Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Gdy byli coraz bliżej pierwszego pojazdu Elis zauważyła, że został ostrzelany. Natomiast gdy stanęła przy nim uderzyła w nią woń krwi. Zmarszczyła nos. Elis widziała jak ludzie są rozstrzeliwani, jak krzyczą i uciekają, tylko nigdzie nie widziała ciał. Coś jej nie pasowało. Zaczęła się rozglądać, a czerwona lampka w jej głowie była z każdą sekundą coraz jaśniejsza. Dziewczyna stawiała kroki coraz ostrożniej, wzrok zwróciła ku budynkom, które sięgały do mostu.

- Biegiem! – zawyła.

  I oto Elis składała kolejne podziękowanie przeszłości. Po mimo sytuacji uśmiechnęła się do siebie. Biegać to ona umie. Słyszała jak Lester i Mat biegną za nią, słyszała też świst kul. W pewnym momencie poczuła ból. Jeden z pocisków trafił ją w brzuch. Kolejne podziękowanie dedykowane jest Lesterowi, kocham cię stary. Elis nie zatrzymała się, bolało jak diabli, ale żyła i to się liczy. To, że nie zbyt przejmowała się sytuacją, a myśli szły w innym kierunku to zupełnie co innego. Biegła coraz szybciej, nagle z budynku, który był wyższy od mostu wyskoczył jeden z przeciwników. Wylądował i wymierzył w dziewczynę. Zanim jednak zdążył pociągnąć za spust Elis wbiegła na niego. Mężczyzna przewrócił się, a dziewczyna roztrzaskała mu wizjer nawet się nie zatrzymując. W tym momencie wyprzedził ją Lester.

  Ktoś strzelał, ktoś ich ścigał, ktoś próbował zabić, zaprzepaścić szanse na wolność. Elis chciało się krzyczeć, zarówno ze złości, jak i samego kaprysu. Od tak, biec i krzyczeć, bo kto w końcu zabroni, ciszy nocnej nie ma. Doskonale widziała plecy Lestera przed sobą, które coraz bardziej się oddalały, a to dupek, przeszło jej przez myśl. Dupek, kretyn, idiota, popapraniec... Już otwierała usta by krzyknąć, ale zupełnie inny dźwięk odwrócił jej uwagę. Sukinsyn...

- LESTER! – wydarła się. – LESTER! – odwróciła się i ujrzała rannego kelnera. Spojrzała w pełne strachu oczy i od razu pożałowała. Zawróciła wzrok w stronę Lestera, który zszokowany patrzył z daleka. – MAT! – puściła się biegiem w stronę przyjaciela. Wszystko trwało sekundy.

  Elis złapała go za rękę i pociągnęła. Mat oberwał w nogę, nie mógł biec. Dziewczyna modliła się o odrobinę adrenaliny w jego żyłach. Przybiegł Lester i złapał chłopaka w pasie. Niestety bieg w taki sposób nie był możliwy. Przerzucił go sobie przez ramię i w ten sposób kontynuował ucieczkę.

  Oczy Mata zaszkliły się, czuł nieznośny ból w nodze. Wiedział, że przez niego może im się nie udać. Powinni byli go zostawić, nie chciał ich spowalniać, ale i tak czuł się wdzięczy za to co zrobili. Nie chciał umierać. Nikt normalny nie chce. Otarł łzy i wycelował w pierwszą osobę. Wziął głęboki oddech, wypuszczając powietrze nacisną za spust.

  Oddział nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, mieli przed sobą pierwszych ludzi, którzy posiadają jaja. Sekunda zaskoczenia odebrała im przewagę.

  W pewnym momencie Mat już tylko się darł, dlaczego. Sam nie wiedział, jakoś tak wyszło. Strzelał i nagle z jego ust wydarł się krzyk. Po jakimś czasie przeciwnicy zniknęli mu z oczu, ale usta nie chciały się zamknąć. W końcu Elis strzeliła go po głowie na skutek czego zamkną jadaczkę.

  Lester dalej niósł Mata, szli prostą drogą, asfalt w pewnym momencie się skończył, a na jego miejsce zastąpiła ubita droga. Trawa zaczęła powoli zmieniać się w drzewa. Ściemniało się coraz bardziej. W końcu kucharz położył chłopaka pod najbliższym drzewem. Mat syczał z bólu.

- Będzie boleć – powiedział Lester i wsadził palec do rany.

  Krzyk kelnera rozniósł się po lesie.

  Elis nie współczuła chłopakowi. Sam był sobie winien, powinien nauczyć się szybciej biegać, albo zrobić coś ze swoją kondycją. A Lester, niby taki stary, a jak pomiatał! Prawie ich zostawił, tak mu było śpieszno. Dziewczyna poprawiła rękę Mata na swoich ramionach. Oddała swoją bluzkę na jego opatrunek. Po mimo kurtki i kamizelki pod nią było jej zimno.

  Zapadł już zmrok, ale nie była to jakaś nieprzyjemna ciemność, widzieli dosyć sporo. Mieli jeszcze kilka godzin na dotarcie do muru.

- To była pułapka – w końcu przerwał ciszę Lester.

- O tak, domyśliłam się – odpowiedziała sarkastycznie dziewczyna.

- Jestem zbyt zmęczony na kłótnie.

- Daj spokój – powiedziała Elis przepraszającym tonem. Też była zmęczona, ale rozmowa dobrze jej zrobi. – Jak myślisz kto sypną?

- Pewnie ci z gangu – Mat ostro podkreślił ostatnie słowo.

- Ale nie znali planu – wypaliła.

- Co?

- No, nic im nie powiedziałam. – po czym powtórzyła. - Nie wiedzieli co planujemy. Nie wierzycie mi?

- Naprawdę nic nie powiedziałaś?

- Czemu bym miała.

- Co się wydarzyło gdy byłaś sama? – po chwili spytał Lester.

- Właściwie to nic, pytali co tam robię i czemu to robię z wami. Nie chichrać się! Powiedziałam, im tylko, że zamierzamy uciec z miasta. Nie powiedziałam jak, ani nie podałam żadnych szczegółów. Skłamałam, że jest większa grupa do której mamy dołączyć. Pewnie dlatego ich poświęcili... W każdym razie nie wydałam naszych planów.

- Więc skąd wiedzieli. Znaczy, nie twierdzę, że to twoja wina, tak tylko myślę – szybko poprawił się Mat. – Może mieli podsłuch, to bardzo prawdopodobne. Wiecie Ivonka zgarnęli po sekundzie jak gadał na wysokich.

- Ivonka to się spił i o drugiej nad ranem wrzeszczał pod psiarnią.

- Wersja z podsłuchem jest możliwa, ale wątpię by akurat zamontowali go u nas w składziku. Prędzej na ulicach. Może po prostu uznali, że to będzie dobry cel na obstawienie, albo właściciel kazał mostu pilnować. Możemy mieć tylko przypuszczenia.

- Serio cię to gryzie, co? – zaśmiał się Mat. – Ivonka pewnie znowu się spił i leży gdzieś udając martwego to go nie ruszają – zaśmiał się, a pozostała dwójka zrobiła to samo.

- A może porozmawiamy o tobie, co? – zaśmiał się Lester. – Widziałem jak wgapiałeś się w tą cycatą laskę.

- Serio! – zapiała Elis. – Myślałam, że lepiej dobierasz swoje ofiary.

- Co mogę powiedzieć, miała dwa potężne argumenty – próbował wzruszyć ramionami.

- Wierz mi, z nią poszło by ci trudniej.

- Właśnie przyznałaś, że by mi poszło. Nie takie zaciągałem... - przerwał. Nie musiał kontynuować, wszyscy wiedzieli co chciał powiedzieć.

- Już prawie jesteśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro