Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❇️2❇️

-Nie rób ze mnie idiotki, Casey - fuknęłam energicznie. - Doskonale wiem, co widziałam.

Wyszłam z lokalu z nim. Byłam taka pobudzona, że nawet chodzenie mi nie wystarczało. Musiałam skakać i biegać. Odgarnęłam sobie rudą grzywkę z twarzy.

-Nie robię z ciebie idiotki - odparł. - Ale to dziwne, że tylko ty widziałaś coś, czego inni nie. Może zaszkodziła ci pizza?

-Nawet jej nie tknęłam! - zawołałam podczas gdy on próbował "złapać" taksówkę. - Możesz zacząć traktować to poważnie?! Zabili chłopaka!

-Ale tego nie da się traktować poważnie - uświadomił mi. - Nie widziałem tego!

-No to chociaż mi uwierz!

-Staram się, ale ty cały czas się na mnie drzesz.

W końcu jakiś żółty pojazd podjechał do nas. Casey otworzył drzwi a ja westchnęłam ciężko wchodząc do środka.

Nie wiem, może zwariowałam do reszty, może to przemęczenie albo stres nie wiadomo przed czym. Ale na pewno widziałam trójkę osób o dziwnych kolorach skóry. No i ten żółw we fioletowoszarej masce i kurtce z kapturem. Patrzył na mnie najdłużej.

Teraz jednak gdy sięgam pamięcią wstecz... Jego machoniowe oczy nie były tylko wypełnione zdziwieniem i przerażeniem, ale też jakby... z zaskoczeniem albo oniemieniem. Oniemiał na mój widok? Ja na pewno nie. Chyba, że po prostu źle przypomniałam sobie jego wzrok. Możliwe, że coś nie tak odczytałam.

✴️

Następnego dnia wstałam dość wcześnie jak na sobotę. Leżałam na łóżku jeszcze jakiś czas. W nocy śnił mi się ten Zakapturzony. Mimo tylko jednego spojrzenia w jego oczy to czułam, że dowiercił się do mojego mózgu i zostanie tam na zawsze. Uśmiechał się do mnie. Nie miał kurtki a jedynie ciemne spodnie. Na ramieniu miał wytatuowany znak kwiatu w obręczy.

Przekreciłam się na bok sięgając po telefon na nocnym stoliku gdy nagle zauważyłam, że moje palce są brudne od kredek a na podłodze walały się pastele. Ciemne panele były wyrysowane znakiem kwiatu, ale nie tylko panele. Meble, ściany, sufit i cała masa karteczek samoprzylepnych na drewnianym zagłówku.

-Cholera - powiedziałam.

Chwyciłam telefon wysyłając Casey'mu wiadomość by do mnie przyszedł. Szybko się umyłam, ubrałam, uczesałam po czym zapakowana do torby większość karteczek ze znakiem.

Rzuciłam się do drzwi wejściowych.

-A dokąd to? - spytała nagle mama jedząc śniadanie.

-Casey na mnie czeka - odpowiedziałam.

-Tak rano? - zdziwiła się. - Nie możecie bez siebie żyć?

-Nie mamo, ale muszę już iść. Mam ważną sprawę.

-Zjedz chociaż kanapkę.

-Nie mam czasu.

-April...

-Mamo, nie teraz. Pa.

Wyskoczyłam z mieszkania najszybciej jak tylko mogłam. Zeszłam po schodach w zastraszającym tempie i na klatce wpadłam na Jonesa.

-April, gdzie tak pędzisz? - spytał.

-Choć ze mną - powiedziałam ciągnąc go za bluzę.

Poprowadziłam go do pobliskiej kawiarni. Siedliśmy za stołem a ja wysypałam na blat wszystkie karteczki ze znakiem kwiatu w obręczy.

-Zobacz, narysowałam mnóstwo takich - tłumaczyłam. - I to nie tylko na papierze, ale i na podłodze, meblach i ścianach. Nawet na suficie. A co najgorsze... nie pamiętam, żebym to robiła.

Casey wziął do ręki jedną kartkę przyglądając się rysunkowi.

-Znowu ten kwiat? - spytał znużony.

Wkurzył mnie. No po prostu mnie wkurzył!

-Ty idioto! Myślałam, że mi wierzysz!

-Chce uwierzyć, ale to co mówisz jest zupełnie nierealne.

-Masz to gdzieś.

-Bo nie potrafię tego ogarnąć.

-Coś jest ze mną nie tak. Ja nie lunatykuje a tym bardziej nie rysuje tego samego znaku w całym pokoju.

Spojrzałam przez okno. I nagle zobaczyłam tego... tego samego Zakapturzonego. Patrzył na mnie złowrogim wzrokiem a jego machoniowe oczy przedzierały mnie na wskroś.

-April, coś nie tak? - spytał Casey.

Stopniowo zaczęłam się osuwać na kanapie chowając za ramię Jonesa. Bałam się tego żółwio - faceta.

-Hej, co się dzieje? - dociekał śmiejąc.

Gdy po raz drugi wyjrzałam z ukrycia, Zakapturzonego już nie było. Podniosłam się w milczeniu. Ale przyszło kolejne zaskoczenie.

Stał przede mną!

Musiałam wiedzieć dlaczego tylko ja go widzę. Chwyciłam za pierwszą lepszą karteczkę z rysunkiem prowadząc go na zaplecze. Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz zapytałam:

-Dlaczego tylko ja cię widzę?

-Sam chciałbym wiedzieć - odparł spokojnie a jednocześnie bezczelnie.

-Kim ty w ogóle jesteś?

-Gdybym ci powiedział, nie uwierzyłabyś mi.

-Zaryzykuj. Płatnym mordercą? No bo chyba nie bez powodu zabijasz faceta mieczem?

-Był mi winien kasę.

-Przestań ze mnie robić wariatkę! Mów kim jesteś i dlaczego rysuje ten znak?!

Wykrzykując to pokazałam mu przed oczami karteczkę, którą wydarł mi z ręki rzucając chłodne spojrzenie. Stanął do mnie tyłem.

-Nie wiem, może zwariowałam, może mam jakieś omamy albo to jeden wielki sen - mamrotałam pod nosem a potem podniosłam ton. - Co jest ze mną nie tak?

-Kiedy się to zaczęło? - spytał patrząc na mnie.

-Czemu rysuje ten znak i co on oznacza! - krzyknęłam zabierając mu karteczkę po czym ponownie postawiłam mu ją przed oczami. - Gadaj co ze mną nie tak!

-Nie jesteś Heibon - wyjaśnił.

-Czym?

-Zwykłym człowiekiem.

-No to czym? Albo kim?

-Nie uwierzysz.

Wpadłam w szał. Przycisnęłam go do ściany.

-Gadaj! Kim jesteś, kim jestem ja i co oznacza ten znak?!

-Spokojnie, kotku. Puść mnie bo prędzej napluję ci śliną do oka niż coś wyduszę.

Westchnęłam ciężko odsuwając się minimalnie by w razie czego przycisnąć go jeszcze do muru.

-Nazywam się Hamato Donatello - powiedział zdejmując kaptur i obciągając kurtkę. - Jestem Nocnym Łowcą. A ten znak to symbol naszej grupy - Klanu Hamato.

-No... Miałeś rację. Nie wierzę.

-A jeśli ty widzisz nasz symbol i widzisz mnie to też musisz być Nocnym Łowcą. Albo jego potomkiem.

Patrzyłam na niego jak ogłoszona. Nie rozumiałam ani słowa.

-Odbierz, to zaczyna irytować - rzekł podenerwowany.

Dopiero teraz zorientowałam się, że mój telefon dzwoni. Odebrałam.

-Mamo, idę do domu- powiedziałam.

-Nie, nie wracaj do domu - odparła. - Nie możesz.

W jej głosie słyszałam zdenerwowanie o strach. Nagle rozległ się huk.

-Mamo! - zawołałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro