Rozdział 42
Vincent
– Grupa B, dowódca Iwanow, słychać dobrze?
– Czekamy na rozkazy.
Odgłos helikoptera w tle był nie do wytrzymania, na dodatek słaby sygnał zagwarantował szum, który zdołano dopiero okiełznać. Siedzący obok Vincenta podinspektor nie wydawał się rozproszony ani poirytowany. Uważnie śledził obraz na monitorze wysyłany prosto z dronu krążącego najbliżej starcia ostrokostnych. Mężczyzna poprawił mikrofon przy uchu i dał komendę bycia w gotowości. Gaz łzawiący sięgnął połowę zdezorientowanych wrogów. Niektóre osobniki zdążyły zniknąć w starych budynkach, ale reszta walczyła, by odzyskać wzrok. Wielu też łapało się za gardło, upadając na ziemię.
Gaz używany przez SOO najwyraźniej miał o wiele silniejsze zastosowanie. Vincent poczuł ścisk w żołądku, oglądając, jak ostrokostne wracają po dotkniętych atakiem towarzyszy i wloką ich w kierunku zabudowań.
– Iwanow, ruszajcie – powiedział podinspektor.
Vincent z narastającą gulą w gardle obserwował, jak egzekutorzy otaczają Rebelię. Bał się zdjąć słuchawki z obawy, że o wiele wyraźniej usłyszy odgłosy strzałów i wrzaski przerażenia. W końcu od miejsca starcia dzieliło go półtora kilometra.
Na placu trwała egzekucja, a przynajmniej dopóki helikopter nie rozpylił całego gazu. Potem pozostałe ostrokostne wyskoczyły z budynków prosto na żołnierzy.
Prawdziwa walka dopiero się zaczęła.
Vincent doszukiwał się dwójki, która toczyła pojedynek. Ich tożsamość oficjalnie zostanie potwierdzona po starciu, ale padły już przypuszczenia, że w szranki stanęła para przywódców. Wyświetlany obraz przypominał Vincentowi grę z motywem strzelanek, choć żaden z jej uczestników nie posiadał kilku żyć.
– Proszę pana – zaczął. – Czy mamy jakąś listę z nazwiskami egzekutorów? W sensie... podział naszych ludzi na grupy.
Mężczyzna cmoknął, ale po chwili zaczął szperać w papierach przed sobą.
– Tu masz wszystko. Byle szybko. Nie musisz znać całego składu na pamięć. Najważniejsze nazwiska dowódców. Jeżeli któryś padnie, następny na liście przejmuje dowodzenie.
Vincenta interesowała inna kwestia. Wzrokiem zaczął szukać poszczególnych nazwisk. Maja Larson podlegała pod oddział pierwszy A, czyli była po przeciwnej stronie ataku niż monitorowana przez Vincenta grupa. Szybko sprawdził skład podgrup B, znajdując nazwisko Gabriela w drugim oddziale.
– Torres – zaczął podinspektor. – Widziałeś kiedyś coś takiego? Myślałem, że one wszystkie rzucą się sobie do gardeł, a wystawili reprezentantów.
– Nie, proszę pana. Nie widziałem.
– Chciałbym poznać zasady tych wszystkich klanów, no wiesz, Torres, tak od kuchni. W pewien sposób te zmory intrygują.
Vincent niepewnie przytaknął.
– Egzekutor Tanaka prosi o wsparcie, odbiór. – Przez słuchawki dało się słyszeć kobiecy krzyk.
– Tu podinspektor Solberg, odbiór. Zdaj raport.
– Dowódca Iwanow i jego zastępca nie są już dysponowani...
Vincent cieszył się, że zdążył opróżnić pęcherz, zanim wszedł do namiotu. Odgłosy walki w tle dostarczały mu ekstremalnych wrażeń.
– Kontynuuj, Tanaka – ponaglił podinspektor.
– Tu jest snajper.
– Co? Tanaka, powtórz.
– Snajper. Strzela do naszych.
– Jak, kurwa... – Solberg zacisnął zęby, okiełznując złość. – Ukryć się i czekać na rozkazy.
Ściągnął słuchawki i przetarł skronie dłonią.
– Słyszałeś, Torres?
– Tak, proszę pana.
– W Akademii dawali wykłady o ostrokostnych-snajperach? Bo za moich czasów na pewno nie.
– Sugeruje pan, że człowiek...
– Mógłby trzymać z ostrokostnymi? Za durnia mnie masz?
Vincent nawet nie zdążył dokończyć pytania, a już zarzucano mu obrazę starszego stażem wspólnika. Wprawdzie wykładów o ostrokostnych-snajperach nie miał, ale trudno było sobie nie przypomnieć o spekulacjach szefa na temat szponiastych istot uzbrojonych w ludzką broń.
Ale przecież to niemożliwe, by tak dyskryminowane istoty mogłyby posiadać jakąkolwiek broń... By mogły wniknąć w ludzkie środowisko.
– Ktoś zakłóca pracę Służb albo ma w tym swój prywatny zasrany interes. Może być sądzony pod zarzutem zdrady ludzkości – mruknął Solberg. – Kontaktuję się z generalnymi, Clarke, przejmujesz dowodzenie.
– Zrozumiałam – powiedziała podinspektor, która dotąd siedziała w milczeniu. Jako zastępczyni Solberga miała interweniować w trakcie jego niedyspozycji lub w krytycznych przypadkach, gdy jedna głowa nie starczała w prowadzeniu operacji.
Vincent cieszył się, że nie wymagano od niego znacznego zaangażowania. Z rangą zwykłego śledczego w ogóle nie powinno go tu być, ale Gaspar Bourdin zagwarantował mu szybszą drogę do zdobycia awansu. Obecnie Vincent śmiało mógł przyznać, że znajduje się w elicie śledczych świeżo po Akademii, którzy dzięki swojemu intelektowi mogą uczestniczyć w poważniejszych akcjach niż rówieśnicy.
Jak wróci do domu bez żadnego uszczerbku na zdrowiu psychicznym, to może w ramach świętowania wypije sobie piwo.
– Prosimy o natychmiastowe wsparcie, odbiór! Zostaliśmy rozbici, pozostało nas czterech! – Przez słuchawki rozległ się wrzask mężczyzny.
– Podajcie pozycję – odparła podinspektor.
– Budynek S8, proszę. Przyślijcie wsparcie. Ktoś strzela do nas, a my nie możemy dać rady jednemu ostrokostnemu.
– Jednemu? – powtórzył Vincent, na szczęście jego mikrofon był wyłączony.
Uwaga śledczego szybko powędrowała na drugi monitor przedstawiający graficzną rekonstrukcję slumsów, gdzie widoczne było oznaczenie każdego budynku.
– Wybito prawie nasze dwa oddziały, proszę...
W słuchawkach pojawił się szum. Clarke usiłowała nawiązać połączenie, ale daremnie. Nie tracąc czasu, skontaktowała się z inspektorami kierującymi innymi oddziałami. Vincent odważył się spojrzeć na obraz z dronu, by sprawdzić, jak prezentuje się sytuacja z góry. Teren grupy A wydawał się bardziej opanowany. Panoszyło się na nim o wiele mniej ostrokostnych. Vincent miał już porównać rozkład sił SOO, ale obraz nagle znikł.
– Torres – zaczęła Clarke. – Sprawdź połączenie, musiało się zerwać.
Vincent dosiadł się do komputera. Kompletnie nie znał się na informatyce i miał wrażenie, że przez swoją nieporadność ważna część eksterminacji nie zostanie pokazana na monitorze. Jego zmagania przerwał dźwięk wydobywający się ze słuchawek:
– Mówi Alva, przyślijcie wsparcie! Pierwszy oddział B został wybity, a drugi zepchnięty do ich pozycji.
Gabriel. Vincent nigdy nie słyszał, by w głosie szefa kryło się tyle przerażenia. A najbardziej niepokojąca okazała się cisza w tle, jakby Gabriel wcale nie znajdował się na polu bitwy.
– Wytrzymajcie dziesięć minut – odparła Clarke.
– W budynku S8 razem ze mną jest numer 306.
Sygnał się urwał.
Vincent doskonale pamiętał, jaki ostrokostny jest oznaczany numerem 306. Na dodatek osobnik posiadał najwyższą rangę pod względem zagrożenia dla ludzi.
Gabriel stawiał czoła przywódcy Rebelii.
Śledczy odłączył słuchawki, mając wrażenie, że jego pulsująca głowa za chwilę wybuchnie.
Sygnał się urwał.
Ostrokostny wraz ze snajperem wybili niemal cały oddział. Vincent nie chciał poddawać wątpliwościom umiejętności szefa, ale okoliczności starcia zdecydowanie nie sprzyjały rudzielcowi. Rozpoczął się wyścig z czasem, wsparcie innej podgrupy stało się ostatnią deską ratunku.
Sygnał się urwał.
– Wytrzymaj. Proszę, wytrzymaj – wyszeptał Vincent.
Elektroniczny zegar w kącie biurka wskazywał, że upłynęła ledwie minuta od wezwania wsparcia. Za długo. Zdecydowanie za długo. Vincent zrozumiał, że wyłączenie się z operacji na moment nie przyniesie ulgi. Uruchomił słuchawki i mikrofon, by nawiązać kontakt z Gabrielem, na co przecież nie posiadał jeszcze uprawnień, ale umysł krzyczał, że procedury odgrywają teraz najmniejszą rolę. Vincent nigdy nie sądził, że będzie odczuwał tak silną potrzebę usłyszenia głosu przyjaciela.
Ale nadajnik po drugiej stronie nie odpowiadał.
Sygnał się urwał.
– Wsparcie nie będzie na czas.
Vincent zrozumiał, że nie słyszał jeszcze obaw, które nawiedzały jego umysł. To Clarke stojąca obok poinformowała go o przebiegu akcji.
– Co?
– Zostali zaatakowani w połowie drogi. Ci w S8 muszą wytrzymać.
Vincent wstał z fotela, choć nogi wydawały się jak z waty. Patrzył nad podinspektor przed sobą, która zdawała się pogodzić już z losem, z utratą ludzi, może znajomych z pracy.
– Jak wytrzymać? Oni tam zginą.
Kobieta zacisnęła dłonie na służbowym uniformie.
– My już nic na to nie poradzimy, Torres. Możemy tylko starać się utrzymać przy życiu tych...
– Nie pieprz!
Vincent sięgnął po przenośny nadajnik i schował go do kieszeni. Po raz ostatni spojrzał na lokalizację budynku S8, na charakterystyczne elementy wokół niego, przy czym biegający ludzie z bronią palną i ich szponiaści przeciwnicy wydawali się częścią tła. Nie grały żadnej roli.
– Torres, co ty wyprawiasz?
Głos rozsądku ucichł. Vincent wykonywał czynności, które ułożył w myślach w postaci krótkiego planu. Przeszkodził mu wchodzący do namiotu Solberg, który usiłował nim potrzasnąć, gdy Vincent po raz ostatni rozglądał się po namiocie. Podinspektor coś krzyczał, ale śledczy zacisnął pięść i wymierzył ją w nos mężczyzny.
– Muszę iść – powiedział, ale nie miał pojęcia do kogo.
Gabriel. Musiał ratować przyjaciela.
Wybiegł z namiotu. Kilku egzekutorów chroniących bazy SOO odwróciło się w jego stronę. Czerwone opaski gdzieś miały punkt z zaopatrzeniem. Namiot po prawo. Vincent wpadł do niego, ignorując trzech ludzi.
– Jakiś problem?
Wypatrzył broń jednego z nich, który akurat poprawiał kuloodporną kamizelkę.
– Dzieciaku?
Przywarli do niego, ale Vincent zdołał chwycić karabin. Ręce nadal pamiętały szkolenia z Akademii, dlatego broń szybko znalazła się w odpowiedniej pozycji.
– Stójcie, bo strzelę! – wrzasnął.
Wybiegł z namiotu. Najpewniej żaden ze świadków zdarzenia nie miał pojęcia, co się dzieje. Vincent nie należał do wyjątków. Biegł, by jak najszybciej zniknąć ludziom z pola widzenia. Za sobą słyszał strzały ostrzegawcze, a już po chwili jeden pocisk trafił tuż obok jego stopy. Biegł dalej. Nie mógł się zatrzymać, a tym bardziej zostać złapanym. Półtora kilometra stąd Gabriel mógł walczyć o życie.
Vincent docenił wszystkie treningi kondycyjne, które w połączeniu z adrenaliną umożliwiły mu szybkie dotarcie do slumsów.
------------------
Jest i perspektywa ludzi! :D W następnej częśći przełomowe zdarzenia, znów pojawi się kilka perspektyw :>
Mam w planach nadrabiać też prace, które odwiedzam, bo przez zawirowania w życiu prywatnym trochę mi sie zniknęło z watt, więc można się tutaj przypominać, jeśli do kogoś jeszcze nie wpadłam
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro