Rozdział 29
Isabella
Otworzyła oczy, jednak wiedziała, że koszmar dopiero się zaczynał. Znów leżała na łóżku w tym ponurym pokoju z zasłoniętymi roletami. W ustach czuła posmak krwi, który przypomniał jej wystarczająco dużo.
Tym razem nie miała pustki w głowie. Doskonale wiedziała, co się stało.
– I jak?
Ten głos. Chyba wolałaby być nadal nieprzytomną, niżeli znów go usłyszeć.
Kennet od niechcenia opierał się o drzwi łazienki.
– „Przy mnie jesteś bezpieczna" jakoś tak to szło? – syknęła Isabella, zrywając się z łóżka.
Świat zawirował, ale utrzymała równowagę. O nie, tym razem nie pozwoli się upokorzyć. Przede wszystkim nie mogła tutaj zostać, bo prędzej czy później ktoś zadba, by zdechła w męczarniach.
– Blue nie zabiłaby cię...
– Bzdura! – warknęła, stając tuż przed Kennetem. Zapach papierosów uderzył w jej nozdrza. – Przyznaj się, czemu mnie tu trzymasz?! Do czego ci jestem potrzebna?!
Wystarczająco długo łudziła się, że znajduje się w bezpiecznym miejscu. Zauważyła, że dygocze, a do jej oczu napływają łzy. Być może nie posiadała dawnych wspomnień, ale miała wrażenie, że obecnie doświadcza jednego z największych szoków, jakie mogło zagwarantować jej życie. Była zdana wyłącznie na siebie, a na każdym kroku czaili się intryganci.
– Dziwnie dziękujesz za opiekę – parsknął Kennet. – Zastanów się, co ty wyprawiasz.
Isabella nie widziała sensu w tej rozmowie. Odwróciła się na pięcie, zgarnęła granatowy płaszcz z wieszaka. Przecież należał do niej, prawda? Od teraz już tak.
Za roletami czaił się mrok, więc musiała przespać kolejne pół dnia. Towarzyszył jej głód, ale determinacja niwelowała braki siły. Nie chciała wspominać okoliczności ostatniego posiłku, jednak mimowolnie przed oczami stanął jej widok marmurowych kafelek, które ozdobiła krwią. Znów miała wrażenie, że straciła dech w piersiach.
– I gdzie pójdziesz? – rzucił Kennet z wyraźną ironią w głosie.
Isabella nie miała pojęcia, ale znalazła odpowiedź godną tego sukinsyna:
– Jak najdalej od ciebie.
Ku jej zdziwieniu Kennet nie zagrodził drogi. Gdy ostrokostna go mijała, nieprzyjemny dreszcz rozlał się po jej ciele. Być może z pozoru mężczyzna wydawał się spokojny, lekko rozbawiony jej małą próbą odzyskania niezależności, mimo to panowała wokół niego niepokojąca aura.
– Pamiętaj, o czym rozmawialiśmy – usłyszała Isabella.
Po raz ostatni odwróciła się w stronę Kenneta. Niczym zaintrygowany kot przyglądał się jej z głową przechyloną w bok.
*
Zdecydowanie była głodna, a po opadnięciu emocji apetyt wyłącznie zyskał na sile. Myślała, że strach opuści ją, gdy uwolni się od Kenneta i jego toksycznych towarzyszy, ale pomyliła się i tym razem.
Kennet.
Jakim cudem trafiła właśnie na niego? Chłód późnego wieczoru pozwalał wyciszyć emocje, ale nie wygonił mętliku z głowy Isabelli. Nie znała miejsca, do którego mogłaby się udać. Będzie się błąkać, aż całkowicie opadnie z sił. Pewnie dziś zaśnie w miejscu o wiele gorszym niż mieszkanie Kenneta.
Żaden z przechodniów nie poświęcał jej uwagi. Fakt, że wszyscy mijani byli ludźmi, tylko potęgował poczucie samotności. Ostrokostne równie dobrze mogłyby nie istnieć, po pobratymcach Isabelli nie było żadnego śladu.
Widocznie Kennet nie kłamał, oświadczając, że ich gatunek nie spoufala się z ludźmi. Świat, w którym przyszło żyć Isabelli, rządził się ustalonymi zasadami, a ona prawdopodobnie nie miała pojęcia o nawet połowie z nich.
Jej uwagę przykuła kolorowa tablica zawieszona na jednym z wysokich oszklonych budynków w oddali.
„Nalegamy na zostanie w domach po zmroku. Pomyśl o swoich bliskich. Pomyśl o swoim bezpieczeństwie.
Komunikat w szczególności skierowany do mieszkańców Czwartej Dzielnicy.
Godzina: 23:43".
Isabella nie pomyśli o swoich bliskich, poza tym oświadczenie nie było kierowane do takich jak ona. Ludzie. O tej porze nie widziała wielu, ale każdy z nich mijał ją obojętnie, uważał ją za zwykłego cywila. Według lekcji Kenneta, które w miarę przyswoiła, nie będzie zwracać na siebie uwagi, dopóki nie uwolni oczu łowcy lub szponów. Przestrzegając jego procedur, wciąż nie odważyła się też ściągnąć kaptura z głowy.
Przemierzała kolejne rozświetlone uliczki, a z każdym krokiem poczucie głodu wzrastało i stawało się coraz bardziej nieznośne. O tej porze większość kuszących zapachów ulotniła się, dlatego uwaga Isabelli mimowolnie podążała w kierunku ludzi. Oni też posiadali charakterystyczne wonie. Na przykład mężczyzna idący tuż przed ostrokostną, który co jakiś czas dyskretnie przykładał palec do ust. Zrozumiała, że musiał krwawić, a przynajmniej wskazywała na to woń, którą Isabella zdążyła poznać. Teraz zapach wydawał się jej kuszący i może dlatego zdecydowała się podążyć za mężczyzną.
Im spacer trwał dłużej, tym stawał się bardziej interesujący. Odgłosy i światła z głównej ulicy pozostawały daleko w tyle. Isabella przestała skupiać się na ssącym uczuciu wewnątrz siebie, zamiast tego poczuła przypływ energii. Ogarnęła ją osobliwa fascynacja, której źródłem stał się sam fakt, że ostrokostna kogoś śledziła.
Straciła poczucie czasu, ale najważniejsze, że późna pora robiła swoje. Na drodze pozostał tylko wybrany przez Isabellę człowiek. Skręcił w kolejną ciaśniejszą uliczkę, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu. Ze swojej odległości ostrokostna słyszała muzykę i mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem na tę myśl. Doskonale, dźwięki z telefonu zagłuszą jej kroki, mogła zbliżyć się bez obaw, że coś pójdzie nie tak.
Instynkt wariował. Sprawił, że Isabella przyspieszyła tempo i rozpoczęła kulminacyjny punkt łowów.
Polowała. Naprawdę to robiła.
Ruszyła. Nim ofiara odwróciła głowę w jej stronę, Isabella chwyciła ją za bark i przycisnęła do ściany budynku. Usłyszała chrzęst kości. Komórka z brzękiem uderzyła o bruk, a muzyka przestała grać. Mężczyzna zamarł z rozwartą buzią, wpatrując się w Isabellę.
Wyraźnie słyszała przyspieszone bicie serca, czuła ciepły oddech na swojej twarzy. Mimo to odnosiła wrażenie, że wchodzi w stan podobny do transu. Upajała się chwilą i nawet narastająca woń moczu nie była w stanie jej zepsuć. Świat nabierał niezwykłej przejrzystości, ale jednocześnie otoczenie wokół traciło znaczenie. Liczyła się tylko ofiara.
Isabella w końcu mogła zaspokoić głód.
Szpony wysunęły się z szelestem, który wywołał przyjemny dreszcz rozchodzący się aż po czubki palców u stóp. Mężczyzna zaczął się miotać, krzyczeć, ale Isabella trzymała go mocno.
– Pomocy! – wrzasnął.
Isabella uderzyła go pięścią w twarz, ogłuszając. Nie zakładała, że pomimo wyczerpania posiadała tak wielką siłę. Pewnym ruchem wbiła szpony w ciało ofiary, strużki krwi popłynęły wzdłuż kurtki. Przyłożyła koniuszki ostrz do nosa i zaczęła delektować się zapachem krwi.
Tej nocy miała odzyskać tożsamość, powrócić do korzeni. Była drapieżnikiem i teraz chciała się nim czuć pod każdym względem.
Pozwoliła, by nieprzytomny człowiek osunął się na bruk. Gdy uklękła przed zdobyczą, poczuła, jak coś ostrego nieprzyjemnie wbiło się w jej nogę. Pewnie trafiła na szkło, ale nie miało to teraz znaczenia. Strużka śliny w kąciku ust utwierdziła ją w przekonaniu, że powinna rozpocząć ucztę.
Wymierzyła szpony na linię klatki piersiowej i...
Rozległ się huk. Dłoń ogarnął piorunujący ból, który sprawił, że Isabella zaprzestała dzieła, zastygając w bezruchu. Uniosła krwawiącą rękę na wysokość twarzy i ze zdumieniem wpatrywała się w dziurę tuż pod kciukiem.
Co się właśnie stało?
– Nie ruszaj się! – usłyszała męski głos.
Na drugim końcu ulicy dostrzegła dwie sylwetki. Słabe światło latarni sprawiło, że zwróciła uwagę na główny element ich ubioru. Białe płaszcze.
Spojrzała na ciało przed sobą, wokół którego tworzyła się kałuża krwi. Nadal słyszała oddech mężczyzny, więc żył. Ale to ona go śledziła, przycisnęła do ściany, ogłuszyła i okaleczyła. Wszystko po to, by zaspokoić głód.
Co w nią wstąpiło?
– Mówi egzekutor Aristow. Wraz z egzekutorem Toro...
Kolejny huk. Po nim następne. W sumie trzy. Ostrokostna będąc w niemałym szoku, obserwowała, jak ciała mężczyzn osuwają się na ziemię. Czy nadchodził kolejny przeciwnik? O wiele bardziej niebezpieczny niż ta dwójka? Ci już nie żyli, a przynajmniej nie podnosili się. Zapach nowej krwi dotarł do nozdrzy Isabelli.
Usłyszała chrząknięcie. Pomimo kaptura na głowie i kominiarki zasłaniającej twarz do linii oczu rozpoznała przybyłego. Zjawił się zdecydowanie za szybko. Może za drugim razem mężczyzna w białym płaszczu wycelowałby w czaszkę Isabelli i wtedy koszmar dziewczyny w końcu by się skończył.
– Zostawiłaś za sobą bajzel godny podziwu – podsumował Kennet. – No i nadal trzymasz się na nogach. Jestem pod wrażeniem.
– Wszystko...
– Widziałem. Przecież nie puściłbym cię samą. Dostałaś nauczkę?
Rozglądała się dookoła, jakby nadal niedowierzała, do czego doprowadziła. Słyszała pomruk dezaprobaty Kenneta. Znów znajdował się tuż przy niej. Miała do czynienia z sadystą, który nie miał nic przeciwko, by ją truto albo raniono. A najgorsze było to, że jako jedyny interesował się jej losem.
– Powiedz mi w końcu... czy mam kogoś bliskiego?
Kennet milczał dłuższą chwilę. Oczywiście, znów zadała mu niewygodne pytanie, przez co zamiast odpowiedzi Isabella usłyszała dźwięk odpalania zapalniczki. Obserwowała, jak ostrokostny zbliża się do jej niedoszłej ofiary. Zdawało się, że szacuje rany, które zadała Isabella, by po chwili wymierzyć w mężczyznę broń i strzelić. Isabella miała wrażenie, że jej serce stanęło z kolejnym hukiem.
Z ręki Kenneta zginęły właśnie trzy osoby, a brak wahania w jego postawie sprawiał, że Isabella sama poczuła się zagrożona.
Nie, nie zabije jej. To byłoby zbyt proste.
– Sprzątam po tobie pierwszy i ostatni raz – oświadczył. – Chyba że chcesz nadal szukać domniemanej rodzinki, wtedy, proszę bardzo, droga wolna. Najpewniej za dziesięć minut zjawi się tu oddział Fartuchów, więc podejmij decyzję w miarę szybko. I zjedz coś, bo za chwilę znów staniesz się nierozumnym zwierzakiem. Czasami ostrokostnym trochę nie po drodze z kontrolą swojego instynktu.
Dawał jej możliwość wyboru, a przecież sam wiedział, że istniała dla niej tylko jedna szansa, by przeżyć. Isabella przetarła łzy. Na jednej szali czekał nieznany i niebezpieczny świat, na drugiej znajdował się intrygant bez krzty empatii. I właśnie on miał stać się przepustką do przetrwania.
– To co? Idziesz? – dopytał.
Isabella żałowała, że jej gatunek posiada tak silną wolę życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro