Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❇️11❇️

-No dalej, dalej, April! - poganiał mnie.

-Leo, zlituj się! - jęczałam.

Od dwóch godzin gimnastykowałam się w dojo i naprawdę miałam już serdecznie dosyć. Bolało mnie już chyba dosłownie wszystko. Nawet włosy i ubranie mimo, że to były najwygodniejsze ciemne przylegające dresy, białe tenisówki i żółta koszulka na ramionka. Po raz ęty starałam się zrobić szpagat. Na 92 razy udało mi się zrobić zaledwie 10 i to w potwornych męczarniach.

-Chcesz przyłożyć Shredderowi to trenuj - mówił stojąc nade mną.

-Ale ja już nie mogę! - narzekałam dalej próbując rozłożyć nogi i dotknąć kroczem podłoża.

-Wyobraź sobie, że twój adoptowany ojciec jest właśnie torturowany przez Sakiego- rzucił.

-A czego on może od niego chcieć?

-Nie musi nic chcieć. Wystarczy mu tylko to, że Kerbi cię zna. No to jak?

Naprężyłam się z całej siły, zacisnęłam zęby i powieki po czym z całych sił opadłam na podłogę.

-Widzisz, możesz - stwierdził Leo. - Potrzebujesz tylko motywacji.

-Ha, ha, się obśmiałam - burknęłam. - A kiedy dostanę broń?

-Wstań, a się dowiesz- ponownie parsknął śmiechem.

Przekręciłam oczami zbierając się z podłogi. Zakwasy będę miała na stówe. Ręce Leonardo, które do tej pory były splecione z tyłu, rozluźniły się i przeniosły na przód razem z mieczem. Miał ciemnoszarą rękojeść z trzema żółtymi rombami, okrągły jeleń, w którym wyrzeźbiony był kwiat Hamato. Pochwa była czarna, z dwiema żonkilowymi kokardami oraz wyrysowanym białym symbolem klanu. Zdjęłam ją patrząc na ostrze lekko zakrzywione na końcu. W świetle widziałam wyrzłobionego na metalu smoka.

-Nazywamy to Smoczą Kataną - wyjaśnił. - Jest przeznaczona dla najlepszego z klanu.

-Więc dlaczego mi ją dajesz? - zdziwiłam się.

-Mona twierdzi, że jesteś najcenniejszą osobą, a więc i najważniejszą. Wierzę w jej dar.

-Zobaczyła moją przyszłość?

-Sporadycznie. Jej wizję nie zawsze są dokładne.

Chwyciłam za rękojeść obiema dłońmi przygotowując się do ataku.

-A co ty robisz? - zdziwił się.

-No mamy walczyć, tak? - odparłam.

-Zgupiałaś? Chcesz, żebym ci palce poobcinał? Na treningu nie będziesz walczyć prawdziwą bronią. Dałem ci ją, żebyś zawsze była gotowa do samoobrony a nie do samobójstwa.

-No to na czym będziemy trenować?

Rzucił w moją stronę drewnianą imitacją miecza. Zaskoczona wzruszyłam ramionami odkładając Smoczą Katanę pod drzewo. Ponownie stanęłam w pozycji ataku.

-Nie tak - pokręcił głową.

-Co znowu? - westchnęłam już poirytowana.

-To nie jest postawa Nocnego Łowcy - wyjaśnił.

Stanęłam normalnie, a Leo podszedł do mnie zaczynając przekazywać kolejne instrukcje.

-Zrób mocny krok do przodu, ale tylko prawą nogą.

Mój krok miał niecały metr.

-Zamachnij się i skieruj ostrze na przeciwnika. Jakbyś czerpała wodę. Zamach z dołu na górę.

Zrobiłam tak, jak wskazał.

-A teraz się trochę pochyl i lewą ręką zatrzymaj w powietrzu z tyłu.

Teraz stałam już w pozycji Nocnego Łowcy. Leo zajął pozycje naprzeciw mnie w tej samej postawie. Uderzyłam pierwsza o jego drewniany miecz. Leonardo odchylił się robiąc unik przed moim "ostrzem" po czym skoczył w bok, a ja za nim opuszczając miecz. Nasze bronię się zderzyły. Leo odepchnął mnie, potem odkopnął, a gdy podniosłam głowę z podłogi jego "ostrze już było przy moim czole.

-No cóż, ostra jesteś, ale przed nami jeszcze sporo pracy - skomentował opuszczając miecz. - Na dzisiaj koniec.

-Podał mi rękę pomagając wstać.

-April, nie myśl, że chcę cię zniechęcić - powiedział. - Chcę ci pomóc. Naprawdę. Wiem, że jesteś córką Shreddera.

Zamurowało mnie. Przeszył mnie taki straszny dreszcz jak nigdy.

-Nie denerwuj się - uspokoił mnie. - Nie mam za co się na ciebie wściekać. To nie twoja wina. Rodziny się nie wybiera, nie?

-Skąd się dowiedziałeś?

-Od Splintera. April, ponieważ życzę ci dobrze to mam do ciebie prośbę. Nie okłamuj Donniego. Wiesz, że już swoje wycierpiał. Bądź z nim szczera.

-Leo, skąd ty wiesz, że...

-Jestem liderem. No i wiem, że czegoś takiego jak wyznanie prawdy nie przychodzi łatwo. Zaufaj mi, znam Donatello i wiem, że zrozumie.

-A ty... kiedyś skłamałeś?

-Tak. Naściemniałem Karai różnych głupot o sobie by jej zaimponować, ale to już przeszłość. Teraz jest już inaczej.

-Czyli to prawda. Jesteście zaręczeni.

-Skąd...

-Też mam informatorów. No więc jesteście?

Leo lekko się zarumienił, podszedł do drzewa, wziął mój prawdziwy miecz i mi go podał.

-Tak, jesteśmy.

-Jesssss! To kiedy ślub?

-Nie wiem jeszcze. Na pewno nie w najbliższym czasie.

-No, ale zamierzasz się żenić, nie?

-Jasne, że tak. A ty wścibska babo miałaś iść do Rapha w sprawie tatuażu tak więc sio!

Popchnął mnie w kierunku wyjścia.

〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️

Dotarłam do pokoju Raphaela. Naprawdę nie uśmiechało mi się to, że muszę siedzieć z nim ze trzy godziny albo i lepiej, a on będzie mnie kuł. Nie zdziwiłabym się, gdyby specjalnie sprawił mi ból. Odetchnęłam głęboko podnosząc rękę. Już miałam pukać gdy nagle drzwi się otworzyły, a ze środka wyszła Mona z wielkim bananem na twarzy.

-O, cześć April - przywitała mnie po czym odwróciła się do wnętrza pokoju. - Kotku, April przyszła na tatuaż.

-Niech wejdzie - rzucił Raph.

-Idź - popędziła.

-Co ty taka radosna? - zdziwiłam się.

-Nic, tak po prostu - wzruszyła ramionami. - Przepraszam, ale muszę iść.

Mijając mnie zauważyłam na jej ramieniu wytatuowane i jeszcze zaczerwienione inicjały "R+M". To z tego powodu tak się cieszyła? Dziwne.
Weszłam do pokoju rozglądając się. To, że wszystkie pomieszczenia były identyczne to już zdążyłam zauważyć. Raph miał tylko ciemnoczerwone ściany i bordowe łóżko bez baldachimu oraz fotel i profesjonalny zestaw do tatuażu przy ścianie od strony wschodu. Raphael chyba właśnie czyścił igłę zapewnie po Monie.

-Usiądź - powiedział bez nuty pogardy czy oschłości.

Zaskoczona podeszłam do czarnego fotela podobnego do tego dentystycznego. Oparłam się na nim i położyłam nogi. Raph podszedł do mnie zaznaczając kontury mojego wypłowiałego znaku na klatce piersiowej. Kiedy dotykał mnie ręka po skórze czułam lekki dyskomfort, ale starałam się powstrzymać śmiech.

-Masz łaskotki? - spytał.

-Tak - potwierdziłam.

Raph westchnął ciężko kończąc obrysowywać okrąg. Wziął sprzęt z igłą po czym wlał do pojemnika czarny tusz.

-Nie ruszaj się - poradził wciąż bez ostrości w głosie.

-Sterylizowany, no nie?

-Tak, nie cykaj się.

Wbił pierwszy raz igłę, a ja poczułam ból. Stanęłam zaciskając powieki. Gdy wyjął ostry przedmiot zauważyłam, tylko niewielką kropeczkę. Jęknęłam na myśl ile jeszcze cierpienia mnie czeka.

-Chyba nie myślałaś, że to pójdzie tak łatwo i szybko - zaśmiałam się.

-Nie myślałam, że to będzie tak boleć- odparł.

-Jak chciałaś to cierp.

-To nie ja chciałam tylko reszta. Żeby było wiadomo, że...

-... należysz do naszego klanu. Myślisz, że nie wiem.

Przekręcił oczami milcząc. Ale długo nie mogłam tak wytrzymać. Igła raz za razem wbijała mi się w ciało co dawało następne dawki bólu, a mnie non stop na usta nasuwała się jedna myśl.

-Raph, mogę cię o coś spytać? - zaczęłam.

-Jeżeli musisz - westchnął. - Tylko się nie ruszaj.

-Czy dobrze się czujesz? Znaczy czy coś ci dolega?

Spojrzał na mnie zdziwiony.

-Nie, wszystko gra - odparł. - A co?

-No to, że nie dogryzasz mi i wydajesz się być wniebowzięty - wytłumaczyłam. - Nie mów tylko, że już się do mnie przekonałeś.

-Tak łatwo ci ze mną nie pójdzie. Nie zamydlisz mi oczu jak reszcie.

-Jestem tego świadoma. Nie jesteś zbyt ufny do nowych.

Nagle poczułam potworne ukucie. Krzyknęłam z bólu.

-Skąd tyle wiesz? - spytał nawet nie przepraszając.

-Mona mi powiedziała - odparłam sycząc.

-Jest przyjacielska w przeciwieństwie do mnie. Wiele nas dzieli, ale i wiele łączy.

-Ty ją naprawde kochasz. Traktujesz jak jakaś boginię. Dlaczego się jej nie oświadczysz?

I po raz kolejny Raphael ukuł mnie za mocno. Znowu krzyknęłam.

-Ostrożniej, Raph!

-Uważaj na to, co mówisz bo będę to powtarzał.

-A co ja niby powiedziałam? Uważam tylko, że powinieneś to zrobić.

Raphael nie spojrzał na mnie. Skupił się na swojej robocie. Powoli załapałam.

-Chyba, że już to zrobiłeś.

Drgnęła mu ręka. Tym gestem zdradził siebie i to, co uczynił.

-No jasne - rzuciłam. - To dlatego i ty i ona wyglądacie jak naćpani.

-Przestań już gadać i daj mi spokojnie pracować - warknął.

No i wrócił tamten Raph. Dałam mu spokój i czekałam na tatuaż.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro