Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

- Skoro znowu tu siedzimy znaczy, że jest jakiś plan działania – Mat siorbał już czwartą puszkę piwa. – Słyszałem, że Raul próbował cię wywalić.

- Dobrze powiedziane, próbował. Co mamy robić szefuńciu.

- Nie nazywaj mnie tak – mówiąc wypuścił dym. – Nasze szanse na przeżycie są bardzo małe. Praktycznie zerowe. Jest tak ze względu na to kim jesteśmy. Oczywiście wolałbym żebyś się myliła co do swojego przeczucia. Słuchajcie, całe miasto będzie jak pole bitwy. Nie myślcie sobie, że będzie tu działać jakakolwiek biała karta. Każdy jest zagrożony i jednocześnie każdy jest zagrożeniem. Najlepiej ukryć się gdzieś i modlić się o przeżycie. Problem polega na tym, że jednak istnieje jedno miejsce w mieście gdzie nie zginiemy.

- To nie brzmi jak problem – skwitował Mat.

- Problem jest taki, że nigdy się tam nie dostaniemy.

- Czyli co? Bunkrujemy się w domu i liczymy na szczęście? Spodziewałam się po tobie czegoś lepszego.

- Nie – po chwili dodał. – Sytuacja wygląda tak, nie wiemy kiedy się zacznie. Może to nastąpić zaraz po naszej rozmowie lub za kilka miesięcy. Jednak mam plan, przeżycia wam jednak nie gwarantuję. 

 Odpowiedziało mu zdławione parsknięcie i dźwięk gniecionej puszki.

  Nieliczne wolne dni Elis lubiła spędzać w mieście. Stwierdzenie brzmiało iście idiotycznie skoro cały jej świat ograniczał się do właśnie tego przeklętego miasta. Dziewczyna przechadzała się główną ulicą straganów. Przyglądała się ubraniom, zastawie, drobnym upominkom. Nigdy nic nie kupiła, ale lubiła przechadzać się między straganami i oglądać. Po mimo tak wczesnej pory bazar był pełen ludzi.

 Elis lubiła wyobrażać sobie jak to miejsce musiało wyglądać przed postawieniem muru i powstaniu bazaru. Targ kończył się tam gdzie zaczynał most. Stare latarnie, które świeciły gdy miały ochotę; ulica pełna załatanych dziur, zapach rzeki oraz hałas przekupek, który dochodził dosłownie z każdej strony. Elis uwielbiała to wszystko. Po jednej stronie bazaru stał budynek ogrodzony czarnym ogrodzeniem. Napis na nim wskazywał na Muzeum, jakie, nikt nie wiedział. Zapis nie był kompletny, a w wielu miejscach się po prostu zatarł. Nikt kompletnie nie wiedział czym ma być owe muzeum, a niewiedza skutecznie odstraszała ludzi od wejścia do środka. Nie przeszkadzało to jednak na rozbicie straganów na terenie budynku. Po drugiej stronie stały szare budynki mieszkalne. Elis nie wiedziała kto chciałby mieszkać w miejscu gdzie ciągle panuje hałas. Sama mieszkała na obrzeżu, blisko muru. Zdawała sobie jednak sprawę, że ludzie mieszkający przy bazarze i tak mieli dużo szczęścia znajdując jakikolwiek dom.

  Po dwóch godzinach łażenia między straganami stwierdziła, że nic ciekawego już jej tu nie spotka i ruszyła w stronę centrum miasta. Zaczęła przepychać się między ludźmi, szła w końcu pod prąd. Gdy wydostała się z tłumu przystanęła i spojrzała w prawo. Główną ulicę przecinała prostopadle inna ulica. O ile na bazarze można było kupić rzeczy i przeróżne różności, o tyle ulica po prawej specjalizowała się w żywności. Rząd domów, niegdyś prawdopodobnie mieszkalnych, został zmieniony w magazyny i sklepiki gdzie można było dostać jedzenie. Oczywiście nie było ono jakieś specjalne, prawie wszyscy oferowali to samo tylko w różnych cenach. Elis nie lubiła tego miejsca, śmierdziało tam rybami, mięsem i zgniłymi owocami oraz warzywami. Ulica po lewej była ulicą pracowniczą. Mieściły się tam zakłady pracy oraz jeden bank i poczta. Produkowano tam ubrania, meble, sprzęty domowe, a nawet kosmetyki. Przez hałas jaki panował w dzielnicy fabrycznej wiele ludzi kończyło głuchymi. Elis nigdy nie postawiła tam nogi, nawet w nocy panował tam nieznośny huk.

  Nie myśląc dłużej ruszyła przed siebie. Zatrzymała się dopiero na pustym placu. Oczywiście nie był on pusty dosłownie. Było nawet sporo ludzi jak na tą godzinę, po prostu przestrzeń na nim nie była jakoś specjalnie zorganizowana. Ot betonowy plac od którego odchodziły cztery główne ulice w mieście. Ta którą szła Elis, druga naprzeciwko niej prowadziła do jedynej pętli autobusowej w mieście, trzecia po prawej pełna była pustych budynków, a ta po lewej służyła jako wielkie osiedle mieszkaniowe dla osób, które domu nie miały. Budynki nad ulicą były jak najbardziej zamieszkałe, a ulica pod nimi została zagospodarowana przez bezdomnych. Czemu nie wprowadzili się do opuszczonych budynków, nikt nie wie. Na to wszystko patrzyła wielka statua, właściwie Elis nie bardzo wiedziała czemu jest to statua. Podobno był to kiedyś ośrodek kultury, pewien znak jakiś niedobrych czasów oczywiście przed powstaniem muru. Kiedy jednak okazało się, że z najwyższych budynków w mieście widać widok, który sięga dalej niż mur wszystkie budynki zburzono do pewnego poziomu. Mur powstał jednak tak dawno temu, że w mieście nie ma już żadnego człowieka, który pamiętał czasy z przed jego wybudowania czy nawet powstawania.

  Nagle kątem oka zauważyła ruch. Zbyt skoordynowany i spięty. Natychmiast ruszyła w stronę pustych budynków. Musiała znaleźć się jak najdalej.

- Kurwa, nie było nawet syren.

  Elis ukryła się w jednym z opuszczonych budynków. Siedziała skulona w jakimś ciemnym koncie i nasłuchiwała. A słyszała doskonale dźwięk broni i krzyk ludzi. Nie wiedziała ile czasu jeszcze jej zostało zanim ją odkryją. Gdy tyko dźwięk zabijania w miarę się oddalił Elis ruszyła się. Jak najciszej potrafiła poszła w stronę schodów. Teraz najbezpieczniejszym miejscem był dach, no chyba, że mieli też snajperów. Schody trzeszczały gdy po nich wchodziła. Wydawało jej się, że to trzeszczenie jest najgłośniejszym dźwiękiem na całym świecie.

  Po dotarciu na ostatnie piętro rozejrzała się. Nigdzie nie widziała przejścia na dach. Dookoła panował zaduch, a w powietrzu unosił się tuman kurzu. Elis była pewna, że jeśli ktoś wejdzie do budynku z łatwością odkryje jej położenie. Jej ślady były bardzo widoczne. Zaczęła szukać jakiegoś włazu w suficie. Zamiast tego widziała dziury, stosy kabli i miejsca gdzie płyty sufitu zaraz spadną. Przeszła całe piętro sprawdzając każde drzwi i zaglądając w każdy kąt. Elis trzęsła się ze zdenerwowania, rozglądała się nerwowo i była bliska płaczu. Co chwila miała wrażenie, że coś słyszy. Była już bliska histerii gdy dźwięk, który usłyszała był jak najbardziej prawdziwy. Ta krótka chwila pozwoliła jej ogarnąć się. Nie obchodziło ją już zachowanie ciszy. Biegała od drzwi do drzwi aż w końcu jedne otworzyły się z rozmachem. Oślepiło ją światło.

  Schody na dach trzeszczały, Elis nie była pewna czy wytrzymają. Wolała jednak złamać kark spadając niż zostać rozstrzelana. Doskonale słyszała dudnienie ciężkich butów. Zamknęła drzwi i wbiegła po schodach.

  Na dachu ostro wiało. Elis nie słyszała by ktoś szedł za nią. Przykucnęła przy wentylatorze i spojrzała w dół. Ujrzała to co spodziewała się ujrzeć, martwych ludzi i oddział.

Elis przygryzła wargę, znalazła się w pułapce.

Nagle zewsząd rozległ się dźwięk syren.

- Kurwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro