Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❇️10❇️

Odsunęłam się. Donatello patrzył na mnie z takim przerażeniem jakby widział nieprzymierzając tą samą scenę koszmaru, którego nie mógł się pozbyć. Tak strasznie bał się tego uczucia? Czy może tego, że mnie także skrzywdzi?

-Donnie, dlaczego się tak bronisz? - spytałam.

-Bo nie chcę cię stracić - wyjawił. - Nadchodzi wojna. Shredder jest coraz bliżej. A co jeśli nie zdążę cię obronić?

-Nie będziesz musiał - odparłam. - Jeżeli tylko pozwolisz mi zbliżyć się do siebie to... zgodzę się na treningi. Obiecuję.

Donatello stał bez ruchu, ale nie patrzył na mnie z grozą. Jego spojrzenie ogarnął spokój. Podszedł do mnie kładąc rękę na moim policzku a ja na jego. Jakby właśnie tego potrzebował. Zamknął oczy oddychając głęboko. Dotknął palcami mojej dłoni powoli ponosząc powieki. Z jego mahoniowych tęczówek biło szczęście, a delikatny uśmiech dodatkowo je potęgował. Jego ręka powędrowała na moją szyję. Przysunęłam się do niego bliżej. Drugą rękę także położyłam na jego policzku po czym musnęłam wargami jego wargi. Wiedzieliśmy oboje, że chcemy czegoś więcej. Donatello przyciągnął mnie do siebie całując mocniej.
O to chodziło.
Nagle wszystko stało się takie proste. Jakby świat nie miał żadnych problemów. Jakby moi rodzice byli moimi prawdziwymi rodzicami, a nie Liah i... Shredder...
Odsunęłam się od niego powoli zdejmując mu kaptur z głowy.

-Coś nie tak? - spytał.

-Donnie, jest jeszcze coś o czym ci nie powiedziałam - rzekłam.

-Co? - dociekał.

Gdy zamierzałam już otworzyć usta nagle do naszych uszu dotarł piskliwy ryk. Spojtzeliśmy w prawo zauważając nadchodzące niebezpieczeństwo. Nadlatywały demony o smukłych ciałach człowieka, łapach z wydłużonymi palcami i pazurami, kocimi głowami, dużymi, niebieskimi oczami i skrzydłami nietoperza.

-April, uciekaj! - zawołał Donnie.

-Żartujesz sobie?! - odkrztknęłam. - Nie zostawię cię!

-Uważaj!

Zauważając rzucające się na mnie straszydła wyciągnęłam ręce przed siebie zamykając oczy. I nagle nastała dziwna cisza.
Podniosłam powieki zamierając. Potwory były tuż przede mną, ale nie mogły mnie nawet tknąć.

-Ty... Ty je utrzymujesz telekinetycznie - zauważył Donnie.

-Ale dłużej nie dam rady - jęknęłam czując ciężar.

-Spróbuj je połamać - rzekł. - Tak jak wtedy tego Casey'go.

-Nie umiem. Jeszcze nie ćwiczyłam.

-Spróbuj.

Skoncentrowałam wzrok na demonach z całych sił starając się je połamać. Czułam ból głowy, ale nie dawałam za wygraną. Powoli zaczęłam widzieć inaczej, a stwory wyginały się pod dziwnymi kątami.

-Dobrze, załatw ich! - wołał Donnie wyciągając miecz.

Zacisnęłam zęby czując, jak skronie mi buzują. Miałam w końcu ich zabić gdy nagle coś mocno pchnęło mnie w przód i wpadłam w szybki nurt rzeki.
Demon.
A ja nie umiałam pływać!
Płuca już paliły bólem, a ja próbowałam wydostać się na powierzchnię. Wyskoczyłam spod tafli nabierając powietrza i znowu tonełam. Spróbowałam po raz kolejny się wynurzyć a wtedy uderzyłam głową o leżącą nad rzeką kłodę.
Co było dalej już nie wiem. Straciłam przytomność.

Gdy ponownie ją odzyskałam, wszędzie było ciemno, ale to nie była jakaś tam ciemność. To była najmroczniejsza i najgłębsza ciemność jakiej nigdy nie widziałam. Nie wiedziałam gdzie jestem. Bałam się. Czy tak wyglądała moja wieczność? Błądząc w ciemności?

-April - rozległ się żeński głos.

Powoli odwróciłam się widząc jedyną jasną postać jakieś dwadzieścia metrów ode mnie. Miała różaną cerę, i niebieskie oczy a lekko podkręcone gęste, długie włosy rozwiewał wiatr, którego ja nie czułam. Jedynie kilka kosmyków były związane z tyłu. Ubrana była w ciemną, skórzaną kurtkę, czarne dżinsy i buty na niewielkim, grubym obcasie. 
Podeszłam do niej powoli. Czułam, że ją znam. To było takie silne.

-Liah, dobrze myślę? - spytałam.

-Moja mała córeczka - odparła rozczulona. - Nie wiesz jak bardzo chciałam cię zobaczyć.

-Liah, ja nie rozumiem. Jak to możliwe, że tu jesteś? Przecież ty nie... nie żyjesz.

-April, śmierć nie zawsze jest prawdą.

-Co?

-Twoje wspomnienia i mnie żyją. Widzę, że naprawdę chcesz poznać prawdę. Nie mogę ci na to pozwolić ze względu na twoje dobro. Nie powinnaś o tym wiedzieć.

-O tym czyli o czym? Dlaczego chcecie bym żyła z tą dziurą w głowie?

-Shredder cię zabije. Musisz skupić się na wojnę z nim.

-Jak? Nic nie potrafię.

-Odziedziczyłaś dar. Dar po mnie. Twój umysł to potężna broń, a twe oczy i ręce są jak przekaźniki energii. Musisz się tylko nauczyć władać tą bronią. Jesteś w stanie pokonać swego ojca.

-I wtedy zostanę sama.

-Dlaczego? Masz Klan Hamato. Oni się tobą zajmą. Znałam Splintera i wiem, że możesz na nich liczyć. Nie bój się powiedzieć im prawdy. Zrozumieją.

-Niby jak? Stanąć i powiedzieć :Hej, jestem córką Shreddera?

-Lepsza gorzka prawda niż słodkie kłamstwo.

Spuściłam wzrok bo naprawdę bałam się tego zrobić. Bądź co bądź byłam dzieckiem ich wroga.

-April! April!-wolał ktoś z oddali.

Popatrzyłam w górę.

-Wzywają cię - powiedziała Liah.

Nagle zaczęła rozmywać się na moich oczach. Przetarłam je myśląc, że coś nie tak z moim wzrokiem aż tu nagle poczułam jak w moim gardle toruje się woda. Zerwałam się wyrzucając z siebie chyba pół litra. Podniosłam powoli powieki zauważając Donniego.

-April! - zawołał. - Och, dzięki aniołom!

-Przytulił mnie gdy leżałam na brzegu.

-Co się stało? - spytałam.

-Wpadłaś do rzeki i się podtopiłaś - wyjaśnił. - Ale to nie ważne. Ważne, że żyjesz!

-Spotkałam swoją matkę. W podświadomości. Prawdziwą matkę.

Donnie spojrzał na mnie nieco zdziwiony.

-Powiedziała ci jak się nazywa? - dociekał.

Jeżeli mu powiem, znienawidzi mnie bo dowie się, że jestem córką Shreddera. A jeżeli skłamię, nasz związek będzie opierał się tylko na kłamstwie.

-Nie- odparłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro