Ten, w którym prawie dochodzi do morderstwa
Elizabeth
Kiedy Andreas poinformował mnie, że w mniej więcej dwanaście godzin mam znaleźć idealną sukienkę na przyjęcie i dotrzeć do Garmisch-Partenkirchen myślałam, że go zatłukę. Cudem udało mi się znaleźć przedostatnie wolne miejsce w odjeżdżającym o dziewiątej pociągu, po czym wykończona intensywnym dniem zasnęłam przed otwartą na oścież szafą, w okół której porozrzucane było mnóstwo różnych ubrań.
Gdyby nie nastawiony przeze mnie budzik, prawdopodobnie spałabym w najlepsze do jedenastej i przegapiła ostatnią szansę na dotarcie na skoki na czas. Niestety z rana nie było miejsca na radość, ponieważ mimo uniknięcia spóźnienia na pociąg, moje przygotowanie w dalszym ciągu było w rozsypce. Zegar wskazywał już siódmą rano, a ja dalej miałam na sobie wczorajsze, przepocone ubrania, a na mojej twarzy rozmazał się ledwo widoczny makijaż, więc nie można było nawet zakładać, że w takiej sytuacji uda mi się uniknąć trzęsących się ze stresu rąk. W dwadzieścia minut wzięłam szybki prysznic i wysuszyłam ciemne włosy, po czym przeniosłam się do kuchni, aby nie chodzić z pustym brzuchem. Krojąc polędwicę na cienkie plasterki prawie pozbawiłam się palca, ale w tamtej chwili zdecydowanie o tym nie myślałam, ponieważ w głowie już byłam zajęta wybieraniem ubrania na podróż i późniejsze przyjęcie. Ostatecznie chwyciłam pierwszą z brzegu bluzkę z niedźwiedziem polarnym, ciemne spodnie, a do torby spakowałam wiszącą na szafie, ciepłą, czerwoną sukienkę z odkrytymi ramionami i po dorzuceniu kosmetyczki wypchanej różnymi kosmetykami byłam gotowa.
Wskazówki zegara w sypialni ustawiły się na godzinie ósmej dziesięć, więc nie było czasu do stracenia. W biegu nałożyłam kurtkę i czapkę, ponieważ szybkim krokiem starałam się dotrzeć na przystanek autobusowy. Widząc, że poszukiwany przeze mnie numer akurat odjechał zaklęłam głośno i kierując się do następnego przystanku zaczęłam sprawdzać, czym jeszcze mogę na dworzec. Udało mi się wsiąść do tramwaju, który o ósmej trzydzieści dowiózł mnie przed sam budynek dworca centralnego. Wchodząc do środka odetchnęłam głęboko i ustawiłam się w kolejce do okienka biletowego, aby odebrać swój. Na peron weszłam dosłownie trzy minuty, z zegarkiem w ręku, przed przyjazdem maszyny. Siadając na wyznaczone miejsce czułam, jak całe napięcie ze mnie spływa, a jego miejsce zajmuje nieopisana ulga. Kiedy już się uspokoiłam i chciałam sięgnąć do tylnej kieszeni po telefon, nowa fala przerażenia zalała moje ciało. Nie wzięłam go. Został na szafce nocnej przy łóżku, gdzie położyłam go po wyłączeniu budzika. Zaklęłam siarczyście w myślach, po czym dla pewności przejrzałam wszystkie kieszenie kurtki i torby, którą trzymałam na kolanach uważając, by nie pognieść złożonej sukienki. Gdy zguba nie znalazła się westchnęłam ciężko i przywołując uśmiech, wyglądający na jak najbardziej szczery, odwróciłam twarz w kierunku siedzącej obok mnie dziewczyny.
—Czy mogłabym pożyczyć twój telefon? Zostawiłam swój w domu, a muszę poprosić przyjaciela, żeby odebrał mnie z dworca—wyjaśniłam
—Przykro mi, ja też swojego nie wzięłam—odpowiedziała bezczelnie zmieniając lecącą na słuchawkach piosenkę
Myślałam, że rozerwę ją na kawałki. Dawno nie spotkałam się z takim zachowaniem i już miałam nakrzyczeć na gówniarę, kiedy dłoń z komórką wyciągnęła do mnie uśmiechająca się miło staruszka.
—Niech się pani nie denerwuje, szkoda zdrowia na tą dzisiejszą młodzież. Proszę zadzwonić z mojego.
—Dziękuję.—Spojrzałam na nią z wdzięcznością i pożyczyłam urządzenie.
Po chwili namysłu wstukałam numer Andreasa i czekałam, aż sportowiec odbierze. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci i ciągle cisza. Zawiedziona rozłączyłam się i oddałam kobiecie telefon.
—Nie odebrał?—spytała staruszka, na co przytaknęłam—W takim razie proszę się nie krępować i wysłać SMS'a. To raczej ciężko mu będzie przegapić—zasugerowała i ponownie wręczyła mi komórkę
"Andreas, to ja, Liz. Zapomniałam wziąć telefon z domu, więc wysyłam ci wiadomość z komórki mojej sąsiadki z przedziału. Jakbyś mógł odebrać mnie z dworca o 10:40, byłabym wdzięczna. Nie odpowiadaj na to, bo nie wiem, kiedy ta pani wysiada."
Wiadomość została wysłana, więc usunęłam wszelkie informacje o kontakcie z tym numerem z historii telefonu i oddałam staruszce.
—Jeszcze raz serdecznie pani dziękuję. Nie poradziłabym sobie na miejscu.—Serdecznie się uśmiechnęłam.
—Żaden problem, dziecko. Też kiedyś byłam młoda—zaśmiała się kobieta, po czym zajęła się swoimi sprawami
Andreas
Podróż z Oberstdorfu do Ga-Pa nie była długa, ale dotarliśmy do hotelu dopiero po północy, dlatego niemal od razu padłem wykończony na łóżko i zasnąłem. Wstałem koło ósmej trzydzieści, kiedy zadzwonił budzik Stephana i od razu poszedłem zająć łazienkę. Pół godziny później, we dwóch, zeszliśmy na śniadanie, po którym prawie od razu miał zacząć się trening na skoczni. W czasie posiłku zadzwonił mój telefon, jednak był to numer nieznany, więc najzwyczajniej w świecie go zignorowałem. Kilka minut później, z tego samego numeru, dostałem wiadomość. Niechętnie przeczytałem jej treść, z początku nie widząc w niej nic niezwykłego. Dopiero kiedy zrozumiałem, kto był autorem tekstu, trochę otrzeźwiałem.
—Chłopaki, o której jedziemy dzisiaj na skocznię?—spytałem dyskutujących o czymś zaciekle kolegów
—O jedenastej—bez chwili zawahania odpowiedział Richard, zajęty przeżuwaniem bułki z serem—Wcześniej mamy jeszcze jakieś spotkanie na siłowni, ale myślę, że będziemy mieć tak ze dwadzieścia minut przed wyjazdem wolne—dodał Freitag, kiedy przełknął już śniadanie
—Myślicie, że trener będzie zły jeśli nie będzie mnie na tym zebraniu?
—O, stary, ostatnio jesteś w formie, więc będzie wściekły, że się marnujesz. A coś się stało?—spytał zaciekawiony Severin, któremu też nie szło źle w tym sezonie
—Moja przyjaciółka, którą zaprosiłem na dzisiaj na kwalifikacje i imprezę noworoczną zapomniała telefonu z mieszkania, a nigdy tu nie była, więc nie wiem, czy będzie umiała tu trafić. No i obiecałem jej, że ją odbiorę—westchnąłem z cierpiętniczą miną
Do końca śniadania myślałem nad sposobem rozwiązania mojego problemu, co okazało się wcale nie taką trudną sprawą, za jaką miałem ją na początku. Idąc do pokoju dogoniłem Krafta, który śmiał się z jakiegoś tekstu Michaela.
—Hej, Stefan, mam nadzieję, że nie przeszkadzam ale miałbym do ciebie wielką prośbę—zwróciłem się do Austriaka, który uśmiechnął się do mnie życzliwie
—Mów, drogie dziecko, co leży ci na sercu—powiedział głosem psychiatry z typowych, dennych filmów, więc cała nasza trójka wybuchnęła śmiechem
—Zaprosiłem na dzisiejsze kwalifikacje i imprezę moją przyjaciółkę, ale zapomniała wziąć telefonu z domu, więc poprosiła, żebym ją odebrał. Problem w tym, że akurat kiedy przyjeżdża mamy pogadankę z Wernerem i nie mogę się z niej zerwać. Nie miałbyś może chwilki wolego czasu żeby zgarnąć ją z dworca?—spytałem starszego kolegę
—Nie ma sprawy. Co prawda miałem zadzwonić do Marisy, ale mogę to zrobić równie dobrze na skoczni. Razem z Michim przejdziemy ją odebrać
—Mam u ciebie dług, stary—odetchnąłem z ulgą i wyciągnąłem telefon—To ona—pokazałem sportowcom twarz Liz—Jest trochę wyższa od ciebie. Myślę, że nie powinniście mieć problemów ze znalezieniem jej. Nazywa się Elizabeth
—Damy radę—zaśmiał się Hayboeck—Tak swoją drogą pasuje do ciebie—dodał po czym odeszli, a ja zarumieniłem się jak piwonia
Idąc do pokoju całą drogę próbowałem wyrzucić z głowy komentarz blondyna, ale im bardziej się starałem, tym bardziej myślałem o brunetce. To prawda, że zawdzięczam jej wiele, ale jesteśmy przyjaciółmi. Oczekiwanie na każde spotkanie z nią wcale nie wykracza poza tą sferę, o uczuciu radości w jej obecności nie wspominając.
~Kogo ty oszukujesz, Wellinger—skarciłem sam siebie czując, że mimo moich usilnych starań moje uczucie wykroczyło już dawno poza strefę przyjaźni~A co jeśli to byłoby za szybko? Mogłaby dać mi kosza, a wtedy nici z przyjaźni. Sam nie wiem—westchnąłem otwierając drzwi do pokoju, na środku którego Stephan wciąż próbował swoich sił w walce z jogą
—A ty dalej upierasz się przy tej swojej gimnastyce? Trening ci nie wystarczy?—zaśmiałem się, tym razem na głos, delikatnie trącając przyjaciela, który stracił równowagę i poleciał na podłogę
—Zamorduję cię!—krzyknął brunet rozmasowując tyłek, który oberwał najbardziej w spotkaniu z dywanem—I to tak, że cię ta twoja nie pozna—zażartował
—Myślisz, że powinienem poprosić ją o chodzenie?—zapytałem siadając obok niego na kolorowej wykładzinie
—Jeśli tego chcesz, to tak—odpowiedział bez chwili zastanowienia
—A nie będzie zbyt szybko? Nie znamy się przecież aż tak długo...
—Stary, pół roku to mało? My po takim czasie już razem mieszkaliśmy—zażartował przypominając o momencie mojego debiutu
—No tak, ale potem się pokłóciliśmy i przeprowadziłem się do Andreasa...
—Ale się pogodziliśmy. Możesz postanowić, że jeśli wylądujesz w TOP 3, to ją poprosisz, a jak nie, to poczekasz—zaproponował, co uznałem za świetny pomysł, który pozwolił mi dłużej się tym nie przejmować
______________
Cześć miśki! Stęskniliście się?
Mam ochotę na maliny, a jeszcze tyle trzeba na nie czekać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro