Rozdział 8
Mieli dwie godziny, stali ukryci i wpatrywali się w mur. Znaczy Elis i Lester patrzyli, kelner siedział na ziemi odwrócony plecami do muru. Przejście nie wydawało się pilnowane, a w świetle reflektorów widać było nawet jego zarys. Nie było strażników, tylko oni, uciekinierzy, światło i drzwi, których nie umieli otworzyć. Więc stali tak i się patrzyli, nie wiedząc jaki powinien być ich pierwszy ruch.
Ostatecznie zdecydowali co należy zrobić. Właściwie to Lester zdecydował i dziewczyna musiała sama znaleźć panel kontrolny. To tylko tak trudno brzmi, mówiła do siebie. Przynajmniej wiedziała, w którą stronę ma iść. Elis powinna czuć się wyjątkowo, w końcu najlepiej nadaje się do zadania. Wolała jednak się nie wychylać i przede wszystkim przeżyć. Jaką miała pewność, że nikt jej teraz nie obserwuje, że zaraz ktoś nie zacznie do niej strzelać. Nie miała żadnej pewności, a oni co, siedzą sobie i gadają. Czekają aż drzwi się otworzą, a potem sobie pójdą. W sumie to tylko Lester może chodzi, bo Mat dostał....
Myśli dziewczyny wędrowały po najgorszych scenariuszach. Musiała po prostu im zaufać.
Doskonale pamiętała dzień, w który ich poznała. Ich miejsce pracy dopiero co się otworzyło i poszukiwali pracowników. Szesnastoletnia, w tedy Elis postanowiła spróbować, dodatkowe pieniądze zawsze się przydadzą. Lester był pierwszą osobą jaką poznała zaraz po wejściu do środka. Był wysoki, jego jasne włosy w nieładzie, kilkudniowy zarost i papieros w ustach dawały straszny efekt. Nie wyglądał źle, jak na osobę w swoim wieku był nawet przystojny, ale dla dziewczyny wyglądał przerażająco. Jak się okazało to właśnie on miał przeprowadzić z nią rozmowę kwalifikacyjną. Elis nie wiedziała w tedy na jakim stanowisku chce pracować, sądziła, że zostanie kelnerką. Lester miał jednak inne plany względem dziewczyny. Ich rozmowa przebiegała tak, że zadał dziewczynie raptem dwa pytania i kazał jej stanąć za barem. I tak stała, przychodzili różni ludzie prosząc o alkohol, a ona nie wiedząc co robić im go wydawała. Później się dowiedziała, że odbyła właśnie swój pierwszy dzień w pracy.
Pogrążona we wspomnieniach Elis dotarła do budki strażniczej. Ciemne schody wykute w murze prowadziły na górę. Wpatrywała się w nie licząc ile ma czasu na przejście gdy nie oświetlają ich lampy. Miała kilka sekund, niezbyt dużo czasu, schody były wysokie, więc wejście zajmie jej jakoś do dwóch minut. Elis nie potrafiła zlokalizować kamer, sądziła jednak, że jeśli jakieś są to już dawno ją wykryli. Ruszyła ku schodom.
Mat pojawił się jakiś czas później, chłopak bardzo szybko wdał się w łaski szefostwa i personelu. Był żywy, uśmiechnięty i dobrze podchodził do każdego klienta. Najbardziej jednak zaprzyjaźnił się z Elis. Ona to jednak odczuwała nieco inaczej. Po prostu ją wkurzał, a on lubił to robić. Chociaż pewnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Dziewczyna myślała też, że po prostu nie mógł jej przelecieć, albo nie chciał, albo nigdy nie przyszło mu to do głowy. Wszystko działo się szybko i spontanicznie, nie ważne jak dwuznacznie to brzmi. Elis wiedziała, że chodziło o ich znajomość. Ten tekst wyjątkowo głupio brzmiał. Naprawdę głupio.
Ostatnie myśli pozwoliły nieco zrelaksować się Elis zanim wpadła do pokoju.
Kontrolki świeciły białym, nawet ciepłym światłem. Kamery pokazywały nieco zamglony lub przyciemny obraz, czujniki niczego specjalnego nie wykrywały, światła działały bez zarzutu. Zaczyna się kolejna nudna noc. Strażnik czasem myślał, że sprzęt jest zepsuty, zgłoszenie błędu było jednak najbardziej ryzykowne. Mógłby zostać oddelegowany, a to było równoznaczne ze śmiercią. Mężczyzna słyszał o rozpoczętej czystce, tu był jednak nietykalny. Przeciągnął się i sięgną po kubek brudów, ten jednak okazał się pusty. Wstał do ekspresu gdy do środka wparowała dziewczyna. Brudna, zadrapana i obita dziewczyna, z oczami jak u bestii. Zaskoczony staną w połowie ruchu. Elis najzwyczajniej w świecie go powaliła.
Strażnik padł jak długi i stracił świadomość. Elis uśmiechnęła się do siebie, trochę jej było szkoda kubka, miał nawet ładny kolor. Kolor nieba z jej wspomnień. Jednak dosyć szybko mina jej zrzedła. Kontrolek, przycisków, ekranów było od groma, a ona jedyne co umiała to odpalić samochód bez kluczyków. Nie wspominając o komputerze, jedynie co to do czynienia miała z nim w pracy. To jednak ograniczało się do pilnowania chłopaków i ich pornosów.
Elis spojrzała na leżącego mężczyznę. W miejscu jej ciosu zaczął się już robić siniak. Mogła po prostu to rozwalić, wszystko, jak leciało. Tyle, że... To nie w jej stylu. Kucnęła przy nim. Liczyła na to, że jednak nie uderzyła zbyt mocno.
- Wstawaj – poklepała go po policzkach. – No wielkie sorry, ale tak jakoś wyszło. Chyba cię nie załatwiłam, co? – odpowiedziała jej cisza. Sprawdziła czy mężczyzna oddycha. Nie zabiła go. Rozejrzała się po pomieszczeniu, na szafce stał ekspres, a w środku było trochę kawy. Wzięła naczynie do ręki sprawdzając temperaturę. – Wstawaj! – wylała na niego płyn. W odpowiedzi mężczyzna gwałtownie wstał.
- Coooo! Doooo!
- No świetnie, żyjesz. Nie będę mieć cię na sumieniu. A teraz wstawaj i otwórz przejście – wskazała na panel kontrolny. – Co się tak patrzysz? Rób co mówię.
- Kim jesteś? Czemu mnie...
- Świetnie, pytania. Człowieku ja tu czasu nie mam – zbliżyła twarz do jego twarzy. – Bądź tak miły i otwórz przejście na drugą stronę muru, a ja w między czasie powiem ci kim jestem i co robię.
- Muru... - z niedowierzeniem patrzył jej w oczy. – Chcesz uciec?
- Żebym tylko ja – zaśmiała się.
- Kto to? – spytał Lester.
- Korneliusz, strażnik. Otworzy nam przejście – jak gdyby nigdy nic powiedziała Elis.
- Korneliusz? Serio?
- A czemu to ma nam pomóc? Równie dobrze może grać na czas by nas złapali... Zabili.
- A temu, że weźmiemy go ze sobą.
- Ile razy mam ci powtarzać! Twoje uczucia wszystko zniszczą! – kucharz się na nią wydarł.
- Spoko, fajnie wiedzieć, że powinnam być takim nieczułym, morderczym dupkiem jak ty! Jeśli mówię, że go bierzemy, znaczy, że go bierzemy! Jeśli ci się nie podoba możesz zostać, ale ja na pewno będę już daleko stąd! Bo dla twojej wiadomości bez niego co najwyżej możemy uderzać głową w mur i to dosłownie, bo będzie to równoznaczne z nic nie robieniem! A teraz sorry! Mam ważniejszą rzecz na głowie niż użeranie się z tobą!
- No to... - odezwał się niespodziewanie strażnik. – Pozwólcie mi coś wyjaśnić. Obecnie w tym sektorze jestem ja. Za ok. godzinę i jakieś piętnaście minut pojawi się tu grupa uzbrojonych ludzi by pilnować wyjścia. Mogliście nie wiedzieć, że okolice muru są podzielone na sektory. W każdym razie wyłączyłem część systemowych rzeczy odpowiedzialnych za ochronę wyjścia. Jedyne co mi zostało to panel przy samym przejściu. Jednak może to trochę zająć ponieważ nie mam uprawnień... - mówił coraz ciszej.
- Zaraz, co? Mówiłeś, że możesz otworzyć nam... - Elis nie dokończyła, przerwał jej Korneliusz.
- Bo mogę, po prostu nie mam uprawnień więc zajmie to więcej czasu. Myślę jednak, że zdążę przed pozostałymi strażnikami.
- Rób co musisz. Tylko zanim jeszcze zaczniesz mam jedno pytanie – powiedział po dłuższej chwili Lester. – Dlaczego nam pomagasz.
- To głupie i szalone, ale dotarliście tak daleko. Też bym chciał zobaczyć świat na zewnątrz.
- No to jedziesz Kol – powiedział do tej pory milczący Mat.
Strażnik odsunął klapkę, a jego oczom ukazała się klawiatura i ekran. Wyciągnął rękę po latarkę i zaczął coś wystukiwać na klawiaturze. Stukał w pełnym skupieniu. W tym samym czasie Mat niezgrabnie usiadł pod murem. Oparł się o ścianę. Elis sprawdziła jego opatrunek, cały był we krwi.
- Apteczka jest w pokoju – powiedział niespodziewanie Kol.
- Chodźmy po nią – Elis zwróciła się do Lestera.
Mężczyzna wzruszył ramionami i poszedł za dziewczyną. Szli w milczeniu. Światła co chwilę oświetlały ich sylwetki. Oboje nie mieli ochoty rozmawiać, ale bynajmniej nie byli na siebie obrażeni. Wielokrotnie dochodziło po między nimi do sprzeczek. Na pewno nie miłosnych, sam Lester przyznał kiedyś, że Elis oraz Mat są bardziej dla niego dziećmi. Bardzo kłopotliwymi dziećmi. Natomiast oni wiedzieli, że zachowanie kucharza ma na celu jedynie ich chronić. Nie wiedzieli tylko dlaczego chce on to robić.
- To tu – w końcu powiedziała dziewczyna.
Pokuj był taki jak go opuszczała Elis. Nawet kałuża po kawie nie zniknęła. Nie miała gdzie wsiąknąć. Zaczęli rozglądać się za apteczką. Sprawdzali szafkę i kilka szuflad. W pewnym momencie Lester staną nad panelem i zaczął przyglądać się jednemu z ekranów.
- Może byś pomógł, co? – odpowiedziało jej mruknięcie.
W końcu Elis udało się znaleźć apteczkę. Niewielkie pudełko upchnięte było z tyło szafki, za kawą i licznymi dokumentami. Lester w dalszym ciągu przyglądał się ekranowi. Nagle siarczyście zaklną pod nosem i gwałtownie się odwrócił. Złapał skołowaną dziewczynę za rękę i wybiegł z pokoju.
- Co się dzieje! – krzyknęła.
- Oddział jest już blisko, jedna z kamer wyłapała ruch!
- To równie dobrze mógł być jeleń!
- Jeleń. Serio?! Musimy im powiedzieć!
- Jeszcze za wcześnie. Jesteś pewien, że to oddział?
- Jak tego, że było więcej ofiar niż Mat się przyznał.
Biegli ile sił w nogach. Elis przyciskała do piersi apteczkę. Głupio było ją teraz stracić. Leki, które były w środku mogły pomóc nie tylko Matowi. Wiedziała co Lester sobie myślał, było za wcześnie na pojawienie się oddziału, więc musiał zostać wezwany, a jedyną osobą, która mogła to zrobić, był strażnik. Elis wiedziała, że tego nie zrobił, nie dlatego, że mu ufała. Wiedziała to ponieważ cały czas patrzyła mu na ręce. Wiedziała by gdyby wzywał pomocy.
Po chwili szybkiego biegu dotarli do Mata i Korneliusza. Mat siedział cały blady, trzymał się za ranę. Natomiast strażnik cały czas wystukiwał coś na panelu. Elis usiadła przy kelnerze, głowa zaczęła mu co chwila opadać. Dziewczyna szybko zajęła się jego raną. W tym samym czasie Lester dopadł Kola, złapał go za kołnierz i podniósł.
- Zbliża się do nas oddział i wiesz, co? Sądzę, że to twoja sprawka – wysyczał.
- Nie... Oddział... To jeszcze za wcześnie- wybełkotał strażnik. – Uwierz mi... Ja nic nie zrobiłem...
- Podaj mi jeden powód żebym cię nie rozszarpał.
- Beze mnie nie otworzycie drzwi - powiedział bardzo powoli strażnik. W tej chwili bardzie można było by go nazwać już byłym strażnikiem. – Tak samo jak wy chcę odejść. Tak, pracowałem tutaj, ale nigdy nie widziałem tego co jest po drugiej stronie. Gdybym zbliżył się do przejścia zostałbym rozstrzelany.
Lester opuścił go. Kilka kliknięć później, wrota otworzyły się z cichym sykiem. Czwórce ludzi ukazał się krótki korytarz oświetlony białym światłem. Na jego końcu widniała ciemność. Mieli trzy minuty na przejście, po tym czasie przejście miało się znowu zamknąć. W oddali było już słychać tupot wojskowych butów. Zaraz po otwarciu się wrót zaczęli biec. Lester miał znowu przerzuconego przez ramię kelnera. Ich stukot obijał się echem w wąskim pomieszczeniu. Nie obchodziło ich już zachowanie ciszy. Nagle usłyszeli jak drzwi za nimi zaczęły powoli się zamykać. Elis się chciała się odwrócić, ale Korneliusz za nią zaczął popychać ją do przodu. Kątem oka dziewczyna zobaczyła jak wielka metalowa płyta się przesuwa. Od wyjścia dzielił ich jeszcze jakieś kilka metrów, gdy przejście przed nimi również zaczęło się zamykać. Momentalnie przyśpieszyli.
Wypadli wprost objęcia mroku. Za sobą usłyszeli dźwięk spokojnie zamykających się drzwi. Byli wolni. Przynajmniej tak im się wydawało. Nagle oświetliło ich silne światło, a w powietrzu rozległ się nieznośny dźwięk alarmu. Zdezorientowani towarzysze stali i patrzyli się w górę. Nie wiedzieli co się dzieje. Słyszeli przede wszystkim nieznośny narastający hałas.
- Uciekajmy – powiedział cicho Korneliusz dotykając ramienia Lestera.
Puścili się biegiem. Znowu. Byle jak najdalej od miasta, byle jak najdalej od muru. Słyszeli za sobą dźwięk wystrzeliwanych kul. Widzieli jak kule uderzają w ziemię przed ich stopami. Im dalej biegli tym czuli się bardziej bezpieczni, a świat przed nimi stawał się coraz ciemniejszy. Biegli tak długo aż ciemność omiotła ich ze wszystkich stron, a jedynym słyszalnym dźwiękiem były ich zdyszane oddechy.
Byli wolni, byli bezpieczni, byli żywi. Czego mogli jeszcze oczekiwać.
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro