziny. Nie mogę cię stracić.

-April...gdy dwóch Nocnych Łowców łączy coś tak wielkiego, zostają połączeni specjalną wiezią. Nazywa się ją Tomoni, czyli "razem".

-To jakiś obrzęd u Nocnych Łowców?

-Tak. Ale wykorzystuje się go tylko przy dopełnieniu przysięgi małżeńskiej. Coś jak obrączki u Heibon. Połączeni to Toitsu. Jedność. Gdy jedno z nich się boi, cieszy i cierpi, drugie to odczuje, a gdy umrze, poczuje jakby stracił połowę siebie.

-Czyli taka ufizyczniona miłość. Wiec taką wiezią zostaną połączeni Raph i Mona, a potem Leo i Karai.

-Owszem. Ale April... Czy zechciałabyś zjednoczyć się ze mną?

Siadłam wbita w materac.

-Zaraz, czy ty mi się... oświadczasz?

-Co? Nie! Nie chodzi mi o ślub. Chcę po prostu stać się Toitsu z tobą.

-Ale to na całe życie. Nie chcę wolnego związku.

-To nie wolny związek. Nagniemy tylko trochę zasady.

-Nagniemy, w sensie złamiemy?

-No jeżeli tak to rozumiesz.

-Nie wiem. Tu mi coś śmierdzi. A to nie jest czasem taki wstęp do oświadczyn?

Donnie westchnął ciężko.

-No taki... daleki wstęp do oświadczyn.

Sięgnął ręka do nocnego stolika. Ledwo odsunął szufladę, więc mu pomogłam. Wyciągnął z niej kryształowy patyk. Ozdobiony był czymś w rodzaju szronu.

-To specjalna różdżka do połączenia Tomoni- wyjaśnił.

Nie byłam gotowa by związać się z Donniem w Toistu. Jeżeli tak się stanie, to tak, jakbym już za niego wyszła.

-Zwinąłem ją Splinterowi gdy Raph z Moną mówili mu o dziecku- ciągnął.-W ten wieczór, kiedy powiedziałaś mi prawdę, chciałem zaproponować ci tą więź, ale potem wszystko się popsuło.

-Przeze mnie- westchnęłam.

-Nie, nie przez ciebie. Wiec jeżeli jesteś gotowa...

-Nie jestem.

Spojrzałam na niego.

-Jasne, to zrozumiałe.

-Ale jeżeli odpowiesz mi na jedno pytanie, obiecuje, że się zastanowię.

Donnie schował różdżkę do szuflady poprawiając się na poduszce.

-Dobrze. A wiec?

-Chcę wiedzieć... Kim była Violet?

Niespodziewanie Donatello zaczął nerwowo poruszać źrenicami. Przełknął ślinę.

-Nieważne- rzucił szybko.

-Właśnie, że ważne- zaprzeczyłam.-Jeśli chcesz ze mną przejść Tomoni to musisz mi powiedzieć.

-Nie ma do czego wracać.

Gwałtownie przekręcił głowę na bok.

-Donnie, powiedz.

-Nie.

-Bo?

-Bo to było dawno.

-Dwa lata temu. Ona była twoją... dziewczyną?

Nie odpowiedział mi. Czekałam w ciszy. Nie zamierzał wydusić ani słowa. Westchnął ciężko idąc w stronę drzwi.

-Narzeczoną- rzekł.

-Co?- spytałam.

-Violet była moją narzeczoną.

Szybko siadłam z powrotem na łóżku po drugiej stronie by widzieć jego twarz.

-Mieliście się pobrać?- dociekałam.

-To był dzień naszego ślubu- zaczął.-Byliśmy gotowi. Mieliśmy mówić słowa przysięgi gdy nagle na ceremonię wdarły się demony. Nie mieliśmy wyboru. Trzeba było walczyć. Byliśmy na plaży, wiec mieli do nas łatwy dostęp. Nie pamiętam już jak to się stało, że dopadły Violet. Wiem, że nas przytrzymali, a potem ni z tego, ni z owego pojawił się Shredder. Wydał tylko sygnał i... i...

-I co?

-I..I zaczęły rozszarpywać. Wgryzały się jej we wszystko, rwały włosy, rozrywały ciało żywcem. Krew rozbryzgiwała się wszędzie. A ja słyszałem tylko jej wrzask. Przynajmniej dopóki nie urwały jej głowy. Nie mogłem nic zrobić. A gdy skończyły widok był tak makabryczny, że tylko myśląc o nim, można popaść w obłęd. Wszystko co z niej zostało to wyrwane włosy, porozrywane ciało, organy walające się po zakrwawionej sukni ślubnej i głowa z wyłupanymi oczami.

Czułam, że zaraz zwymiotuje. Miałam wyrzuty sumienia, że naciskałam tak na niego, by wyjawił prawdę.

-Przepraszam- wyszeptałam.

-Rok dochodziłem do siebie po tym.

-Ale dlaczego Shredder to zrobił?

-Odwet za zniszczenie jego wcześniejszej kryjówki, rozgromienie większości armii i upokorzenie. Teraz widzisz, że Shredder jest zdolny nawet do tak brutalnych czynów. Zrobi wszystko by wykończyć cię fizycznie i psychicznie.

-Ale dlaczego akurat na ciebie się uwziął?

-Bo zawsze bylem tym o najsłabszym charakterze. Łatwy cel ze mnie.

-Myślę, że już nie taki łatwy.

Położyłam się obok niego tyłem. Przywarł do mnie skorupą obejmując ramieniem. Przycisnęłam jego rękę do swojego policzka gładząc ją.

-Tomoni to poważna sprawa- stwierdziłam.-Musisz dać mi czas do namysłu.

-Zgoda- odparł.

~~~~~~~~~

Oki, jestem po odcinkach. Szczerze powiem, że nawet ciekawe, miejscami za bardzo zdzieciniałe, ale da się oglądać.
To do nexta😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro