Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ten, w którym on nie jest moim kochasiem


Elizabeth

Kiedy w końcu zakończyłam pełną stresu i przygód podróż, wyszłam na zaśnieżony peron w Ga-Pa. Mimo że była dopiero dziesiąta czterdzieści na dworze wcale nie było jasno, z powodu chmur spowijających błękitne zazwyczaj niebo. Dookoła mnie kłębiło się mnóstwo ludzi, co również nie ułatwiało widoczności. Pełno było młodych dziewczyn z flagami wymalowanymi na policzkach, sporo starszych pań i panów, którzy poubierani w grube kurtki, i szaliki wyglądali jakby wybierali się na Syberię, a nie konkurs skoków na co wskazywać mogłyby wszelkiego rodzaju flagi w ich dłoniach. Nie mogąc dostrzec w tłumie Andreasa usiadłam na jednej z drewnianych ławek stojących przy peronie i czekałam. Ponieważ nie miałam ze sobą telefonu, zaczęłam przyglądać się otoczeniu. Majaczące w oddali zarysy szczytów górskich tonęły w chmurach, z których właśnie zaczął prószyć delikatny śnieżek, który w okolicy torów od razu był ubijany przez tłoczących się pasażerów. Gdy w końcu na stacji, oprócz mnie, nie było już żywego ducha, zaczęłam się martwić. Odruchowo sięgnęłam po telefon, aby wykonać połączenie, ale nie wyczuwając urządzenia skarciłam się za swoje zapominalstwo. W momencie, gdy  miałam na własną rękę spróbować dotrzeć do hotelu, albo chociaż pod skocznię, znajdujące się niedaleko krzaki zaczęły się poruszać. Zaskoczona odsunęłam się od nich, a kiedy wyszli z nich dwaj mężczyźni, cali usypani śniegiem niczym Yeti, byłam gotowa do ucieczki. Moje serce przyspieszyło, a płuca wykonywały więcej, niż normalnie, wdechów i wydechów, ale od zerwania się do biegu powstrzymały mnie słowa jednego z nich:

—Spokojnie, Elizabeth. Andreas ma teraz trening i nie mógł cię odebrać, a nie chciał, żebyś się zgubiła—powiedział niższy otrzepując swojemu towarzyszowi plecy ze śniegu

—Dlatego poprosił nas, żebyśmy dostarczyli cię pod skocznię—dodał drugi, zrzucając koledze biały puch z czapki w odcieniu fioletu

—A kim wy jesteście, jeśli mogę spytać?—Posłałam im podejrzliwe spojrzenie, które chyba wprawiło ich w zakłopotanie.

—Ja jestem Stefan Kraft, a to mój przyjaciel, Michael Hayboeck—przedstawił niższy—Pójdziesz z nami, czy mamy ściągać na Andreasa gniew trenera za opuszczony trening?—dodał widząc, że wciąż się waham

—Pod warunkiem, że wyjaśnicie mi, co robiliście w krzakach—zaśmiałam się próbując ukryć niemal niezauważalny uśmieszek i ruszając w kierunku głównej ulicy

—To był twój pomysł, tłumacz się!—krzyknął Stefan odbiegając na bezpieczną odległość od blondyna

—Jasne, bo to ja lubię przyglądać się fanom z bliska—zaśmiał się Michael i udając, że wiąże buta zebrał w dłonie śnieg, który uformował w kulkę i rzucił w kierunku przyjaciela

—Już ja ci dam!—zdenerwował się Kraft, którego śnieżka uderzyła w czoło

W jednej chwili rozpętała się pomiędzy nimi prawdziwa śnieżna bitwa. Po mojej lewej stał Hayboeck, który ukrył się za drzewem, a po prawej leżący za zaspą Kraft. Całkiem zabawnie się ich oglądało do momentu, w którym i ja nie oberwałam. Nie mogłam puścić im płazem tej haniebnej zbrodni, więc schowałam się za stojący przy drodze samochód i również rozpoczęłam natarcie. Śmiałam się niemiłosiernie, kiedy udało mi się trafić, jednocześnie nie będąc trafioną. W końcu jednak, kiedy Stefan poślizgnął się na lodzie, opamiętaliśmy się. Michael natychmiast podbiegł do kolegi, który skorzystał z okazji i z tryumfalnym uśmieszkiem wrzucił mu odrobinę śniegu za kołnierz.

—Zapamiętam to sobie.—Hayboeck pogroził mu palcem wyciągając roztapiający się śnieg spod kurtki.—Tak właściwie, to chyba jesteśmy spóźnieni—stwierdził, rozglądając się dookoła—Nikogo nie ma, czyli trening pewnie zaraz się zacznie.—Na jego twarzy od razu wymalowało się przerażenie.

—Umiesz szybko biegać?—zapytał Stefan i nie czekając na moją odpowiedź złapał mnie za rękę, po czym pociągnął w kierunku widocznej już dość dobrze skoczni

Zziajani dotarliśmy pod obiekt, gdzie kłębiło się kilkaset osób, które przybyły oglądać kwalifikacje. O ile Stefan i Michael nie mieli problemu z ochroniarzem, który nie wymagał od nich nawet okazania akredytacji, tak ja nie miałam już tak łatwo. Nie pomogły tłumaczenia, że jestem z nimi, mężczyzna pozostał nieugięty. Prosząc, bym chwilkę poczekała, mężczyźni odbiegli w kierunku kilku kontenerów stojących jeden na drugim. Po kilku minutach niezręcznej ciszy pomiędzy mną, a ochroniarzem, pojawił się mój wybawiciel- Andreas razem z moją akredytacją. Od momentu pokazania jej, ochroniarz nie sprawiał problemów i bez najmniejszego oporu przepuścił mnie dalej.

—Przepraszam za to.—Zakłopotany Wellinger podrapał się po głowie.—Nie pomyślałem, że nie zdążycie wrócić do hotelu przed kwalifikacjami i nie dałem im twojej wejściówki

—Nie ma problemu—zaśmiałam się—Najważniejsze, że udało ci się wszystko naprostować.—Szeroko się uśmiechnęłam.—Nie jest ci niewygodnie chodzić w tych butach?—spytałam patrząc na jego narciarskie obuwie

—Normalnie w nich nie chodzę, ale kiedy Michael i Stefan do mnie przyszli, wybierałem się już powoli na górę—wyjaśnił

—W takim razie nie będę ci przeszkadzała. Powodzenia—Pomachałam mu i przeniosłam się z torbą w okolice barierek, gdzie wszystko było widać jak na dłoni.

Z podziwem przyglądałam się sportowcom, którzy z pełnym profesjonalizmem wykonywali swoją robotę bez chwili zawahania. Zafascynowali mnie do tego stopnia, że nie zauważyłam nawet kiedy podeszła do mnie parę centymetrów niższa ode mnie blondynka.

—Pierwszy raz na zawodach?—zagaiła, na co aż podskoczyłam, nikogo się nie spodziewając

—Nie, miałam okazję być wczoraj w Oberstdorfie, ale nie miałam możliwości zbyt dokładnie przyjrzeć się konkursowi—uśmiechnęłam się lekko, więc kobieta odpowiedziała mi tym samym—Elizabeth Stein—przedstawiłam się

—Marisa Probst—blondynka uścisnęła moją wyciągniętą dłoń—Może to trochę wścibskie z mojej strony, ale mogę wiedzieć, kto cię zaprosił?

—Andreas. Wellinger—dodałam, widząc, że nie ma pewności, o kim mówię

—Lubicie się?

—Gdybyśmy się nie lubili, nie stałabym w tej chwili w tym miejscu—odpowiedziałam nieco zirytowana jej ciekawskością i ponownie skupiłam całą swoją uwagę na zawodnikach

Przeszkadzało mi podśpiewywanie pod nosem Marisy, więc udając, że idę do łazienki, wymigałam się od dalszego towarzystwa upierdliwej blondynki. Spacerowałam przy barierkach, nie spuszczając oczu  z zeskoku, aż natrafiłam na robiącą zdjęcia brunetkę. Widząc, że jest zajęta, nie odzywałam się, po prostu stojąc obok niej i oglądając szybujących sportowców. To ona pierwsza wyciągnęła rękę przedstawiając się jako Camila.

—Jesteś fotografem?—spytałam przyglądając się jej profesjonalnym pozom do robienia zdjęć

—Tylko hobbystycznie. Zawsze kiedy Michael zaprosi mnie na skoki, albo ja mu zaproponuję, że wpadnę, korzystam z okazji i pstrykam mu trochę zdjęć w powietrzu. Mam już zapełnioną prawie całą ścianę w sypialni—zaśmiała się

—Też wybierasz się dzisiaj na to jakieś przyjęcie noworoczne?—zapytałam po chwili ciszy

—No pewnie! Zawsze robią cudowną imprezę, nawet jeśli jest bezalkoholowa! Najfajniejsze są maski i zgadywanie, którą kobietę zaprosiłeś!—powiedziała podekscytowana—Ja już ci powiedziałam, z kim idę, ale ty jeszcze mi tego nie zdradziłaś. To jak?—zrobiła ciekawską minę szturchając mnie w bok

—Z Andreasem Wellingerem—odpowiedziałam i chciałam kontynuować, ale kobieta przerwała mi

—Ty szczęściaro! Wiele osób chciałoby się z tobą zamienić. Chociaż mój Michael też jest niczego sobie—zaśmiała się

—Co miałaś na myśli, mówiąc o rozpoznawaniu partnerek?—wróciłam do interesującego mnie tematu

—Na tej imprezie, co roku, uczestniczki chodzą w maskach, co ma za zadanie urozmaicić wieczór. Przeważnie sprowadza się to do tego, że mniej więcej w połowie zabawy wszystkie panny siadają na krzesłach i są rozpoznawane przez swoich partnerów. Jeśli podchodzi do ciebie nie twój, możesz, a nawet powinnaś, bez oporów dać mu z liścia—wyjaśniła—Nie martw się, wszyscy dostają maski na wejściu—uspokoiła moje obawy—Hej, mam pomysł. Może żeby utrudnić twojemu kochasiowi rozpoznanie cię, razem z moją koleżanką zamkniemy się w pokoju mojego chłopaka, a jego wyrzucimy na ten czas do twojego i Leyhe, co ty na to?—paplała jak najęta

—On nie jest moim kochasiem—oburzyłam się—Tylko się przyjaźnimy—dodałam, na co Camila uśmiechnęła się

—Szczegół. To jak?

______________

Nie było mnie tu pewnie miesiąc, albo dłużej, ale to szczegół. Jeśli coś się jeszcze pojawi na wakacjach to nie mam pojęcia kiedy, bo czuję, że Wattpad to już nie ten Wattpad którego pokochałam i od niego też odpoczywam. Ale najpóźniej od września się poprawię! Buziaki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro