Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XII

ALEX

Obecnie

– Alex, czujesz ten zapach? – zapytała Hanka, kiedy ubrane w nasze czerwone stroje reprezentacyjne z białymi wstawkami, zakładałyśmy ochraniacze.

– Jaki? – Zmarszczyłam brwi, bo nie wiedziałam, o co jej chodzi.

– Zwycięstwa! – krzyknęła radośnie i wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.

– Oczywiście, że czuję! Wiecie, co? Cieszę się, że jesteśmy takim zgranym składem. Naprawdę odwaliłyśmy kawał dobrej roboty i chcę wam powiedzieć, że bez względu na to, jak to się dzisiaj zakończy, jestem z nas dumna! Polska ma aktualnie najlepszą reprezentację w kobiecej piłce ręcznej od początku istnienia. Zapiszemy się w historii sportu jako Mistrzynie Europy, mam nadzieję, że po dzisiejszym występie, po raz drugi! Kto wygra ten mecz?! – wydarłam się na całe gardło.

– Polska!!!

– A co to za krzyki? – Trener wszedł do szatni, a za nim reszta sztabu. – Słychać, że jesteście zmotywowane. – Zaśmiał się. – Ostatnie wskazówki i wychodzimy na boisko. Pamiętajcie, że Norweżki grają bardzo brutalnie, nie dajmy się sprowokować. Podajemy na skrzydła, bo one koncentrują się na środku. Alex, nie daj sobie w kaszę dmuchać. Wszyscy wiemy, że skupią się na tobie. Będą cię kryć najbardziej, jak się da, bo wiedzą jak grasz. Dziewczyny, pełne skupienie, głowa do góry i dajemy z siebie wszystko. To nasz ostatni mecz, pokażmy, co potrafimy. Musicie być gotowe na walkę. Kiedy przeprowadzamy atak, idziemy na całość. Pamiętajcie, to jest nasz wieczór! Walczymy razem! To jeszcze raz, kto wygra?! – krzyknął.

– Polska!!! – Nasz wrzask rozniósł się aż po korytarzu.

Byłyśmy zdeterminowane i żądne wygranej. W pełni skupione wyszłyśmy z szatni i czekałyśmy w korytarzu na swoją kolej. Norweżki wychodziły pierwsze.

Tak jak przed każdym meczem, na trybunach panowała ciemność, a światła reflektorów były skierowane na wyjście z korytarza. Po wyczytaniu naszych nazwisk wybiegłyśmy na płytę. Kiedy ponownie zapanowała jasność, odniosłam wrażenie, że każde miejsce na trybunach jest zajęte. Naprawdę, takiej ilości ludzi, chyba jeszcze nie widziałam. Najbardziej cieszyły biało-czerwone flagi i polscy kibice!

Gdy wybrzmiał Mazurek Dąbrowskiego, wydawało mi się, że śpiew ludzi zagłusza melodię. Gęsia skórka opanowała moje ciało, gdy muzyka ucichła, a hymn odśpiewaliśmy a cappella. To dopiero była magia. Nie spodziewałam się, że aż tylu Polaków zaszczyci nas dzisiaj swoją obecnością.

Po tym doniosłym wydarzeniu podeszłam do sędziego wraz z Kristin, która była kapitanem Norweżek i moją koleżanką z ligi. Podałyśmy sobie dłonie i uśmiechnęłyśmy się do siebie. Ja wybrałam orła, ona reszkę. Rzut monetą. Wypadł orzeł. Może to znak, że wzniesiemy się na szczyt, niczym nasze orzełki na koszulkach?

– Powodzenia, szkoda, że gramy przeciwko sobie, lepiej jest mieć cię po swojej stronie – powiedziała do mnie po angielsku.

– Powodzenia, to wyzwanie grać przeciw wam. Wyczuwam dobry i ciężki mecz – odpowiedziałam jej w tym samym języku.

Uścisnęłyśmy sobie dłonie, kiwnęłyśmy głowami i wróciłyśmy do swoich drużyn. Stanęłyśmy na środkowej linii, a rywalki broniły swojej bramki. Pierwszy gwizdek. Walka się rozpoczęła!

Podałam do Kamy, ona oddała piłkę. Zaczęłyśmy spokojnie. Podanie do Ali, oddanie piłki, zbliżyłyśmy się do obrony i zaczęła się akcja. Ciężko było się przedrzeć przez obronę, ale tak jak podejrzewał trener, kryły głównie mnie. Dziewczyny zagrały na skrzydło i gol! Piękne rozpoczęcie! Wrzawa, którą zrobili kibice, to był miód na moje serce.

Szybko wróciłyśmy na obronę, aby tylko nie przedostały się na naszą bramkę. Atakowały brutalnie, jak na Norweżki przystało. Ostatecznie jedna z nich wylądowała na karę dwóch minut, bo Baśka została sfaulowana. Wiedziałam, że to będzie mocny mecz, ale nie, że w drugiej minucie już pokażą się ze swojej najgorszej strony. Grały w osłabieniu, jednak nie przeszkodziło im to zdobyć gola. Niestety.

Dalej było coraz ciężej, grałyśmy gol za gol. Moje koleżanki z ligi nieustannie mnie kryły i naprawdę ciężko było się przebić. Pierwsza połowa zakończyła się remisem 15:15.

Moje kolano bolało coraz mocniej, ale jeszcze nie chciałam odpuścić. Kiedy usiadłam na ławce w szatni i pozwoliłam sobie ściągnąć ochraniacz, widziałam, że jest lekko opuchnięte. Musiałam wytrzymać, jeszcze chwilę...

– Co to za miny? – zapytał trener. – Mamy remis, to świetny wynik, jak na pierwszą połowę. Widzicie, że grają brutalnie, więc korzystajcie, kiedy grają w osłabieniu. Tak jak mówiłem, niestety skupiły się na Alex, ale z drugiej strony dzięki temu, mamy wolne skrzydła. Pamiętajcie o nich! Głowy do góry, zostało pół godziny, wierzę w was dziewczyny, uwierzcie same w siebie! Kto wygra?!

– Polska!!! – odkrzyknęłyśmy zmęczone, ale bardziej zmotywowane. Dziewczyny wyszły z szatni, a ja zostałam jeszcze chwilę i popijałam elektrolity.

– Jesteś niepoważna! – krzyknął Adam, kiedy prawie wszyscy opuścili pomieszczenie. – Obiecałaś mi coś!

– Dotrzymuję słowa – odpowiedziałam stanowczo. – Jeszcze wytrzymam. – Wstałam z ławki, a on wyrósł przede mną.

– Dziesięć minut, a potem dopilnuję, żebyś zeszła – ochrzanił mnie, odwrócił się i szedł w stronę wyjścia.

– To moja decyzja, Adam – powiedziałam do jego pleców. Nawet się nie odwrócił, tylko wyszedł wkurzony.

Ruszyłam z powrotem na halę. Nawet jeśli było to nieodpowiedzialne, to czułam, że jestem w stanie wytrzymać jeszcze chwilę. Adam mierzył mnie nienawistnym spojrzeniem. Świetnie.

– Dasz radę? – zapytała Kama.

– Jeszcze trochę tak, ale nie wiem, jak długo – odpowiedziałam jej szczerze.

– Odpocznij, niech wejdzie Julka. – Moja przyjaciółka patrzyła na mnie zmartwiona.

– Nie, daj mi jeszcze kilka minut – powiedziałam, na co ona niechętnie przytaknęła.

Przerwa minęła i stałyśmy teraz na obronie, bo drugą połowę rozpoczynały przeciwniczki. Zaczęła się ostra gra. Norweżki nie przyjmowały do wiadomości, że mogą przegrać. Na szczęście nasza obrona była na tyle skuteczna, że nie trafiły. Zaczęłyśmy atak.

Przebicie się przez ich mur, naprawdę nie należało do łatwych zadań i musiałam dobrze przemyśleć prowadzenie akcji. Grałam więcej na skrzydła, przez co rywalki zdecydowały się je bardziej chronić w drugiej połowie, a dzięki temu miałam większe pole do popisu. Rozegrałam piłkę, rozciągnęłyśmy grę na całą linię ataku, najbardziej jak się dało, ostatecznie piłka wylądowała w moich rękach i strzeliłam z jedenastego metra! Ponownie zaciekle broniłyśmy bramkę, do czasu, gdy jedna z rywalek paskudnie sfaulowała Kamę.

– Nic ci nie jest? – Podbiegłam do przyjaciółki i pomogłam jej wstać. Jedna z Norweżek, chyba chciała jej wybić bark, bo wpadła na nią z całym impetem.

– Żyję, chociaż mocno boli. – Skrzywiła się, ale po chwili pojawił się Adam.

– Dasz radę grać? Chodź, zmrozimy to. – Trwał przy niej, dopóki nie zeszła z boiska.

– Hilde! Oszalałaś? – zwróciłam się po angielsku do dziewczyny, z którą grałam w lidze norweskiej, i której jako jedynej kompletnie nie trawiłam, bo zachowywała się, jakby zjadła wszystkie rozumy.

Serio, była istnym koszmarem. W drużynie panoszyła się, jakby była najlepszą piłkarką na świecie, a nikt za nią zbytnio nie przepadał. Miała dwadzieścia dwa lata i to były jej pierwsze mistrzostwa. Powinna okazać jakąkolwiek skruchę, ale zdecydowanie nie leżało to w jej naturze.

– Jak ktoś jest za słaby, to nie powinien wychodzić na boisko – odpowiedziała i wzruszyła ramionami.

– Co ty gadasz? Mogłaś ją poważnie uszkodzić! – krzyczałam zirytowana.

– Trudno, piłka ręczna to brutalny sport – oznajmiła i zeszła na ławkę, bo dostała już drugą karę dwóch minut. Jeszcze jedno takie zachowanie i mecz się dla niej kończy. Jak można doprowadzić do czegoś takiego?

– Jestem – rzekła Kama. – Adam zmroził mi bark. Wytrzymam. Musimy je zniszczyć, bo nie ręczę za siebie!

– Po tej akcji, z jeszcze większą przyjemnością – odpowiedziałam, a w środku gotowałam się z wściekłości.

Gwizdek. Akcja została wznowiona. Grające w osłabieniu Norweżki pogubiły się i miałam swoją szansę. Przechwyciłam piłkę i ruszyłam na bramkę, która była pusta, gdyż aby zwiększyć swoje siły, przez to, że Hilde wylądowała na ławce, dziewczyny grały w szóstkę w polu. Gol! Wróciłam na obronę. Tym razem jednak nie poddały się tak szybko, ale ich rzut zakończył się obroną Kaśki! Miałyśmy dwie bramki przewagi.

Szło nam coraz lepiej, nasze ataki były bardziej zdecydowane, dzięki czemu przewaga wzrastała. Niestety kara dla Norwegii dobiegła końca i na boisku znowu zawitała ta irytująca laska. Patrząc na jej minę, miałam wrażenie, że jej aktualnym życiowym celem, było zniszczenie mnie.

Z większości sytuacji wychodziłam obronną ręką i miałam nadzieję, że tak będzie wyglądać do końca rozgrywki. Niestety, przeciwniczki znowu zaczęły nas doganiać i wygrywałyśmy już tylko jedną bramką. Trener poprosił o czas.

– Skoncentrujcie się! Przestańcie się rozpraszać. Ta Norweżka was tylko prowokuje. Pamiętajcie, że nie pozwoli sobie na kolejny błąd, bo ma po meczu. Gramy tak, jak na początku tej połowy! Dalej, dziewczyny! Do boju! – Zdążył wypowiedzieć te słowa i ponownie znalazłyśmy się na boisku.

Kolejne minuty były ciężkie dla obu drużyn, gdyż strzelałyśmy sobie gol za gol. Wygrywałyśmy jedną bramką, ale to nie był powód do radości, gdyż trzeba było jeszcze utrzymać tę przewagę.

Zerknęłam na zegar. Do końca zostało piętnaście minut, połowa czasu. Nie czułam już nogi. Stwierdziłam, że zagram ostatnią akcję i schodzę z boiska. Stałyśmy na obronie. Rywalki próbowały się przecisnąć, ale skutecznie odpierałyśmy atak. Nagle nadarzyła się wspaniała okazja i przejęłam piłkę. Biegłam co sił w nogach na bramkę przeciwniczek. Widziałam już punkt, w który oddam strzał. Ostatnie kozłowanie, zostały mi do wykonania trzy kroki, ale już wiedziałam, że coś pójdzie nie tak.

Pierwszy krok. Hilde pojawiła się z mojej lewej strony i zagrodziła drogę swoim potężnym ciałem. Próbowałam ją wyminąć, ale nie do końca mi to wyszło. Drugi krok. Dziwnym trafem jej noga znalazła się tuż przy moim chorym kolanie, specjalnie o nie zahaczając. Trzeci krok, wyskok i wyrzut piłki.

Wszystko działo się bardzo szybko, a dla mnie jakby czas spowolnił. Moje kolano zostało wykręcone w bok. Usłyszałam trzask, a po chwili poczułam przeszywający ból. Nie byłam w stanie nawet wylądować po tym rzucie na obu nogach. Po prostu się przewróciłam, chroniąc jedynie twarz. Ból był tak potężny, że zrobiło mi się niedobrze, a przed oczami przez chwilę nastała ciemność. Odgłosy z boiska docierały do mnie jakby z oddali. Zaczęło mi piszczeć w uszach. Błagałam, żeby nie zemdleć. Trzymałam się na kolano i przekręcałam na plecach w różne strony, jakby miało mi to w jakikolwiek sposób pomóc.

– Oddychaj! – Usłyszałam przytłumiony krzyk Kamy i dopiero uświadomiłam sobie, że mam zamknięte oczy i z trudem łapię oddech.

– Już dobrze, tylko spokojnie. – Trochę wyraźniejszy głos Adama dotarł do moich uszu. Panikował. Co się stało? Dlaczego miałam wrażenie, że coś rozrywa mi nogę? – Głęboko i powoli oddychaj, otwórz oczy.

Jego polecenia stawały się wyraźniejsze i starałam się je wykonać, jednak ból zagłuszał wszystko. Przekręcił mnie na lewy bok i czułam, jak zamraża mi kolano. Chciałam wziąć głębszy oddech, ale nie mogłam. Nie byłam w stanie ruszyć nogą. Położyli mi chłodny ręcznik na głowę, to było wspaniałe uczucie. Byłam spocona jak świnia, pot leciał ze mnie strumieniami, łzy ciekły po twarzy jak oszalałe, a ból tylko to potęgował.

– Kur..! – To był najwyraźniejszy dźwięk, który do mnie dotarł i należał do trenera. – Alex, odezwij się. Żyjesz?

Jednak nie byłam w stanie nic powiedzieć i jedyne, na co jeszcze było mnie stać, to kiwnięcie głową na potwierdzenie. Cierpiałam, ale podobno jak boli, to znaczy, że żyjesz, prawda?

– Arek, kur.., szybciej! – krzyczał Adam.

Dźwięki słyszałam już dobrze, postanowiłam otworzyć oczy. Obraz był zamazany przez łzy. Mój przyjaciel klęczał przy mnie, a Arek właśnie dotarł z noszami. Trener stał kawałek dalej, krzyczał coś do sędziego i wymachiwał rękoma.

– Co się stało? – wyszeptałam.

– Cicho, nic nie mów. – Adam próbował mnie uspokoić. – Wyjdziesz z tego. Zobaczysz, wyjdziesz z tego. – Nie wiem tylko, czy próbował pocieszyć bardziej mnie, czy samego siebie, tymi słowami. Ostrożnie położyli mnie na nosze i przenieśli za linię boczną boiska, tuż przy korytarzu, za parawan. Lekarz mnie zbadał, ale ja nawet nie kontaktowałam. Nie wiedziałam, co on robi z tym moim kolanem, bo jedyne co czułam, to nieprzerwany ból.

– Dam ci zastrzyk i kroplówkę przeciwbólową – powiedział lekarz. Po chwili poczułam ukłucie w pośladek i nawet nie wiem, kiedy to się zadziało, a już miałam włożony wenflon. Lek wpływał do moich żył. – Leż spokojnie. Adam połóż lód na kolano. Na moje to więzadła są zerwane, a jak poszły one, to nie ma co przytrzymać twojej pękniętej łąkotki. Trzeba zrobić rezonans i jestem pewien, że czeka cię operacja.

– Skąd wiadomo, że poszły więzadła? – zapytałam. Zaczęła do mnie docierać powaga sytuacji. Było mi duszno, niedobrze i wszystko się do mnie kleiło. Wciąż ciężko oddychałam.

– Kolano jest niestabilne, masz ogromny obrzęk, przez co musieliśmy rozciąć ochraniacz, bo nie dało się go ściągnąć. Dodatkowo czujesz ostry ból, a każdy ruch to przeskakiwanie w środku.

– Słyszałam trzask, zanim upadłam – wykrztusiłam z siebie.

– To tylko potwierdza moją wstępną diagnozę. Czeka cię długi urlop. – Popatrzył na mnie przygnębiony.

– Wspaniale – wyszeptałam, krzywiąc się z bólu. Nagle usłyszałam wrzawę kibiców. – Kto strzelał karny?

– Kama! – krzyknął uradowany Adam.

– Brawo – powiedziałam ledwo słyszalnie i zaczęłam widzieć mroczki przed oczami.

– Ej, młoda, zostań ze mną. – Adam stał przy mnie i zaczął lekko cucić. – Nie mdlej, zaraz leki zaczną działać – mówił przejęty i położył mi zimny okład na czole.

Nie mogłam się skupić. Zawsze byłam odporna na ból, ale to był jakiś koszmar. Miałam wrażenie, że mam wszystko rozwalone w tym kolanie i nie da się go już poskładać. Byłam załamana.

– Adam, mów mi, co się dzieje na boisku – poprosiłam cicho.

Cały obraz miałam zniekształcony przez łzy. Mimo że ciągle je wycierałam, one same wylatywały dalej. Zakryłam twarz dłońmi. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić.

– Aktualnie po tym, jak cię sfaulowała, dostała czerwoną kartkę i siedzi z triumfalnym uśmiechem na krześle. Kama strzeliła karnego. Teraz znowu my atakujemy, one już do końca grają w osłabieniu, przez tę idiotkę. Brawo, Jula! – krzyknął i zaczął bić brawo.

Wrzawa na hali była ogromna. Strzeliła. Pięknie. Wygrywałyśmy już kilkoma punktami, teraz tylko nie dać sobie wbić gola. Próbowałam zapomnieć o bólu i skupić się na meczu, ale na razie nie było szans. Rozrywało mi kolano.

– Jak się czujesz? – zapytał lekarz.

– Kiepsko – odpowiedziałam.

– Zaraz powinno zacząć działać, wytrzymaj – oznajmił i wymienił mi lód na kolanie. – Musimy zrobić wszystkie badania. RTG, USG i rezonans magnetyczny. To potwierdzi lub wykluczy moją diagnozę. Skup się Alex. Mogę dać ci kule, żebyś wyszła tylko na rozdanie medali, bo nie chcę ci tego odbierać. Wiem, ile włożyłaś pracy, żeby tu się dzisiaj pojawić. Musisz jednak wiedzieć, że od razu potem jedziemy do szpitala i nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu. Możesz wyjść w asyście fizjoterapeuty. Dasz radę, czy jedziemy od razu na badania?

– Dam radę – odpowiedziałam bez chwili wahania. Ja po prostu musiałam się tam pojawić, mimo tych mąk, które przechodziłam w tym momencie.

– Niedługo koniec meczu. Kroplówka zaraz się skończy i powinna ci trochę zniwelować ból, ale jeśli będzie gorzej, to musisz dać znać i jedziemy do szpitala, zrozumiałaś?

– Oczywiście – odpowiedziałam.

Lekarz odszedł na bok i rozmawiał z kimś przez telefon. A we mnie po tych informacjach chyba wstąpiła jakaś adrenalina. Zaczęłam swobodniej oddychać i zebrałam się na odwagę, aby spojrzeć na to moje kolano. Przełknęłam głośno ślinę, bo na sam jego widok, znowu było mi niedobrze. Miałam beczkę zamiast nogi i olbrzymi krwiak. Tam nie miało prawa nic się siebie trzymać. Myślałam, że największym ryzykiem jest pęknięcie łąkotki, ale tego scenariusza nie przewidziałam. Kolejne okrzyki kibiców. Baśka strzeliła ze skrzydła!

Słuchając komentatora, byłam w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo dziewczyny pragną zemsty. Zaciekle walczyły o każdy kolejny punkt przewagi. Norweżki totalnie się pogubiły. Do końca została minuta. Wygrywałyśmy, w zasadzie to już wygrałyśmy, bo nie było szans odrobić takiej ilości punktów! Odliczałam w głowie ostatnie sekundy. Już na samą myśl, że zdobyłyśmy złoto, chciało mi się płakać ze szczęścia. W Herning wybuchła euforia. Zza tego parawanu widziałam kawałek trybun. Biało-czerwone flagi, transparenty i szaliki poszybowały w górę!

– Boże, tak! Naprawdę to zrobiłyśmy! – krzyczałam i płakałam jednocześnie. Nie da się opisać słowami tej radości, którą czułam. Ona wypełniała teraz każdą komórkę mojego ciała. Ból zszedł na drugi plan. – Obroniłyśmy tytuł!!!

Lekarz zdjął mi wenflon i przybił ze mną piątkę, a obok pojawił się Adam i Arek.

– Mam kule – powiedział ten drugi. – Pomożemy ci usiąść, a potem wstać.

– Dopasujemy odpowiednią wysokość i pójdę z tobą – oznajmił spokojnie Adam. Pomogli mi usiąść, a ja wtedy wyściskałam ich obu. Łzy ciekły mi strumieniami, ale to było szczęście, wzruszenie i ulga, po prostu wszystkie te emocje odczuwałam jednocześnie. – Nie żałuję, Alex – powiedział do mojego ucha, gdy już stałam przy pomocy kul, a do mnie dotarło, o co mu chodziło.

Nie żałował tego subtelnego muśnięcia moich ust. Nie dane mi jednak było nic powiedzieć, bo dziewczyny dopadały mnie jedna po drugiej! Nie mogłam skakać, w zasadzie nie za bardzo mogłam ruszyć nogą, ale to nic! W tym momencie przepełniała mnie duma i radość, że naprawdę się nam udało! Przeszłam dalej, żeby przybić piątki z dziewczynami z Norwegii. Wynik na tablicy wskazywał 30:22!

– Gratulacje – powiedziała Kristin. – Jak żyjesz? Już opierdoliłam Hilde, że jest nienormalna. To było niesportowe zachowanie i trener wyciągnie wobec niej dodatkowe konsekwencje.

– Dzięki! Żyję, muszę przetrwać – odpowiedziałam.

– Kto jak nie ty. – Mocno mnie przytuliła. – Pewnie nie będzie cię na zakończeniu sezonu, ale wiedz, że zaszczytem było grać z tobą w jednej drużynie.

– Z tobą też. To był zacięty mecz, ale niczego innego się po was nie spodziewałam. Gratuluję srebra. Liczę, że będzie nam jeszcze dane stanąć kiedyś po jednej stronie boiska.

– Też mam taką nadzieję – powiedziała i odeszła do swojej drużyny.

– No stara, teraz to już w ogóle musimy się uchlać! – krzyczała szczęśliwa Kama. – Naprawdę to zrobiłyśmy!!! – Złapała moją twarz w dłonie i obie po prostu uśmiechałyśmy się do siebie jak wariatki, a łzy ciekły jak szalone.

– Mamy złoto! – wydarłam się na cały głos, a moje koleżanki z drużyny, zaczęły mi wtórować.

– Brawo! Jestem cholernie dumny! – krzyknął trener ze łzami w oczach i mnie uściskał. – Jak się czujesz?

– Leki zaczęły działać, więc jest znośnie – odpowiedziałam. – Zresztą to nie jest teraz ważne. Obroniłyśmy tytuł!

Zebrałyśmy się z dziewczynami w jednym punkcie hali i powoli zaczęłyśmy ją okrążać, dziękując kibicom. Adam wciąż mi towarzyszył. Dziewczyny krzyczały i biły brawa, a ja po prostu szłam powoli o tych nieszczęsnych kulach i krzyczałam, że dziękujemy im za taki piękny doping. Kiedy wykonałyśmy nasze tradycyjne okrążenie, był czas na udzielenie wywiadów.

– Alex, co z twoim kolanem? Wszyscy byliśmy świadkami tego okropnego faulu. Zawodniczki innych drużyn chyba za tobą nie przepadają.

– Oczywiście, że mnie nie lubią, bo często psuję im szyki. – Zaśmiałam się. – Tak, jak wszyscy widzieli, nie było to sportowe zachowanie, jednak mam nadzieję, że wkrótce ponownie ujrzycie mnie na boisku.

– Co z ligą norweską? Kończy się sezon, w przyszłym tygodniu ostatni mecz. Czy wiesz już co dalej?

– Trwają rozmowy, odnoście mojej dalszej kariery sportowej. Myślę, że wkrótce się państwo dowiecie co i jak. Bardzo chciałabym się pojawić na zamknięciu sezonu, ale nie wiem, czy będzie mi to dane, ze względu na kolano. Jednak, jak zdążyliście już na pewno zauważyć, nigdy się nie poddaję.

– I to cenimy w tobie najbardziej! Co powiesz o dzisiejszym meczu? Bo dla nas to było naprawdę wspaniałe widowisko, chociaż trzeba przyznać, że każda z drużyn walczyła do samego końca.

– Mecz zdecydowanie był z kategorii tych najtrudniejszych. Norweżki to ciężkie przeciwniczki, wiem to z doświadczenia. – Zaśmiałam się i redaktor również. – Pierwsza połowa nie należała do łatwych, ale w drugiej zdecydowanie się podciągnęłyśmy. Byłyśmy bardzo skupione i ta determinacja, która była w nas od początku, tylko pomogła nam w obronie tytułu. Chciałabym z tego miejsca podziękować wszystkim osobom, które pomagały nam w przygotowaniach, trenerom, całemu sztabowi, naszym rodzinom i przede wszystkim kibicom. Moi drodzy, bez was by się to nie udało. Hala w Herning należała dzisiaj do Polaków! Dziękujemy wam za wiarę w nas i mamy nadzieję, że nie zawiodłyśmy.

– Oczywiście, że nie! – krzyknął. – Jesteście wspaniałe, dziękuję bardzo za rozmowę, nie zatrzymuję już. Czekamy na wręczenie medali – powiedział i po chwili odeszłam kawałek dalej, bo proszono mnie o wywiad dla tutejszej telewizji.

Pytania były podobne, więc po chwili mogłam ruszyć do szatni, gdzie miałyśmy kilkanaście minut wytchnienia, aby przygotować się na wręczenie nagród. Szłam powoli, opierając swój ciężar na rękach, w których trzymałam kule oraz prawej nodze, bo kiedy tylko spróbowałam stanąć na lewej, cierpiałam.

– Powoli – powiedział Adam, idący obok. – Nie spiesz się.

– Wolniej się już nie da – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem. – Wiem, co chcesz powiedzieć. Powinnam była cię posłuchać i nie wychodzić w drugiej połowie albo zejść po tych dziesięciu minutach, ale doskonale wiesz, że nie mogłam. – Stanęłam i spojrzałam na niego. – Czułam, że dam radę, trzymała mnie adrenalina i motywacja. Pomimo tego, co się stało, nie żałuję ani jednej sekundy spędzonej na boisku.

– Domyślam się – powiedział i przyglądał mi się uważnie, badając każdy milimetr mojej twarzy. – Tylko że teraz cierpisz, bo naraziłaś swoje zdrowie. Jesteś cholernie uparta. Musisz w końcu zawalczyć tylko i wyłącznie o siebie, rozumiesz?

– Taki mam zamiar. Długa droga przede mną – oznajmiłam i szłam dalej, w kierunku szatni.

Gdy tam dotarłam, dziewczyny śpiewały, skakały z radości, tańczyły i robiły wszelkie inne cuda z tej euforii. Jak tylko przekroczyłam próg, porwały mnie na środek. Jednak nie mogłam już dłużej stać, musiałam usiąść, bo ból zaczął się nasilać. Miałam nadzieję, że wytrzymam do rozdania nagród...

– Laski, trzeba się ogarnąć, bo zaraz będziemy na pierwszych stronach gazet i w telewizji! – krzyknęła Kama, wpadając do szatni. – Mamy dwadzieścia minut!

W tym czasie wszystkie rzuciły się do łazienki, żeby chociaż uczesać włosy, a ja siedziałam na ławce i szczerze mówiąc, mój wygląd obchodził mnie w tym momencie najmniej. Błagałam w myślach, żeby to kolano wcale nie było takie rozwalone, jak się wydaje. Poza tym, ja już byłam spełniona. Wewnętrznie spokojna, że osiągnęłam kolejny cel w moim życiu.

– Pozwól, że się tobą zajmę – powiedziała moja przyjaciółka, siadając obok i po prostu mnie przytuliła. Trwałyśmy w tym uścisku, rozumiejąc się bez słów. Łzy nam ciekły, ale wiedziałyśmy, że jesteśmy z siebie dumne i nigdy się nie poddamy. – Wykaraskasz się do Mistrzostw Świata – powiedziała mi na koniec i pocałowała w czoło.

– Wtedy, to ja już będę biegać maratony. – Zaśmiałam się, chociaż w głębi duszy, wiedziałam, że moje życie dzisiaj częściowo legło w gruzach. W zasadzie to całkowicie legło w gruzach. – Jak twój bark?

– W miarę dobrze. Myślę jednak, że lekarz wyśle mnie na badania, żeby sprawdzić.

– Bardzo dobrze, lepiej dmuchać na zimne – powiedziałam, a Kama tylko się uśmiechnęła.

Poprawiła mi włosy, upinając je w wysokiego kitka i nałożyła odrobinę pudru na twarz, która była cała czerwona od płaczu. Dziewczyny również doprowadziły się do lepszego stanu i wyszłyśmy na korytarz, na którym czekały Szwedki i Norweżki.

Na hali zgasły światła. Kibice ucichli, a komentator zaczął wyczytywać nazwiska drużyny, która zdobyła brąz. Dziewczyny wyszły na halę, gdzie zostały udekorowane medalami. Kolejne były zawodniczki z Norwegii i schemat był taki sam. Zostały odznaczone srebrem. Przyszła kolej na nas. Mistrzynie Europy!

Gdy stanęłyśmy na najwyższym podium, miałam wrażenie, że cała się trzęsę w środku z tych emocji. To uczucie było nie do opisania. Po tym, jak na mojej szyi zawisł złoty medal, znowu płakałam. Tyle walki o ten okrągły przedmiot. Serce waliło mi jak oszalałe, a kiedy każda z nas miała na sobie małe złoto, obsypano nas confetti. Z boku zaczęły wybuchać sztuczne ognie, a ja jako kapitan drużyny oraz Kama, która była moim zastępcą, wyszłyśmy przed drużynę, bo oto właśnie w naszych rękach wylądował przeogromny, złoty puchar Mistrzostw Europy w piłce ręcznej kobiet!

Czułam mrowienie pod palcami, gdy go trzymałam. To cudo należało do nas! Naprawdę go zdobyłyśmy! W tle słychać było fanfary wymieszane z okrzykami ludzi. Hałas był niesamowity, a my byłyśmy fotografowane z każdej strony. Następnie nagroda przechodziła przez ręce każdej z zawodniczek polskiej kadry, które co rusz unosiły go w górę, ciesząc się z wygranej.

Na koniec rozgrywek wyłaniany był zawsze MVP, czyli najskuteczniejszy zawodnik mistrzostw. Każda z drużyn ustawiła się przy swoim podium. Przewodniczący Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej stał na środku hali, trzymając w ręce statuetkę.

– Najwięcej strzelonych bramek w rozgrywkach. Najbardziej skuteczny zawodnik mistrzostw. Dziewczyna, której nic nie jest w stanie pokonać. Z ogromną przyjemnością oznajmiam, że MVP tegorocznych Mistrzostw Europy zostaje... – Komentator zrobił pauzę. – Aleksandra Biel! – Niby usłyszałam swoje nazwisko, ale jakby to do mnie nie dotarło.

– Brawo, Alex! – Rozległo się z kilku stron. Kibice zrobili istny rumor, a ja o tych dwóch kulach wyszłam na środek hali. Szczerze mówiąc to już ledwo szłam.

– Ogromne gratulacje, to zaszczyt wręczyć ci tę nagrodę. – Prezes podał mi dłoń, a ja z trudem utrzymując się na tych kulach, odwzajemniłam uścisk. Kolano zaczęło o sobie przypominać ze zdwojoną siłą.

– Bardzo dziękuję, to dla mnie niesamowite wyróżnienie – powiedziałam, ze łzami w oczach.

– Mam nadzieję, że szybko wrócisz na boisko – rzekł z uznaniem i wręczył mi statuetkę w kształcie piłki do piłki ręcznej.

Stanął obok, a ja oparta na jednej kuli, z trudem utrzymywałam równowagę, bo w drugiej ręce trzymałam nagrodę. Zrobili nam fotki i Kama przybiegła, żeby pomóc mi wrócić do drużyny. Kiedy szłam, moje koleżanki z kadry zrobiły falę i zakończyły ją głośnym okrzykiem, a potem podeszły, aby mi pogratulować.

– Kama, ja już nie mogę. Zaraz zwymiotuję z bólu, potrzebuję Adama, nie dotrę sama do tego korytarza – powiedziałam do mojej przyjaciółki, na co ta wzięła ode mnie jedną kulę i zarzuciła sobie moją rękę na swoje ramię. Coś do kogoś krzyczała.

Mimo ciągłej adrenaliny i miliona pozytywnych emocji głębiących się w mojej głowie, zaczęłam czuć potworne rozrywanie w nodze. Ból był tak przeszywający, że zrobiło mi się słabo. Coraz słabiej. Ciemność zaczęła przysłaniać mi obraz. Nie słyszałam już hałasu, tylko jakieś przytłumione dźwięki, ale starałam się trzymać na nogach.

– Zostań ze mną, nie odpływaj, Alex, słyszysz mnie? – dobiegł do mnie głos Adama, ale jakby z oddali. Poczułam, jak moja druga ręka ląduje na jego plecach. Obraz całkowicie mi się rozmył. Żaden dźwięk do mnie nie docierał. Odleciałam.

***

Udało się obronić tytuł! :D (obrazek stworzony dzięki AI)

PS. Stworzenie dobrego zdjęcia, było naprawdę bardzo ciężkie, ale chyba nie wyszło najgorzej i oddaje klimat :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro