Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Naoto

  Przetrwał kolejny dzień przesłuchań. Nigdy nie przypuszczał, że gdy półprzytomny będzie prowadzony do celi, poczuje coś podobnego do ulgi. Nawet jeśli była ona chwilowa i złudna. Za metalowymi drzwiami bez ciągłego dotyku paralizatora na skórze mógł w niewielkim stopniu odzyskać cząstkę siły i dać ciału czas na regenerację ran. Leżenie w kącie zimnej celi w jakiś sposób wydawało się przyjemne.

I tym razem przyniesione jedzenie kusiło, ale przywódca Rebelii nie zje niczego, co wyszło spod łapsk Fartuchów. Ludzie daremnie usiłowali wymusić nad nim poczucie kontroli, a Naoto będzie im to udowadniał, dopóki sam nie wyzionie ducha.

Nie wyjawi niczego do końca, tym samym udowodni Fartuchom, że ich szansa dowiedzenia się czegoś o Podziemiach i Rebelii będzie o krok dalej.

Odwrócił wzrok od jedzenia. Po ostatnim przesłuchaniu nawet jeśli chciałby coś zjeść, to w swoim stanie nie mógłby doczłapać się do tacy położonej dwa metry dalej. Leżał skulony przy ścianie przesiąknięty własnym moczem. Ale gdy do jego celi wkroczyło dwóch egzekutorów, by podać kolejną dawkę serum, ostatkiem sił wyszczerzył do nich zęby w uśmiechu. Tym razem będzie tak samo.

Niech czują jego smród za każdym razem, gdy tu przyjdą. Mogą podwoić dawkę serum, jemu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Może to ta chemia krążąca w żyłach zakończy katorgę. Stopniowo poznawał efekty przedawkowania tego niebieskiego specyfiku. Czasami gdy odzyskiwał przytomność, w kącie celi widział Isabellę. Zawsze kiedy próbował doczołgać się do siostry, halucynacja znikała, doprowadzając go do jeszcze większego szału. Ale Isabella towarzyszyła mu też w snach. Wtedy oboje gnili w tej celi, mieli siebie. Isabella tuliła się do niego, pocałunkami zbierała łzy z jego policzków. Czasami mówiła, że niedługo się to skończy, że reszta Rebelii zmierza w kierunku więzienia, by ich uratować. Tylko muszą jeszcze trochę poczekać.

Jedynie ból przypominał mu o tym, jak bardzo próbował się oszukać. Przecież stracił już wszystko.

– Twardy jesteś – odezwał się męski głos z sąsiedniej celi.

Naoto przechylił głowę w stronę dźwięku. Tuż przy suficie, poza jego zasięgiem istniała niewielka prostokątna szpara. Może więźniowie nie byli w stanie siebie zobaczyć, ale mogli się usłyszeć.

Ta hojna Służba Ochrony Obywateli! Jakże wspaniała była jej litość w stosunku do więźniów!

– Głodówka nic ci nie pomoże.

– Skąd wiesz, że nie jem? – spytał Naoto, uświadamiając sobie, ile trudności sprawia mu powiedzenie czegokolwiek. W końcu na przesłuchaniach krzycząc z bólu, zdarł sobie gardło.

– Bo nie jesteś pierwszy. Niedługo będziesz karmiony przez kroplówkę. Oni nie pozwolą ci umrzeć.

Ostatnie zdanie wywołało u Naoto gęsią skórkę. Nie będzie w stanie zadecydować o własnej śmierci. Odebrano mu prawo nawet do tego. Zamglonym wzrokiem zaczął wodzić po celi, ale nie znajdowało się tutaj nic, co pomogłoby mu szybko ze sobą skończyć.

– Fartuchy przychodzą do ciebie z serum trzy razy częściej niż do tych, co byli tutaj przed tobą – mówił dalej ostrokostny za ścianą. – Jesteś hybrydą, dobrze słyszałem? Pewnie niebieskooką. To by tłumaczyło, dlaczego tak długo masz siłę się stawiać.

Naoto nie chciało się odpowiadać. Był zielonooką hybrydą. Czarne łowcze ślepie po matce i zielone po ojcu. Choć jako czarnooki ostrokostny miał w sobie bonus, miał wrażenie, że dycha tylko dlatego, bo w ciągu dwudziestu lat życia niejednokrotnie dostał od niego porządny wpierdol.

– Wkrótce przestaną ci podawać serum, nie będzie to już konieczne. Jeżeli dobrze policzyłem dni, jutro rano dostaniesz ostatnią dawkę – ciągnął ostrokostny.

Jego ton miał teraz w sobie coś z monotonii. Jakby wypowiadał te słowa setki razy, tylko ich odbiorca był zawsze inny. Naoto przeszedł dreszcz.

– O czym, ty, kurwa, do mnie mówisz? – warknął.

Przez moment zapanowała cisza, jakby jego rozmówca wahał się z udzieleniem odpowiedzi.

– Usuwają szpony. Po kolei każdemu z nas. Dziwne, że w Mieście jeszcze o tym nie mówią.

Naoto utopił twarz w dłoniach, próbując powstrzymać płacz. Jego myśli znów powróciły do Isabelli. Nie potrafił się pogodzić z jej utratą. Nie wyobrażał sobie już nigdy nie usłyszeć jej głosu, nigdy nie poczuć dotyku jej skóry. Przed oczami miał twarze Miyu oraz Blaise'a. Ich też nie chciał opuścić. Wizja zgnicia w więzieniu była okropna. Miał spędzić w tej celi resztę swojego życia, pozbawiony ostatniego skrawka dumy. Sama myśl o takim losie wywoływała mdłości.

Naoto z całym impetem uderzył bokiem pięści w ścianę.

Przecież nie uważał się za słabego. Obiecał sobie, że wytrzyma.

Może huśtawka nastrojów również była skutkiem działania serum, bo nagle ogarnął go gniew. Znajomy gniew. Ten sam, gdy Naoto wrzeszczał na swoich niezdyscyplinowanych podwładnych, gdy zabijał Fartuchy. Gdy był zmuszony porzucić ciało matki. Ten sam gniew zdecydował się nawiedzić Naoto dopiero wraz z poznaniem bestialskiego losu, na który nie miał wpływu.

Znowu uderzył pięścią w ścianę.

I jeszcze raz.

I kolejny.

Dopóki nie poczuł znajomego mrowienia. Dopóki ponownie nie uświadomił sobie, że to on kontroluje swoje ciało. I żadne świństwo mu w tym nie przeszkodzi.

Noato wyszczerzył zęby. Wpływ serum obrócił się przeciwko Fartuchom. Podając je w tak dużych dawkach, musiał zdołać się na nie uodpornić. Może był to łut szczęścia albo po prostu odpowiedź zmęczonego ciała na rozszalałe emocje. Nieważne co...

Szpony wysunęły się.

Naoto wyczuwał ich drżenie. Gotowe, by zabijać. Gotowe, by wyrąbać sobie drogę ku wolności.

– Ten dźwięk również rozpoznaję – odezwał się rozmówca przywódcy po dłuższej chwili.

Naoto od razu ukrył dłoń przed widokiem kamer i pozwolił szponom ponownie się wsunąć.

Nie był słaby. Mógł dokonać jeszcze wiele. Prawdopodobnie dostał od losu ostatnią szansę, by się o tym przekonać.

– Kiedy wyjdę z celi, co dalej? – zapytał, próbując wstać.

Zapadła cisza. Raczej rozmówca nigdy nie usłyszał takiego pytania. Nie należało się dziwić, bo to, co narodziło się w głowie Naoto, przerażało jego samego.

– Jedyną drogą jest winda lub schody awaryjne. Są na lewo od twojej celi. Biegniesz cały czas prosto, zobaczysz je. Ale nawet jeśli jakimś cudem wydostaniesz się z więzienia, na powierzchni jest masa żołnierzy gotowych cię rozstrzelać. Sam jeden nie dasz rady. Nikt z nas nie dał. Myślisz, że tobie jako pierwszemu przyszedł taki plan do głowy?

Naoto słuchając, zjadł najbardziej lekkostrawną zawartość tacy. Liczyły się wyłącznie informacje, nie opinia złamanego ostrokostnego. Potem wszedł do niewielkiego brodzika będącego imitacją kabiny prysznicowej i odkręcił wodę. Jedzenie, zimno spływającej po karku wody i adrenalina pobudzająca go od wewnątrz... Naoto czuł przypływ energii. Oraz że następnej szansy nie będzie.

– Gdzie można otworzyć wszystkie cele?

Zaczął rozciągać ręce i nogi. Najpierw powoli, by nie narazić się na skurcz. Później wykonując już odważniejsze jak na swój stan ćwiczenia. Jego mięśnie nie protestowały, wraz z nim gotowały się do ucieczki.

A rozmówca Naoto milczał. Może zastanawiał się, jak bardzo dzieciak w celi obok jest szalony.

*

Czekał. Przepełniony świadomością, że to jego ostatnie chwile bycia więźniem. Szpony skryte w głębi dłoni wywoływały przyjemne drżenie. Naoto znowu je czuł, wróciły do niego. Dziś otrzymają rekompensatę za nieużywanie ich przez te kilka dni.

Gdy drzwi celi otworzyły się, siedział przy ścianie ze spuszczoną głową. Mokre włosy zakrywały łowcze oczy. Przepełnione podnieceniem i chęcią zemsty.

– Cześć, śmierdzielu – zawołał jeden z egzekutorów. – Spokojnie, nie czeka cię kolejne przesłuchanie. Ale jutro poznasz doktora Larsona.

Fartuch zbliżał się. Przyzwyczajony, że Naoto nie będzie protestował, gdy wbije mu w szyję igłę i poda mu kolejną dawkę niebieskiego gówna. Całkowicie zrezygnował ze środków ostrożności, nawet nie wyjął paralizatora z kieszeni płaszcza. Naoto z trudem powstrzymywał śmiech.

Jeszcze trochę. Jeszcze bliżej.

A potem ściany celi pokryły się krwią. Głowa egzekutora z głuchym plasknięciem upadła na posadzkę i potoczyła się pod nogi drugiego Fartucha. Zastygła w zdziwieniu twarz patrzyła szeroko otwartymi oczami na kolejny cel Naoto. Drugi egzekutor nie zdążył oderwać wzroku od precyzyjnie ściętej głowy kolegi.

Szpony wbiły się i w jego gardło. Jednym pewnym pchnięciem Naoto stworzył kolejną fontannę krwi, ale nie miał czasu zachwycać się swoim dziełem. W wewnętrznej kieszeni płaszcza denata znalazł legitymację. Zgarnął ją i wybiegł z otwartej celi. Naprawdę nieźle uśpił czujność egzekutorów.

Nie skierował się w stronę wyjścia z więzienia, pobiegł w przeciwnym kierunku. Jeżeli ucieczka ma być udana, musi zadbać o jej przebieg.

Panującą w sali ciszę wypełnił drażniący odgłos alarmu. Naoto wpatrując się w jedną z kamer zawieszonych w kącie sali, zaprezentował w jej kierunku środkowy palec. Potem zatrzymując się przed pierwszymi drzwiami, przeskanował skradzioną legitymację, która umożliwiła mu przejście dalej.

Znalazł się na rozwidleniu dwóch korytarzy. Zdawało mu się, że tuż za sobą słyszy odgłosy biegnących w jego kierunku ludzi gotowych go zabić. Nie zastanawiał się długo, korytarze prezentowały się dokładnie tak, jak powiedział ostrokostny z celi. Przywódca pognał na sam koniec jednego z nich, w myślach dziękując ojcu za wrodzoną szybkość.

Nie było czasu na kolejne skanowanie drzwi. Alarm i tak został załączony. Ostrokostny pewnym ruchem rozciął przeszkodę, na której widniała tabliczka zdradzająca, co kryje się w środku.

Monitoring.

Oraz jak uprzedził go ostrokostny z celi, to tutaj sterowano elektroniką.

Gdy Naoto zobaczył olbrzymią liczbę komputerów oraz dwa wielkie ekrany na ścianie, przez chwilę zwątpił, czy podoła kolejnemu wyzwaniu.

Pierwszy ekran dzielił się na kilkanaście mniejszych, każdy z nich pokazujący inną część więzienia. Drugi z kolei przedstawiał obrazy z cel. Światło emitowane z monitorów i tak nie mogło przebić panującego w pomieszczeniu półmroku. Czuwające przed komputerami Fartuchy jako pierwsze dowiedziały się o ucieczce więźnia, mimo to był on szybszy niż pomoc. A może w ogóle się go tu nie spodziewano? Może zakładano, że od razu popędzi do potencjalnego wyjścia i tam skierowano główne siły?

Widząc Naoto stojącego z wysuniętymi szponami i umazanego krwią, obydwa Fartuchy skuliły się pod fotelami. Zrezygnowali z jakiegokolwiek oporu. Ostrokostny złapał jednego z nich za kołnierz i postawił na nogi.

– Otwieraj cele – zażądał.

Fartuch łkając, dowlókł się do klawiatury. Naoto był pod wrażeniem szybkiego operowania klawiszami za pomocą rąk, które zdawały się dostać epilepsji.

Nie tracił czasu i wzrokiem wyszukiwał opisanej przez ostrokostnego z celi wajchy. Cholera, ledwo potrafił skupić się na jednym punkcie, bo instynktownie rozglądał się wokół w obawie przed kolejnym zagrożeniem.

Fartuch z przemoczonymi ze strachu spodniami wykonał rozkaz. Cele otworzyły się, ale nikt już nie zamelduje o wywołanym chaosie. Naoto przez moment obserwował obraz z kamer, jak sprowadzeni żołnierze z powierzchni przekonują się, że ich przeciwnik nie ograniczał się do jednej osoby. W sali cel rozegra się kolejna niezbędna w ucieczce farsa. Ostrokostne czując zew wolności, wystrzeliły z karcerów jak pociski z pistoletu. Prosto na zdezorientowanych ludzi. Nie potrzebowały szponów, by zabijać, bo zębami też rozprują gardło. Przez dźwięk alarmu przebijał się odgłos strzałów z karabinów.

Rozpętało się piekło.

– Gdzie jest wyłącznik prądu? – warknął Naoto do informatyków.

Jeden z nich wskazał coś za plecami ostrokostnego. Rzeczywiście, w kącie pomieszczenia, na ścianie znajdowała się czerwona wajcha. Przeciwpożarowy wyłącznik prądu, jak powiedział ostrokostny z celi. Naoto teraz przypomniał sobie, jak jego rozmówca określił kluczowy w ucieczce element.

Gdy niewielki oddział egzekutorów dotarł do pokoju z monitoringiem, Naoto pociągając za wajchę, wyłączył prąd w całym więzieniu. Następnie zgrabnym ruchem czarnych ostrzy zniszczył uchwyt.

Do odgłosu alarmu dołączył jazgotliwy odgłos syreny. W pomieszczeniu załączyło się czerwone światło, ale po kilku sekundach zgasło. Tego Naoto się nie spodziewał. Ostrokostny z celi uprzedzał go o automatycznym zasilaniu awaryjnym tylko w istotnych pomieszczeniach, ale nie, że po chwili i ono zniknie. Najważniejszy i tak pozostawał fakt, że kolczasta siatka na powierzchni nie miała dostępu do prądu.

W sali z monitoringiem zapadła całkowita ciemność. Ludzie byli tutaj wręcz ślepi, ale nie Naoto. Jego łowcze oczy wychwytywały najmniejszy ruch, widział sylwetki egzekutorów na tyle wyraźnie, by móc przyozdobić je krwią. Za sobą słyszał łkanie przestraszonych informatyków.

Dobrze, mogą nawet krzyczeć. To tylko ułatwi sprawę.

Panujący mrok Naoto miał zamiar wykorzystać do ataku z zaskoczenia. Zadawał rany kłute tak, by ofiary krzyczały i zdradzały swoją pozycję. A gdy wymierzano pistolety w jego stronę, zasłaniał się rannymi ludźmi jak tarczą. Taka zagrywka sprawdziła się lepiej, niż sądził.

Naoto wbił ostrza w plecy ostatniego przeciwnika. Wyrwał z dłoni denata wilgotny od krwi pistolet. Oddał strzały w czarne ekrany, pozostawiając na nim szklane pajęczyny. Nawet jeśli prąd zostanie przywrócony, odczytanie obrazów z kamer będzie stanowiło problem.

Wybiegł prosto ku źródle masakry. Zapominając o prowodyrze tego koszmaru, wszystkie dostępne siły zostały skierowane do sali cel. Wszystko szło zgodnie z planem.

Ktoś uciekał korytarzem, Naoto słyszał jego niestabilny oddech i czuł od niego odór znajomych chemikaliów. To z pewnością nie był egzekutor, oni tak po prostu nie uciekają. Na dodatek ten człowiek nie pachniał jak oni. Fartuch biegł do pokoju z monitoringiem, oświetlając sobie drogę latarką. Naoto przed oczami umknęła niebieska opaska na ramieniu.

To jeden z tych pokręconych naukowców.

Mężczyzna zdążył dostrzec ostrokostnego, ale trochę za późno. Chyba ujrzał go dopiero wtedy, gdy ten poderżnął mu gardło.

Gdy dotarł do sali cel, musiał uważać, by nie poślizgnąć się na krwi albo nie przewrócić o leżące zwłoki. W nadal ciemnym pomieszczeniu pozostały jedynie niedobitki żołnierzy i ostrokostnych. Wszystkie metalowe drzwi zostały otwarte, mimo to niektórzy więźniowie postanowili zostać w celach. W końcu jak przetrwają na wolności bez szponów? Naoto dostrzegł swojego towarzysza rozmowy, który również postanowił pozostać w więzieniu. Łowcze oczy pozwoliły dostrzec zmęczenie wymalowane na twarzy więźnia zdradzającej podeszły wiek. Nawet jeśli ostrokostny chciałby uciec, brak lewej nogi uniemożliwiał mu to. Przywódca z tej odległości widział blizny pokrywające twarz, wydłubane oko. Więzień siedział na pryczy i ze spojrzeniem dumnego ojca wpatrywał się w uciekiniera. Niezgrabnym ruchem machnął ręką, popędzając go do ucieczki. Naoto kiwnął głową w geście zrozumienia i podziękowania. Gdyby nie ostrokostny, którego imienia nawet nie zdążył poznać, rano leżałby na stole operacyjnym.

Ostatnia część ucieczki.

W zgiełku krwawych potyczek dotarł do schodów prowadzących na powierzchnię. Zacisnął dłoń na pistolecie, upewniając się, czy nadal go ma. Wraz z nim ku górze podążała uzbrojona w zdobytą broń czteroosobowa grupa ostrokostnych. Przepychali się wzajemnie, próbując jak najszybciej opuścić próg więzienia.

Naoto ujrzał granatowe niebo. Do nozdrzy dotarło świeże, leśne powietrze. Na udręczoną twarz spadły chłodne krople deszczu...

A uszy wypełniły huki strzałów.

Drobna ostrokostna, która stała na czele grupy, została zastrzelona jako pierwsza. Naoto chwycił jej ciało, zanim osunęło się na ziemię i kryjąc się za nim, próbował przedrzeć się przez formację kilkunastu żołnierzy stojących niczym dodatkowy mur przed kolczastym ogrodzeniem.

Za którym kryła się wyłącznie wolność.

Naoto parł przed siebie, jeden pocisk trafił go w goleń, ale nie zważał na ból. Nie mógł się teraz poddać. Trzymając martwą ostrokostną za włosy, drugą ręką próbował strzelać do żołnierzy na oślep. Niezbyt mu to wychodziło. Czuł, że jego samego kolejny pocisk trafił w biodro.

Jeszcze tylko trochę.

Formacja żołnierzy zaczynała się rozpadać, gdy z więzienia wybiegły kolejne ostrokostne. Ci byli bez broni, więc atakowali żołnierzy bezpośrednio.

Ostatnia prosta. Pozostał jedynie kolczasty płot. Jeżeli prądu nadal nie udało się załączyć, Naoto przedrze się przez niego bez większego problemu. Jeśli ten element zaskoczenia przestał działać, poczuje porażenie dziesięciokrotnie większe od tego, które fundowały mu paralizatory Fartuchów.

I umrze.

Porzucił ciało ostrokostnej. Wymachując szponami, starał się zatrzymać lecące w jego stronę pociski, a te odbijały się od czarnych ostrzy i zmieniały kierunek na przeciwny. Jeden z odbitych w ten sposób naboi trafił żołnierza przy bramie. Naoto biegł zygzakiem, by utrudnić zadanie śmiertelnego ciosu. Wrodzona szybkość okazała się zbawieniem.

Ciało stawało się coraz cięższe, ale nie spowalniał biegu. I gdy dotarł do ogrodzenia, bez zastanowienia i ostatkiem sił wykonał cięcie ostrzami.

I był po drugiej stronie. Okaleczony. Postrzelony. I żywy.

Z trudem podciągnął się na nogi i ruszył ku lasom peryferii Miasta znajdujących się tuż po drugiej stronie drogi. Zniknął w gęstwinie drzew, zostawiając za sobą wywołany chaos, odgłosy walki oraz śmierć.

*

Płuca paliły od wewnątrz. Serce podchodziło do gardła. Nogi drętwiały od nieustającego biegu. Naoto już nie wiedział, dokąd zmierza. Parł przed siebie na oślep. Las nocą wydawał się taki spokojny, krople deszczu kojąco uderzały o liście drzew, ale Naoto nie czuł się bezpiecznie. Starał się utrzymać równowagę na terenie pełnym wzniesień, jednak potknął się kolejny raz. Nie słyszał odgłosu ścigających go żołnierzy, mimo to instynkt rozkazywał uciekać. Kierował każdym krokiem przepełnionym ostrym bólem. Każdą chwiejną próbą podniesienia się z miękkiej gleby porośniętej mchem i trawą. Naoto biegł dalej. Rany postrzałowe zaczynały doskwierać mu coraz bardziej. Ciało domagało się pożywienia, żądało odpoczynku.

Jeszcze nie teraz.

Ciemny las dezorientował zmysły. Naoto bał się, że przez przypadek wróci do miejsca, z którego uciekał. Oglądał się za siebie, w każdej chwili gotowy ponownie stanąć do walki. Nagle usłyszał donośny szum nad sobą i odruchowo przywarł do najbliższej skały. Gdy tajemniczy dźwięk ucichł, do Naoto dotarło, że go rozpoznaje.

Odgłos silnika auta.

Spojrzał w górę. Przez skalne wzniesienia przechodziła asfaltowa droga. Droga do centrum Miasta. Ruszył wzdłuż niej, pozostając ukryty w gęstwinach lasu. Coraz bardziej zmęczony, coraz mniej przytomny. Krople deszczu ochładzały jego rozpalone ciało i przypominały, że nadal walczy. Uciekł z piekła. Nie może się teraz poddać. A jeśli jego godziny są policzone, musi dotrzeć do Rebelii. Powiedzieć o wszystkim, czego doświadczył. Nie słyszał, by jakikolwiek ostrokostny wydostał się z więzienia, ale Naoto nie czuł się bohaterem, nie wyobrażał sobie zostać żywą legendą. Wiedział, że więzienie jednak coś mu odebrało. Nie była to wolność ani szpony. To było coś znacznie ważniejszego. Naoto nie potrafił tego zdefiniować.

Gdy w końcu ujrzał kraniec lasu, zaczynało świtać. Wzniesienie, nad którym się znajdował, górowało nad okolicą położoną w oddali. Granatowe niebo powoli ustępowało palecie ciepłych kolorów. Pomarańcz i czerwień tworzyły artystyczną mieszaninę nad panoramą centrum, które rozciągało się przed Naoto w całej swojej okazałości. Za skupiskiem wieżowców i drogami oświetlonymi ogromem różnobarwnych świateł dostrzegł nawet Mur. Strefa Dwunasta była naprawdę mała, bo sam znajdował się na jej drugim krańcu. Mimo to odnosił wrażenie, że jej centrum zapraszało.

Miał przed sobą widok, który potwierdzał, że się udało.

Naoto patrzył w milczeniu. Poranny chłód zdążył ogarnąć jego ciało, ale nie zwracał na to uwagi. Padł na kolana, a z jego zmęczonych oczu popłynęły łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro